Czy epidemie zabiją wystawy?

Jest na świecie kilka kultowych wystaw bydła mlecznego. Jedną z nich jest Wystawa Bydła Mlecznego w Cremonie, będąca częścią Międzynarodowych Targów Zootechnicznych we Włoszech (Fiere Zootecniche Internazionali di Cremona). Odbywa się ona tradycyjnie w ostatni weekend listopada. Jest to wydarzenie o szczególnym znaczeniu dla naszego kraju, ponieważ właśnie tutaj w 2010 roku, po raz pierwszy w historii polskiej hodowli, Zarząd Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka podjął decyzję o udziale polskich krów w konkursie w ramach Europejskiego Czempionatu Bydła Holsztyńskiego.

tekst i zdjęcia: Mieczysław Kopiczko

wystawa, która odbyła się w dniach 28–30 listopada skierowana była do wszystkich zainteresowanych hodowlą bydła mlecznego. Na wydarzeniu zawsze można spotkać wielu hodowców z Polski, którzy zwiedzanie pięknych Włoch łączą z oglądaniem zwierząt i udziałem w targach poświęconych produkcji rolniczej. Ogrom zwierząt, poziom wystawianych krów i jałówek oraz fantastyczna oprawa na ringu i wokół niego pozwalały czuć się tam jak w prawdziwej świątyni hodowli. Na ten rok organizatorzy zapowiadali około 600 zwierząt ze 150 hodowli z 7 krajów. Chęć udziału w tegorocznej wystawie zadeklarowali również polscy hodowcy, którzy ostatecznie jednak zrezygnowali z prezentacji swoich zwierząt w Cremonie. Ale zacznijmy od początku…

Pojechaliśmy tam z Emilią Zawadzką-Rembowicz, żeby podpatrzeć rozwiązania, które można byłoby wprowadzić na polskich wystawach, słowem by „zbadać teren”, bo polscy hodowcy wyrażają chęć, aby ponownie pojawić się tam ze swoimi krowami. Jako doradcy ds. hodowli chcieliśmy zobaczyć, jakie są trendy i buhaje, po których wystawiane są zwierzęta, oraz co się sprzedaje na aukcji materiału hodowlanego – to bowiem wyznacza przyszłość hodowli. Już piątkowa aukcja, która zawsze ma wspaniałą oprawę, pozwoliła nam sądzić, że to będzie inna wystawa. Chociażby dlatego, że na aukcji nie wystawiano żywych zwierząt, ich prezentacja odbywała się wyłącznie na telebimach, najdroższa jałówka została sprzedana za „jedynie” 12 000 euro (w poprzednich latach padały kwoty rzędu nawet 30 000 euro), a do licytacji stanęła mniejsza niż zwykle liczba kupujących.

W sobotę zaczęliśmy od szukania hali z ringiem głównym na kilka tysięcy widzów. Okazało się, że w tym roku konkurs Młodego Hodowcy i wycena zwierząt odbędą się na niewielkim ringu w hali, gdzie zawsze stały tylko zwierzęta. Trzeba przyznać, że pięknie przygotowanym z ogromnymi telebimami, które „robią robotę”. Powód tej zmiany okazał się prozaiczny – brak zwierząt na wystawie. Przyczyna? Szerząca się w Europie choroba niebieskiego języka (blue tongue). Z okolicznych hodowli przywieziono około 20 jałówek, żeby móc zorganizować konkurs Młodego Hodowcy, i 9 krów, aby przeprowadzić przynajmniej jakiś czempionat. Przy zwierzętach pracowali młodzi hodowcy, którzy potem wystartowali w konkursie. Wygrała dziewczyna z Litwy, Ginta Meikulane. Krowy wystawiono w dwóch kategoriach wiekowych: pierwsza do 32. miesiąca życia (4 krowy – wygrała krowa po buhaju Conway), druga grupa w kategorii 32.–48. miesiąc życia (5 krów – wygrała córka Helixa).

W obliczu narastającego zagrożenia chorobą niebieskiego języka większość wystawców wycofała się z udziału w wystawie. Byliśmy zawiedzeni – i nie tylko my. W rozmowach często pojawiały się pytania, czy nie należało wcześniej podjąć decyzji o odwołaniu wydarzenia, by uniknąć niepotrzebnych kosztów i wysiłków organizacyjnych, nie tworzyć czegoś na „siłę”. W powietrzu unosiło się rozgoryczenie.

Niepokój dało się odczuć również wśród polskich hodowców obecnych na targach. W ich głosach pobrzmiewała troska o przyszłość polskich wystaw hodowlanych oraz nadzieja na podejmowanie mądrych i odpowiedzialnych decyzji w obliczu rozprzestrzeniającej się choroby.

Ale targi to nie tylko zwierzęta. Ogromna liczba odwiedzających pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość. Może się obronimy. 

Nadchodzące wydarzenia