Bo w hodowli bydła trzeba mieć cel!

Czym jest cel hodowlany? Jak ważna jest sama praca hodowlana i co trzeba zrobić, żeby mieć bardzo dobre stado? Na te i inne pytania odpowiedzieli nam Felicjan Pikulik i Mariusz Meller, prezes i wiceprezes Stadniny Koni w Dobrzyniewie sp. z o.o., która słynie z rewelacyjnego stada bydła mlecznego. Zaznaczyć trzeba, że obydwaj panowie doskonale znają się na rzeczy, o czym chociażby świadczy fakt, że aktywnie udzielają się w Radzie Hodowlanej i Radzie Programowej, czyli organach decydujących de facto o całokształcie krajowej hodowli bydła.

rozmawiał: Mateusz Uciński

Mateusz Uciński: Panowie, jak Waszym zdaniem ważna jest hodowla, czyli działania hodowlane w prowadzeniu dobrego gospodarstwa mlecznego?
Felicjan Pikulik: Wiadomo że z gospodarstwem mlecznym nie jest tak, że dzisiaj się je zapoczątkuje i od razu jest. Wypracowanie podstawy tej hodowli wymaga długiego okresu, bo jest to trudne zarówno dzisiaj, jak i było kiedyś. Żeby utrzymywać dobre stado rasy holsztyńsko-fryzyjskiej, trzeba przebyć naprawdę długą drogę. Potrzeba nie tylko wiedzy genetycznej, która jest niezbędna, i tutaj nie ma nad czym dyskutować, ale ważnych jest również wiele innych czynników, takich jak odpowiednie środowisko, zapewniony dobrostan na bardzo wysokim poziomie, a także precyzyjne żywienie, bo to jest bydło typowo mleczne, nastawione na produkcję tego surowca. Jest szereg tego typu czynników i na dopracowanie pożądanych cech genetycznych takiego bydła potrzeba lat, cierpliwości, a przede wszystkim wiedzy. Później dochodzi jeszcze oczywiście doświadczenie, bo na nim również bazujemy, żeby osiągnąć efekty, na których nam zależy. Korzystamy z możliwości doszkalania się, zapewnianych chociażby przez Federację, która oferuje nam wiele potrzebnych narzędzi i informacji. To wszystko pozwala odpowiednio dbać o nasze zwierzęta.

Mariusz Meller: Dopowiem jeszcze tylko, że jeżeli chodzi o program hodowlany, to jego bardzo ważnym elementem jest oczywiście cel hodowlany, który w każdym gospodarstwie ma zbieżny charakter, ale różni się pewnymi szczegółami. Najważniejsze, żeby ten cel był konsekwentnie przestrzegany i realizowany, bo jeżeli konsekwentnie realizujesz swój cel hodowlany, to prędzej czy później dochowasz się pożądanego stada, dojdziesz do danego poziomu genetycznego czy wydajnościowego, jakiego wymagasz. Należy również zapewnić stabilność indeksów syntetycznych, którymi się posługujemy. Muszą one odpowiadać na nasze potrzeby jako hodowców, ale także być stabilne, żeby zapewniało nam to trwały trend genetyczny w przyszłości.

Czym jest trend genetyczny?
M.M.: Jeżeli chodzi o trendy genetyczne, to jest to pojęcie typowo z zakresu genetyki. Natomiast jeżeli konsekwentnie dobieramy odpowiednie buhaje, prowadzimy programy hodowlane, to na przestrzeni wielu lat będziemy widzieli, jak osiągamy kolejne poziomy w cechach niskoodziedziczalnych, bo to jest bardzo ważne i determinuje opłacalność produkcji. Są to cechy z zakresu rozrodu czy zdrowotności. Dodatkowo progres będzie także widoczny w cechach z zakresu wydajności mleka czy to suchej masy. Patrząc na całą populację bydła w Polsce, obserwujemy, jaki następuje postęp zarówno w cechach zdrowotnych, niskoodziedziczalnych, jak i wysokoodziedziczalnych. Wiadomo że jest to trend genetyczny, czyli cechy genetyczne i środowiskowe, które także na to wszystko oddziałują. To, co pan prezes przed chwilą powiedział, ta wiedza, jej transfer poprzez Polską Federację, poprzez wyjazdy szkoleniowe, konferencje – to wszystko jest bardzo ważne, bo pozwala nam się doskonalić. Z jednej strony mamy tu postęp genetyczny, a z drugiej właśnie postęp wszystkich cech środowiskowych, dobrostanu, żywienia czy zarządzania, ponieważ wszystko ze sobą współgra. Ten trend genetyczny widzimy na przestrzeni lat i tym łatwiej to zauważyć na przykład od momentu, kiedy pojawiła się selekcja genomowa, którą w naszej spółce robimy zarówno w kraju, jak i w Stanach Zjednoczonych.

F.P.: Pamiętam okres – pozwolę sobie wrócić do historii – kiedy nie mieliśmy w ogóle pojęcia o prowadzeniu holsztyno-fryza. Trzeba było wyjechać i podpatrzyć. Pierwsze wyjazdy zostały zorganizowane do Stanów Zjednoczonych i Kanady – oni już mieli krowy „stuprocentowe”. Oglądaliśmy, na jakim etapie genetycznym są te stada i w jakich warunkach funkcjonują. W tych krajach wszystko było dopasowane do grup żywieniowych, podzielone na określony czas po wycieleniu itd. To, co zobaczyliśmy, spowodowało, że my także zaczęliśmy patrzeć inaczej na hodowlę i przenosić pewne rozwiązania na polski grunt. Bo po co na nowo odkrywać coś, co ktoś już zrobił i ma efekty. Teraz, po latach i my mamy efekty. Dzięki wycenie genetycznej i transplantacji zarodków dzisiaj od tysiąca krów sprzedajemy rocznie ok. 400 sztuk pierwiastek! Jeszcze jedna rzecz, która jest bardzo istotna: można mieć świetną genetykę, dobrostan, poukładane żywienie, możemy mieć wszystko, ale jedną z najważniejszych rzeczy jest dbanie o zdrowotność, czyli wszelkiego rodzaju profilaktyka, żeby wartości naszych stad nie obniżały choroby. Bo jeżeli będziemy mieli super materiał genetyczny, ale będą tkwiły w nim jednostki chorobowe, to co to jest za materiał genetyczny…?

Panowie, macie renomę, macie wspaniały materiał hodowlany, świetne stado. To jest bezsprzeczne. Jaki w takim razie jest teraz Wasz cel hodowlany? Do czego dążycie?
M.M.: Kiedy mówimy o celu hodowlanym i tym, do czego dążymy, to na pewno do długowiecznej, rentownej krowy. Chcemy, żeby taka krowa przyniosła jak największe korzyści finansowe. Dlaczego? Po to, żebyśmy mogli się rozwijać dalej, żeby rozwijało się nasze przedsiębiorstwo. Zatem potrzebujemy właśnie takich długowiecznych, produkcyjnych krów. Bo wysokowydajne krowy mamy, natomiast tutaj musimy sobie zdać sprawę, że w hodowli tzw. sufitu niestety nie ma. Cały czas idziemy do przodu. Nauka i możliwości stada się rozwijają. Od 15 lat pracuję tutaj i wiele razy mi się wydawało, że już osiągamy maksimum możliwości stada, a jednak tak nie było. Oprócz długowieczności bardzo ważna jest zdrowotność, czyli cecha niskodziedziczalna, która pozwoli nam produkować. Dlatego też w tym kierunku idziemy. Długowieczne krowy z odpowiednim eksterierem to przyszłość, a żeby krowa była długowieczna, musi mieć zdrowe nogi i dobrze położone wymię. To dzięki temu możemy hodować krowy stutysięcznice, których jest w naszym stadzie coraz więcej.
F.P.: To, co powiedział Mariusz odnośnie do wymienia, to podstawa. Krowa to fabryka mleka i trzeba jej stworzyć jak najlepsze warunki. Tak jak ludziom przy jej obsłudze. W związku z tym należy genetykę doskonalić, bo ta genetyka, pozwoli osiągnąć zdecydowanie większy standard i komfort produkcji. A co do kwestii opłacalności, to chcielibyśmy mieć tutaj 1400 krów, w dwóch oborach, w jednym, powiedziałbym, skupieniu, gdzie zostałyby stworzone jak najlepsze warunki dla tych zwierząt. Nowoczesne, dające tym krowom możliwość produkcyjną. Poza tym widzimy, jak zmienia się krajobraz hodowlany w naszym kraju, ludzi do pracy w rolnictwie brakuje, postępuje automatyzacja doju i samego gospodarstwa. Przed tym nie uciekniemy. Trzeba doskonalić nowe rozwiązania, tak by były jak najbardziej przyjazne krowie. To daje później wymierny efekt w produkcji i w ekonomii. Bardzo dobrze, że Federacja wprowadziła Indeks Ekonomiczny, bo to jest niezwykle ważne. Warto wiedzieć jak najwięcej o swoim stadzie i jego możliwościach czy potencjale i porównywać się z innymi.

Jak powiedział Pan Prezes, trzeba się porównywać, to prawda. A okazją do takich porównań są wystawy. Jak podchodzicie do tych wydarzeń, czy są one dla Was okazją, żeby zaprezentować swoje osiągnięcia?
F.P.: Oczywiście, bo to jest także forma reklamy. Absolutnie nie zaniedbujemy wystaw, zwłaszcza że w swoim stadzie sami dążymy do osiągnięcia wzorca idealnej krowy. Tylko, tak szczerze powiedziawszy, to chyba nie ma takiego wystawowego wzorca. Dlaczego? Bo przyjeżdża sędzia X z kraju, który nie ma takiego postępu hodowlanego albo gdzie wymogi bardzo się różnią, bo przecież są różnice pomiędzy bydłem amerykańskim, włoskim, szwajcarskim czy pochodzącym z innych krajów. Kiedy jedziemy na wystawy, to zwykle mówimy, że naszym największym przeciwnikiem jest sędzia. Bo nie wiemy, co on będzie wybierał: małe sztuki czy duże, czy to, czy tamto. A każdy sędzia ma swoje preferencje. Podchodzimy do wystaw bardzo poważnie, zwłaszcza że coraz częściej słyszymy opinię, że nasze sztuki nadążają za tymi prezentowanymi na najlepszych światowych wystawach i mogłyby na nich odegrać może nie medalową, ale istotną rolę.

M.M.: Jeśli chodzi o wystawy, to bez dwóch zdań jest to możliwość porównania swoich zwierząt do całości populacji. Najważniejsze, żeby odbywało się to na zasadach fair play, żeby dobrze funkcjonowały wszystkie powołane na tę okazję komisje. W naszej hodowli bardzo zwracamy uwagę na linie żeńskie, i trzeba zaznaczyć, że protoplastkę naszej czołowej linii, krowę O’kalibrę, zobaczyliśmy na wystawie we Friburgu w 2013 roku, którą wygrała. Po latach zaimportowaliśmy od niej zarodek i pierwsza dobrzyniewska O’kalibra urodziła się 26 grudnia 2019 roku. W ubiegłym roku wygrała krajową wystawę w Poznaniu, a jej córka została w tym roku superczempionką na wystawie w Minikowie.

Proszę opowiedzieć o liniach hodowlanych w Dobrzyniewie.
M.M.: Od 2009 roku prowadzę program hodowlany i dobieram odpowiednie buhaje. Tak jak wspomniałem, główna linia wystawowa to O’kalibra, a pierwsza krowa z tej linii urodziła się 26 grudnia 2019 roku, a 15 lutego 2024 roku urodziła się ostatnia, i to już jest O’kalibra 26, czyli linia istnieje 5 lat. Inną linią, nad którą pracujemy, jest linia Barbie, którą zakupiłem 18 września 2015 roku z Holandii, z Koepon Farm, i 8 czerwca urodziła się jej ostatnia już pewnie prapraprawnuczka. Inne cenne dla mnie linie to Sasanka, D-opala i Diomena. Są one dla mnie bardzo istotne ze względu na nasz wewnętrzny program hodowlany i stanowią w naszym stadzie „jądro hodowlane”, w którym prowadzimy cały czas intensywną pracę. Naturalnie są jeszcze inne linie, nad którymi prowadzimy prace i absolutnie nie są to złe linie, zwłaszcza że używamy nasienia bardzo dobrych buhajów, ale te, o których wspominałem wcześniej, to crème de la crème naszej hodowli. Stosujemy embiotransfer (ET), ok. 100 zarodków przekładamy w skali roku, i na ogół przekładamy je z naszego materiału wewnętrznego, ale co roku sobie wyszukuję jakieś ciekawe rodowodowo pary rodzicielskie w Holandii, Irlandii czy Stanach Zjednoczonych. Bardzo ważna jest dla mnie wartość hodowlana zakupywanych zarodków, którą w przyszłości weryfikuję przeżyciowo, poprzez ocenę użytkowości oraz typu i budowy, z panem Romanem Januszewskim z PFHBiPM.

Skoro mówimy o Federacji, w tym roku świętujemy 20-lecie Działu Hodowli PFHBiPM. Jak byście ocenili pracę tego działu. Czy Federacja wpłynęła na rozwój hodowli przez ostatnie dwie dekady w Polsce?
F.P.: To pytanie jest bardzo dobre, i powiem jedno: gdyby Federacji nie było, to nie wiem, czy dzisiaj byłaby w ogóle hodowla w naszym kraju. Federacja dała dużo instrumentów, bardzo dużo narzędzi pomocnych w naszej pracy. Notabene cały czas daje i cały czas się rozwija. Wiem, że jest dużo krytykantów takich czy innych wobec tego, co robi PFHBiPM, ale trzeba spojrzeć ileś lat wstecz i na sytuację obecną, na to, jak dzięki Federacji zmienił się poziom polskiej hodowli. Trudno to porównywać – taka organizacja musi istnieć. Musi, jeżeli chcemy być jeszcze hodowlą rodzimą, polską, aktywnie w tym uczestnicząc. Dziwię się niektórym, że tego nie dostrzegają. To widać gołym okiem, jeżeli trzeźwo się na to spojrzy, a my z tych federacyjnych narzędzi i usług korzystamy i wiemy, o czym mówimy.

M.M.: Tak jest. Różnica między definicją hodowli a chowem jest potężna i gdyby nie te narzędzia, które daje właśnie Polska Federacja, nie moglibyśmy prowadzić naszej hodowli: ocena użytkowości, ocena wartości hodowlanej, ocena typu i budowy, to są narzędzia, które pozwalają później weryfikować wartość hodowlaną buhajów. Musimy sobie zdać sprawę, że to, co my, hodowcy robimy w swoich stadach, później ma wpływ na wartość hodowlaną buhajów. Jeżeli gdzieś ktoś dostarcza nierzetelną informację, to ta informacja o tym buhaju także pozostaje nierzetelna. Tak jest zarówno w programach hodowlanych, jak i w programach żywieniowych. Dlatego też, jeżeli my, hodowcy, będziemy globalnie jako Polska przekazywali rzetelne informacje, wtedy również będziemy mogli liczyć na rzetelny postęp hodowlany – i to jest bardzo ważne! Wspiera nas w tym Federacja i jej Dział Hodowli, dbając o to, by wspomniana wymiana danych działała jak najlepiej.

Panowie, chciałem zadać ostatnie pytanie. Jaką radę dalibyście hodowcom. Nie producentom, tylko właśnie hodowcom, obojętnie czy małym, czy dużym, jak prowadzić dobrą hodowlę. Na co zwracać uwagę?
F.P.: To jest bardzo trudne pytanie. Ale powiem tak – jeżeli ktoś chce się zajmować hodowlą, musi tę hodowlę cierpliwie kontynuować. Nie może być tak, że gdy gdzieś mleko tąpnie, to ja już nie będę swojego celu hodowlanego, który sobie wyznaczyłem na określony czas, realizował. Bo wtedy będziemy się tylko cofać. Bo w hodowli trzeba mieć cel. Trzeba go sobie wyznaczyć i mieć merytoryczną świadomość, jak takie zamierzenia realizować. Jeżeli się widzi ten cel i cały czas się go realizuje, to jest to największy wyznacznik dla ewentualnego hodowcy, który chce kreować hodowlę i postęp w Polsce i być tym, który chce oddziaływać także na środowisko producenckie.

M.M.: Uważam, że zakup nasienia należy traktować jako inwestycję, i to taką na lata, która na pewno się zwróci. Wiadomo że nasienie wysokiej wartości hodowlanej zawsze jest droższe, ale w dłuższej perspektywie ten zakup zawsze się obroni. I tak jak pan prezes przed chwileczką powiedział, należy konsekwentnie realizować swój cel hodowlany. Jeżeli myślisz o czymś więcej, o rozwoju swojego stada, to polecałbym połączenie embriotransferu i selekcji genomowej, co pozwoli na prawdziwy rozwój prowadzonej hodowli. No i cierpliwość, bo prowadzenie dobrej hodowli bydła mlecznego wymaga niekiedy lat, żeby zobaczyć efekty. 

Reklama

Nadchodzące wydarzenia