Cieszymy się szacunkiem na całym świecie!
– Pamiętam, że krowy miały myte ogony płynem Joanna, a Górale na wystawę do Szepietowa jechali tydzień! – O początkach PFHBiPM rozmawiamy z Leszkiem Hądzlikiem, prezydentem organizacji.
rozmowa i zdjęcia: Marcin Jajor
Jak wspomina Pan początki i swoją rolę w powstaniu wspólnej organizacji hodowców bydła mlecznego w Polsce?
W latach 80.–90. ubiegłego wieku w Polsce funkcjonowały związki regionalne, które ze sobą współpracowały. Główną areną działań i spotkań były wówczas wystawy hodowlane bydła mlecznego – zarówno o zasięgu regionalnym, jak i krajowym. Szczególnie dobrze pamiętam uroczysty charakter wrześniowych wystaw na warszawskim Służewcu, gdzie spotykali się hodowcy różnych gatunków zwierząt. W tym miejscu musimy się też cofnąć do wystaw koni, które organizowałem w Pudliszkach w ramach działalności w Wielkopolskim Związku Hodowców Koni (WZHK). Szybko narodziła się idea, żeby podobne spotkania organizować oddolnie również dla hodowców bydła. Udało się to dzięki współpracy ze Stanisławem Kautzem. Podczas wspólnej organizacji wystaw nie było miejsca na żadne improwizacje. To była wielkopolska przedsiębiorczość w czystej postaci i jedno z kół napędowych rozwoju Wielkopolskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka, którego najpierw byłem członkiem, a potem w latach 90. – sekretarzem. Niezależnie od tej aktywności w 1998 roku zostałem wybrany prezesem WZHK i mam poczucie, że to wówczas zyskałem także w oczach hodowców bydła. Po tym, jak w 1995 roku na bazie związków regionalnych i rasowych zawiązała się PFHBiPM, dwukrotnie zaproponowano mi objęcie funkcji jej prezydenta, ale – ze względu na ogromne wyzwania, z jakimi borykałem się we własnym gospodarstwie – dwukrotnie odmawiałem. Nie obawiałem się wyzwań, a raczej tego, ile czasu będzie trzeba na nie poświęcić kosztem rodziny i innych obowiązków. Miałem jednak ogromne wsparcie ze strony Stanisława Kautza, z którym z marszu ruszyliśmy do spraw organizacyjnych, w czym wspierały nas regionalne związki.
Jaki był wasz główny cel?
Mój charakter kształtował się na boisku do piłki nożnej, w którą grałem na poziomie 3.–4. ligi. Zawsze wychodziłem z założenia, żeby mieć pretensje najpierw do siebie, a dopiero potem do innych. Skupiałem się na tym, co trzeba wypracować, i wprowadzałem to w życie. Dzięki temu mój zespół zyskiwał, a ja przez pięć lat z rzędu wygrywałem konkurs na najlepszego kapitana (okręg Zielona Góra, Leszno, Legnica). Od tamtego czasu nauczyłem się, że w życiu zawsze trzeba mieć cel. Naszym było uspołecznienie polskich hodowli, ale i zjednoczenie ludzi. Bo choć nasz kontakt ze światem był wówczas ograniczony, to mimo wszystko docierały do nas sygnały o tym, że hodowla bydła przechodziła w ręce hodowców. U nas nadal trzymało nad nią pieczę państwo.
Niestety, przez wiele lat przedstawiciele ówczesnego kierownictwa resortu rolnictwa nie wierzyli, że jesteśmy w stanie pokierować hodowlą krów mlecznych, którą wówczas traktowano w bardzo urzędniczy sposób. W zderzeniu z dezaprobatą i brakiem zaufania, a wręcz próbami poróżnienia, na chłodno punktowaliśmy wszystkie założenia i zmiany organizacyjne. Byliśmy też zdeterminowani i mówiliśmy jednym głosem.
Rozmowy były bardzo trudne i aż do 2003 roku nie przynosiły żadnych rezultatów. Tłumaczono nam, że związki nie spełniają odpowiednich wymogów, ale z drugiej strony nie nakreślono nam też konkretnych wytycznych. Ostatecznie – zgodnie z przedstawionym przeze mnie planem – najpierw, tj. w 2004 roku, przejęliśmy prowadzenie ksiąg hodowlanych bydła ras mlecznych, a po dwóch latach ocenę wartości użytkowej krów mlecznych. Tu bardzo ważną rolę odegrała Teresa Piechowska, która dała się poznać jako osoba z dużą wiedzą, a przy tym zdyscyplinowana i otwarta. Jej pracowitość i doświadczenie w zakresie prawa były nieocenione, tym bardziej że resort rolnictwa cały czas bacznie przyglądał się wszystkim naszym działaniom.
W międzyczasie odbyła się pierwsza organizowana przez PFHBiPM Ogólnopolska Wystawa Bydła Hodowlanego w Szepietowie. Jak wpłynęła na dalsze losy organizacji?
To był punkt zwrotny, dzięki któremu zyskaliśmy mandat zaufania do twardych rozmów związanych z przejęciem ksiąg hodowlanych, a potem oceny użytkowości krów mlecznych. Ale od początku. Pamiętam, że było bardzo gorąco, ale organizacyjnie wszystko było dopięte na ostatni guzik, w tym m.in. bardzo dbaliśmy o bezpieczeństwo, bo jeden wypadek mógł przekreślić wszystkie wysiłki. Zebrała się pełna widownia i hodowcy z całej Polski, w tym Górale, którzy jechali tydzień! Panowała prawdziwa euforia i duma, bo hodowcy wiedzieli, że PFHBiPM organizuje wystawę dla nich i w ich imieniu. Pamiętam też reakcję widowni, która na czyste i doskonale przygotowane krowy – patrzyła z podziwem, bo ten widok zupełnie odbiegał od dotychczasowego obrazu wsi. Do dzisiaj uważam, że wystawy hodowlane są znakomitą promocją hodowli bydła w Polsce. Dzięki nim zmniejszamy dystans do konsumentów mleka. Wracając jednak do Szepietowa, skala i powodzenie tego przedsięwzięcia pokazały nasz profesjonalizm, odpowiedzialność, determinację, dobrą organizację i wiedzę, co zaskoczyło ówczesnych przedstawicieli KCHZ i resortu rolnictwa. W ten sposób uzyskaliśmy mandat do wyznaczania kierunku rozwoju hodowli krów mlecznych w Polsce.
W 2006 roku ruszyła ocena wartości użytkowej krów pod pieczą PFHBiPM. Co było wówczas najtrudniejsze z perspektywy raczkującej organizacji?
Do podpisania rozporządzenia upoważniającego PFHBiPM do prowadzenia oceny krów mlecznych w Polsce doszło jesienią 2005 roku. Po wielkich przygotowaniach 1 lipca przejęliśmy 1200 pracowników, którzy wówczas oceniali ponad 500 000 krów i zachowali dotychczasowy charakter pracy. Mając bliski kontakt z hodowcami bydła, spodziewali się zmian związanych z uspołecznieniem hodowli. Dlatego zostaliśmy przyjęci z entuzjazmem. Szefem oceny został Zbigniew Urny. Pracowaliśmy na sprzęcie użyczonym, w tym w laboratoriach i samochodach. Nie zakładaliśmy, że chcemy coś niszczyć, a raczej chcieliśmy dać siłę napędową do dalszego rozwoju. W tamtych czasach skrzynki z próbkami mleka nierzadko były nadawane… pociągiem, a wyniki analizy mleka niekiedy przychodziły pocztą dopiero po tygodniu. Dziś mamy je następnego dnia. Zmieniło się też to, że dawniej zootechnika oceny nie interesowało, jak z wyników oceny wartości użytkowej krów korzysta hodowca. Były też wówczas zupełnie inne realia, tj. nikt nie przywiązywał aż tak dużej wagi przykładowo do LKS w mleku. Nie było takiej świadomości. Dziś wszyscy potrzebują informacji, bo z tym wiąże się bardziej efektywna praca i większy zysk. Dzięki stopniowemu rozwojowi własną pracą i zapałem oraz dzięki hodowcom, którzy korzystają z naszych usług, stopniowo rozwijaliśmy naszą infrastrukturę. Posiadamy majątek własnościowy, który jest wizytówką naszej organizacji i czymś, co wyróżnia nas z szeregu innych organizacji zrzeszających hodowców na świecie.
Kto szczególnie zapisał się na kartach historii w pierwszych latach działalności PFHBiPM i pomógł zbudować jej prestiż na świecie?
W pierwszej kolejności chciałbym wymienić Stanisława Kautza, który był pierwszym pracownikiem PFHBiPM. Jego wysiłek, praca i aktywna postawa dały podwaliny silnej i cenionej organizacji, jaką dzisiaj jest PFHBiPM. Z dużym uznaniem wspominam też Teresę Piechowską, Zbigniewa Urnego, Mieczysława Klupczyńskiego i Danutę Radzio, którzy od samego początku nam zaufali i z ogromnym zaangażowaniem realizowali wszystkie zadania z zakresu hodowli i oceny krów. W historii PFHBiPM szczególnie zapisali się także Stefan Glonek, Krzysztof Banach i Stanisław Wyrębski. Bardzo się wspieraliśmy i z kimkolwiek rozmawialiśmy, spotykaliśmy się z dużym szacunkiem, bo byli to ludzie oddani sprawie i hodowcom. Trafiłem też na odpowiedzialnych i świadomych ludzi w zarządzie, którzy nam zaufali. Tak jak wówczas, tak i teraz hodowcy oraz pracownicy są naszą największą wartością. To ludzie z kompetencjami i pasją. Dzięki wykonywanej przez nich pracy cieszymy się ogromnym szacunkiem i poważaniem na całym świece!