Mleko nie może czekać na przetworzenie!
Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Kole powstała ponad 90 lat temu – w roku 1930. Jest jednym z największych zakładów mleczarskich w kraju oraz czołowych eksporterów, potentatem w produkcji mleka w proszku i masła. Posiada spółdzielczą formę działalności ze stuprocentowym polskim kapitałem. O obecnej sytuacji zakładu oraz obawach związanych z przyszłością branży mleczarskiej w Polsce i pogłębiającym się kryzysie energetycznym rozmawialiśmy z prezesem zarządu spółdzielni, panem Czesławem Cieślakiem.
rozmawiał: Mateusz Uciński
Panie Prezesie, jak wygląda sytuacja w Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Kole?
Ubiegły rok był dość trudny, chociażby ze względu na pandemię, ale także dlatego, że końcówka roku zapowiadała już, że ten bieżący może być znacznie trudniejszy. Chodzi mi tutaj o to, że już zeszłej jesieni znacznie wzrosły koszty czynników energetycznych, takich jak paliwa, a przede wszystkim gaz. Nasza spółdzielnia przerabia milion litrów mleka dziennie, z czego 80% na proszki mleczne, przez co zużycie gazu jest bardzo wysokie. Nasze opłaty wzrosły miesięcznie z 1 mln do 5 mln zł. Jednocześnie ten kryzys światowy, wojna w Ukrainie, a do tego zapotrzebowanie na świecie na nabiał, zwłaszcza na wspomniane wcześniej mleko w proszku, spowodowały, że wzrosły ceny zbytu naszych produktów. Zaznaczyć należy, że ponad 60% naszych wyrobów idzie na eksport. W związku z tym mogę dzisiaj śmiało powiedzieć, że – z perspektywy prawie ośmiu miesięcy – sytuacja w naszej mleczarni jest całkiem niezła – mamy dobry wynik finansowy, godziwie płacimy za mleko, bo średnia cena netto wynosi 2,40 zł. Myślę, że ten rok zarówno dla naszej mleczarni, jak i dla rolników nie będzie gorszy niż poprzednie lata. Wprost przeciwnie, uważam, że może się okazać nawet lepszy. Natomiast, co będzie dalej, to trudno mi prorokować, bo jest zbyt wiele niewiadomych.
Jak Panu się wydaje, co przyniosą najbliższe miesiące?
Informacje z ostatniego tygodnia, które otrzymaliśmy, mówią o kolejnych podwyżkach gazu. Dzisiaj się mówi, że w stosunku do ubiegłego roku jest to już dziesięciokrotna podwyżka. Obecna cena gazu to ok 12–13 zł, podczas gdy do niedawna było to 5–6 zł, a w ubiegłym roku – 1,30–1,50 zł. To może nas tak bardzo nie zaskakuje, bo jednak na świecie cały czas utrzymują się bardzo wysokie ceny zbytu mleka i masła. Dla nas problemem może się stać dostępność tego surowca. Od kilku miesięcy wiemy, że z chwilą ogłoszenia niższego stanu dostępności możemy liczyć na zaspokojenie tylko 20% potrzeb naszego zakładu na energię elektryczną czy gaz. Może to grozić nie tylko nam, jako firmie, ale przede wszystkim członkom naszej spółdzielni, czyli dostawcom mleka. Bo jeżeli nie będziemy mieli gazu, to niestety nie kupimy tego mleka od hodowców. Proszę zauważyć, że to nie jest tak, jak w przemyśle mięsnym, że można to dostarczyć za tydzień czy za miesiąc – przerośnie, to przerośnie, ale się nie zmarnuje! Mleko, które nie jest przerobione w ciągu jednego, dwóch dni, musi być utylizowane. Tu pojawia się kolejne pytanie: kto będzie utylizował i czym?! Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, dlatego też wszędzie, gdzie mogę, wszystkimi możliwymi kanałami występuję do rządu o uznanie branży mleczarskiej za szczególnie ważną w tym rozdzielnictwie i dostępności energetycznej. Naszą branżę trzeba tak potraktować, jak szpitale, szkoły czy żłobki, lub chociażby jak piekarnie. Niestety wszystko wskazuje na to, że gazu i węgla będzie coraz mniej. W tej chwili część gazu zastępuję olejem opałowym, ale jeszcze w styczniu ten olej kosztował 3,30 zł za litr, a w tej chwili już ponad 6 zł. Jednak bez gazu i tak się nie obędzie, dlatego tak istotne jest, aby już w tej chwili rządzący nie czekali na to, co będzie, ale podejmowali odpowiednie kroki, by nie dopuścić do zmarnowania żywności.
Hodowcy borykają się też ze stale rosnącymi kosztami produkcji mleka. Jego cena jest wysoka, ale kiedy przełożymy to na koszt uzyskania litra surowca, to już nie jest tak różowo.
Powiedzmy, że jeszcze w tym roku część nakładów była uwzględniona w innych kosztach. Jeszcze jesienią 2021 roku nie było to tak dotkliwe. W przyszłym roku kryzys może tylko się pogłębiać. Bo nie dość, że są drogie nawozy, to jeszcze ich może nie być. Podobnie, jak już wspominałem, jest z węglem i energią elektryczną. Jest to, jakkolwiek by patrzeć, bardzo trudny problem do rozwiązania.
Czy Pana zdaniem jest jakaś nadzieja na rozwiązanie tej sytuacji?
Zdaję sobie sprawę, że winą za obecną sytuację można obarczać bardzo wiele osób, ale powiem szczerze: jestem w zespole doradczym do spraw rolnictwa u pana prezydenta RP Andrzeja Dudy. W ostatnich dniach kwietnia lub w pierwszych dniach maja tego roku zwróciłem uwagę na problem zaopatrzenia w węgiel. Pragnę przypomnieć, że pani minister Moskwa już w lutym sygnalizowała, że nie mamy wystarczającego zabezpieczenia nośników energetycznych, więc zanim jako kraj podjęliśmy decyzję o zatrzymaniu zakupów węgla z Rosji i zanim ten kraj ograniczył nam dostawy gazu, powinniśmy poszukać tych nośników energetycznych na świecie. Dzisiaj każdy chce na tym zarabiać więcej. Obawiam się, że mimo zapewnień rządu o pełnych magazynach gazu, zimą może go nie wystarczyć dla wszystkich, bo to, co zgromadzono, może wystarczyć tylko na półtora miesiąca zużycia krajowego.