Modernizacja obory z uwięzi na robota
Oto krótka historia hodowców, którzy dzięki ogromnemu wysiłkowi i pomysłowości radykalnie poprawili komfort krów i warunki pracy. Przeczytaj, jak zmodernizowali swoją oborę.
tekst i zdjęcia: Marcin Jajor
Od 3000 do niespełna 10 000 kg mleka od krowy na rok – tak można podsumować efekty modernizacji obory Grzegorza i Gabrieli Chmielewskich z Bukowca (woj. kujawsko-pomorskie), który przy wsparciu dzieci, tj. Marka, Remigiusza, Eweliny i Karoliny, gospodarują na powierzchni ok. 75 ha upraw (w tym w dzierżawach 25 ha). Rodzina stopniowo zwiększała stado krów, poprawiała ich dobrostan i efektywność produkcji mleka – własnymi zasobami, według własnych pomysłów i stosunkowo niewielkim kosztem. – Dobrostan krów, czystsze wymiona, mniejsze problemy zdrowotne, oszczędność słomy i mechanizacja pracy – to najważniejsze korzyści, jakie przyniosły zmiany – podkreśla Grzegorz Chmielewski. Na jakie rozwiązania postawili?
Solidna stara dojarka
Historia gospodarstwa zaczyna się jak wiele innych. Stara przedwojenna obora uwięziowa z 13 krowami w pojedynczym rzędzie. Zadawanie paszy, dościelanie legowisk, usuwanie nieczystości i dój do konwi – wszystko ręcznie. Takie były standardy, tak wówczas wyglądała produkcja mleka. Pierwsza istotna modernizacja polegała najpierw na przejściu na dojarkę rurociągową z 4 aparatami udojowymi, a następnie przebudowie obory do 40 stanowisk w dwóch rzędach. Budynek miał wówczas 24 m długości i 12 m szerokości. Jak wspominają rolnicy, bardzo dużym ułatwieniem okazał się wtedy przejazdowy stół paszowy i możliwość mechanicznego wypychania obornika. – Nie mieliśmy jeszcze wozu paszowego, ale paszę można było już przywozić na ganek i dopiero z tego miejsca zadawać zwierzętom taczkami – wspomina Marek Chmielewski. W międzyczasie zapadła decyzja o inwestycji w wiedzę, a więc ocenę wartości użytkowej krów mlecznych, która w gospodarstwie funkcjonuje od samego początku.
Otwarta wiata
Po wielu latach nadal – mimo wszystko – wymagającej pracy w oborze uwięziowej w 2021 r. przyszła pora na pierwsze zmiany, dzięki którym większość ówczesnego stada, tj. 30 krów, przeszła na wolnostanowiskowy system utrzymania. Prace były przeprowadzane stopniowo. Zaczęło się od pomysłów, a następnie finalnego projektu, który wykonał syn państwa Chmielewskich – Remigiusz (patrz: ramka). W pierwszej kolejności powstała wiata o wymiarach 24 m × 12 m z zewnętrznym stołem paszowym, którą hodowcy dobudowali do istniejącego budynku. Wykorzystali m.in. używane przegrody legowiskowe i blachę trapezową z filcem na pokrycie dachowe. Do tego doszły ściany boczne w postaci otwieranych elektrycznie bram z tworzywa sztucznego o wymiarach 3,7 m wysokości i 11,5 m długości oraz otwarta ściana szczytowa z zewnętrznym stołem paszowym. W jej obrębie na czas nieprzychylnej aury, tj. w okresie jesienno-zimowym, hodowcy wykorzystują plandekę. – Staraliśmy się wykonać oborę możliwie niewielkim kosztem, zapewniając jednocześnie zwierzętom jak najlepsze warunki mikroklimatyczne. Dlatego postawiliśmy m.in. na stalową konstrukcję z odzysku. Niestety, trafiliśmy na czas, kiedy rozpoczęła się wojna w Ukrainie, co nieco pokrzyżowało nasze plany, bo niespodziewanie zwiększyło koszty inwestycji – wspomina Marek Chmielewski.
Sztuka kompromisów
Kolejnym etapem prac była przebudowa istniejącej obory, tak by również tu możliwy był wolnostanowiskowy system utrzymywania krów. Nowa konstrukcja została oparta na stalowych dwuteownikach o szerokości 330 mm oraz słupach nośnych, które rozmieszczono w linii podwójnych stanowisk dla krów co 4 m. – Dążyliśmy do tego, żeby słupy nośne w oborze i wybudowanej wcześniej wiacie przylegały do siebie, a do tego nie kolidowały z przestrzenią na legowiskach. Inaczej niż w przypadku nowej obory, gdzie planujemy wszystko od zera; modernizacja istniejącego budynku to sztuka kompromisów – komentuje młody hodowca.
Zgodnie z pierwotną koncepcją dach miał pozostać dwustapowy, ale ostatecznie rodzina zdecydowała się na skośny i połączenie go z wiatą. W ten sposób powstała kalenica na wysokości nieco ponad 6 m. W ramach prac stary i popękany eternit zamieniono na płytę warstwową o grubości 10 cm. Dodatkowo inwestorzy zdecydowali się na świetliki z poliwęglanu o szerokości 1,5 m (w obrębie wspomnianej wiaty) i 1 m (w oborze). Ogromny nakład pracy wiązał się także z kuciem starych posadzek i budową nowych. W dużym uproszczeniu: w miejscu dawnego stołu paszowego powstał korytarz spacerowy z posadzką pełną, którą dodatkowo ponacinano wzdłużnie (w obrębie korytarzy) i w jodełkę (w przejściach). Hodowcy zastosowali też niewielkie odcieki w osi podłużnej posadzek i przy poidłach, którymi odprowadzana jest część płynna gnojowicy. W oborze powstały również całkowicie nowe stanowiska dla krów, a także zaaranżowano miejsce na izolatkę na głębokiej ściółce.
Budynek musi być otwarty
Wiele zastosowanych w oborze rozwiązań było konsultowanych z Piotrem Borkowskim, doradcą ogólnym PFHBiPM. Zaczęło się od spotkania, podczas którego państwo Chmielewscy zwrócili się o pomoc w opracowaniu planu poprawy dobrostanu.
– Wówczas zwierzęta w gospodarstwie były jeszcze utrzymywane w systemie uwięziowym, ale z drugiej strony miały dostęp do okólnika. Zaproponowałem, żeby go zadaszyć, i narysowałem pierwszy projekt, który zyskał aprobatę. Po przygotowaniu profesjonalnej wersji przez Remigiusza Chmielewskiego, syna państwa Chmielewskich, plan budowy został wcielony w życie – wspomina Borkowski.
Doradca PFHBiPM zaproponował również, by w nowym obiekcie postawić na legowiska głębokie, tj. z co najmniej 25-centymetrową warstwą sieczki słomy z wapnem. Jak zwraca uwagę, dobrym rozwiązaniem, które zostało wdrożone, okazał się także montaż odcieków na gankach gnojowych, które niwelują wilgoć w oborze i ułatwiają wypychanie gnojowicy. Z myślą o przyszłej inwestycji w robota do zbierania nieczystości konieczna była również równa posadzka w całym budynku.
– Dodatkowo zasugerowałem hodowcom, żeby nie stawiali pełnych ścian. Chodziło o to, żeby obora była otwarta, a krowy miały możliwie najlepszy dostęp do świeżego powietrza i naturalnego światła. Państwo Chmielewscy wpadli na pomysł otwieranych bram, co okazało się rewelacyjnym rozwiązaniem – podkreśla Borkowski, zaznaczając że rodzinne gospodarstwo państwa Chmielewskich jest znakomitym przykładem, jak stosunkowo niewielkim kosztem na miejscu starej obory uwięziowej można postawić komfortowe lokum dla krów, a jednocześnie radykalnie zmniejszyć nakłady pracy przy ich obsłudze.
Komfortowo i przewiewnie
Ostatecznie w oborze znajduje się 60 legowisk dla krów (w tym 30 w dobudowanej wiacie i 30 w obrębie zmodernizowanej obory). Cały budynek mierzy 24 m × 24 m. Zwierzęta mają łącznie do dyspozycji zewnętrzny stół paszowy z pojedynczą rurą karkową, korytarz paszowy o szerokości 4 m, 2 korytarze spacerowe o szerokości 3 m oraz 2 rzędy podwójnych legowisk (każdy o szerokości 5 m). W ich obrębie hodowcy zdecydowali się na materace słomiano-wapienne, na których materiał jest uzupełniany raz na 3 tygodnie (jednorazowo ok. 3,3 t), a następnie stopniowo wykorzystywany ze szczytowej części legowiska. Do sporządzenia mieszanki bohaterowie naszego reportażu wykorzystują proporcje ok. 450 kg słomy, 1000 kg wapna i 200 l wody.
– Zdecydowanie poprawiła się higiena w oborze i czystość wymion. To pociągnęło za sobą także lepszą zdrowotność krów. Dawniej mieliśmy bardzo dużo klinicznych przypadków mastitis, dziś dotyczy to pojedynczych sztuk, a średnia liczba komórek somatycznych w mleku nie przekracza 300 000/ml mleka – cieszy się Marek Chmielewski. Wyższa kubatura i lekki charakter obory przyczynił się także do lepszej wymiany powietrza i redukcji niekorzystnych skutków stresu cieplnego. Warto dodać, że jak dotąd hodowcy nie spotkali się z istotnymi problemami związanymi z zamarzaniem instalacji wodnej.
– Najlepiej byłoby wyłączyć całą produkcję mleka na czas wszystkich prac remontowych, ale niestety nie dało się tego zrobić. Dlatego nieustannie myśleliśmy, jak pogodzić prace budowlane z obsługą stada i dojem krów – zwraca uwagę Marek Chmielewski. Do tej pory krowy oddawały mleko na zaaranżowanej hali udojowej z 6 aparatami udojowymi (w obrębie zmodernizowanej obory), gdzie były przeganiane i dojone w grupach po 14 szt. Cały proces zajmował dwóm osobom każdorazowo ok. 2 godzin. Przyszedł 2025 r. i kolejna zmiana.
Zmiana systemu doju
W momencie naszej wizyty na początku stycznia gospodarstwo przygotowywało się na przejście na automatyczny system doju, tj. ze wspomnianej wysłużonej dojarki rurociągowej na robota udojowego. – Myśleliśmy o nim już na początkowym etapie planowania prac i to właśnie zmiana systemu doju, ale także mechanizacja innych prac, była jednym z kół napędowych całej modernizacji obory. Co prawda w grę wchodziła tradycyjna hala udojowa, ale przekonały nas opinie wielu użytkowników robotów, z którymi rozmawialiśmy – zaznaczają rozmówcy. Jak wspominają, wszyscy podkreślali, że to nie jest tak, że z robotem nie ma pracy, tylko że jest ona jedynie bardziej elastyczna. – Zalety nowego systemu odczuliśmy praktycznie od razu, bo dzięki informacjom i analizie aktywności krów już teraz dużo łatwiej jest wyznaczyć właściwy termin krycia zwierząt. Mamy też dane o czasie przeżuwania i spożyciu paszy, dzięki czemu możemy lepiej monitorować stan zdrowotny zwierząt i wychwytywać potencjalne problemy na początkowym etapie – zauważa Marek Chmielewski.
Uzupełniamy, że sam proces przygotowania krów do nowego systemu doju przebiegł relatywnie spokojnie, w czym niewątpliwie zasługa znanego krowom środowiska. Oczywiście – jak zaznaczają bohaterowie naszego reportażu – na początkowym etapie krowy trzeba podganiać, ale hodowcy są dobrej myśli, bo już wówczas część zwierząt wchodziła sama. Ważne było też przygotowanie genetyczne stada. Od ok. 4 lat Chmielewscy w dużej mierze stawiają w hodowli na cechy użytkowe zwierząt, w tym te, które szczególnie predysponują krowy do oddawania mleka w systemie automatycznym, tj. m.in. budowa strzyków czy szybkość oddawania mleka.
Podsumowanie
Cała modernizacja obory, która pozwoliła na powiększenie stada i przejście na wolnostanowiskowy system utrzymania krów oraz automatyczny system doju, wyniosła (bez kosztów zakupu robota) ok. 800 000 zł, co w dzisiejszych realiach wydaje się stosunkowo niewielką kwotą. Warto zauważyć, że od początków oceny wartości użytkowej krów mlecznych w stadzie, średnia wydajność stada krów wzrosła ponad trzykrotnie do ok. 9900 kg mleka od krowy na rok, w tym rekordzistki dają po nieco ponad 50 l mleka na dzień.
W dalszych planach jest m.in. instalacja systemu rur odprowadzających gnojowicę z kanału zrzutowego do istniejącego zbiornika o pojemności 500 m3 oraz instalacja robota do czyszczenia i zbierania nieczystości z powierzchni spacerowych obory. Ważną inwestycją ma być również zbudowana od podstaw wiata dla młodzieży hodowlanej.