Zachowamy nasze firmowe DNA

Jubileusz 30-lecia Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka jest okazją do połączenia przeszłości z przyszłością – innymi słowy, do łączenia radości z sukcesów w przeszłości z jednoczesnym przygotowaniem się na przyszłość. Opowiedział nam o tym dyrektor Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka – Stanisław Kautz.

rozmawiała: Dorota Grabarska

Panie dyrektorze, 11 marca tego roku minęło dokładnie 30 lat od Założycielskiego Walnego Zjazdu Delegatów Polskiej Federacji Hodowców Bydła, na którym był Pan obecny. Jak to się stało, że już wtedy związał Pan swoje losy z hodowcami bydła?
To był przypadek. Nie od razu wiedziałem, że to właśnie tym zajmę się w życiu. Po studiach, z wyjątkiem krótkiego epizodu stażu w Stacji Hodowli Roślin, rozpocząłem pracę w Stacji Hodowli i Unasieniania Zwierząt w Gostyniu jako zootechnik oceny. Warto pamiętać, że do roku 1993 Ocena Wartości Użytkowej Bydła była organizacyjnie związana z tą instytucją, a dopiero później powstały okręgowe stacje hodowli zwierząt. W Gostyniu, przy spółdzielni mleczarskiej, gromadzili się hodowcy i producenci mleka z całego powiatu i nie tylko, zrzeszeni w kołach hodowców i producentów bydła. W roku 1989 otrzymałem propozycję reaktywowania związku oraz prowadzenia biura, którego siedziba znajdowała się w SHiUZ w Gostyniu. Nie odmówiłem i wkrótce mocno zaangażowałem się w tę działalność. Podobało mi się to. Poznałem specyfikę środowiska oraz wielu wspaniałych hodowców bydła mlecznego, m.in. obecnego prezydenta Leszka Hądzlika, który piastował wtedy funkcję sekretarza związku.

W pamiętnym marcu 1995 r. był Pan już inspektorem nadzoru. Jak doszło do tego, że został Pan delegatem na Zjazd?
Dzięki statutowi naszego związku możliwy był wybór delegatów do tworzącej się Federacji zarówno z grona hodowców, jak i osób zawodowo zajmujących się hodowlą bydła mlecznego, dlatego zostałem wybrany przez Wielkopolan na delegata Zjazdu Założycielskiego Polskiej Federacji w 1995 r. Podczas tego wydarzenia wybrano mnie do Sądu Koleżeńskiego Federacji pierwszej kadencji, a w drugiej kadencji (1999–2003) – do Komisji Rewizyjnej. W obu przypadkach traktowałem to jako zaszczyt oraz wyraz dużego zaufania ze strony związkowców.

Przenieśmy się do roku 2004. Czy w Pana opinii był to przełomowy rok w historii Federacji?
Oczywiście, że tak. Nie można jednak zapominać o roku poprzednim, 2003, który również miał ogromne znaczenie. W kwietniu tego roku odbył się trzeci Walny Zjazd Delegatów, na którym wybrano nowe władze statutowe Polskiej Federacji. Nowo powołany prezydent Hądzlik oraz członkowie zarządu to byli wspaniali ludzie, doskonali hodowcy, a przede wszystkim zdeterminowani pasjonaci i wizjonerzy, którzy głęboko wierzyli w sukces procesu uspołecznienia polskiej hodowli bydła mlecznego. W obliczu silnej presji ze strony środowiska hodowlanego nie pozostawało nam nic innego, jak walczyć o te zmiany. Osobiście zostałem obdarzony ogromnym zaufaniem przez prezydenta i członków zarządu, którzy powołali mnie na stanowisko dyrektora Federacji oraz powierzyli mi zadanie kompletowania zespołu pracowników Działu Hodowli, który ruszył 1 lipca 2004 r.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia?
To nie kwestia apetytu, lecz konsekwencji w działaniu. Jak wiadomo, samo prowadzenie ksiąg to zbyt mało. Aby mówić o hodowli, należy dysponować danymi z oceny użytkowości, co nadaje temu sens. Dział Hodowli był zaledwie preludium, swoistym „egzaminem wstępnym”, który Federacja musiała zdać celująco. Mieliśmy świadomość, że jesteśmy bacznie obserwowani przez ministerstwo, hodowców oraz pracowników wtedy jeszcze Krajowego Centrum Hodowli Zwierząt. Dobrze funkcjonująca, choć jeszcze niewielka Federacja motywowała nas do dalszych działań na rzecz przejęcia oceny. Proces ten trwał dwa lata. Otoczenie polityczne sprzyjało, minister był niemal gotowy do podpisania odpowiedniego rozporządzenia, brakowało jedynie… kropki nad i. Tą kropką okazała się organizacja I Ogólnopolskiej Wystawy Bydła Hodowlanego w Szepietowie w 2005 r., która została zrealizowana w całości przez nowy Dział Hodowli Polskiej Federacji. Prezydent, hodowcy oraz kilkunastu pracowników utwierdzili ministra w przekonaniu, że Federacja organizacyjnie poradzi sobie z tym wyzwaniem. Wkrótce nadeszło długo oczekiwane rozporządzenie, w którym minister rolnictwa powierzył Federacji przejęcie zadań z zakresu oceny użytkowości mlecznej bydła. Ogłoszono to oficjalnie 1 lipca 2006 r. podczas Ogólnopolskiej Wystawy Bydła Hodowlanego w Minikowie. Radość była ogromna, a nad głowami wisiały ołowiane chmury ciężkiej pracy. Skoro powiedzieliśmy „A”, musieliśmy powiedzieć „B” – nie było już odwrotu.

Ocena wartości użytkowej bydła to zadanie realizowane przez setki osób w różnych regionach kraju. Jak Pan poradził sobie z przejęciem nie tyle zadań z oceny, ale zespołu ludzi? Ludzi różnych, z różnym doświadczeniem i różnym podejściem do wykonywanej pracy?
Nie było to łatwe. Liczba pracowników nagle wzrosła do ponad tysiąca. Jak sobie poradziłem? Nie byłem sam – miałem ogromne wsparcie ze strony prezydenta, władz statutowych oraz dotychczasowych pracowników Krajowego Centrum Hodowli Zwierząt. Wiele osób pukało się w głowę, prorokując, że nam się nie uda. Problem z przekazaniem pierwszej transzy dotacji do oceny spędzał nam sen z powiek. Wtedy dotacja stanowiła około 45% przychodów (dziś niecałe 19%). 1 lipca przejęci pracownicy, którzy normalnie wykonywali swoje obowiązki, liczyli na wynagrodzenie, a tu kasa była prawie pusta. Dotacja wpłynęła dopiero pod koniec sierpnia 2006 r. Ten lipiec był wyjątkowy. Aby wypłacić pierwsze pensje na początku sierpnia 2006 r., wszyscy zootechnicy i inspektorzy zbierali w terenie pieniądze od hodowców za usługi gotówką. Było to karkołomne, ale wtedy uwierzyłem, że z tym zespołem mogę osiągnąć wiele. Następnie odbywały się setki narad, rozmów, ujednolicanie starych i wprowadzanie nowych procedur, usług i technologii. Czasami dochodziło do nieporozumień i konfliktów – to było nieuniknione. Kto zrozumiał cel naszej pracy i chciał działać, miał taką możliwość. Niewiele osób jeszcze pamięta, że w każdym województwie obowiązywała inna stawka wynagrodzenia dla zootechnika oceny, czasem różniąca się nawet o połowę! Ujednolicenie i uporządkowanie systemu wynagrodzeń w całym kraju, i pracy oceny w ogóle, zajęło ogromną ilość czasu, ale sądzę, że teraz funkcjonuje to bardzo dobrze.

Czy udało się to zrealizować?
Federacja staje się coraz prężniejsza, nowocześniejsza i nieustannie się doskonali. Należy pamiętać, że oprócz hodowli i oceny, o których mówiłem wcześniej, na sukces naszych hodowców pracuje wiele osób. Są to informatycy, programiści, kadry, księgowość, Centrum Genetyczne, dział naukowy, prawny, promocji, certyfikowane laboratoria badania mleka i pasz oraz wiele innych. Stworzyliśmy wspaniały zespół ludzi, któremu ufamy i z którego jestem dumny. Po raz kolejny pragnę serdecznie podziękować wszystkim pracownikom, zarówno byłym, jak i obecnym, za wspólne budowanie tak znaczącej marki Polskiej Federacji. Kontynuujemy naszą misję stawiając na ciągły rozwój, podnoszenie jakości obsługi hodowców, silny rozwój systemów, które oferujemy. Nieustannie poszukujemy nowych rozwiązań, które ułatwiają pracę naszym hodowcom. Wachlarz usług oferowanych hodowcom przez Federację jest bardzo szeroki i wciąż go powiększamy. Liczę na to, że pomimo ciągłego rozwoju zachowamy nasze firmowe DNA – najważniejszy jest hodowca, pracownik oraz jakość naszych usług.

Kiedy w 2006 roku PFHBiPM przejęła zadania związane z prowadzeniem oceny wartości użytkowej bydła, wiele osób z branży, delikatnie mówiąc, nie wieszczyło sukcesu. Pojawiały się nawet głosy, że po roku wszystkie zadania wrócą pod egidę Krajowego Centrum Hodowli Zwierząt. Jak teraz, po latach, skomentowałby Pan tamte nieprzychylne głosy?
Owszem, były takie głosy. Ktoś kiedyś nawet lekceważąco nazwał nasze wysiłki „zabawą w piaskownicy”. Musimy przypomnieć, jak wtedy funkcjonowało nasze społeczeństwo. Działało ono w większości w odgórnym systemie nakazowo-rozdzielczym. Ludzie byli do tego przyzwyczajeni i bali się wszelkich zmian. Zawsze istniała jakaś „góra”, która decydowała. Dlatego gdy znalazła się grupa hodowców, która postanowiła to zmienić, była postrzegana jako „niewiedzący, co czynią”. Wiele osób uważało, że porywamy się z motyką na słońce, ale nie przewidziało ogromnej determinacji polskich hodowców bydła mlecznego. To był precedens w skali kraju, dlatego wzbudzał tyle kontrowersji. Polski hodowca ma jednak pazur, a honor nie pozwoliłby mu już się cofnąć. Pragnę przypomnieć, że o przekazanie oceny wartości hodowlanej walczyliśmy 17 lat!

Proces uspołeczniania hodowli obejmuje nie tylko bydło mleczne, ale i inne gatunki zwierząt gospodarskich. Jednak w organizacjach, które się nimi zajmują, próżno szukać tak prężnych posunięć i sukcesów, jak w historii PFHBiPM. Z czego to Pana zdaniem wynika? Jest to kwestia koniunktury czy pasji hodowców?
Moim zdaniem żeby nie pasja hodowców i jasno określony cel, a poza tym wiara w powodzenie tego procesu, to nie osiągnęlibyśmy tego sukcesu. A co wpływa na każdy sukces? Odpowiedni ludzie w odpowiednim czasie i w odpowiednim miejscu. Za inne organizacje nie mogę odpowiadać. Widocznie jakiegoś składnika zabrakło.

A czy mimo tak znaczącego sukcesu Federacji jest coś, co Pana szczególnie niepokoi? Wiemy, że Federacja jest często poddawana kontrolom, ale kontrola ze strony Najwyższej Izby Kontroli to chyba nowość?
Czy coś mnie szczególnie martwi? Nie. Praca toczy się w normalnym trybie, wszyscy znają swoje zadania i je realizują. Może jedynie niepokoją mnie te ciągłe kontrole, którym jesteśmy poddawani. Nie chodzi mi tu o obawy związane z działalnością firmy, lecz o dezorganizację pracy. Każda kontrola wprowadza zamieszanie. Kontrolerzy wymagają przygotowania i udostępnienia niezliczonej ilości dokumentów, co wymaga koncentracji i czasu. Dlatego jestem wdzięczny szczególnie moim zastępcom, którzy, oprócz codziennych obowiązków, zajmują się sprawami związanymi z kontrolą. O skali tego zjawiska niech świadczy fakt, że w roku 2024 kontrole trwały łącznie 220 dni i często odbywały się równolegle. Dla nas satysfakcjonujące jest to, że żadna z nich nie wykazała istotnych nieprawidłowości. Kontrolowały nas m.in. KCHZ, UKS, US, ZUS, PIP oraz sanepid. Do inspekcji tych instytucji już przywykliśmy, ponieważ odwiedzają nas dość regularnie. Ogromne zaskoczenie wywołała jednak wizyta kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli, która miała miejsce po raz pierwszy od momentu powstania firmy. Kontrola trwała kilka miesięcy i była stresująca, ponieważ panie kontrolujące bardzo skrupulatnie sprawdzały wszystkie aspekty naszej działalności. W trakcie kontroli dowiedzieliśmy się, że jej przyczyną był donos, co wiele wyjaśniło. Protokół pokontrolny, wbrew oczekiwaniom autorów donosu, okazał się dla nas jubileuszową laurką z okazji 30-lecia, ponieważ nie zawiera ani jednej krytycznej uwagi pod adresem Polskiej Federacji. Chyba wypada nam tylko podziękować tym „sygnalistom” (śmiech).

Panie dyrektorze, nie mogę nie zapytać o plany Federacji na przyszłość. Pomimo tak wielu osiągnięć chyba nie zwolnicie?
Nie ma takiej możliwości. Świat cały czas się rozwija i pędzi do przodu. Pojawiają się nowe wyzwania i technologie. Także w hodowli i produkcji mleka. Adekwatne jest tutaj stwierdzenie: Kto nie idzie do przodu, ten się cofa. Ciągle się doskonalimy, więc wciąż powstają nowe projekty, które ułatwiają pracę hodowcom. W tych dniach wprowadzamy ocenę jednostopniową! Jubileusz Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka to dla nas moment na podsumowania, radość i dumę z tego, co udało się osiągnąć dotychczas. Chcemy jednak nadal rozwijać nasz potencjał i nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Hodowla to nie tylko krowy i jałówki. Od 30 lat zajmujemy się żeńską stroną gatunku bydła domowego – bydłem mlecznym. Może nadszedł czas, aby zająć się także stroną męską? Nie jest tajemnicą, że podczas ostatniego Walnego Zjazdu zobowiązano mnie do realizacji uchwały Zjazdu w tym zakresie. Czeka nas ogromna praca, ale my podejmujemy wyzwania, jeśli tego chcą hodowcy.

Jakie życzenia moglibyśmy złożyć Federacji na przyszłość?
Życzyć, aby nie straciła rozpędu i nie zatraciła jakości oferowanych usług. Aby współpracowała z coraz szerszą rzeszą wspaniałych hodowców bydła mlecznego, a oni z kolei obdarzali ją coraz większym zaufaniem. Życzę sobie, prezydentowi, zarządowi i pracownikom pasji i odwagi w podejmowaniu nowych wyzwań. Pragnę, aby Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka stała się nie tylko symbolem usług najwyższej jakości, ale także wzorcem wspólnego zaangażowania oraz inspirowała innych do pozytywnych zmian i działań na rzecz lepszego jutra. A tradycyjnie – wszystkim życzę zdrowia, szczęścia i wytrwałości w dążeniu do celu. 