Pomost między miastem a wsią
Co wspólnego z rolnictwem mają stolarz artystyczny i specjalistka od marketingu motoryzacyjnego? Zdawać by się mogło, że nic albo niewiele, zwłaszcza że obydwoje mieszkają i pracują w Warszawie. Jednak kiedy nadeszła pandemia, a wraz z nią praktycznie z dnia na dzień stracili oni większość zawodowych zleceń, obydwoje postanowili poszukać czegoś, co zapewniłoby im źródło utrzymania. Tym czymś okazał się sklep internetowy „Prosto z rynku”, w którym sprzedawane są przede wszystkim produkty z wiejskich gospodarstw. Jak szybko się przekonali, pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo na zdrowe, swojskie warzywa, własne wyroby mleczarskie i wędliniarskie zawsze jest popyt!
tekst i zdjęcia: Mateusz Uciński
Paulina Przygoda o marketingu, zwłaszcza tym związanym z samochodami i ogólnie pojętą motoryzacją, wie praktycznie wszystko, jej firma jeszcze do niedawna funkcjonowała bez zarzutu i nie mogła narzekać na brak zleceń. Podobnie było u Roberta Izdebskiego, którego warsztat stolarski jest znany niejednemu miłośnikowi pięknych, stylowych i niekiedy antycznych mebli. Jego renoma sprawiła, że kilka lat temu pan Robert stał się twarzą kampanii „Ludzie Jacka”, firmowanej przez destylarnię Jack Daniels. Niestety, ograniczenia i zamrożenie gospodarki związane z pandemią koronawirusa wszystko zmieniły i dobrze prosperujące firmy zamarły w oczekiwaniu na lepsze czasy.
Trzeba coś robić!
– Stanęliśmy pod przysłowiowym murem – wspomina Robert Izdebski. – Obroty naszych firm spadły o ponad 70%, a przecież z czegoś trzeba żyć. Wymyśliłem, że skoro mam busy, to kupię od rolników warzywa, stanę gdzieś na ulicy i będziemy sprzedawali. Paulina podeszła do tego pomysłu nowocześniej, zaproponowała, żebyśmy założyli sklep internetowy, właśnie z żywnością sprowadzaną bezpośrednio ze wsi. Miała swoich informatyków i grafików, dzięki czemu bardzo szybko, bo po kilku dniach, mieliśmy już swoją domenę i działający sklep, w którym przybywało towarów od nowych dostawców.
– Bardzo baliśmy się takiej stagnacji, poczucia niepewności. Nie wiedzieliśmy i dalej nie wiemy, co będzie po wygaśnięciu epidemii, ani jak potem będzie wyglądał rynek w naszych branżach – komentuje pani Paulina. – Od pomysłu do jego realizacji minęły może cztery dni. Stworzyliśmy sklep i w mediach społecznościowych zaczęliśmy ogłaszać wśród znajomych, że mamy taki asortyment i dowozimy zakupy do domów. Pierwsze zamówienia rozwoził Robert osobiście.
Początkowo sklep „Prosto z rynku” działał tylko w obrębie rodzimej dzielnicy, czyli warszawskiej Białołęki, jednak z dnia na dzień zgłaszali się nowi zamawiający i trzeba było zwiększyć obszar działania. Znamienne dla tego przedsięwzięcia jest to, że jego twórcy postanowili zaangażować w nie inne osoby, które są w podobnej, trudnej sytuacji. Na przykład pieczywo nie jest kupowane bezpośrednio w piekarni, ale pochodzi z małego sklepiku, żeby jego właścicielka też mogła przetrwać te ciężkie czasy. Tulipany przywożone są od znajomej, która ma własną hodowlę pod stolicą. Narzucane są najniższe marże, czasem w ogóle nie są pobierane, bo chodzi o to, aby z jednej strony utrzymać płynność finansową, a z drugiej zapewnić zbyt towarów i ich dostawy.
– Zależało nam, żebyśmy jakoś skonsolidowali znajomych, którym przez pandemię podwinęła się noga, i razem pchnęli coś do przodu – podkreśla pan Robert. – Podobnie było z naszymi kurierami, którzy rozwożą zamówione zakupy. Robi to były muzyk grupy Kult, a jednocześnie właściciel pubu, do tego jeżdżą dla nas producent filmowy i trzech przedstawicieli małego cateringu, powiązanych między innymi z TVP i Programem 3 Polskiego Radia.
– Tworzyliśmy fundamenty naszego sklepu wśród ludzi, których działalność zawodowa stanęła – opowiada Paulina Przygoda. – Potem zaczęliśmy rozglądać się za coraz nowszymi dostawcami. Postanowiliśmy, że będziemy się zaopatrywać w nasze polskie, dobre produkty od ich lokalnych producentów, z małych gospodarstw i wytwórni, żeby w pewien sposób wesprzeć także ich działalność. Tak jest z wędlinami, które sprzedajemy, i z pysznymi serami typu podpuszczkowego, które sprowadzamy z Podlasia. Chodzi nam o to, żeby pokazać, że takie małe, często rodzinne interesy, mogą oferować fantastyczne produkty. Nie uciekamy, naturalnie, przed współpracą z większymi wytwórcami. Lada dzień w naszym asortymencie pojawią się chociażby produkty mleczarskie z OSM Krasnystaw. Warzywa również staramy się kupować bezpośrednio od rolników. Niedługo pojawią się w naszym magazynie domowe makarony z małej manufaktury. Do tego mazowiecka pasieka zaopatruje nas w miód, a świeże jajka mamy z gospodarstwa, gdzie kury hodowane są na wolnym wybiegu.
Trzeba przyznać, że samo przedsięwzięcie ma nielichy rozmach. W ciągu 5–6 tygodni działalności sklep z garażu, gdzie odbywały się pakowanie i dystrybucja, przeniósł się do ponad 100-metrowego magazynu, a liczba osób w nim pracujących powiększyła się do 17. Z każdym dniem rośnie także liczba klientów, którzy bardzo cenią sobie zarówno oferowane towary, jak i szybkość dostaw. Niebagatelne znaczenie ma troskliwa obsługa i to, że przede wszystkim stawia się na świeżość i wysoką jakość dostarczanych produktów.
– Trzeba przyznać, że udało nam się idealnie wstrzelić w potrzeby odbiorców – podkreśla pani Paulina. Rozpoczynaliśmy w momencie, kiedy panowała może nie panika, ale ogromna niepewność. Pozamykane sklepy, obostrzenia, strach przed wychodzeniem z domu. Podobnie u naszych dostawców. Mało kto, poza dużymi sieciami, sprzedawał wtedy żywność z dostawą. Odzew, z jakim się spotkaliśmy, świadczy o tym, że zapotrzebowanie na takie usługi jest ogromne!
– Bardzo szybko wyszliśmy poza obręb naszej dzielnicy z dostawami – dopowiada pan Robert. – Wynikło to z tego, że bardzo wiele osób z innych lokalizacji widziało nasze profile na Facebooku i Instagramie i zaczęło się dopytywać o możliwości zakupu naszych produktów. Do tego doszedł okres przedświąteczny, który sprawił, że „dorobiliśmy” się sprawdzonych i – co najważniejsze – stałych klientów. Robiących regularne i coraz większe zakupy, z racji chociażby tego, że stale powiększamy asortyment.
Wieś nas wyżywi
Właściciele sklepu „Prosto z rynku” przyznają, że dla nich, typowych mieszczuchów, przedsięwzięcie to było nie lada wyzwaniem. Musieli dużo się nauczyć, i cały czas to robią. Zgodnie przyznają, że ogromne znaczenie dla wzrostu zainteresowania oferowanymi przez nich produktami miało wprowadzenie do sprzedaży serów i wędlin własnej produkcji, których jakość jest często chwalona w komentarzach i porównywana z ogólnie dostępnymi wyrobami sklepowymi. Chyba nie trzeba przekonywać, że porównanie to wychodzi na korzyść produktów oferowanych przez białołęckich przedsiębiorców – stanowią one 90% składanych zamówień. Zarówno pani Paulina, jak i pan Robert podkreślają, że takie powodzenie projektu zawdzięczają przede wszystkim dobrej jakości wyrobom, których lwia część sprowadzana jest właśnie ze wsi.
– Kiedy pomyślimy szeroko o tym, co się nam ostatnio przydarzyło, jako całemu społeczeństwu, czyli o pandemii, problemach z dostawami, czasowych brakach niektórych produktów, to moim zdaniem w przyszłości jedyną szansą na przeżycie i zapewnienie zaopatrzenia jest właśnie polska wieś i rodzimi producenci. To oni są najbliżej, a nie dostawy z zagranicy! – podkreśla z mocą pan Izdebski.
– Dla nas, dystrybutorów tego, co produkują polskie gospodarstwa, jest niesamowicie ważne, żeby stworzyć jak najlepsze łańcuchy dostaw między nami a wsią – zaznacza pani Paulina. – Bardzo by nam zależało i bardzo byśmy chcieli, żeby zgłaszali się do nas właśnie tacy ludzie, którzy mają własne sery, własne pomidory, ogórki, ziemniaki, warzywa… Bo to one są najbardziej wartościowe. W tej chwili w naszym sklepie nie kupicie truskawek, bo zdajemy sobie sprawę, że to nie są nasze, rodzime owoce, tylko sprowadzane. My wolimy poczekać na krajowe i kupić je od polskich rolników. Na tym chcemy opierać naszą sprzedaż, na polskim rolnictwie, a nie na zagranicznym!
– Jest jeszcze jedna kwestia – włącza się do rozmowy pan Robert. – Moim zdaniem my, Polacy, musimy zmienić trochę podejście do naszej konsumpcji. Przestać być ślepo zapatrzeni w zagraniczne produkty. Doskonałym przykładem, jak to powinno wyglądać, jest chociażby Chorwacja, gdzie w każdym hotelu, restauracji czy zwykłej knajpie przede wszystkim promowane są rodzime produkty: czy to potrawy, sery, warzywa czy alkohole. Poza tym chciałbym obalić pewien mit, że wiejska żywność znajduje odbiorców wśród osób, nazwijmy to, niewybrednych. Nic bardziej mylnego! Zakupy, i to całkiem niemałe, robią klienci z bardzo majętnej i wysoko postawionej klasy średniej, którzy często podkreślają, że nic nie zastąpi smaku oferowanych przez nas produktów. Bo kluczem nie jest cena czy aktualna moda żywieniowa, tylko jakość. A tą Polska może się pochwalić.
Twórcy sklepu „Prosto z rynku” nie ukrywają, że bardzo chcieliby stworzyć platformę sprzedażową, która mogłaby być konkurencją dla dużych sieci handlowych, dzięki czemu wzbogacaliby się rodzimi przedsiębiorcy, a nie obce kapitały. Zwłaszcza że – co podkreśla pan Izdebski – ludzie są zmęczeni sieciami handlowymi i ich ofertą i coraz częściej rozglądają się za alternatywnymi źródłami zaopatrzenia, o czym świadczy choćby niesłabnące powodzenie osiedlowych targowisk i bazarków, nierzadko funkcjonujących mimo bliskości dużych hipermarketów.
– Widzimy po zamówieniach, że nasi klienci, którzy kupili oferowane w naszym sklepie sery, zamawiają je ponownie, więc trafiliśmy w gusta – podaje przykład pan Robert. – Podobnie jest z innymi towarami. Poza tym mam wrażenie, że sama formuła takiego sklepu się sprawdza. Ludzie wolą u nas kupić to samo, co mogliby nabyć gdzie indziej, bo oprócz towarów sprowadzanych ze wsi zrobią pozostałe zakupy. Do tego dochodzi sentyment do smaków. Kto jeszcze kupuje dmuchany ryż z naszego dzieciństwa, można by zapytać. A jednak jest on u nas bardzo popularny.
Klienta trzeba zaciekawiać
Kiedy rozmawiamy z państwem Pauliną i Robertem, widać, że wspólne przedsięwzięcie pochłonęło ich bez reszty i cały czas myślą o tym, jak zaciekawić klienta. Wprowadzili już sezonowe zestawy do kiszenia ogórków, w planach są także te do pieczenia chleba, w których na pewno znajdą się tak poszukiwane ostatnio drożdże. Jednak to nie wszystkie plany białołęckich przedsiębiorców. Oprócz wspomnianego powiększenia asortymentu w najbliższej przyszłości w sklepie mają się pojawić specjalne zestawy prezentowe.
– Jak wiadomo, człowiek je oczami i lubi mieć to jedzenie ładnie podane – opowiada pan Robert. Kiedy wprowadziliśmy do naszej oferty sery, pomyślałem, że skoro są one tak doskonałym dodatkiem chociażby do wina, to warto byłoby je odpowiednio podać. Jestem stolarzem i w swojej pracowni mam w ofercie całą gamę desek do krojenia. Myślę, że z czasem wprowadzimy je także do naszego spożywczego sklepu, zarówno oddzielnie, jak i właśnie w zestawie z serami, które będą mogły być doskonałym prezentem na różne okazje.
Jest jeden pomysł, który ujął serca całej naszej redakcji. Jesteśmy pewni, że naszym czytelnikom także spodoba się szczególnie. Dotyczy branży mleczarskiej, z uwzględnieniem pewnego okresu w jej historii, który niestety odszedł w niepamięć, chociaż w swoich filmach pokazał go niejeden polski reżyser.
– Kiedy byłem dzieckiem i przeprowadziłem się na warszawskie osiedle Tarchomin, każdego dnia pod moimi drzwiami pojawiała się butelka mleka z żółtym kapslem – wspomina z sentymentem Robert Izdebski. – Potem to się zmieniło, zaprzestano dostarczania mleka w blokowiskach. Teraz, kiedy o tym myślę, uważam, że to był dobry pomysł, i jeżeli uda się nam odpowiednio wyposażyć nasz magazyn w sprzęt chłodzący, moglibyśmy wrócić do tego zwyczaju. Naturalnie, musimy zorientować się, jakie mleko z oferowanych na rynku najbardziej by się do tego nadawało i czy klienci byliby tym zainteresowani. Ale sądzimy z Pauliną, że warto nad tym poważnie się zastanowić.
My również uważamy, że jest to świetny pomysł, bo wiele osób z prawdziwym sentymentem wspomina te mleczne dostawy. Jesteśmy także pod dużym wrażeniem samej sklepowej inicjatywy i szczerze jej kibicujemy. Mamy nadzieję, że spełnią się zamierzenia przedsiębiorców i internetowy rynek stanie się prężną platformą dystrybucyjną między wiejskimi gospodarstwami a miastem. Szczerze gratulujemy pomysłu. A jeśli któryś z naszych czytelników chciałby zobaczyć, jak to wygląda w praktyce, lub jest zainteresowany współpracą ze sklepem, do czego jego właściciele serdecznie zapraszają, zachęcamy do odwiedzenia strony www.prostozrynku.pl.