Powróćmy do bioasekuracji!
Nie można mówić o bezpieczeństwie w oborze, nie pytając o zdanie lekarza weterynarii. O tym, jakie zagrożenia czyhają nie tylko na krowy, ale i na ich właścicieli, opowiedział nam Michał Hądzlik, specjalista z zakresu chorób przeżuwaczy i rozrodu zwierząt, a także współzałożyciel stowarzyszenia „Weterynaria Hodowcom”.
tekst: Mateusz Uciński zdjęcia: PFHBiPM
Panie Michale, jakie widzi Pan zagrożenia dla zwierząt w oborze, w gospodarstwie. Oczywiście z punktu widzenia lekarza weterynarii.
Największym zagrożeniem jest coś, czego się faktycznie boimy, a co przypomniało o sobie w ostatnich miesiącach – choroby zakaźne. Zawsze były one bardzo istotnym tematem, natomiast ostatni wybuch pryszczycy w Niemczech pokazał, że bioasekuracja w stadach bydła mlecznego nie jest doskonała. Powiem więcej: myślę, że w wielu przypadkach cofnęliśmy się w tym zakresie o jakieś 30–40 lat i był czas, kiedy bioasekuracja była na o wiele wyższym poziomie niż teraz.
Z czego to wynika?
Wynika to z kilku rzeczy. Pierwsza rzecz to karencja chorób, które zostały wyeliminowane, takich jak pryszczyca, a także innych chorób charakteryzujących się bardzo wysokim wskaźnikiem zakaźności, które również zostały powstrzymane na terenie Unii Europejskiej i się z nimi nie spotykamy. Hodowcy zaczęli też wprowadzać programy profilaktyczne, w tym szczepienia. To także miało miejsce około 20–30 lat temu, kiedy przemysł farmaceutyczny faktycznie zainteresował się bydłem. Dzięki temu zostało wypracowanych mnóstwo różnorakich szczepionek, bardzo istotnych w mechanizmie bioasekuracji. Położono także nacisk na lepsze leczenie, natomiast mam wrażenie, że w wielu miejscach zapomnieliśmy o podstawowych zasadach higieny i dezynfekcji – i na to należy teraz ponownie zwrócić uwagę. Paradoksalnie, dzięki wspomnianemu incydentowi w Niemczech, temat ten został na nowo podjęty. Lekarze weterynarii, ale także sami hodowcy znowu zaczęli dyskutować o potrzebie zwiększenia bioasekuracji.
Sprecyzujmy może, czym jest wspomniana bioasekuracja.
Jest to cały zakres czynności. Zaczynamy od przepływu zwierząt przez gospodarstwo, kiedy musimy wiedzieć, skąd dane sztuki kupujemy, i poznać jak najwięcej szczegółów o ich statusie zdrowotnym. Powinniśmy sprawdzać badania tych krów, a nie wprowadzać zwierzęta do stada, kierując się jedynie deklaracjami jednego czy drugiego hodowcy, czy też lekarza weterynarii. Po pierwsze, należy takie zwierzęta zbadać. Po drugie, powinniśmy dokładnie wiedzieć, z jakiego regionu i kraju pochodzą kupowane sztuki – należy zwrócić szczególną uwagę na choroby zwalczane tam z urzędu. Kolejną kwestą jest kwarantanna, choć trudno ją przeprowadzić. O tym także zapomnieliśmy, bo po wejściu Polski w 2004 r. do Unii Europejskiej mamy wolny przepływ towarów i usług, przez co kontrola jest mniejsza niż kiedyś. W związku z tym mogę sobie pojechać do Niemiec, kupić zwierzę i, jeżeli nie ma jakichś zakazów ogólnych, przywieźć je tutaj i wprowadzić do stada. I nikt mnie z tego nie rozlicza, nikt tego nie pilnuje. Wprowadzenie kwarantanny dla takich sztuk dawałoby pewność, że zakupiona sztuka nie zarazi nam całej hodowli. Kolejną rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę, jest ruch ludzi. Dotyczy to zarówno hodowcy, rolnika, właściciela, ale również pracowników gospodarstwa. Potrzebne są wymagania dotyczące odpowiedniej zmiany odzieży, prawidłowego mycia czy skutecznej dezynfekcji. To samo powinno dotyczyć osób, które są usługodawcami. Na przykład lekarz weterynarii, inseminator czy też cała rzesza innych podmiotów też powinna podlegać tym samym obostrzeniom. W tej kwestii przed weterynarią stoją duże wyzwania, bo rzadko zdarza się, że dany lekarz świadczy usługi wyłącznie dla jednego hodowcy, jednego podmiotu. Krytycznym okiem patrzę także na sprzedaż zwierząt, a dokładnie ich transport. Samochody, które przyjeżdżają po te zwierzęta, są oczywiście do tego dostosowane, jednak nigdy nie wiemy, co było nimi wcześniej transportowane, to znaczy: nie wiemy, jaki był status zdrowotny przewożonych wcześniej zwierząt. Ze swojego doświadczenia wiem, że mogą być to zwierzęta chore, co zwiększa ryzyko przeniesienia choroby do gospodarstwa. Dlatego w tym zakresie też trzeba być bardzo mocno wyczulonym, zwracać uwagę, żeby auto, które przyjeżdża do nas po zwierzęta, było umyte, zdezynfekowane – a wszystkie te czynności powinny być udokumentowane. W kontekście ogólnej bioasekuracji jeszcze raz podkreślę rolę szczepionek jako bardzo ważnego narzędzia w prowadzeniu hodowli. Niestety w naszym kraju zaczynamy się nimi interesować dopiero wtedy, gdy już mamy problem.
Mądry Polak po szkodzie?
Niestety. Przykładowo: krowy zaczęły kaszleć, coś się dzieje, wtedy dopiero szukamy choroby, potwierdzamy ją i wprowadzamy system szczepienia, uwalniania stada itd. Rzadko kiedy hodowcy decydują się na szczepienia profilaktyczne. W wielu sytuacjach, nie mając noża na gardle, właściciel nie decyduje się na te szczepienia, co jest błędem, bo szczepienia z zasady są profilaktyczne. Jeżeli ktoś hoduje trzodę chlewną, to decyduje się na cały cykl szczepień i odrobaczania, dostosowywany do stada. Przy drobiu sytuacja jest identyczna. W przypadku zwierząt towarzyszących nikt sobie nie wyobraża kupić małego psa i go nie odrobaczyć czy nie zaszczepić. W przypadku bydła hodowcy ciągle czekają, aż pojawi się problem.
Panie Michale, opisał Pan sytuacje, kiedy chorobę przenosi zakupiona do stada krowa lub np. sam hodowca czy też członek jego rodziny. A czy istnieje ryzyko przyniesienia choroby zakaźnej przez inne zwierzęta? Psy, koty, ptaki – wszystkie one bywają, a nawet bytują w oborach.
Tak naprawdę to zależy od jednostki chorobowej i od drogi jej przenoszenia. Weźmy np. chorobę niebieskiego języka. Jest to pierwsza w Polsce choroba wektorowa bydła, co oznacza, że musi się pojawić czynnik, który ją przeniesie. W tym przypadku są to muchówki z rodzaju kuczmanów, a więc krowa od krowy się nie zarazi. Jeśli zatem bierzemy pod uwagę tę chorobę, zakup nowej sztuki do stada raczej jest bezpieczny, ale nigdy nie jesteśmy w stanie w stu procentach wyeliminować wektora. W przypadku np. pryszczycy, czyli choroby o wysokim stopniu zakaźności, okazuje się, że jej wirus może się przenosić z wiatrem nawet do 10 km. Trudno się więc jakkolwiek ochronić. Przykładowo BVD oraz IB, są chorobami wirusowymi, gdzie wirus jest wydalany z wszystkimi wydalinami i wydzielinami. Do przeniesienia może zatem dojść również poprzez sprzęt, czy to weterynaryjny, czy hodowlany. Może on zostać także przeniesiony na butach. Niestety na pryszczycę chorują wszystkie zwierzęta parzystokopytne, czyli również dzikie. Podobnie jest w przypadku BVD i IBR. Dlatego warto zabezpieczyć gospodarstwa przed jeleniowatymi. Ważna jest też eliminacja i zabezpieczenie się przed gryzoniami, ponieważ są one nosicielami wielu chorób. Należy ponadto zwracać uwagę na muchy, które także przenoszą patogeny. Jak widać, zapewnienie bezpieczeństwa bydłu wiąże się z działaniami na bardzo wielu płaszczyznach.
Skoro wiemy, jak to jest z bydłem, to teraz przejdźmy do jego właścicieli. Z jakimi zagrożeniami, w dużej mierze chorobowymi, może się spotkać hodowca, który na co dzień pracuje z krowami?
Tu także wszystko zależy od jednostki chorobowej, bo mamy jednostki chorobowe, które są zagrożeniem zarówno dla zwierząt, jak i człowieka. Na przykład wścieklizna dotyczy wszystkich zwierząt stałocieplnych. Oczywiście, aby człowiek się zaraził, musi dojść do pogryzienia czy jakiegoś kontaktu, ale zagrożenie zawsze istnieje! W zeszłym roku mieliśmy dwa ogniska wścieklizny na Lubelszczyźnie i dotyczyły one bydła. Kolejną chorobą, którą zagrożone są i krowy, i ludzie, jest gruźlica. Wspomnieć należy także o brucelozie, gorączce Q, salmonelli czy bakteriach coli, które mogą stanowić niebezpieczeństwo dla zwierząt i osób je obsługujących, zarówno rolników, jak i lekarzy weterynarii.
Panie Michale, czy pokusiłby się Pan o sformułowanie trzech żelaznych zasad, którymi powinien kierować się hodowca, żeby poprawić bezpieczeństwo w oborze?
Najwięcej chorób, z którymi się zetknąłem w mojej praktyce, przeniosło się do stada w wyniku zakupu chorych zwierząt. Dlatego pierwsza zasada: musisz wiedzieć, co kupujesz, i musisz badać to, co kupujesz. Druga zasada: przeprowadzaj regularną diagnostykę zwierząt, bo to podnosi zdrowotność całego stada, a także zapewnia bezpieczeństwo hodowcy i wszystkim zaangażowanym osobom. I trzecia zasada: nie bój się szczepień, traktuj je jako inwestycje, bo często straty i koszty, które ponosi się w momencie przeniknięcia patogenu do stada, są wielokrotnie wyższe niż koszty profilaktyki.