Roboty udojowe okiem hodowców
Odwiedziliśmy trzy gospodarstwa korzystające z różnych modeli robotów udojowych. Pytaliśmy o motywy wdrożenia automatycznego doju i efekty tej decyzji w kontekście organizacji pracy oraz zarządzania stadem. Co nam powiedzieli? Przeczytaj w lipcowym wydaniu Hodowli i Chowu Bydła.
opr. Marcin Jajor
W gospodarstwie Wojciecha Hoffmanna z miejscowości Baszków (woj. wielkopolskie) roboty udojowe pracują już od 9 lat. Obora, którą zaplanował wraz z rodzicami, tj. Łucją i Andrzejem, powstała w październiku 2016 r. Budynek o wymiarach prawie 76 m długości, 27 m szerokości oraz 10 m wysokości obsadzony jest blisko 170 krowami, które doją 4 roboty firmy Lely.
Idziemy do przodu
Wcześniej hodowcy utrzymywali krowy w oborze wolnostanowiskowej na płytkiej ściółce, z halą udojową 2 × 4. Kiedy była obsadzona 25 krowami, wydojenie zwierząt zajmowało jednorazowo ok. godzinę i nie stanowiło większego problemu. Z czasem czynność ta znacznie się wydłużyła. W efekcie planu powiększania stada liczba zwierząt wzrosła do 80 krów, dój zaś wydłużył się do jednorazowo 3 godzin.
– Tak naprawdę na samym początku projekt nowej obory przewidywał montaż hali udojowej. Roboty udojowe nie były jeszcze bowiem wówczas tak powszechne, ale zaryzykowaliśmy. Przekonała nas perspektywa technologicznego rozwoju, poparta przez doświadczenia z innych gospodarstw. Na korzyść robotów przemawiała też mniejsza przestrzeń, którą zajmują, w stosunku do tradycyjnej hali udojowej. Chcieliśmy iść do przodu – wspomina hodowca.
Budynek jest podzielony asymetrycznie stołem paszowym o szerokości 5,5 m. O ile jednak pierwotnie mniejsza część (z pojedynczym rzędem legowisk przy ścianie bocznej) była przeznaczona dla młodzieży, dziś stanowi dodatkowe lokum dla krów mlecznych. Młodzież została przeniesiona do oddzielnego jałownika, a w oborze (od marca br.) pojawił się kolejny robot udojowy. Trzy pozostałe pracują w głównej części obory z podwójnym oraz pojedynczym rzędem legowisk przy ścianie podłużnej.
– Na początku konieczne było podganianie kilku krów, w tym m.in. ze względu na problemy związane z nieprawidłową budową wymienia. Dzisiaj w obrębie całego stada interwencji wymagają pojedyncze zwierzęta. Mamy poczucie, że podjęliśmy dobrą decyzję, inwestując w roboty, tym bardziej że dwa pierwsze mają już za sobą ok. 500 tys. dojów i jak dotąd nie było w ich przypadku żadnej poważnej awarii – mówi Wojciech Hoffmann.
Wydajność i zdrowe wymię
Jak zaznacza, roboty zdecydowanie ułatwiają pracę. Przede wszystkim nie trzeba codziennie myśleć o tym, żeby zdążyć wydoić krowy. Ale to nie oznacza, że nie ma pracy. Nasz rozmówca codziennie spędza ok. dwie godziny przed komputerem. Do tego na bieżąco śledzi wszystkie komunikaty w aplikacji do zarządzania stadem. – Jeśli wszystkiego się nie dopilnuje, to nie ma co liczyć na dobre wyniki – argumentuje Wojciech Hoffmann. A jest się czym pochwalić. Średnia wydajność zwierząt w 2024 r. wyniosła 15 305 kg od krowy na rok. To najlepszy rezultat w woj. wielkopolskim w kategorii od 150,1 do 300 krów w stadzie.
– W nowej oborze mleko zaczęło bardzo szybko rosnąć i ten trend cały czas kontynuujemy. To jednak przede wszystkim zasługa zmiany systemu zarządzania stadem, a nie samych robotów udojowych. Bardzo duże znaczenie miał też samojezdny wóz paszowy i dobra baza paszowa – mówi hodowca. Znaczącym ułatwieniem jest też monitoring zwierząt pod kątem wystąpienia rui, a także parametrów związanych ze zdrowiem. W oborze zdecydowanie poprawiła się m.in. zdrowotność wymion. To, zdaniem naszego rozmówcy, efekt m.in. zmiany materiału na legowiskach z materaca słomiano-wapiennego na separat. Hodowcy podjęli tę decyzję ze względu na ograniczone zasoby słomy, którą trzeba było kupować z zewnątrz. Separat wytwarzany jest we własnym zakresie, co ma niebagatelne znaczenie również pod kątem bioasekuracji stada.
– W moim odczuciu o lepszej zdrowotności wymion zdecydowała jednak przede wszystkim większa częstość dojów. Obecnie zwierzęta w stadzie doją się średnio 3,9 razy na dobę, a niektóre sztuki, dające po ok. 60 kg mleka dziennie, nawet 6 razy na dobę – mówi hodowca.
Dodaje, że mimo wielu informacji z robotów duże znaczenie ma także weryfikacja parametrów mleka w raportach PFHBiPM. To niezależne dane, które stanowią punkt wyjścia. – Szczególnie dokładnie analizujemy zawartość białka i tłuszczu w mleku, ale i mocznika. Oba rodzaje danych z robota i te w raportach PFHBiPM się uzupełniają i stanowią kopalnię wiedzy, szczególnie pod kątem żywienia krów – kwituje Hoffmann.
Co zmieniło się w gospodarstwach Bożeny Janowskiej ze Smogorzewa (woj. wielkopolskie) oraz Fortune sp. z o.o. z Cieszymowa (woj. pomorskie)? Zamów i czytaj w najnowszym wydaniu Hodowli i Chowu Bydła.