Soja świata nie zbawi
Wśród hodowców bydła mlecznego soja wywołuje mieszane uczucia. Z jednej strony jest to doskonały składnik pokarmowy pasz podawanych zwierzętom, z drugiej – produkt, który w dobie mody na wegetarianizm i weganizm mocno się rozpanoszył w jadłospisach. Dyskusje o potencjale tej rośliny z grupy bobowatych nie milkną, zwłaszcza że od pewnego czasu właśnie płyn nazywany „mlekiem sojowym” stał się niezwykle popularnym dodatkiem do kawy, serwowanym jako zamiennik mleka. Jednak – jak się okazuje – wieszczący soi znaczącą czy wręcz dominującą rolę w przyszłej gospodarce żywnościowej, mogą srogo się przeliczyć, ponieważ ta „zdrowa” roślina zdecydowanie nie jest zdrowa dla naszej planety.
tekst: Mateusz Uciński, na podstawie Daily Mail UK
Trzeba przyznać, że z tą soją różnie bywa. Jak doskonale pamiętamy, kilka lat temu praktycznie w całej Polsce wiele mleczarni zrezygnowało z mleka od krów karmionych zmodyfikowaną genetycznie soją. Wiązało się to z pewnymi problemami, u których podstaw leżały niedobory tej rośliny w wersji niemodyfikowanej. Na szczęście sytuacja się ustabilizowała, chociaż cały czas wiele osób w naszym kraju zastanawia się, czym zastąpić śrutę sojową w krowim jadłospisie. Jako alternatywa najczęściej podawane są: poekstrakcyjna śruta rzepakowa, makuch rzepakowy, poekstrakcyjna śruta słonecznikowa, DDGS – suszony wywar gorzelniany, ekstrudowany len pełnotłusty, nasiona roślin strączkowych (bobik, łubiny, groch, peluszka), młóto browarniane oraz mocznik paszowy. Jednocześnie prowadzone są próby uprawy soi w rodzimych warunkach. Na łamach naszego czasopisma opisywaliśmy w ubiegłym roku Ośrodek Hodowli Zwierząt Zarodowych Osowa Sień w Przyczynie Górnej, gdzie od pewnego czasu inwestuje się w uprawy tej rośliny, co przynosi całkiem obiecujące rezultaty.
Jest jeszcze jeden, kontrowersyjny aspekt dotyczący wykorzystania soi. Roślina ta stała się składnikiem bardzo wielu produktów spożywczych popularnych wśród wegan, którzy – jak dobrze wiemy – zdecydowanie nie pałają miłością do mleka i jego przetworów, a także hodowców bydła. Po tym, co widzimy na sklepowych półkach, zdecydowanie możemy powiedzieć, że ekspansja soi jest imponująca: poczynając od tofu przez odpowiedniki wędlin i słodyczy, a na „mleku sojowym” kończąc. Z tym ostatnim – jak być może pamiętają nasi czytelnicy – wiąże się proces, który zakończył się wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 14 czerwca 2017 r., w myśl którego producenci nie mogą stosować nazw sugerujących pochodzenie zwierzęce do wyrobów roślinnych. Mimo to soja bardzo często przedstawiana jest przez środowiska wegańskie jako produkt, który w przyszłości, jeżeli nie „zbawi” ludzkości, to na pewno będzie dominował w przemyśle spożywczym. Podkreślane są nie tylko jej walory kulinarne, ale także pozytywny wpływ na kondycję naszej planety, co – jak się okazuje – nie jest prawdą.
Nie taka soja święta…
Mleko krowie jest o wiele bardziej zrównoważone dla planety niż jego alternatywa wytwarzana z soi, zwłaszcza jeśli pochodzi ono z systemów hodowlanych opartych na żywieniu trawą. Tak brzmi jeden z wyników nowego badania, opublikowanego w „Journal of Applied Animal Nutrition”, dotyczącego sposobów zmniejszenia zależności od mączki sojowej i mączki z ziaren palmowych w żywieniu zwierząt gospodarskich.
Autorzy raportu wyliczyli, że w Wielkiej Brytanii produkuje się około 85 litrów mleka na każdy kilogram mąki sojowej spożywanej przez krowy i zaledwie 7,5 litra napoju sojowego uzyskanego z tej samej ilości mąki.
– W rezultacie na picie mleka od krów w Wielkiej Brytanii zużywa się 11 razy mniej soi niż przy spożywaniu napojów wytwarzanych z niej bezpośrednio – czytamy w dokumencie opracowanym przez prof. Mike’a Wilkinsona z Nottingham University i Richarda Younga z Sustainable Food Trust (SFT).
– Nawet w Europie kontynentalnej, gdzie zużycie koncentratów jest większe, ponieważ trawa jest mniej dostępna, biorąc pod uwagę wykorzystanie soi, mleko od krów jest czterokrotnie bardziej wydajne niż napoje sojowe.
Warto wspomnieć, że Wielka Brytania importuje rocznie 1,1 mln ton soi do wykorzystania w paszach dla zwierząt, a około 170 tys. ton trafia do paszy dla krów, jednak większość białka krowiego pochodzi z trawy.
– Weganie i inni, którzy kupują substytuty mleka krowiego do latte i cappuccino lub płatków śniadaniowych, lepiej by zrobili, gdyby zaufali mleku od krów, a zwłaszcza od tych tradycyjnie wypasanych na trawie, jeśli chcą przyczynić się do stworzenia zdrowszej i bardziej zrównoważonej planety – podkreślają autorzy raportu.
Alternatywne białka
Trzeba zaznaczyć, że rolnicy i sektor pasz również mają w tym procesie do odegrania niebagatelną rolę, poprzez wykorzystanie w większym stopniu alternatywnych lokalnych źródeł białka. W raporcie zauważono, że światowa produkcja ziaren soi i oleju palmowego, które są ściśle związane z niszczeniem lasów deszczowych zarówno w Amazonii, jak i w Azji Południowo-Wschodniej, podwoiła się w ciągu ostatnich 20 lat i nadal rośnie. Chociaż jest to ściśle związane z produkcją olejów roślinnych przeznaczonych do użytku przez ludzi, popyt jest również napędzany przez wykorzystanie produktów ubocznych, takich jak śruty w paszach dla zwierząt gospodarskich, które odgrywają główną rolę w opłacalności upraw tych roślin. Soja jest atrakcyjna w racjach żywieniowych dla świń i drobiu, ze względu na wysoki poziom i wysoką jakość białka, natomiast ziarno palmy jest wykorzystywane głównie w paszach jako dodatek do traw.
– To bardzo ważne badanie – akcentuje komentujący wyniki raportu Patrick Holden, brytyjski rolnik i aktywista, który prowadzi kampanie na rzecz rolnictwa ekologicznego i zrównoważonego, a także jest dyrektorem i założycielem Sustainable Food Trust. – Pokazuje, że hodowcy bydła mogą zmniejszyć swoją zależność od importowanego białka, które jest produkowane przy tak wysokich kosztach środowiskowych, i w ogromnej mierze polegać na paszach własnej produkcji.
Raport wskazuje na szeroką gamę alternatywnych białek do stosowania w żywieniu zwierząt gospodarskich, należą do nich m.in. mączka rzepakowa, ziarna gorzelnicze i rośliny strączkowe, takie jak fasola i groch. James McCulloch, szef działu pasz w Konfederacji Przemysłu Rolnego, podkreśla, że brytyjski przemysł paszowy wspiera wszelkie inicjatywy, które mogą zwiększyć wykorzystanie białka roślinnego z własnej hodowli w paszach dla zwierząt.
– Śruta rzepakowa jest najpowszechniejszą alternatywą dla śruty sojowej, ale istnieją ograniczenia w jej stosowaniu w diecie zwierząt gospodarskich, ze względu na stosunkowo wysoki poziom szkodliwych czynników, takich jak glukozynolany i kwas erukowy, które powodują problemy u wszystkich zwierząt hodowlanych – zaznaczył McCulloch. – Ziarna gorzelnicze i browarniane są także wysoko cenionymi paszowymi produktami ubocznymi, ale zawartość białka różni się w zależności od źródła ziarna, więc nie można ich traktować jako bezpośredniej alternatywy dla soi.
McCulloch zapewnił również, że 57% soi importowanej do Wielkiej Brytanii pochodzi ze źródeł, które nie niosą ze sobą ryzyka wylesiania, podczas gdy 37% uznaje się za „niskie ryzyko” zmian w środowisku naturalnym.
Jak nietrudno się domyślić, na odzew środowisk wegańskich nie trzeba było długo czekać. Toni Vernelli z Veg January powiedział „Timesowi”, że badanie było błędne, sugerując, że mleko krowie byłoby bardziej przyjazne dla środowiska niż mleko sojowe.
– Większość wpływu mleka krowiego na środowisko pochodzi od samych krów, w metanie, który wydalają, a nie od pożywienia, które jedzą – twierdzi Vernelli. – Krowy karmione na pastwisku wymagają nawet więcej ziemi niż te w systemach intensywnych, karmione soją, więc twierdzenie to nie jest wiarygodne zarówno z punktu widzenia zmiany klimatu, jak i użytkowania gruntów.
Cóż, każdy ma prawo do własnego zdania i poglądów, nawet gdy są tak mocno naciągane, jak w przypadku tych przedstawianych przez wegańskiego aktywistę. Pewne jest to, że coś zaczyna się dziać na rynku soi i brytyjskie badania dobitnie to pokazują. Jak to się przełoży na dalsze losy użytkowania jej w rolnictwie – czas pokaże. Z pewnością fakt, że już od dłuższego czasu poszukiwany jest zamiennik tej rośliny w żywieniu zwierząt gospodarskich, mówi sam za siebie.