Najcenniejszy jest święty spokój
Szczepienia profilaktyczne bydła przeciwko chorobom zakaźnym są niezwykle ważne w pracy hodowlanej, ponieważ w dużej mierze to od nich zależy kondycja utrzymywanego stada, a także jego wyniki produkcyjne. Doświadczeniami w stosowaniu szczepionek w swoim gospodarstwie podzielił się z naszą redakcją pan Tadeusz Olszewski, hodowca z Glinek w województwie podlaskim, który na „żywym organizmie”, jakim niewątpliwie jest jego hodowla, mógł zaobserwować efekt zarówno stosowania, jak i zaprzestania szczepień…
Rodzina Olszewskich we wsi Glinki na Podlasiu gospodarzy od 1902 roku. Pradziadek naszego rozmówcy kupił wtedy od cara tzw. resztówkę, czyli ziemię pochodzącą z parcelacji majątku ziemskiego. Pan Tadeusz razem z żoną Katarzyną przejęli gospodarstwo od rodziców w 1997 roku i skoncentrowali się na hodowli krów. Zaznaczyć trzeba, że bydło mleczne było w tym miejscu hodowane praktycznie od samego początku, a oceną wartości użytkowej objęte jest od przeszło 60 lat! Jak wspomina hodowca, specjalnością gospodarstwa, oprócz wspomnianej wcześniej hodowli krów, była uprawa traw nasiennych. Aby rozwinąć możliwości, w 2000 roku została wybudowana obora wolnostanowiskowa na 100 szt. bydła, wyposażona w halę udojową, stacje paszowe i odpajania cieląt oraz system zarządzania Alpro. Potem odpowiednim modernizacjom poddano także starsze budynki gospodarskie. Jednocześnie sukcesywnie powiększano zarówno utrzymywane stado, jak i areał. W tej chwili w hodowli jest ok. 230 sztuk bydła, z czego ponad setka to krowy dojne. Uprawianych jest 100 ha gruntów, z których 35 ha zajmuje kukurydza (kiszonkowa i na ziarno), 30–35 ha stanowią użytki zielone, a resztę zboża.
Nie ma potrzeby żyłować
W stadzie, mimo że prowadzona jest inseminacja, to awaryjnie utrzymywany jest także buhaj. Do zabiegów nie jest używane nasienie seksowane, ale i tak 55–60% porodów stanowią jałówki. W doborze cech do kojarzeń pan Tadeusz koncentruje się przede wszystkim na zapomnianych cechach produkcyjnych, czyli na suchej masie, zawartości tłuszczu i białka, do tego zwraca uwagę na zdrowotność nóg i wymion.
– Od wielu lat uzyskujemy od naszych krów wydajność rzędu 10,5–11 tys. kg mleka, i to w zupełności nas zadowala – informuje pan Olszewski. – Chociaż, moim zdaniem, optymalna i najbardziej ekonomiczna wydajność to wynik w granicach 8–8,5 tys. Nie ma wtedy tzw. żyłowania, mniej się wydaje na weterynarię i zootechnikę w stadzie. Średnia długość użytkowania w naszej hodowli to 2,8 laktacji, a okres międzywycieleniowy wynosi 405 dni.
Pan Tadeusz nie ukrywa, że podobnie jak w każdym stadzie hodowlano-produkcyjnym i u niego pojawiają się pewne problemy. Należą do nich przede wszystkim stany zapalne wymienia i kłopoty z rozrodem. Udało się za to opanować problemy z nogami, całe stado przechodzi dwa razy do roku korekcję racic.
– Jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że mamy trochę pastwisk – dodaje pan Olszewski – dlatego staramy się, aby krowy zasuszone i jałówki wysokocielne w sezonie przebywały jak najwięcej na świeżym powietrzu, na trawie. Oprócz tego, projektując naszą oborę, stawialiśmy przede wszystkim na zapewnienie zwierzętom odpowiedniego poziomu dobrostanu.
Warto zaznaczyć, że sztuki z hodowli państwa Olszewskich zdobywały tytuły superczempiona i wiceczempiona na wystawach bydła w Szepietowie.
Szczepienia to podstawa
Wspomniane wcześniej kłopoty z rozrodem w dużej mierze łączą się z głównym celem naszej rozmowy i wizyty w tym gospodarstwie, a mianowicie ze szczepieniami bydła, które były w pewnym sensie wyznacznikiem i przykładem tego, jak ważny jest ten proces w hodowli bydła mlecznego.
– Tuż po 2000 roku zaczęliśmy szczepić nasze stado na IBR i BVD – wspomina Tadeusz Olszewski. – Było to o tyle wygodne, że na rynku pojawiła się czeska, zintegrowana szczepionka przeciwko obydwu tym chorobom. Wiadomo, wybudowana nowa obora, zwierzęta dokupowane z zewnątrz, zwłaszcza z Niemiec i Holandii, do tego jałówki z krajowych hodowli, takich jak chociażby Osięciny. Zaczęliśmy szczepić, bo pojawiły się kłopoty zarówno z rozrodem, jak i ze zdrowotnością cieląt. Kontynuowaliśmy szczepienia przez około siedem lat, udało się nam unormować sytuację w stadzie i wyjść na przysłowiową prostą. Potem, zwłaszcza że dość długo nie dokupowałem żadnych zwierząt, stwierdziłem, że powinno już być czysto, jeżeli chodzi o choroby zakaźne, i zaprzestałem szczepienia. Efektem tego posunięcia jest to…, że od siedmiu lat znowu szczepię i nie zamierzam już tego zaniechać! Kiedy przestaliśmy szczepić, problemy wróciły. Znowu były kłopoty z rozrodem, a także ze zdrowotnością cieląt i zapadaniem przez nie na choroby płuc. Jakby tego było mało, wyniki somatyczne w stadzie zaczęły przypominać amplitudę. Kiedy zaczęliśmy ponownie szczepić, po pewnym czasie wszystko się poprawiło. Obecnie liczba komórek somatycznych balansuje w granicach 200–300 tys. Tym, o czym jeszcze należy wspomnieć, jest kwestia badań krwi, które po zaprzestaniu szczepień robiliśmy w naszym stadzie, zwłaszcza że w gospodarstwie utrzymywane są matki buhajów i każdy byk, który był przekazywany do SHiUZ w Bydgoszczy, musiał mieć robione wszystkie analizy. Badania te, przeprowadzone wyrywkowo, nie wykazały szczególnych problemów. Dopiero później lekarz weterynarii obsługujący nasze stado doradził mi pobranie krwi od wszystkich sztuk w stadzie, aby określić, które ze zwierząt są trwałymi nosicielami. Okazało się, że mieliśmy czworo takich zwierząt, które zostały usunięte z hodowli. Rok temu powtórzyliśmy to badanie i nic już nie zostało wykryte.
W tej chwili w gospodarstwie państwa Olszewskich szczepienia na IBR i BVD są już prowadzone oddzielnie, i żeby miały sens, trzeba zachowywać odpowiednie przerwy między zabiegami. Hodowca z mocą podkreśla, że opisywana powyżej sytuacja bardzo dużo go nauczyła i zamierza kontynuować szczepienia w swoim gospodarstwie.
– Ze szczepień na pewno nie zrezygnujemy, ze względu na to, że przeciętne zużycie nasienia w naszym gospodarstwie to 1,9 słomki na stado, co jest całkiem niezłym wynikiem. Do tego poprawił się nam rozród i mamy o wiele zdrowsze cielęta – akcentuje Tadeusz Olszewski. – Poza tym nie ma nic cenniejszego niż święty spokój. Jak opowiadałem wcześniej, gdy przestałem szczepić, praktycznie od razu pojawiły się problemy z komórkami somatycznymi. Ich ilość wahała się, co wskazywało na jakąś chorobę wirusową. Do stada nie napływały nowe zwierzęta, a jeżeli się jakieś zdarzały, to były to na ogół sztuki z Danii, która, jak wiadomo, jest ustawowo i urzędowo krajem wolnym od IBR i BVD. Po wznowieniu szczepień sytuacja się diametralnie zmieniła na lepsze. Zdaję sobie sprawę, że szczepienia są drogie, ale i tak to się bardzo opłaca, bo koszt tej profilaktyki i tak jest niższy od tego, co musimy później zapłacić za leczenie weterynaryjne. Do tego pamiętajmy, że choroby zakaźne wpływają także na wydajność i jakość mleka, czyli to też są straty, i to bardzo wymierne!
Hodowcy z Glinek aktywnie korzystają z usług i narzędzi dostarczanych przez Polską Federację Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Tym, co szczególnie przypadło im do gustu, są testy cielności z próbek mleka, z których korzystają nieprzerwanie od czasu wprowadzenia ich do federacyjnej oferty.
– Informacje, które otrzymuję dzięki testom PAG odnośnie do cielności lub niecielności naszych krów, są bardzo pomocne w prowadzeniu rozrodu – podkreśla pan Olszewski. – Próbne udoje są wykonywane regularnie co miesiąc i podczas nich są pobierane próbki, a ja, bez stresowania zwierząt dodatkowymi badaniami, mam aktualne dane o tym, w jakim stanie znajdują się konkretne sztuki. Poza tym kwestie rozrodu mamy u siebie w hodowli zorganizowane tak, że wyniki testów cielności z mleka są jeszcze potem weryfikowane przez lekarza weterynarii. Zanim weszła ta usługa, badania weterynaryjne potwierdzające ciąże prowadzone były dwukrotnie. Teraz jeden z tych zabiegów zastąpiły z powodzeniem PAG-i. Dodatkowo używam tych testów u wszystkich krów, które idą do zasuszenia.
Państwo Katarzyna i Tadeusz Olszewscy, zapytani o najbliższe plany, zgodnie stwierdzają, że najważniejsze dla nich jest, aby nadal żyć spokojnie. Czekają na deklarację następnego pokolenia w kwestii przejęcia gospodarstwa i na lepsze czasy na inwestycje w nie, bo przy obecnych cenach – jak podkreślają hodowcy – jest to bardzo karkołomne zadanie.