Białogrzbieta Żyleta
Hodowla bydła ras zachowawczych nie należy bynajmniej do najłatwiejszych i prowadzona jest raczej przez prawdziwych pasjonatów, których stada mogą poszczycić się wieloletnią i wielopokoleniową tradycją. Tak właśnie jest w gospodarstwie państwa Agnieszki i Wojciecha Makarewiczów z Terebeli w województwie lubelskim, gdzie utrzymywanych jest 16 krów rasy białogrzbietej. O tym, że jest to doskonała hodowla, może świadczyć choćby fakt, że jedna ze sztuk – Żyleta – została w 2020 r. najwydajniejszą krową w tej rasie. Odwiedziliśmy to gospodarstwo i porozmawialiśmy z panem Wojciechem zarówno o bydle białogrzbietym, jak i o codziennej pracy w hodowli.
tekst i zdjęcie: Mateusz Uciński
Krowy o białych grzbietach hodowano w Polsce od wieków. Przodkowie dzisiejszych białogrzbietek wywodzą się z terenów położonych na wschód od Wisły, dlatego dawniej nazywano je krowami nadwiślańskimi lub powiślańskimi. W pierwszej połowie XX w. rasa ta stanowiła blisko 10% krajowego pogłowia bydła. Po II wojnie światowej, ze względu na wzrost popularności nowszych, wydajniejszych ras bydła mlecznego, doszło do niemal całkowitego zaniku krów białogrzbietych. Pracę nad przywróceniem białogrzbietek do istnienia podjął profesor Zygmunt Litwińczuk z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. W 2003 r. pod jego kierunkiem powstała pierwsza księga hodowlana rasy białogrzbietej. Krowy te dorastają do 125–135 cm w kłębie i ważą 500–600 kg, buhaje z kolei mierzą zazwyczaj 135–140 cm i osiągają masę ciała 800–900 kg. Najczęściej spotyka się osobniki o umaszczeniu czarno-białym, rzadziej – o czerwono-białym. Cechą charakterystyczną rasy jest biały pas, biegnący od śluzawicy lub od czoła przez głowę i grzbiet po nasadę ogona. Zazwyczaj biała pręga jest węższa na barkach niż przy zadzie, a jej brzegi są nieregularne i wyglądają jak poszarpane. Przedstawiciele rasy białogrzbietej mają ponadto białe lub nakrapiane brzuchy i nogi. Śluzawice czysto rasowych zwierząt są ciemne. Zarówno krowy, jak i byki cechują się masywną budową ciała: mają duże, ciężkie głowy, prostokątne tułowia i krótkie, silne nogi. Warto zaznaczyć, że współcześnie hodowane bydło białogrzbiete osiąga rozmiary większe niż zwierzęta opisywane w księgach hodowlanych z XX w. Właśnie z takimi pięknymi zwierzętami spotkaliśmy się w Terebeli, gdzie hodowla tej rasy ma długie rodzinne tradycje.
Krowy piękne, chociaż nie takie łatwe w hodowli
– Białogrzbiety były u nas od zawsze – wspomina pan Wojciech Makarewicz. – Hodowali je mój ojciec i dziadek. Ja z kolei nasze gospodarstwo prowadzę od 25 lat. Byliśmy jedną z pierwszych hodowli, których stada przystąpiły do programu ochrony zasobów genetycznych.
W gospodarstwie obrabianych jest 60 ha gruntów, razem z dzierżawami, powoli wprowadzane są uprawy roślin oleistych, takich jak rzepak i słonecznik. Resztę zasiewów stanowią zboża, kukurydza, a także lucerna. Zwłaszcza ta ostatnia uprawa w znaczący sposób wpłynęła na mleczność krów w stadzie, co mocno podkreśla hodowca.
W hodowli utrzymywanych jest 35 krów, z czego 16 to właśnie bydło białogrzbiete. Niestety, z roku na rok rośnie przewaga krów rasy holsztyńsko‑fryzyjskiej, która za jakiś czas stanie się dominująca w tej oborze. Jak na razie białogrzbiete sztuki z tego gospodarstwa cieszą się dużym powodzeniem wśród kupujących. Pan Wojciech przyznaje, że ma ogromny sentyment do tej rasy.
– To piękne zwierzęta, na pewno bardzo przyjemne dla oka – opowiada pan Makarewicz. – Czasami się śmiejemy, ze to takie większe psy dalmatyńczyki, też takie czasem nakrapiane. Jednak nie wszystko się kręci wokół wyglądu. Na pewno są one o wiele trudniejsze w dojeniu. Można powiedzieć, że trzymają mleko dla cielaków. Kiedy ten się dorwie do wymienia, to nie ma problemu, gorzej jeżeli chodzi o podłączenie do aparatury udojowej. W mojej oborze to wygląda tak, że w czasie, kiedy doję jednego białogrzbieta, uda mi się wydoić trzy holsztyno-fryzy. Ale z drugiej strony muszę przyznać, że ta rasa jest ciut zdrowsza od klasycznych krów HF, chociaż należy pamiętać, że szybciej się zatuczają i trzeba mocno pilnować, jak się je karmi, żeby nie było potem problemów.
Krowy w stadzie żywione są kiszonką z kukurydzy, lucerną i sianokiszonkami. Hodowca zaznacza, że bardzo dba o jakość podawanej paszy. Czterokrotnie owija bele, aby zmniejszyć ryzyko psucia się pokarmu. Z diety wyeliminowano także śrutę rzepakową, która szkodziła zwierzętom, a zamiast tego podawane są: suszony wywar z kukurydzy, młóto browarniane i kiełki słodowe. Pan Makarewicz chwali sobie zwłaszcza młóto, które jest bardzo chętnie jedzone przez jego krowy, prawdopodobnie z powodu wysokiej zawartości włókien.
W tym miejscu należy też wspomnieć, że swego czasu w utrzymywanym w Terebeli stadzie pojawiły się poważne problemy zdrowotne, których powód okazał się zgoła zaskakujący.
– Całkiem niedawno mieliśmy w naszym stadzie różne kłopoty związane ze zdrowiem – opowiada pan Wojciech. – Nikt nie potrafił zdiagnozować, co jest tego powodem. Żywieniowcy rozkładali ręce, a odwiedzający nas lekarz weterynarii zżymał się, że w innych okolicznych oborach to na ogół ketoza, a w mojej to nie wiadomo co. Sprawdzaliśmy, badaliśmy pasze, aż w końcu pozostał tylko jeden czynnik do sprawdzenia, czyli woda. Oddałem jej próbki (ze studni) do badania i okazało się, że dopuszczalny poziom manganu w wodzie był przekroczony ponadtrzykrotnie, a u moich krów badania wykazały, że poziom tego pierwiastka wahał się nawet
10–30 razy powyżej normy. Prawdopodobnie wynika to z obecności gleb torfowych w okolicach. Pierwsze, co chciałem zrobić, było wykopanie nowej, głębszej studni, ale dowiedziałem się, że z manganem jest tak, że im głębiej się kopie, tym jest go więcej. Jedyne co mi pozostało, to podpiąć do gospodarstwa wodę lokalną, gminną, co wiązało się z doprowadzeniem jej tutaj oddzielnym rurociągiem, mającym ponad 2 km długości. Teraz mam nadzieję, że będzie już lepiej ze zdrowotnością w stadzie.
Pewnym problemem w hodowli bydła białogrzbietego jest jego rozród, a dokładnie kwestia doboru do kojarzeń przy inseminacji. Hodowca zauważa, że ponieważ populacja tej rasy nie należy do najliczniejszych, sama selekcja buhajów nie jest tak zadowalająca, jak w przypadku rasy holsztyńsko-fryzyjskiej, i czasami zdarza się, że nasienie kupowane jest praktycznie w ciemno. Brakuje wykwalifikowanej genetyki, pozwalającej na faktyczne budowanie stada według indywidualnych potrzeb, a zacielenie posiadanych sztuk przypomina niekiedy loterię.
Ostra jak Żyleta
Najwydajniejszą krową rasy białogrzbietej w 2020 r. została – jak już wspominaliśmy – sztuka z hodowli państwa Makarewiczów o dźwięcznym imieniu Żyleta, urodzona w 2015 r. po buhaju Głaz O. Jej średnia wydajność to 10 349 kg mleka, o parametrach 4,01% tłuszczu i 2,85 białka. Sprawdźmy zatem, co myśli o niej jej właściciel.
– Muszę przyznać, że w tym roku ta krowa doi się dobrze – opowiada Wojciech Makarewicz. – O ile w pierwszej laktacji była bardzo mleczna, o tyle w drugiej pojawiły się problemy i ta krowa o mało nie padła, tak ciężko chorowała. Na szczęście po wcześniejszym zasuszeniu udało się jej dojść do siebie i wrócić do całkiem niezłych wyników wydajnościowych. Ale przyznam się, że był taki moment, kiedy miałem ją sprzedać, jednak z powodu otrzymywania dotacji na rasę zachowawczą ubycie sztuki ze stada nie jest takie proste. Mam tylko miesiąc na uzupełnienie sztuki, która zniknęła z obory. A nikogo nie obchodzi, skąd wezmę takie wartościowe „zastępstwo” za ubyłą krowę. Z tego powodu Żyleta została w stadzie, i – tak jak mówiłem – wyzdrowiała i całkiem dobrze sobie teraz radzi. Moim zdaniem wszystko zależy od tego, jak dane zwierzę wystartuje w laktację. Niestety, w naszym gospodarstwie nie da się utrzymać w ryzach dawki żywieniowej. Może gdybyśmy mieli sianokiszonki na pryzmie, byłoby prościej, ale nasze przygotowywane są w belach i nawet badania paszy nie gwarantują, że kolejny balot będzie tak samo udany, jak poprzedni. Nawet zbierany na tej samej łące. Wystarczy przecież, że na stół paszowy podana zostanie porcja bardziej sucha, mniej białkowa i już widać zmiany po krowach i ich produkcji. Poza tym myślę, że jeszcze upłynie trochę czasu, zanim w naszym stadzie pozbędziemy się wpływu manganu, o którym opowiadałem wcześniej.
Pan Wojciech Makarewicz, zapytany o plany na przyszłość, uśmiecha się i informuje, że teraz bardzo chciałby spokojniej żyć. Żartuje, że w hodowli krów rasy białogrzbietej jest trochę jak Adam Małysz: osiągnął wszystko, co się dało, i teraz chciałby stopniowo przekwalifikować stado na klasyczną hodowlę holsztyno-fryzów. Docelowo planuje utrzymywać około 30 zwierząt tej rasy. Zamierza bez pośpiechu wygaszać hodowlę białogrzbietów w swoim gospodarstwie. Uważa, że przyszłością dla tej rasy o charakterze zachowawczym jest wypromowanie produktów spożywczych pochodzących z mleka właśnie takich krów, które jest zdecydowanie bogatsze w białko i ma spory potencjał w serowarstwie. Jego zdaniem dużym utrudnieniem w hodowli bydła białogrzbietego jest także konieczność uważnego prowadzenia i na bieżąco skrupulatnego uzupełniania bardzo rozbudowanej dokumentacji, ponieważ tego wymagają instytucje kontrolujące dopłaty do stada.
– Myślę, że w przyszłości w moim gospodarstwie będzie ogólnie mniej bydła – snuje plany pan Makarewicz – i nie będę musiał zachowywać stanu ilościowego ani nikt nie będzie nade mną stał i groził zabraniem dopłat z powodu ewentualnych braków w stadzie.
Gratulujemy hodowcy tak fantastycznej sztuki, jaką jest Żyleta, i mamy nadzieję, że mimo decyzji o zmianie rasy w oborze państwa Makarewiczów jeszcze przez dłuższy czas będzie gościć bydło białogrzbiete. Bo przecież tak długa tradycja hodowlana zobowiązuje…