Hodowco, zrób to sam!
Możliwe, że niektórzy z naszych czytelników pamiętają program telewizyjny „Zrób to sam”, w którym konstruktor i wynalazca Adam Słodowy pokazywał, jak budować z ogólnodostępnych przedmiotów przydatne w codziennym życiu urządzenia. Myli się jednak ten, kto myśli, że podobnych konstruktorów już nie ma. Otóż są! I to na naszych wsiach. Doskonałym przykładem jest pan Łukasz Stefaniak z województwa łódzkiego, który od kilku lat modernizuje gospodarstwo we własnym zakresie.
tekst i zdjęcia: Mateusz Uciński, zdjęcia: Łukasz Stefaniak
Mówi się, że potrzeba jest matką wynalazków. Zdaniem pana Łukasza Stefaniaka motorem napędowym do pracy nad budowanymi przez niego konstrukcjami jest przede wszystkim lenistwo, chęć ułatwienia sobie życia i podniesienia efektywności pracy w gospodarstwie. Najwidoczniej jest to bardzo skuteczna motywacja, bo takich wynalazków i modyfikacji pojawiło się w jego hodowli całkiem sporo. Spektrum zainteresowań pana Łukasza jest bardzo szerokie, obejmuje nie tylko kwestie typowe dla utrzymywania bydła, ale także zasiewów, a nawet psów pilnujących obejścia.
Hodowla skrojona na miarę potrzeb
Gospodarstwo państwa Moniki Klarzak i Łukasza Stefaniaka z miejscowości Szubsk-Towarzystwo, usytuowane na wzniesieniu, widoczne jest już z daleka. Obejmuje 18 ha gruntów ornych, przeznaczonych głównie pod produkcję zwierzęcą i częściowo roślinną. Areał jest obsiewany następująco: 3 ha zajmują buraki cukrowe, 3 ha – pszenica jara, 3 do 5 ha – trawy (w zależności od zapotrzebowania na paszę), resztę – pszenica ozima. W gospodarstwie utrzymywanych jest 15 krów dojnych i młodzież. Jeżeli chodzi o rasę, to hodowcy się śmieją, że mają w oborze wszystkie kolory tęczy.
– Mimo że w hodowli mamy czyste holsztyno-fryzy, to jednak zdecydowanie preferujemy mieszańce międzyrasowe – opowiada pan Łukasz. – Na ten wybór zdecydowany wpływ ma lepsza zdrowotność takich zwierząt, mniejsze problemy z racicami i somatyką w stadzie, a także kwestie zacieleniowe, chociaż ostatnio z tym mamy pewne problemy. Jeżeli chodzi o krzyżowanie, to, naturalnie, podstawą jest HF, do którego „dolewamy” bydło simentalskie, duńskie, norweskie, brown swiss i czerwone HF-y. Staramy się przede wszystkim zwracać uwagę na cechy zdrowotne, takie jak racice. Zdecydowanie nie celujemy w powiększenie wydajności. Wolimy zadbać o jakość mleka i jego składniki, jak tłuszcz czy białko, a nie o jego ilość.
Zwierzęta utrzymywane są w wybudowanej w 2015 r. oborze wolnostanowiskowej, dobudowanej do obiektu uwięziowego. Krowy stoją w niej na głębokiej ściółce. Ciekawy jest system doju, hodowcy z Szubska do tego celu zaanektowali dawną instalację dojarni przewodowej ze starej obory, tworząc de facto halę udojową. Uzyskane mleko sprzedawane jest do mleczarni w Łowiczu.
Pan Łukasz podkreśla, że dąży do uzyskania jak najwyższej jakości wytwarzanego surowca, a także podtrzymania jak najlepszej zdrowotności zwierząt, ze szczególnym uwzględnieniem ich długowieczności.
– Kiedy leczymy nasze zwierzęta, to w pierwszej kolejności stawiamy na naturalne metody – podkreśla. – Bardzo chcemy ograniczyć udział antybiotyków w terapii.
W naszym gospodarstwie mocno stawiamy na dobrostan krów. Mieliśmy kiedyś kilka sztuk prowadzonych przez nas pod kątem wyższych wydajności, ale okazało się, że takie zwierzęta są o wiele bardziej podatne na schorzenia i mają problem z pobieraniem paszy, zwłaszcza kiedy ta, na przykład z powodu suszy czy nadmiernych deszczów, jest niższej jakości. Kiedy wstrzymaliśmy się z pędem ku wydajności, okazało się, że krowy, które stały u nas dwie laktacje, teraz przebywają w gospodarstwie dwa razy dłużej.
Rozród w stadzie opiera się na inseminacji, z kolei w żywieniu podstawową paszą są kiszone wysłodki buraczane i dobrej jakości sianokiszonka o zawartości ok. 30% suchej masy, do tego kiszonka z owsa, kiszone liście z buraka cukrowego i pełnoporcjowa pasza treściwa.
Jak podkreślają hodowcy, obecny sposób prowadzenia stada spełnia ich wymagania i pozwala bez problemu utrzymać się na odpowiednim poziomie.
Dla chcącego nic trudnego
Hodowla bydła mlecznego to nie jedyna pasja pana Łukasza. Jako że ukończył studia magistersko-inżynierskie na Wydziale Mechaniki i Budowy Maszyn o specjalności konstrukcja maszyn na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich w Bydgoszczy, ewidentnie żal mu było zaprzepaścić taką wiedzę, dlatego znalazł dla niej zastosowanie we własnym gospodarstwie.
– Jest takie powiedzenie – uśmiecha się pan Łukasz – jeżeli lubisz to, co robisz, nie przepracujesz ani jednego dnia. Razem z żoną poniekąd wychodzimy właśnie z takiego założenia i dążymy do tego, żeby praca sprawiała nam przyjemność, a nie była tylko obowiązkiem. Dlatego konstruuję i modernizuję pewne rzeczy, żeby usprawnić naszą pracę i nie wpaść w rutynę. Drugą kwestią są oszczędności. Pracujemy tylko we dwoje, w tej chwili mamy zredukowane stado, wcześniej mieliśmy dużo więcej krów. Dlatego musieliśmy wypracować system, aby było jak najwięcej udogodnień, które uczynią pracę dużo lżejszą. Co do samych pomysłów, to rodzą się one podczas pracy, kiedy orientuję się, że pewne czynności można uprościć.
Nasuwa się pytanie, czy taka wynalazczość jest opłacalna, zwłaszcza że prawdopodobnie wiele rozwiązań stosowanych przez pana Łukasza jest dostępnych na rynku.
– Zawsze, gdy coś projektuję, sprawdzam, czy to coś, co wymyśliłem, istnieje i ile kosztuje – odpowiada hodowca. – Jeżeli znajduję, to mam już jakiś wyznacznik. Potem sprawdzam, jakie wydatki musiałbym ponieść, gdybym daną rzecz sam zbudował albo zrobił. Jeżeli koszty materiałów są niższe i nie jest to specjalnie czasochłonne, wtedy to konstruuję. Bardzo często wychodzi tak, że ponoszę znikome koszty, wręcz abstrakcyjnie niskie w stosunku do tego, co musiałbym zapłacić za gotowe rozwiązanie. Do tego, naturalnie, dochodzi satysfakcja.
Tak wiele pomysłów
Przechadzając się po gospodarstwie państwa Moniki i Łukasza, co rusz natrafiamy na efekty konstruktorskiej inwencji pan Stefaniaka. Nie o wszystkich uda nam się napisać, ale postaramy się przedstawić przynajmniej te najbardziej przydatne w hodowli i pracy w gospodarstwie.
Zacznijmy od przedmiotu, który wydać się może przeżytkiem, aczkolwiek cały czas jest stosowany w wielu gospodarstwach – bańka konwiowa. W tej hodowli stosowana jest do dojenia krów wymagających odseparowania np. siary dla cielaka. Problem z tym naczyniem polegał na konieczności jego indywidualnego mycia, jednak pan Łukasz się zawziął i pozbył się kłopotu, chociaż – jak zaznacza – napotkał opór i obawy ze strony żony. Jak się okazało, wystarczyło wywiercić otwór w pokrywie konwi i założyć kilka zaworów, żeby bańkę podłączyć do systemu płukania dojarni przewodowej. Cała inwestycja w materiały wyniosła około 15 zł.
Innym, bardziej pracochłonnym projektem pana Stefaniaka, była modernizacja ciągnika z opryskiwaczem, do którego domontowano dodatkowy czołowy zbiornik na ciecz roboczą.
– Na ciągniku jest dodatkowy zbiornik, zamontowany z przodu pojazdu – opowiada konstruktor. – Pomysł zrodził się z konieczności zjeżdżania z pola w połowie roboty, żeby uzupełnić płyn w zbiorniku. Teraz, po montażu dodatkowego zbiornika, mam ciecz roboczą na 4 ha, czyli akurat! Zbiornik jest wykonany z beczki 600-litrowej, do niego dorobiłem mocowanie na ciągniku dające możliwość odpinania. Na to samo mocowanie mogę założyć coś innego w razie potrzeby. Zbiornik jest wyposażony w mieszadło i fontannę do rozpuszczania nawozu, a do jego obsługi wykorzystywana jest pompa opryskiwacza. Było coś podobnego na rynku, ale bardzo drogiego i z dodatkową pompą, która zupełnie nie byłaby mi potrzebna. I tak mam możliwość przełączania się pomiędzy zbiornikami i stosowania na przykład dwóch różnych cieczy.
W gospodarstwie modyfikacjom uległa również zgrabiarko-przetrząsarka typu słoneczko, która została zdublowana tak, aby pracowała w systemie V.
– Oryginalnie to urządzenie pracuje od prawej do lewej, a ja zrobiłem jego lustrzane odbicie, które pracuje od lewej do prawej – opisuje pan Łukasz. – Obydwa pracują razem synchronicznie i, moim zdaniem, fenomen tego rozwiązania polega na tym, że każda ze zgrabiarek może pracować w tandemie i indywidualnie, w trzech ustawieniach (funkcjach): zgrabiania, przetrząsania i transportu.
Inną rzeczą, nad którą pracował hodowca z Szubska, był spulchniacz pokosów przy kosiarce rotacyjnej, który użytkowany jest cały czas, a skonstruowany został po to, by przyspieszyć proces dosychania zielonki. Powstał z połączenia kosiarki rotacyjnej i tzw. wicherka, przy bardzo niewielkich kosztach. Jego napęd wyposażony jest w przekładnię pasową. Trzeba zaznaczyć, że pan Łukasz często znajduje nowe zastosowania dla już istniejących maszyn, tak jak było w przypadku prasy rolującej, której hodowca użył do zbiorów zielonki, co spotkało się z ogromnym zdziwieniem okolicznych rolników. Efekty były tak zadowalające, że już w następnym sezonie wielu z nich zaczęło robić to w ten sam sposób.
Skoro już jesteśmy przy zbiorach i produkcji pasz, warto wspomnieć, że pan Stefaniak wymyślił autorski sposób na układanie silosów z balotów, co również okazało się bardzo trafnym posunięciem.
– Było to podyktowane potrzebą budowy silosu betonowego – wyjaśnia hodowca – którego nie udało się nam wybudować za środki unijne, a inwestycja za własne środki była ekonomicznie nieuzasadniona w stosunku do skali produkcji. Dlatego spróbowałem zrobić prowizoryczny silos z balotów. Naturalnie, było kilka podejść i prób. Najpierw układałem ściany w literę „L”, potem to modyfikowałem i ustawiałem wyższe ściany. Obecnie są dwa pojedyncze silosy, ale z podwójnymi belami, ułożonymi jedna na drugiej. To rozwiązanie jest dobre zwłaszcza wtedy, gdy obydwa silosy są zapełniane praktycznie w jednym czasie, zapewnia stabilność konstrukcji, gdyż równomiernie rozkładają się wtedy wszelkie naprężenia.
Pan Łukasz może pochwalić się jeszcze wieloma innymi osiągnięciami konstrukcyjnymi, ale żeby je wszystkie opisać, nie starczyłoby nam miejsca w tym numerze naszego czasopisma. Nadmienię tylko, że udało mu się skonstruować własne drzwi przesuwne i uchylne do obory, usprawnić instalację fotowoltaiczną (aby w zależności od potrzeb sterować ogrzewaniem wody w budynkach gospodarskich), zamontować kurtyny wiatrowe w oborze oraz zbudować piętrowy stojak na osprzęt do ładowacza czołowego. Ba, nie zapomniał nawet o psach, dla których skonstruował dozownik karmy.
Trzeba przyznać, że jesteśmy pod ogromnym wrażeniem tego, w jak fantastyczny sposób radzą sobie państwo Monika i Łukasz. Pasja konstruktorska hodowcy z Szubska autentycznie nas urzekła. Dowodzi, że pomysłowość w narodzie nie umarła i zrobienie czegoś samodzielnie może przynieść nie tylko oszczędności w gospodarstwie, ale także ogromną i w pełni zasłużoną satysfakcję. Oby tak dalej! Trzymamy kciuki za kolejne pomysły i ich realizację i gratulujemy inwencji twórczej!