Jak teraz hodujemy
Żyjąc w ciągłym pośpiechu, zapracowani i zafrasowani wydarzeniami codzienności, czasem nie zastanawiamy się nad istotą i znaczeniem zmian, których jesteśmy nie tylko świadkami, ale też bezpośrednimi uczestnikami. Hodując bydło mleczne od lat, w zasadzie pracujemy z tą samą krową – bo krowa jako zwierzę się nie zmieniła, ale bardzo zmieniają się metody naszej pracy z nią i warunki, w jakich ta praca przebiega. Czasem nawet z roku na rok.
tekst: Anna Siekierska
Pracę w hodowli zwierząt gospodarskich rozpoczęłam równo 40 lat temu, gdy jako stażystka, naładowana świeżo zdobytą wiedzą, potwierdzoną dyplomem magistra inżyniera ze specjalnością w produkcji zwierzęcej, trafiłam do znanego wówczas przedsiębiorstwa pegeerowskiego w Wielkopolsce. Miałam dużo szczęścia, bo dyrektor naczelny tego kombinatu, człowiek niezwykle wymagający, charyzmatyczny i z otwartą głową, stawiał na śmiałe i nowatorskie w tamtych latach rozwiązania, wprowadzając je w produkcji, zresztą nie tylko zwierzęcej, czasem nawet wyprzedzając epokę. Tak więc oprócz błędów i wypaczeń, przypisywanych czasom słusznie minionym, miałam okazję poznać wiele nowości i interesujących ludzi, a wśród nich naukowców z Akademii Rolniczej w Poznaniu, z którą tak ściśle współpracowaliśmy, że w żartach mówiono o naszym kombinacie jako o „wysuniętej placówce Akademii Rolniczej”. Jestem pewna, że tych pierwszych piętnaście lat mojej kariery zawodowej zdecydowało o jej dalszym przebiegu, bo tu nauczyłam się doceniać niełatwą pracę ludzi zajmujących się zwierzętami gospodarskimi, rozumieć potrzeby tych zwierząt i nabrałam przekonania, że naprawdę wiele można zrobić i poprawić, gdy tylko się chce.
Stajemy się otwarci na fachowość i wiedzę
Gdy w listopadzie 1981 roku zaczęłam terminować jako zootechnik fermowy w hodowli bydła mlecznego, już wchodziliśmy w proces tzw. holsztynizacji naszej populacji krów czarno-białych. Do POHZ w Osowej Sieni i w Dębołęce trafiło kilkaset amerykańskich jałowic rasy HF, co dało początek hodowli buhajków tej rasy, a reszta musiała zadowolić się prowadzeniem krzyżowania wypierającego z użyciem importowanego nasienia. Chyba tylko nieliczni pamiętają, jak przemycone do Polski przez żelazną kurtynę nasienie buhaja (100% HF) o imieniu Junkier zaowocowało narodzinami jego córek, które odstawiały swoje rówieśnice w wydajności bardzo wyraźnie. A raczej odstawiłyby, gdyby dano im szansę w korycie. Też miałam w oborze kilka krów po Junkierze, które czciliśmy niemal jak święte. W tamtych latach nieszczęście polegało na tym, że genetyka wyprzedziła żywienie, a baza paszowa przeciętnego przedsiębiorstwa rolnego zostawała daleko w tyle za możliwościami krów z dolewem HF. Jednak postęp w tej dziedzinie w końcu się dokonał, porzuciliśmy normowanie dawek paszowych na podstawie jednostek owsianych, wkroczyła francuska INRA i inne, jeszcze bardziej skomplikowane systemy, a jednocześnie popularyzowano wiedzę, jak dostosować bazę paszową do rosnących potrzeb naszych krów, i doskonalono technologię przygotowywania pasz. W pewnym momencie miałam wrażenie, że bydlęca dietetyka jest bardziej rozwinięta niż ludzka. Zaczęliśmy rozumieć, na czym polega nowoczesne żywienie krów, i to się stało początkiem stałego procesu wzrostu wydajności. Proces ten nie przebiegał rewolucyjnie, jego realizacja wymagała wielu lat i nie każdemu hodowcy udało się wytrwać we wprowadzaniu zmian, niektórzy zrezygnowali z produkcji mleka, tylko wytrwali nadal się uczyli. Wzrastało zapotrzebowanie na specjalistyczne doradztwo żywieniowe – niezależne, obiektywne, niekoniecznie preferujące konkretną firmę paszową. Dziś już nikt nie kwestionuje potrzeby precyzyjnego podejścia do żywienia bydła mlecznego na każdym etapie jego rozwoju, a wiele dawniejszych teorii zakorzenionych w umysłach starszego pokolenia hodowców, np. że bydło ma zdolność kompensacji jakiegoś okresu niedożywienia, uległo przewartościowaniu. To nieprawda: jałówka, która za młodu przechorowała i nie wyrosła odpowiednio, nigdy nie będzie dobrą mlecznicą. Teraz każdy wie, że lepiej skorzystać z porady fachowca, niż wyważać otarte drzwi i uczyć się na własnych błędach (żywieniowych), bo to jest zbyt kosztowne. Tendencja ta jest wyraźnie widoczna w rosnącej liczbie hodowców korzystających z porad doradców żywieniowych działających w Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Ogromnym plusem dla hodowcy jest to, że dawki żywieniowe ustalane są po wcześniejszej analizie jakości i wartości odżywczych pasz gospodarskich, oferowanych i wykonywanych w laboratoriach PFHBiPM. Wtedy dawka jest urealniona, nie ze średnimi wartościami tabelarycznymi, tylko odpowiadającymi paszom stosowanym przez rolnika.
Pewnie niejeden uważniejszy hodowca zaobserwował, że niektóre krowy z danej grupy żywieniowej, mając do dyspozycji ten sam zestaw pasz, radzą sobie znacznie lepiej od innych, choćby w produkcji mleka. Takie obserwacje prowadzili hodowcy w wielu krajach naszego globu, co było przyczynkiem do podjęcia przez naukowców badań nad wykorzystaniem pasz przez krowy. Na podstawie wieloletnich wyników zagraniczni badacze stwierdzili, że istnieje w tym zakresie zróżnicowanie między zwierzętami w populacji i że nie każda krowa zużywa dokładnie taką samą ilość składników żywieniowych na funkcjonowanie organizmu co inne sztuki. Niektóre bowiem różnią się od innych lepszym wykorzystaniem paszy. Oczywiście, nie wszystkie składniki pokarmowe, które krowa pobiera w dziennej dawce żywieniowej, są przeznaczone do produkcji mleka. Część z nich – i to wcale niemała, bo średnio 40% – krowa zużywa na utrzymanie życiowych funkcji organizmu: działanie mózgu, serca, płuc, wątroby, nerek, układu rozrodczego i innych narządów wewnętrznych. Ta część składników pokarmowych dawki żywieniowej stanowi tzw. zapotrzebowanie bytowe. Temat jest nurtujący, gdyż w strukturze kosztów produkcji litra mleka największą pozycję pochłaniają pasze. Odkrycie więc takiej zależności, potwierdzenie występowania zmienności tej cechy w populacji oraz zdolność jej odziedziczania stanowią naukowo uzasadnioną podstawę szacowania wartości hodowlanych dla wykorzystania pasz przez bydło. A to już tylko jeden krok do możliwości używania tej cechy w pracy hodowlanej, aby na podstawie genetycznych zdolności zwierząt, drogą selekcji mieć wpływ na opłacalność produkcji. Pionierem w tej dziedzinie była Australia, gdzie już w 2015 roku opublikowano dla buhajów wartości hodowlane dotyczące wykorzystania pasz. Dużo w tej dziedzinie dzieje się w krajach skandynawskich, gdzie wprowadzono specjalny podindeks selekcyjny o nazwie „Oszczędzanie Paszy”. Opisuje on krowy genetycznie zdolne do lepszego wykorzystania składników pokarmowych, co w rezultacie prowadzi do oszczędności pasz i przekłada się na zmniejszenie kosztów produkcji. Należy mieć nadzieję, że również w Polsce, podążając za światowymi trendami, poświęcimy temu tematowi więcej uwagi i cecha o nazwie „wykorzystanie paszy” znajdzie zastosowanie w selekcji.
Stawiamy na krowę ekonomiczną
Dwa lata temu, w grudniu 2019 roku, polscy hodowcy bydła holsztyńsko‑fryzyjskiego otrzymali do dyspozycji nowe narzędzie selekcyjne, jakim jest Indeks Ekonomiczny (IE). Było to możliwe dzięki udziałowi hodowców w tym projekcie oraz zaangażowaniu niemałych środków PFHBiPM. Indeks Ekonomiczny, który powstał w Centrum Genetycznym, otrzymał formułę odpowiadającą potrzebom właścicieli, ukierunkowaną na doskonalenie zwierząt w zakresie poprawy efektywności i konkurencyjności stad, w których pracują. Wśród usługobiorców PFHBiPM jest spora grupa osób, dla których poza udziałem w realizacji programu hodowlanego osiąganie zysku z produkcji mleka liczy się najbardziej. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Indeks Ekonomiczny jest obliczany dla wszystkich samic, które uczestniczą w ocenie wartości hodowlanej, tj. posiadają oszacowany indeks PF. Tak więc przywołanie słowa „hodowla” jest tu niejako automatyczne, bo konieczne są nie tylko wartości fenotypowe, ale spore znaczenie ma też kompletność rodowodów.
Dwa lata temu nikt nie przewidział pandemii, a tym bardziej jej skutków, których dziś wszyscy doświadczamy. Nie inaczej jest w sektorze rolnictwa, tu też boleśnie odczuwa się szalejącą drożyznę, a hodowcy muszą się nieźle nagimnastykować, chcąc utrzymać płynność finansową swojego biznesu i zamykać wartościami dodatnimi bilans z jego prowadzenia. Dlatego każdy, nawet najmniejszy element mogący poprawić opłacalność hodowli w tym wypadku należy wziąć pod uwagę. Dwa lata to już sześć sezonów wycen wartości hodowlanych. Federacja monitoruje i analizuje sytuację zachodzących zmian także w obszarze Indeksu Ekonomicznego dla krów rasy polskiej holsztyńsko-fryzyjskiej. Na wyciągnięcie wniosku postawionego w tytule akapitu pozwala porównanie danych z sezonów 2020.2 i 2021.2 (tabela).
Porównanie to – zarówno w zakresie liczby krów posiadających kompletne rodowody, umożliwiające wykonanie oszacowań, jak i średniej wartości Indeksu Ekonomicznego – napawa optymizmem i wskazywać może na obranie przez hodowców zdecydowanego kursu na krowę przynoszącą zysk. Z pewnością posiadanie informacji na ten temat znacznie ułatwia zarządzanie stadami, a wprowadzanie nowego raportu wynikowego RW Indeksy jest w tym procesie pomocnym narzędziem. Mimo że w 2021 roku z korzystania z usługi oceny zrezygnowało kilkaset obór z prawie 18 tys. krów, to wskutek ciągłej i konsekwentnej pracy specjalistów PFHBiPM ostateczny bilans netto zamyka się ubytkiem zaledwie nieco ponad 5 tys. sztuk. Ta fluktuacja, jak można zauważyć, nie wpłynęła niekorzystnie na sytuację w obszarze średniej wartości IE krów rasy PHF, przeciwnie – wzrosła prawie dwukrotnie. Przyrost odnotowujemy także w zakresie kompletności rodowodów ocenianych sztuk. Należy więc przypuszczać, że grono krów pod OWU opuściło obory, w których były utrzymywane sztuki z IE poniżej przeciętnej wartości, natomiast wchodzące w produkcję pierwiastki legitymują się parametrami znacznie wyższymi od przeciętnych i ciągną w górę całą średnią.
Skoro jesteśmy przy temacie ekonomicznej krowy, warto zauważyć, że w rocznych raportach stale przybywa krów z życiową wydajnością ponad 100 tys. kg mleka oraz rośnie wskaźnik ilości wyprodukowanego surowca w momencie brakowania krów ze stada. To także pokazuje zmianę podejścia hodowców do rentowności krowy. Kiedy w 2014 roku został zmodyfikowany indeks PF i dołączono do niego piąty składnik, jakim jest długowieczność, przebudowana została jego wcześniejsza formuła. Długowieczności przyznano wagę 10% w indeksie PF. Rzecz jasna, na efekty działania tak skonstruowanego indeksu selekcyjnego trzeba cierpliwie poczekać. Na razie bowiem jeszcze nie zaobserwowano postępu w długości życia produkcyjnego u samic, natomiast można już zauważyć pozytywny trend u analizowanych pod tym względem buhajów. W praktyce natomiast coraz częściej spotykam się z tym, że hodowca wyraźnie akcentuje tę cechę, wybierając rozpłodniki, które zamierza zastosować w rozrodzie, a w indywidualnych doborach długowieczność, jej poprawa u potomstwa, jest jednym z głównych kryteriów decydujących o przydzieleniu buhaja do samicy. Stała poprawa szeroko pojętego dobrostanu zwierząt oraz działanie w sferze genetyki musi doprowadzić do poprawy długowieczności krów. Dla przypomnienia: długowieczność jest szacowana wyłącznie dla krów posiadających znanego ojca i ojca matki.
Genomika trafiła pod polskie strzechy
Rok 2014 okazał się przełomowy w hodowli bydła rasy PHF w Polsce nie tylko ze względu na modyfikację indeksu PF. Od sierpniowego sezonu oceny wartości hodowlanych 2014.2 oficjalnie zostało dopuszczone stosowanie nasienia młodych buhajów, tzw. genomowych, bez wyceny na córkach. Zostały też opublikowane informacje o nich, również te pochodzące z oceny międzynarodowej Interbull. Wprawdzie stało się to z kilkuletnim opóźnieniem w stosunku do innych krajów Europy i Ameryki Północnej, ale bariera restrykcji ustawiana przez niektóre podmioty związane z hodowlą została w końcu przełamana. W Polsce też już mieliśmy od 2008 roku dokonania w tym zakresie, więc nie była to aż tak nowa sprawa. Dużo wówczas się pisało i mówiło o zaletach tej rewolucyjnej metody oceny wartości hodowlanej wykorzystującej markery genetyczne SNP znajdujące się na genomie bydła. Cała globalna hodowla – początkowo tylko holsztyńska, później też innych ras – szła w ten temat pełną parą. W naszym kraju kompetencje w genotypowaniu zostały podzielone następująco: „byka za rogi” biorą spółki inseminacyjne, a badaniem genotypów samic zajmuje się głównie Federacja. Potwierdzeniem tego, że to kierunek, z którego nie można już zawrócić, a genotypowanie trzeba udostępnić każdemu zainteresowanemu właścicielowi krów, było oddanie w kwietniu 2015 roku Laboratorium Genetyki Bydła w Parzniewie, przeznaczonego do genotypowania samic. To nadal jedyne takie laboratorium w Europie, które jest wyłączną własnością związku hodowców. Selekcja genomowa znalazła też swoje umocowanie w programach hodowlanych. Nieufność hodowców stopniowo przeradzała się w zaciekawienie, a niektórzy dość szybko nabrali pewności, że to działa. Moce przerobowe naszego LAB w ciągu tych sześciu lat jego działalności tak naprawdę jeszcze nigdy nie zostały przekroczone, ale zauważalna jest ciągła wzrostowa tendencja liczby wykonywanych badań i zainteresowanie genotypowaniem. W 2021 roku w genotypowaniu przeprowadzonym w LAB w Parzniewie wzięły udział o 142 stada więcej w porównaniu z rokiem 2020. Główny sezon grudniowy 2021.3 zakończył się rekordowo wysoką liczbą zgenotypowanych samic – blisko 2,4 tys. sztuk. Oceniamy, że duży wpływ ma zwiększenie częstotliwości ocen do sześciu w ciągu roku zamiast wcześniejszych trzech, co pozytywnie wpływa na skrócenie okresu oczekiwania na wyniki oraz poszerzenie oferty m.in. o potwierdzanie pochodzenia i badanie specjalnych cech genetycznych, takich jak defekty recesywne lub cechy monogenowe wpływające na jakość mleka. Ten ostatni aspekt jest obecnie języczkiem u wagi wśród zakładów przetwórstwa mleka. Chodzi o mleko specjalnej jakości, tzw. A2A2, określane jako nisko alergiczne, szczególnie przydatne w żywieniu dzieci i osób dorosłych wykazujących nietolerancję na mleko. To, czy krowa produkuje surowiec o pożądanym profilu genetycznym, można stwierdzić wyłącznie na podstawie genotypowania. W naszym kraju, zgodnie z moją wiedzą, choć badania naukowe w tej kwestii są prowadzone od lat, to praktyczne zastosowanie znalazły na razie tylko w jednej z mleczarń, która na skutek współpracy z dwoma dużymi przedsiębiorstwami posiadającymi krowy kupuje mleko specjalnej jakości, tj. typu A2A2. Surowiec ten nie jest dostępny na rynku w postaci mleka spożywczego, gdyż trafia wyłącznie do produktów o specjalnym przeznaczeniu, jak np. odżywki dla dzieci. Z pewnością trud i koszty wyselekcjonowania ze stada krów dających takie mleko oraz zorganizowania ciągłej jego produkcji, uwzględniającej m.in. remont stada, musiał zostać zrównoważony przez cenę mleka. To wydaje się logicznym ciągiem myślowym: specjalne mleko – specjalna cena. Dodatkowo godny zauważenia jest etyczny aspekt takiej produkcji, mieszczący się obecnie w często przywoływanym haśle: „odpowiedzialna produkcja”. Polska Federacja, chcąc rozpropagować tematykę mleka typu A2A2, weźmie wkrótce udział w projekcie opracowanym przez Fundusz Promocji Mleka, którego jednym z efektów będzie wstępne określenie częstości występowania w stadach ocenianych samic charakteryzujących się genotypem A2A2. Miejmy nadzieję, że realizacja tego projektu zaowocuje zainteresowaniem przetwórców produkcją przetworów z mleka o specjalnych walorach zdrowotnych, a naszym hodowcom umożliwi to uzyskiwanie wyższych zysków za sprzedawany do mleczarni surowiec. Podobne badania zostały już wykonane na części populacji krów rasy polskiej czerwonej.
Chcemy mieć inbred pod kontrolą
Jedną z często wymienianych na pierwszym miejscu korzyści, jakie niesie ze sobą ocena genomowa, jest skrócenie odstępu międzypokoleniowego, co znacząco wpływa na wzrost postępu genetycznego, dla niektórych cech określanego nawet jako dwukrotny. Niestety, ten proces niesie też pewne zagrożenie, wynikające z modelu stosowanego przy szacowaniu wartości hodowlanych. Obserwuje się, że najlepiej ocenione buhaje często wywodzą się z określonych linii ojcowskich, co może powodować, że są wyżej zinbredowane. Biorąc to pod uwagę, trzeba pilnie obserwować sytuację w całej populacji, aby nie utracić w niej zmienności genetycznej, bo jest to podstawa skuteczności selekcji. W Federacji to zadanie wypełnia Centrum Genetyczne, które raz do roku informuje o poziomie heterozygotyczności w ocenianej populacji, a jej stopień jest oceniany za pomocą wskaźnika procentowego inbredu. Do sierpnia 2021 roku u 162 164 urodzonych cieliczek obliczony inbred wynosił 5,5%. Jednak w całym tym zjawisku nie tylko sama wysokość inbredu jest istotna, bo mimo że jest na akceptowalnym poziomie, jak w tym przypadku, to jeszcze trzeba kontrolować szybkość jego przyrostu. Nie miejsce tu na wymienianie skutków tzw. depresji inbredowej, dość powiedzieć, że chcąc ich uniknąć, trzeba monitorować sytuację w swoim stadzie oraz bacznie zwracać uwagę na dobór par do kojarzeń. Aby skutecznie zapanować nad sytuacją w tym względzie, Polska Federacja oferuje dziś swoim hodowcom do wykorzystania dwa narzędzia. Starszym z nich i chyba już dość dobrze znanym naszym usługobiorcom jest program doboru do kojarzeń DoKo, autorskie dzieło Federacji, które ma już dziesięć lat. Każdy hodowca, który zamówi usługę kojarzenia przy pomocy DoKo u doradców hodowlanych, doradców ogólnych lub inspektorów nadzoru, może być całkowicie spokojny, że sytuację będzie miał opanowaną – oczywiście przy założeniu, że konsekwentnie wypełni zalecenia planu kojarzeń. Program z zasady nie dopuszcza do przekroczenia zalecanego spokrewnienia między kojarzonym buhajem i krową lub jałówką, co zabezpiecza inbred potomka na pożądanym poziomie. W programie DoKo spokrewnienie można ustawić jako jedyne kryterium kojarzenia, co jest ważne dla ras, dla których nie ma polskich wartości hodowlanych, np. jersey lub rasy zachowawcze, ale są znane rodowody buhajów i samic; wtedy celem takiego kojarzenia jest uniknięcie spokrewnienia. W okresie od styczna do końca sierpnia bieżącego roku doradcy hodowlani wykonali już kojarzenia dla 102 tys. samic.
Drugim, znacznie młodszym narzędziem służącym do kontroli inbredu w sytuacjach awaryjnych jest kalkulator rodowodowy, który udostępnia Centrum Genetyczne od lipca bieżącego roku na swojej stronie internetowej. Podając numer samicy i wybranego dla niej buhaja, można uzyskać informacje o inbredzie przyszłego potomka oraz sprawdzić jego indeks rodowodowy, zarówno dla indeksu PF, jak i IE.
Dobrym sposobem, ale niedającym stuprocentowej gwarancji uniknięcia spokrewnienia, przy kojarzeniu czysto rasowym jest używanie buhajów tzw. outcrossowych. Pojęcie to przyjęło się w żargonie zootechnicznym i oznacza buhaje mające w swoim rodowodzie mało popularnych lub prawie nieznanych globalnie przodków. Można więc przypuszczać, że ich spokrewnienie z naszymi samicami będzie niewielkie. To jest jednak sposób dla hodowców bardzo dobrze znających rodowody swoich krów oraz dobrze obeznanych z tematyką hodowlaną. Rzecz w tym, że im więcej jest znanych i analizowanych pokoleń przodków u danego osobnika, tym wyższe może się okazać spokrewnienie między potencjalnymi rodzicami.
Doceniamy znaczenie genetyki
W niektórych stadach powoli wyczerpują się możliwości uzyskiwania wyższych wyników w produkcji mleka i działania stada za pomocą zarządzania, korzystniejszego dobrostanu lub jeszcze bardziej finezyjnego żywienia. Mamy już takie stada, w których obecnie osiągane parametry zdają się być wyśrubowane maksymalnie. Nadal jednak w naszych rękach leży praca hodowlana i poprawa genetycznych założeń dotyczących krów oraz uzyskiwanego od nich potomstwa. Aby wprowadzić do oceny wartości hodowlanych nowe cechy, trzeba dobrej współpracy między hodowcami i jednostką odpowiedzialną za kolekcjonowanie danych fenotypowych oraz za szacowanie wartości hodowlanych. Bardzo często to właśnie hodowcy sygnalizują swoje oczekiwania w tym zakresie i od tego zaczyna się cały proces: najpierw konieczne jest odnotowanie odpowiedniej ilości obserwacji danej cechy, a następnie wprowadzenie dla niej szacowania wartości hodowlanej. W naszym kraju istnieje spore zapotrzebowanie w tym obszarze, ale też sporo się w nim dzieje. Dobrym przykładem jest projekt „CGen korekcja”, który stale się rozwija, przyłączają się do niego kolejni hodowcy i korektorzy racic. Jego celem jest zebranie danych dotyczących występowania w naszych stadach chorób racic, co posłuży do opracowania modelu szacowania wartości hodowlanej dla ich zdrowotności. Co miesiąc baza projektu powiększa się o blisko 7 tys. zgłoszeń za pomocą specjalnej aplikacji, umożliwiającej rejestrowanie danych podczas wykonywania korekcji racic.
Koniec ubiegłego roku zaowocował wprowadzeniem do szacowania i pierwszą publikacją wartości hodowlanych dla dwóch grup cech: pierwszą z nich są cechy zdolności udojowej, tj. szybkość oddawania mleka i temperament, natomiast drugą – przebieg porodów i przeżywalność cieląt. Zwłaszcza ocena wartości hodowlanych dla łatwości porodów była mocno oczekiwana przez hodowców, gdyż dotychczasowa ocena fenotypowa była niewystarczająca do selekcji. Hodowcy często mówili, że przy wyborze nasienia wolą się kierować zagranicznymi wskaźnikami łatwości porodów, gdyż brakuje rodzimych oszacowań. Teraz to się zmieniło. Szybkość oddawania mleka oraz przebieg porodów są już uwzględniane w doborach par do kojarzeń w programie DoKo. Być może przebieg porodów powinien zostać dołączony do indeksu selekcyjnego PF.
W dziedzinie pokroju opublikowaniem wartości hodowlanych zaowocował w kwietniu bieżącego roku kilkuletni proces kolekcjonowania danych dotyczących lokomocji krów i ich kondycji. Teraz będzie można te informacje włączyć do selekcji, co przede wszystkim będzie miało znaczenie w doskonaleniu długowieczności funkcjonalnej krów.