Krowa musi na siebie zapracować
Najbardziej zapracowany człowiek polskiej hodowli – takie stwierdzenie bardzo pasuje do Leszka Dusznika, pasjonata hodowli bydła z Wierzby, który w 2018 roku osiągnął rekordową – najlepszą – wydajność w Polsce, wynoszącą 15 257 kg mleka. Jak nietrudno się domyślić, taki sukces nie bierze się znikąd. O jego źródłach rozmawialiśmy z hodowcą, który znalazł dla nas czas pomiędzy dojami, wykonywanymi w jego oborze trzykrotnie w ciągu dnia!
Naprawdę rzadko spotyka się ludzi, dla których hodowla byłaby taką pasją, jak dla Leszka Dusznika z województwa lubelskiego. Razem z żoną Małgorzatą prowadzą stado krów rasy holsztyńsko-fryzyjskiej, ich zwierzęta z roku na rok są coraz wydajniejsze! Dosadnie o tym świadczą wyniki mleczności z ostatnich lat, kształtujące się na poziomie: w 2014 roku – 13 001 kg mleka, przy obsadzie krów wynoszącej 82,5 szt.; w 2015 roku – 13 811 kg mleka, przy obsadzie 80,0 szt.; w 2016 – 14 227 kg mleka, przy obsadzie 73,8 szt.; w 2017 – 14 639 kg mleka, przy obsadzie 68,3 szt. Jak widać, progres tej hodowli jest ogromny! Warto zatem zastanowić się, jakie działania i środki stoją za powodzeniem gospodarstwa państwa Duszników. Na pewno niebagatelny wpływ ma ocena wartości użytkowej, prowadzona od 1983 roku, a także bogate doświadczenie hodowców.
Produkcja i ekonomia
Hodowla w Wierzbie liczy sobie ponad 60 krów dojnych. Aby je wyżywić, państwo Dusznikowie uprawiają 150 ha gruntów, które obsiewają kukurydzą (50 ha), zbożami (ok. 30 ha), a resztę stanowią trawy i uprawy lucerny. Samo gospodarstwo zostało ukierunkowane na hodowlę bydła mlecznego na początku lat 80. ubiegłego stulecia, chociaż daleko mu było do obecnych osiągnięć. W 2003 roku zapadła decyzja o budowie obory wolnostanowiskowej na 100 szt. zwierząt, która służy hodowcom do dnia dzisiejszego. Aby ją postawić, trzeba było stworzyć specjalny nasyp i wywieźć prawie 4 mln sześcienne metrów ziemi, co zdecydowanie powiększyło koszty budowy i nakłady pracy, ale za to państwo Dusznikowie mogli w odpowiednich warunkach prowadzić swoje stado. Krowy dojone są trzy razy dziennie w hali udojowej typu „rybia ość” (2×6).
Najczęściej do gospodarstwa trafiają jałówki z Danii, do których pan Leszek ma największe zaufanie, od lat korzysta z oferty sprawdzonych hodowli. Średni okres międzywycieleniowy w stadzie wynosi 418 dni, a wiek pierwszego wycielenia pierwiastek to 754 dni. Z racji dużych kosztów utrzymania hodowanych krów ich brakowanie – jak przyznaje hodowca – jest całkiem spore, dlatego niskoprodukcyjne sztuki oraz te, które mają problemy z nogami i płodnością, bardzo szybko opuszczają gospodarstwo. Z tego powodu w Wierzbie stawia się przede wszystkim na krowy wysokoprodukcyjne.
– Jeżeli pierwiastka nie daje 40 litrów mleka, zostaje odsprzedana dalej, do innej hodowli – wyjaśnia pan Dusznik. – Niestety, przede wszystkim muszę zwracać uwagę na kwestie ekonomiczne i to, czy dana krowa pokrywa koszty swojego utrzymania.
Między innymi z tego powodu rotacja w stadzie państwa Duszników jest bardzo duża, a zwierzęta przebywają w nim na ogół około 2 laktacji, chociaż hodowcy dochowali się również własnych „stutysięcznic”. Patrząc perspektywicznie, pan Leszek planował zwiększyć wielkość stada kosztem zmniejszenia wydajności, jednak problemem jest nowa ustawa dotycząca azotu, a co za tym idzie powiększenia areału gospodarstwa. Dokupienie kolejnych obszarów ziemi na terenach nieopodal Wierzby graniczy z cudem, po części dlatego, że w tych rejonach nigdy nie było PGR-ów. Stwarza to swoiste błędne koło, ponieważ trzeba produkować dużo, aby zapewnić sobie cenę za surowiec, przy zachowaniu określonej ilości zwierząt, bo nie ma co zrobić z obornikiem. Rozpisanie kwestii środowiskowych jest bardzo trudne, dlatego pomysł, aby powiększyć stado, ale doić dwa razy dziennie, musi jeszcze poczekać na realizację.
Najważniejszym celem, jaki sobie stawia pan Dusznik na przyszłość, jest przedłużenie okresu użytkowania krów w jego stadzie, co jest możliwe do zrobienia przez dobór odpowiednich buhajów, zapewniających zarówno wydajność, jak i długowieczność. Do tej pory – jak zaznacza hodowca – cechą, na którą przede wszystkim zwracano uwagę, była wydajność mleczna. Obecnie w tej kwestii nie da się raczej nic więcej zrobić. Dobory do kojarzeń są konsultowane z doradcami amerykańskiej firmy, z którą współpracują państwo Dusznikowie, przede wszystkim po to, aby nie powiększać stopnia inbredu w stadzie. Stosowana jest sztuczna inseminacja, ostatnio także nasieniem seksowanym, z powodu małej ilości urodzeń jałówek. Nowo narodzone buhajki są odsprzedawane do innych gospodarstw.
Żywienie i zdrowie
Podstawą tak doskonałych wydajności w stadzie państwa Duszników jest odpowiednio zbilansowane żywienie. W ich oborze są cztery grupy żywieniowe, w których znajdują się krowy po wycieleniu, przygotowane do zasuszenia, zasuszone i sztuki dojone. Podstawą żywienia jest soja ekstradowana i bardzo dobrej jakości pasze treściwe oparte na kukurydzy, których – jak zaznacza hodowca – zadaje się ok. 18 kg na krowę. Takie żywienie jest szczególnie istotne w kontekście wysokich wydajności, a także parametrów uzyskiwanego mleka.
– Skład dojonego w naszym stadzie mleka, a zwłaszcza suchej masy, jest niezwykle ważny, i tak naprawdę robi się wszystko, żeby był jak najlepszy – zapewnia pan Leszek Dusznik. – Dlatego do dawek żywieniowych, które przygotowujemy, dodajemy jeszcze tłuszcz. Takich preparatów mamy w gospodarstwie aż 4 rodzaje! Według moich wyliczeń pół kilograma tłuszczu na krowę zdecydowanie podniosłoby jakość mleka. Nie jest to jednak łatwe, bo krowy niezbyt chętnie go jedzą i na ogół wygląda to tak, że po tygodniu podawania zwierzęta nie mają już ochoty na więcej i ilość podawanego preparatu spada do około 150 gramów. Jest to dziwne, bo sam preparat jest słodki i produkowany na serwatce, co powinno sprzyjać przyswajaniu. Podejrzewam, że wpływ na to może mieć wspomniana wcześniej soja, która także zawiera związki tłuszczowe i przez to blokuje apetyt na jego większą ilość.
Mimo obiekcji pana Leszka parametry mleka dojonego od krów z jego stada są bardzo dobre, i wynoszą: 3,25% tłuszczu, 3,42% białka i 1018 stosunek tłuszcz plus białko, co przy średniej wydajności 15 257 kg surowca od krowy jest bardzo dobrym wynikiem. Dzieje się tak dlatego – co podkreśla hodowca – że w jego stadzie praktycznie od zawsze starano się uzyskać jak najlepszy poziom białka, a kiedy zaczęło to być wymagane, również tłuszczu. Chociaż według hodowcy to ostatnie jest bardzo kosztowne. Żywienie w stadzie odbywa się za pomocą wozu paszowego i stacji, mimo to pan Dusznik często zagląda do obory i kontroluje pobieranie paszy, uzupełniając ewentualne niedobory.
Stado znajduje się pod stałą opieką weterynaryjną, prowadzoną przez dr. Michała Plewika, absolwenta Akademii Rolniczej w Lublinie i członka Polskiego Stowarzyszenia ds. Mastitis. Dzięki jego zaangażowaniu zarówno zdrowotność, jak i rozród są na bieżąco kontrolowane i zaobserwowano w nich znaczące zmiany na lepsze. Wykrywanie rui odbywa się metodą obserwacji, co w przypadku trzykrotnego doju i częstych wizyt hodowcy w oborze znakomicie się sprawdza. Cielność kontrolowana jest co miesiąc przez weterynarza, chociaż powoli hodowcy zaczynają korzystać także z testów cielności metodą PAG. Krowy po wycieleniu kryte są podczas drugiej rui i jeżeli te próby się nie powiodą, takie zwierzęta opuszczają stado. Średnie zużycie nasienia w stadzie państwa Duszników wynosi ok. 3 porcji, a o wyborze buhajów do rozrodu decyduje ich potencjał produkcji mleka. Jałówki kryte są stosunkowo wcześnie, bo w okolicach 12. miesiąca, specjalnie sprowadzonym nasieniem seksowanym. Ogólny stan zdrowotny stada w hodowli państwa Duszników – co zgodnie podkreślają hodowcy – jest bardzo dobry, jedynie czasami zdarzają się problemy z racicami. Oprócz tego w stadzie prowadzi się szeroko zakrojoną profilaktykę związaną z IBR i BVD.
Podstawą do prowadzenia hodowli są raporty wynikowe, a także wspomniana wcześniej współpraca z dr. Plewikiem i wyniki prowadzonych przez niego badań laboratoryjnych. Hodowcy analizują także skład pasz uzyskiwanych w gospodarstwie, zwłaszcza że to właśnie żywienie generuje największe koszty produkcji mleka.
– Moim zdaniem pasze są zdecydowanie za drogie – akcentuje Leszek Dusznik. – Wyglądałoby to zupełnie inaczej, gdyby nie było ograniczeń związanych z soją „non GMO”. Wtedy koszty byłyby o wiele niższe, a oszczędności mogłyby sięgać nawet 10–15 tys. miesięcznie. Niestety produkcja mleka bez pasz GMO nie przekłada się na jego cenę, ale takie są w tej chwili wymogi rynku.
W gospodarstwie państwa Duszników dużą uwagę przykłada się również do dobrostanu, który wg pana Leszka w równej mierze, co odpowiednie pasze, definiuje mleczną produkcję stada. Między innymi właśnie dlatego hodowca nie dąży na siłę do pełnej obsady swojej obory, ponieważ zdaje sobie sprawę, że większa przestrzeń dla zwierząt skutkuje ich lepszą kondycją i wydajnościami.
Na koniec zapytaliśmy pana Leszka Dusznika, czy tak wysoka wydajność w jego gospodarstwie to cel sam w sobie, czy w pewnym sensie już wymóg i efekt konsekwentnie prowadzonej pracy hodowlanej, który teraz warunkuje rozwój hodowli.
– Szczerze mówiąc, teraz to już nawet ciężko jest ją zmniejszyć – przyznaje hodowca. – Czasem nawet już mam dość tego tempa w pracy przy moim stadzie. Właśnie dlatego pomału, na spokojnie zamierzam pracować nad zwiększeniem długowieczności w naszej oborze, a może z czasem, jak wspominałem, nad zwiększeniem liczby zwierząt, przejściem na dwa doje dziennie, przy jednoczesnym utrzymaniu obecnego poziomu produkcji.
Szczerze życzymy tego panu Leszkowi. Jednocześnie gratulujemy doskonałych wyników. Potwierdzają one dobitnie, że przyszłość polskiej hodowli należy do takich pasjonatów, jak państwo Dusznikowie z Wierzby.