„Przedsiębiorstwo Pogardy Sp. z o.o.” zgniecione przez prokuraturę
Prokurator umorzył postępowanie prowadzone wobec PFHBiPM i Polskiej Federacji Sp. z o.o., uznając, po kilku latach, że wszystko było w porządku pod kątem prawnym i ekonomicznym. Tym samym ukrócił chocholi taniec w wykonaniu Rafała Stachury, prezesa LZHBiPM, i hipokrytów z „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, którzy przygrywali mu do tańca. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wraz z powołanym biegłym uznali osoby kierujące Federacją za fachowców najwyższej klasy!
tekst: Radosław Iwański
Trzyletni okres, kiedy „Przedsiębiorstwo Pogardy Sp. z o.o.”, czyli Stachura, „Tygodnik Poradnik Rolniczy” i jeden z posłów (to oni otrzymali ode mnie taką nazwę), chciało rozpruć największą i najprężniej działającą w Polsce organizację rolniczą, był niewątpliwie jednym z najtrudniejszych w jej 25-letniej historii. Nie wiem, czy dużo zabrakło do tego, żeby Federacja przestała istnieć, a co najmniej była paraliżowana przez nieciągnące się kłótnie członków zarządu, ale za to wiem, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Wierzę w to, że PFHBiPM po tych latach będzie jeszcze mocniejsza, a decyzje podejmowane przez jej zarząd będą trafne dla polskiej hodowli bydła mlecznego. Przez te trzy lata nie tylko mnie, jako rzecznikowi prasowemu PFHBiPM, ale bardzo wielu osobom, które budowały tę instytucję krok po kroku, żeby wejść na szczyt, i oddanym jej hodowcom bydła i producentom mleka było naprawdę bardzo ciężko. My wszyscy spotkaliśmy się z ogromnym hejtem, dla mnie niespotykanym i niewyobrażalnym, ze strony dziennikarzy TPR, zatrudnionych przez koncern medialny należący do niemieckich rolników, którzy nigdy nie napisali pozytywnie o Federacji. Wręcz przeciwnie, sączyli propagandę niczym radzieccy towarzysze. Dla mnie dążenia wspomnianego tygodnika były oczywiste, a ich celem było i nadal jest opanowanie rolniczego rynku medialnego w Polsce. Mają już dostęp do producentów mleka przez mleczarnie, brakowało im drugiej strony, czyli PFHBiPM. O tym nigdy nie wspominałem, ale dla mnie mocno zastanawiający był fakt, według mnie potwierdzający powyższe słowa, że jeden z moich kolegów z TPR miał pretensje do mnie, że nie poinformowałem ich wcześniej o tym, że przechodzę z „Farmera” do „Hodowli i Chowu Bydła” wydawanej przez Polską Federację. Myślałem, że nie muszę się nikomu tłumaczyć z własnych planów zawodowych.
Historia pokazuje, że wiele największych firm na świecie borykało się z kryzysami wizerunkowymi wywoływanymi przez nieodpowiedzialne wypowiedzi, które potem przeradzały się w kryzysy ekonomiczne zagrażające ich funkcjonowaniu. Dotyczy to oczywiście PFHBiPM, której nie chcę porównywać do światowych gigantów, a jedynie uzmysłowić wszystkim, o jakich mechanizmach myślę. Do najgłośniejszych można zaliczyć te wokół gigantów takich jak: BP (wyciek ropy i utrata klientów); Nokia (porażka na rynku smartphone); Toyota (wycofywanie wadliwych samochodów) czy Google (wyjście z rynku chińskiego) i Adobe (wypowiedź szefa Apple o przestarzałej technologii). Biznes jest nieprzewidywalny, a straty powstałe w wyniku nieodpowiedzialnych wypowiedzi, jak widać, mogą zachwiać niejednym gigantem.
W interesy biznesowe wspomnianych mediów wpasował się Rafał Stachura. Osoba, którą oceniam bardzo negatywnie, która, w moim przekonaniu, chciała być lubiana i uznawana za sympatyczną, ale działała tylko dla siebie. To człowiek, który chciał zostać prezydentem PFHBiPM, pchać organizację rolników na mętne i płytkie wody. Nie liczył się z konsekwencjami swojego działania. Śmiał się, obserwując polską kłótnię wokół hodowli z włoskiej perspektywy. Chciał poklasku tylko dla siebie i tygodnika, który zamierzał go sprezentować rolnikom podczas ostatniego Walnego Zjazdu Polskiej Federacji. Co to by oznaczało, można sobie wyobrazić – kilkaset lotów rocznie do Włoch, gdzie wspomniana persona najczęściej przebywa. Nawet teraz, gdy hodowcy w Polsce martwią się o przyszłość w związku z epidemią, jego z nimi nie ma. Jest we Włoszech. Czy zdążyłby przylecieć do Polski na okrągły stół, którego żądali? Dzięki Bogu, dla dobra hodowców bydła i producentów mleka, ten podstępny plan się nie udał. Niegdyś już o tym pisałem, dziś powtórzę: on nie porwał mnie swoimi wypowiedziami podczas posiedzeń zarządu, prezentował się kiepsko, dlatego nieraz utyskiwałem, że lubelscy hodowcy nie mają porządnego reprezentanta. Czas to zmienić.
Ponieważ Stachura odgraża się, że pójdzie do sądu, bo jest dyskredytowany, to ja odpowiem krótko: chłopie, droga wolna. Przypomnę, że postanowienie Prokuratury Okręgowej w Warszawie, wydane po kilkuletnim dochodzeniu, jest prawomocne i nie podlega zaskarżeniu. Mam nadzieję, że „Przedsiębiorstwo Pogardy Sp. z o.o.” zapozna się z nim i przestanie szkodzić. Produkcja mleka i jego przerób są bardzo wrażliwymi obszarami. Oba w Polsce mają się dobrze, mimo sezonowych zawirowań. Dobrze, że wspomniani propagandziści im nie zaszkodzili, bo przecież scenariusze mogłyby być różne… Nie będę teraz się w nie zagłębiał, bo ja szkodnikiem nie jestem. Idźcie do diabła robić politykę we Włoszech lub w Niemczech, bo w Polsce radzimy sobie sami, mamy bardzo dobrych fachowców, do których należą osoby kierujące Polską Federacją Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Zgadzam się z prokuratorem i biegłym sądowym.
Stać was na męskie przepraszam? Czy to wystarczy? – słowa te kieruję także do Stachury i TPR. Nad karą dla was muszę się głęboko zastanowić!
Prawo ponad wszystko
tekst: Mateusz Uciński
Żyjemy w systemie prawnym, w którym obowiązuje zasada domniemania niewinności, w myśl której każda oskarżona osoba jest niewinna, dopóki nie zostanie jej udowodniona wina. Kilka długich lat śledztwa potrzebowała prokuratura, aby zapoznać się z materiałami dotyczącymi działań Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka i Polskiej Federacji Sp. z o.o., a następnie ustosunkować się do ciążących na tych podmiotach zarzutów. Ostatecznie śledztwo zostało umorzone z powodu braku jakichkolwiek dowodów na choćby najmniejsze wykroczenie. Czy jednak zachowana została wyżej wspomniana zasada? Zdecydowanie nie. Z wielu stron sypały się i sypią oskarżenia, mimo jednoznacznego orzeczenia prokuratury. To nic. Wbrew Goebbelsowskiej maksymie, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą, tym razem tak nie będzie. Udowodniliśmy swoją niewinność i jeśli będzie taka potrzeba, zrobimy to jeszcze nieraz. A kłamliwe negowanie tego – niczego nie zmieni.
Kosztowna lekcja demokracji w PFHBiPM
tekst: Ryszard Lesiakowski
To, co od początku było oczywiste, zostało uprawomocnione. Po trwającym prawie trzy lata dochodzeniu prokurator nie znalazł podstaw do postawienia zarzutów Zarządowi Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka w kwestii rzekomych nieprawidłowości finansowych i w zarządzaniu firmą. Postanowienie jest ostateczne, dotyczy także spółki Polska Federacja Sp. z o.o. Zaskakujący jest fakt złożenia do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa z inicjatywy niektórych członków zarządu PFHBiPM w duchu odpowiedzialności za jej „dobro”. Jak się później okazało, był to element wewnętrznej walki o władzę. Trzeba powiedzieć, że była to walka bezpardonowa. Jednak metody działania i postulaty grupy, nazwijmy ją, „reformatorów” nie zyskały uznania większości członków Federacji, co potwierdził ostatecznie wynik demokratycznych wyborów do federacyjnych władz w 2019 r. „Reformatorzy” nie zdobyli przywództwa, a po walce pozostało istne pobojowisko.
Budowane przez lata zaufanie i wiarygodność zostały poważnie nadwyrężone zarówno w oczach członków Federacji, jak i w odbiorze społecznym. Za sprawą „reformatorów” wewnętrzne spory w Federacji stały się ulubionym tematem licznych publikacji o wybitnie negatywnym zabarwieniu w jednym z wydawnictw. Negatywna narracja ze znamionami sensacji stała się na tyle nośna, że ulegli jej nawet minister rolnictwa i jeden z senatorów RP. Efektem nadwyrężenia wiarygodności Federacji jest znaczące ograniczenie przez ministra rolnictwa dotacji przyznawanej do tzw. postępu hodowlanego. Ma to kolejne reperkusje, ponieważ ograniczone środki na działalność merytoryczną skutkują zawężeniem działalności Federacji i podwyżką cen usług świadczonych hodowcom. Czy to było zamiarem grupy „reformatorów”? – teraz sami muszą płacić więcej za ocenę użytkowości mlecznej lub z niej zrezygnować. Sytuację parafrazuje przysłowie: kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada. Refleksja jednak jest głębsza. Wydarzenia z ostatnich kilku lat wokół Polskiej Federacji obrazują, jak destruktywne może być przedkładanie własnych ambicji ponad dobro wspólne. A takim właśnie dobrem wspólnym jest Polska Federacja, największa w Polsce organizacja zrzeszająca hodowców zwierząt gospodarskich, o rozbudowanej strukturze, inwestująca duże środki w nowoczesne technologie, aby w przyszłości produkcja mleka była bardziej efektywna i opłacalna. Sukces może przynieść podporządkowanie temu celowi wszystkich poczynań. Oczywiście w dużej strukturze sporów i różnych wizji osiągnięcia celu nie da się uniknąć. Wspólne działanie wymaga umiejętności rozwiązywania sporów w ramach organizacji funkcjonującej zgodnie z założeniami statutu. Lekcja ta dla Polskiej Federacji, jako dobrowolnego zrzeszenia, okazała się bardzo bolesna i kosztowna. Na tym wewnętrznym konflikcie stracili wszyscy hodowcy zrzeszeni w Federacji – ale kto zyskał?