Spółdzielnie mleczarskie dają odpór pandemii
Pandemia koronawirusa wystawiła na próbę nie tylko służby sanitarne i opiekę zdrowotną, ale także gospodarkę żywnościową kraju. Niezależnie od skali lockdownu nie może brakować żywności, w tym mleka i jego przetworów. Sprawdziliśmy, jak działa w tym trudnym okresie kilka spółdzielni mleczarskich.
Niezależnie od okoliczności spółdzielnie mleczarskie muszą funkcjonować, co wynika ze specyfiki branży. Decyzjami administracyjnymi nie można spowodować, aby krowy wstrzymały produkcję mleka, które każdego dnia trzeba odebrać z gospodarstw rolnych i zagospodarować. – Do odbioru surowca zobowiązują nas umowy zawarte z rolnikami, i musimy się z nich wywiązać. Na zakładach przetwórczych spoczywa zorganizowanie pracy zgodnie z zaleceniami sanitarnymi – podkreśla prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Łowiczu Iwona Grzybowska. Informuje, że do drugiej fali pandemii zarządzana przez nią firma była przygotowana, ponieważ epidemiolodzy ostrzegali o możliwości nawrotu. Podobnie wypowiada się prezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Sierpcu Grzegorz Gańko: – w zaostrzonym reżimie sanitarnym pracujemy od pół roku, wdrożone wiosną procedury obowiązują do dzisiaj. Wiceprezes Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Czarnkowie Zofia Just również informuje o kontynuowaniu procedur sanitarnych wdrożonych wiosną bieżącego roku. Dotyczą one kierowców odbierających mleko z gospodarstw, pracowników administracyjnych i z działów pomocniczych oraz bezpośrednio zaangażowanych w przetwórstwo mleka.
Procedury sanitarne się sprawdziły
Z wypowiedzi przedstawicieli trzech wspomnianych spółdzielni mleczarskich wynika, że wdrożone zasady funkcjonowania w podwyższonym reżimie sanitarnym są bardzo podobne. Kierowcy autocystern odbierający surowiec od dostawców wyposażeni są w środki higieny osobistej: maseczki, rękawiczki jednorazowe, środki do dezynfekcji dłoni. – Zalecamy kierowcom ograniczenie kontaktów z rolnikami do niezbędnego minimum, a najlepiej, aby do bezpośrednich rozmów wcale nie dochodziło. Przekazywanie dokumentów polega na ich pozostawianiu w umówionym miejscu – mówi wiceprezes z OSM w Czarnkowie. W trzech wspominanych spółdzielniach mleczarskich dostawcy mleka zostali zobligowani do przesyłania do działów skupu informacji o domownikach przebywających na kwarantannie. – Kierowca mający taką informację wie, w którym gospodarstwie powinien zachować szczególną ostrożność – wyjaśnia prezes Iwona Grzybowska.
W okresie zagrożenia epidemicznego dużym wyzwaniem jest zapewnienie ciągłości nie tylko odbioru surowca z gospodarstw rolnych, ale także ciągłości produkcji. – Już wiosną tego roku zastosowaliśmy zasadę maksymalnego ograniczania kontaktów między pracownikami w naszych zakładach. W działach produkcyjnych wprowadziliśmy rozdział zmian, tzn. jedna zmiana kończy pracę pół godziny wcześniej, a kolejna zaczyna pół godziny później. Dzięki temu ograniczamy możliwość transmisji wirusa między grupami pracowników – opowiada prezes Grzegorz Gańko. Nadmienia, że dla pracowników z działów produkcyjnych noszenie maseczek i rękawiczek jednorazowych oraz przestrzeganie zasad higieny nie należą do nowych obowiązków, ponieważ jest to standardowe postępowanie w produkcji żywności. Do pracy w zaostrzonym rygorze sanitarnym musieli natomiast przywyknąć pracownicy administracyjni i z działów pomocniczych. Jako zasadę przyjęto zwiększenie dystansu między osobami w pomieszczaniach, co było możliwe między innymi dzięki pracy zdalnej części zatrudnionych.
W opinii przedstawicieli zarządów ze spółdzielni mleczarskich z Czarnkowa, Łowicza i Sierpca wdrożone procedury sanitarne się sprawdziły. – Dotychczas w naszych zakładach produkcyjnych nie doszło do konieczności objęcia kwarantanną w tym samym czasie większej grupy pracowników. Co nie oznacza, że nie ma wcale osób przebywający na kwarantannie, ale są to sporadyczne przypadki, a zatrudniamy ok. 200 osób – informuje wiceprezes Zofia Just. – W naszej spółdzielni pracuje ok. 650 osób i na kwarantannie przebywa kilku pracowników, co nie ma żadnego negatywnego wpływu na funkcjonowanie zakładu – mówi prezes Grzegorz Gańko. O kilku osobach objętych kwarantanną informuje także prezes spółdzielni mleczarskiej w Łowiczu, zatrudniającej ok. 1000 pracowników.
Spółdzielcy zgodnie podkreślają, że dzięki odpowiedzialnemu zachowaniu wszystkich zatrudnionych oraz dostawców mleka funkcjonowanie zakładów mleczarskich w okresie pandemii nie jest zakłócone.
Infrastruktura krytyczna
Czy spółdzielniom mleczarskim i zakładom przetwarzającym mleko zależy na tym, żeby zostały uznane za infrastrukturę krytyczną? Czym ona jest? Pierwsze informacje na ten temat są datowane na marzec bieżącego roku, gdy w Polsce zaczęto odnotowywać coraz więcej przypadków zakażeń wirusem SARS-CoV-2. Wtedy też rząd rozpoczął prace nad tzw. infrastrukturą krytyczną, o czym informował hodowców bydła mlecznego i zakłady przetwarzające mleko. Potem sprawa ucichła, by znowu, w październiku bieżącego roku, nadać jej pilny bieg. Mimo to wiele osób z branży zastanawiało się, czym jest owa infrastruktura i jakie niesie ze sobą korzyści dla podmiotów, które zostaną uznane za infrastrukturę krytyczną, i czy na pewno wiąże się to z samymi korzyściami.
Zanim doszło do spotkania na linii Ministerstwo Rolnictwa – organizacje reprezentujące branżę mleczarską, pięć organizacji tworzących Porozumienie dla Mleczarstwa (PFHBiPM, PIM, KZSM, ZPPM, KSM) przedstawiło ministrowi Grzegorzowi Pudzie swoje stanowisko, w którym domagało się zagwarantowania możliwości nieprzerwanego funkcjonowania łańcucha dostaw w branży mleczarskiej, niezależnie od charakteru wprowadzanych obostrzeń (np. gdyby wprowadzono zakaz przemieszczania się pomiędzy poszczególnymi powiatami lub województwami). Organizacje te podkreślały także, że w odróżnieniu od innych gałęzi produkcji rolnej, nawet tymczasowe wstrzymanie odbioru mleka z gospodarstw mlecznych nie jest możliwe bez narażania ich oraz zakładów przetwórczych na straty zagrażające dalszemu funkcjonowaniu. Branża mleczarska żądała wyjaśnień dotyczących funkcjonowania prawnego pojęcia „infrastruktura krytyczna”, zakładając, że za taką można uznać właśnie branżę mleczarską. Rzeczywistość okazała się jednak dość brutalna.
9 listopada odbyła się wideokonferencja w sprawie włączenia zakładów przetwórczych mleka do infrastruktury krytycznej. W spotkaniu uczestniczyli przedstawiciele Departamentu Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Porozumienia dla Mleczarstwa. Sygnatariusze Porozumienia i przedstawiciele Ministerstwa Rolnictwa zgodzili się, że sektor mleczarski jest kluczowy dla zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego Polski. Marcin Hydzik, prezes Zarządu Związku Polskich Przetwórców Mleka, zaznaczył, że w dobie pandemii włączenie zakładów przetwórczych w infrastrukturę kryzysową jest niezmiernie ważne. Mieczysław Mosakowski z Departamentu Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego podkreślił, że obecnie wpisanie podmiotów przetwarzających mleko do infrastruktury krytycznej niesie za sobą więcej obowiązków niż korzyści dla branży. Jednocześnie oznajmił, że Ministerstwo Rolnictwa, zdając sobie sprawę, że sektor rolno-spożywczy jest niezmiernie ważny, dokłada wszelkich starań, aby nowe przepisy „covidowe” nie zakłóciły funkcjonowania rynku. Leszek Hądzlik i Edward Bajko zgodnie zaznaczyli, że zarówno dla przetwórców, jak i producentów mleka najważniejsze jest, aby nie zaburzyć odbiorów surowca od hodowców, a zakładom przetwórczym umożliwić normalne funkcjonowanie. Już dziś przepisy prawne umożliwiają zakładom produkującym żywność pewne odstąpienie od norm kodeksu pracy, np. wydłużenie godzin pracy pracownikom, pracę w weekendy i święta. Hądzlik pokreślił podczas spotkania, że wielu hodowców oddaje mleko do zakładów, które znajdują się w innym województwie, i mimo wprowadzanych obostrzeń związanych z pandemią trzeba im tę możliwość zapewnić. Skoro produkcja i przetwórstwo mleka nie mogą zostać uznane za infrastrukturę krytyczną w dobie pandemii COVID-19, to o co branża mleczarska powinna zabiegać w rozmowach z rządem RP? – Branży zależy na tym, żeby rząd przygotował się do sytuacji, gdyby zakład przetwórczy mleka został wyłączony z produkcji – mówi Edward Bajko, prezes SM Spomlek i szef Polskiej Izby Mleka. Branża nie chce, żeby jakikolwiek zakład został zamknięty na kłódkę, bo zamykanie gospodarki jest najgorszym rozwiązaniem. Gdyby jednak tak się stało, to Bajko ma propozycję dla ministra rolnictwa i rządu. – Uważam, że rząd powinien kupić wtedy mleko po cenie rynkowej, które nie zostałoby dostarczone przez hodowców do zamkniętego zakładu, potem zapłacić za jego sproszkowanie i ten produkt przeznaczyć na rezerwy materiałowe Polski – mówi prezes SM Spomlek. Najgorsze, co mogłoby spotkać w tych trudnych czasach hodowców bydła i producentów mleka, są takie działania, które spowodowałyby załamanie się cenowe rynku mleka. Oczywiście mleczarnie handlują tzw. mlekiem przerzutowym, jednak jego podaż na rynku jest przez nie regulowana. Nikt nie chce – ani producenci, ani przetwórcy mleka – żeby ceny takiego surowca poszybowały ostro w dół, załamując w ten sposób cały rynek skupu mleka. Łatwo można sobie wyobrazić taką sytuację, w której po zamknięciu mleczarni nagle na rynku pojawia się nadpodaż surowca przerzutowego, co w konsekwencji prowadzi do dużego spadku jego cen w skupie. – Nie można dopuścić do sytuacji, że załamie się cena mleka przerzutowego – podkreśla Bajko.