Sztuka wyboru
Od kilku miesięcy upubliczniane są materiały dotyczące powstania nowej spółki, która ma „zakończyć monopol” Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka w zakresie oceny użytkowości mlecznej. Jej wspólnikami są Mazowiecki Związek Hodowców Bydła i Producentów Mleka oraz Podlaski Związek Hodowców Bydła i Producentów Mleka w Białymstoku. Z uwagi na liczne nieścisłości prezentowanych materiałów, postanowiliśmy dokonać pewnego podsumowania.
Geneza spółki
We wspomnianych materiałach oba związki wskazują, że bezpośrednią przyczyną powstania spółki jest brak możliwości zreformowania struktur i działania PFHBiPM. Nad tym faktem szczególnie ubolewają członkowie Związku Podlaskiego, którzy, co warto przypomnieć, mogą się pochwalić trzymiesięcznym doświadczeniem w Zarządzie Polskiej Federacji, a jedyny wniosek, jaki złożyli, dotyczył unieważnienia wyborów Zarządu Federacji, za którym sami głosowali. Wspólnicy nie chcą się przyznać, że akcja nawoływania do rezygnacji z oceny przez hodowców spotkała się z marnym odzewem, a sami podżegacze karnie podjęli się przeprowadzenia kolejnego badania mleka w swych stadach, i to dokonanego przez owo znienawidzone PFHBiPM. Można zapytać: skoro PFHBiPM jest takie słabe, takie nienowoczesne, to po co Wam te wyniki? Argumentem jest cena, ale członkowie Związku Podlaskiego na razie nie przedstawili swojej oferty, która podlegałaby jakiemuś porównaniu i pozwoliłaby postawić tezę, że ocena PFHBiPM jest za droga, a tę samą – podkreślmy – tę samą usługę można zlecić taniej.
Konkret organizacyjny
W artykułach obwieszczających powstanie nowej spółki możemy znaleźć enigmatyczny fragment: „kapitał spółki ustalono na ustawowe minimum”. Tłumaczymy, co się za tym kryje. Owo ustawowe minimum to 5000 złotych, napiszmy to jeszcze raz: 5000 złotych. Spółka, która, jak sama twierdzi, chce zagospodarować 64% rynku (do tego jeszcze wrócimy), wykłada na te działania aż 5000 złotych! Jakie koszty chce z tego pokryć, nie wiemy. Członkowie z dumą obwieszczają, że atutem spółki jest to, że w zarządzie zasiadają prawdziwi hodowcy. My wolelibyśmy rzutkiego menadżera, takiego Daniela Obajtka hodowli, a nie czterech hodowców, którzy mają na głowie swoje gospodarstwa i na dodatek nie mają się gdzie spotkać, aby prowadzić sprawy spółki. Doszliśmy zatem do sedna. Siedziba spółki, co podkreślają sami założyciele, też ma charakter wirtualny. Czyli nie ma biura, telefonu, komputera, pracownika, jest tylko adres, pod którym spółka odbiera korespondencję. A gdzie własne laboratoria, mlekometry, odczynniki, serwery, na których będą przechowywane dane? Tego na razie nie ma. Skąd na to wziąć pieniądze? Odpowiedzi są dwie. Albo wspólnicy, czytaj: Związek Podlaski i Mazowiecki dokapitalizują spółkę, albo zapłacą za to hodowcy, którzy zdecydują się korzystać z usługi. Pierwsze rozwiązanie jest iluzoryczne, wszak kasa obydwu związków świeci pustkami, co widać w ich sprawozdaniach finansowych. Pozostaje drugie rozwiązanie, czyli sięgnąć do kieszeni tych, którzy zdecydują się na usługę pod hasłem walki z monopolem Federacji. I wreszcie ostatni aspekt. Cały filar merytoryczny usług ma się opierać na podmiocie zewnętrznym, który – co możemy przeczytać – zakupi sprzęt i będzie wykonywał usługę oceny i dokonywał analizy danych. I tu rodzą się dwa pytania. Czy nowa spółka nie będzie swoistym zakładnikiem swojego podwykonawcy (również cenowym)? Co w sytuacji, gdy oba podmioty w trakcie współpracy po prostu biznesowo się nie dogadają (by nie napisać: pokłócą)? Kto zapewni hodowcy ciągłość usługi i ceny?
Monopol federacji
Tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Każdy z nas powie, że monopol na wolnym rynku jest zły. I my, jako redakcja, też się z tym zgadzamy. Monopolista, który opanował rynek, dyktuje ceny i napycha swoją kasę, działa wyłącznie dla pomnożenia swojego zysku. Ale uwaga! Istnieje jednak niezwykle istotna różnica pomiędzy monopolistą, a Polską Federacją Hodowców Bydła i Producentów Mleka. PFHBiPM nie jest podmiotem działającym dla osiągnięcia zysku, lecz po to, aby to hodowcy osiągnęli zysk. Pozyskane środki inwestowane są w nowoczesne programy komputerowe, narzędzia pracy i w ludzi, bo to oni tworzą siłę Federacji. Warto to zrozumieć i podkreślać. Federacyjna maszyna służy hodowcom. Dlatego w jej strukturach są między innymi wszyscy reprezentanci związków regionalnych i rasowych, dlatego działają takie ciała jak Rada Hodowlana czy Rada Programowa, a więc robocze grupy merytoryczne, których podmiot biznesowy z definicji nie potrzebuje. Kogo nie ma? Tych, którzy chcieli tę maszynę zepsuć, chcieli nalać oleju napędowego do silnika benzynowego, a teraz płaczą, że pozostała im jazda na wypożyczonym rowerze elektrycznym. Dlatego trudno słuchać bredni o monopolistycznej pozycji Federacji. Jeżeli będziemy za drodzy dla hodowców, jeżeli będziemy świadczyć słabą jakościowo usługę, wtedy sami hodowcy uznają, że narzędzie się zużyło, że nie jest konieczne dla osiągania celu hodowlanego.
Procenty i słowa wytrychy
Ktoś kiedyś powiedział, że są kłamstwa, cholerne kłamstwa i statystyki. I trudno się nie zgodzić z tą tezą, gdy się słyszy, że 64% rynku jest niezagospodarowane przez PFHBiPM. I jest to swoista nisza rynkowa. Na pierwszy rzut oka wygląda logicznie, ale… No właśnie, każdy rozsądny hodowca wie, że zapotrzebowanie rynku na mleko nie wzrasta gwałtownie, za to wzrasta wydajność stad będących pod oceną, i to prawie o 50%. Stosowną wykres publikujemy powyżej. W roku 2006 Federacja miała pod oceną 477 000 sztuk bydła. Liczba ta w późniejszych latach przekroczyła 800 000, by teraz kształtować się na poziomie około 780 000. Dlaczego tak się dzieje? Bo wzrasta wydajność, a hodowca uzyskuje ten sam efekt przy mniejszej liczbie sztuk. Można powiedzieć, że Federacja staje się ofiarą własnego sukcesu. Skoro zapotrzebowanie na mleko gwałtownie nie wzrasta, a efektem współpracy z Federacją jest wzrost wydajności, to spokojnie, jako hodowca ograniczam populację. Czy hodowca, który może pochwalić się wysoką wydajnością, rezygnuje z usług Federacji, mówiąc: „ja już swoje osiągnąłem”? Nie! Bo doskonale wie, że rynek podlega dynamicznym zmianom, a Federacja dostosowuje swoje usługi do potrzeb hodowcy. Wierzymy, że jeżeli poprawi się polityka eksportowa państwa polskiego – np. azjatyckie rynki otworzą się na produkty naszych mleczarń i nie zaleje nas tanie mleko przerzutowe pochodzenia zagranicznego – to pogłowie znowu będzie rosnąć.
Żeby nie przedłużać, jeszcze o słowach wytrychach. Nowa spółka wiele mówi o jakości usługi, szybkości przekazania danych i wykorzystaniu sztucznej inteligencji. Znowu: brzmi nieźle, ale może warto przypomnieć, że w Federacji wynik przekazywany jest za pomocą aplikacji średnio w ciągu 1,8 dnia po udoju, że sztuczna inteligencja to tak naprawdę szybka maszyna obliczeniowa, która nie zastąpi znajomości konkretnego stada, upodobań i praktyk hodowcy. Kogo obciążymy ewentualnym niepowodzeniem? Komputer? Maszynę? Oprogramowanie? I wreszcie: rzecz najważniejsza! Badanie mleka, na którym tak skupia się nowa spółka, nie jest celem samym w sobie. Jest tylko narzędziem dla rozwoju stada hodowcy. Bez pracy hodowlanej, bez zootechnika, grona wyspecjalizowanych doradców osiągnąć się tego nie da.
Na koniec
Ktoś może pomyśleć: napisali taki długi artykuł, bo się boją? Bo przyjdzie nowe i im pokaże? I odpowiadamy: tak, boimy się, ale nie o siebie, a o hodowców, którzy zapracowani, być może dadzą się uwieść okrągłymi słowami. Wielu wymiarów pracy Polskiej Federacji nie widać: informatyków aktualizujących programy przeznaczone dla hodowców, osób zatrudnionych w centrach obliczeniowych, analityków danych, pracowników laboratoriów, specjalistów z Centrum Genetycznego PFHBiPM i wielu innych. Ale może zanim ktoś podejmie decyzję, to rozważy wszystkie fakty, o których piszemy. W końcu życie to sztuka wyboru.