Czy mamy jeszcze zimy?
Jak wygląda przygotowanie do chłodniejszych miesięcy w gospodarstwie mlecznym? Aby odpowiedzieć na to pytanie, udaliśmy się z wizytą do mazowieckiej miejscowości Księżopole-Jałmużny, gdzie hodowlę krów prowadzą państwo Małgorzata i Andrzej Skupowie. Jak się okazało, zima w ich obejściu wcale nie jest taka straszna – jeśli w ogóle możemy mówić jeszcze o zimie…
tekst i zdjęcia: Mateusz Uciński
Panie Andrzeju, czy może Pan wskazać jakieś różnice w pracach w gospodarstwie mlecznym między latem a zimą?
Moim zdaniem zimą jest o wiele prostsze żywienie bydła, ponieważ latem wysoka temperatura bardzo męczy zwierzęta i wtedy trzeba im dodawać do paszy różne premiksy, które ten stres cieplny w dużym stopniu minimalizują. Zimą w naszym gospodarstwie pasza – że tak powiem – jest uboższa w pewne mikroelementy.
Na czym Pan opiera takie zimowe żywienie?
Skład jest praktycznie taki sam w ciągu roku, czyli kukurydza, kiszonka z traw, jakieś soje i śruty poekstrakcyjne z rzepaku czy soi.
Stosuje Pan zimą jakieś wysłodki?
Nie. Nie mamy nigdzie w okolicy żadnej cukrowni i tego rodzaju pasz nie stosujemy.
Mówi się, że najpoważniejszym problemem zimą w oborze są ciągi powietrza. Jak wygląda ta sytuacja w Pańskich obiektach?
Z tym nie mamy problemu, bo obora jest bardzo dobrze wentylowana. O dziwo, zimą w naszym gospodarstwie zwierzęta mało chorują. Gorzej jest latem, kiedy po wysokich temperaturach pojawi się jakiś chłodniejszy powiew. Jak w oborze uda się utrzymać stałą temperaturę, to zima nie stanowi problemu. Inaczej jest z wilgotnością i jej wahaniami, bo wtedy bardzo łatwo o infekcje dróg oddechowych u zwierząt, nawet tak poważne, jak zapalenie płuc. W głównej oborze wilgoć mamy pod kontrolą, bo budynek jest wysoki i jej nadmiar po prostu ucieka do góry. Sytuacja ma się gorzej w starszych obiektach, np. w cielętniku, gdzie jest chłodniej i trzeba bardzo dbać o zamykanie drzwi, żeby kontrolować wilgotność i temperaturę, a także żeby przy mocniejszych mrozach nie zamarzała woda w poidłach.
Czyli na zdrowotność w stadzie nie może Pan narzekać?
Raczej nie. W poprzednim sezonie mieliśmy trochę problemów z grzybicami, ale udało się to opanować. Wiem, że takie przypadłości wynikają na ogół z wilgotności w oborze, ale u nas była to ewidentnie kwestia jakichś niedoborów, a przez to obniżonej odporności. Stado jest zaszczepione na IBR i BVD, a mastitis i kwestie zdrowych wymion mamy pod stałą kontrolą. Średnia liczba komórek somatycznych w naszej hodowli to ok. 135 tys.
Zapytam jeszcze o legowiska, bo to bardzo ważne, jeżeli chodzi o dobrostan zimą.
U nas w oborze głównej krowy dojone leżą na materacach słomiano-wapiennych i uważam, że jest to najlepsze całoroczne rozwiązanie. Nie ma żadnych problemów ze stawami, jest czysto, nie ma nadmiaru wilgoci. Słomę do posypywania mieszamy w paszowozie. Przyznam, że do tego rozwiązania namówiliśmy wielu znajomych hodowców.
Gdy przychodzi zima i nie ma prac polowych, to hipotetycznie jest trochę więcej czasu. Jak go Pan wykorzystuje?
Dobrze, że powiedział Pan, że hipotetycznie, bo w hodowli bydła zawsze jest tzw. młyn. Ale faktycznie, jest trochę więcej czasu, który mogę poświęcić sprawom hodowlanym, uporządkowaniu dokumentacji, w spokoju popatrzeć na raporty wynikowe z oceny czy bardziej skupić się na zdrowotności zwierząt. Muszę podkreślić, że w tych działaniach bardzo pomaga mi syn Szymek.
Czy zauważa Pan duże różnice w zużyciu energii zimą?
Niespecjalnie. Kiedy przed laty projektowaliśmy oborę, w której bytuje główne stado, staraliśmy się, aby w jak największym stopniu odpowiadała ona wymogom dobrostanu. Jest to przestronny budynek z kurtynami, dobrze wentylowany i jasny, zatem nie musimy go specjalnie doświetlać, co pochłania dużo energii. Jest ciepły, dlatego nie stosujemy podgrzewanych poideł. Szczerze mówiąc, obora jest otwarta w każdej porze roku i dopiero kiedy przychodzą tęgie mrozy, rzędu -20°C, zaczynamy jakoś konkretniej działać. Tylko ja już dawno takich mrozów tu nie widziałem… Do tego nasze zwierzęta mogą wychodzić bez przeszkód na wybieg i zauważyłem, że lubią to robić zwłaszcza zimą. Nieraz widziałem, jak jakaś krowa czy jałówka leżały w śniegu i były z tego powodu bardzo zadowolone. Poza tym proszę zauważyć, że w pogodzie bardzo dużo nam się zmieniło, poprzesuwało. Jesień przychodzi późno, zima zaczyna się tak naprawdę w styczniu i nie trwa długo, a wiosny są chłodne. Szczerze mówiąc, to czasem się zastanawiam, czy możemy jeszcze mówić o zimach w takim kontekście, jak wyglądały one kiedyś, czyli śnieżnych i mroźnych. Dlatego – jak wspomniałem wcześniej – moim zdaniem większym zagrożeniem dla stada są występujące ostatnio bardzo upalne lata, kiedy zwierzęta narażone są na potężny stres cieplny, niż stosunkowo lekkie, by nie powiedzieć – nijakie zimy.
Kończąc – jak wygląda w Państwa gospodarstwie praca z parkiem maszynowym zimą? Jakieś przeglądy, naprawy?
Przyznaję, robimy jakieś przeglądy, konserwacje, ale z roku na rok pojawia się coraz więcej nowoczesnych maszyn, które nie wymagają już takich nakładów pracy, jak to kiedyś bywało np. przy ciągnikach starszego typu. Wracając jeszcze do wolnego czasu zimą, o którym wcześniej rozmawialiśmy, to myślę, że i u nas w gospodarstwie, jak i w wielu innych, jest to także czas, kiedy można pozałatwiać wiele spraw w urzędach, w mieście… Na przykład zająć się dokumentacją prac budowlanych, chociaż – jak wiadomo – takie rzeczy ciągną się niekiedy latami.