Genomika daje zyski. Nie oszukuje!
Hodowcy na całym świecie są zainteresowani oceną genomową bydła. W Polsce ta technologia ciągle jest niedoceniana przez producentów. Dlaczego tak jest? Trudna odpowiedź.
tekst: dr Jarosław Jędraszczyk, Radosław Iwański, zdjęcia: Mateusz Uciński
Mija dziesięć lat od wdrożenia selekcji genomowej do praktyki na świecie. W Polsce miało to miejsce w 2014 r. Wydaje się, że hodowcy bydła mlecznego nigdy w przeszłości nie mieli takich możliwości, takiego wsparcia i takich narzędzi, jak dziś, by doskonalić swoje zwierzęta, ale przede wszystkim, by lepiej zarządzać swoimi gospodarstwami i podejmować decyzje w oparciu o rzetelne, niedrogie i będące w zasięgu ręki dane.
Ten jubileusz stał się okazją do pierwszych podsumowań i planów dalszego rozwoju metody poprzez uzyskiwanie coraz wyższych dokładności obliczeń i wprowadzanie szeregu nowych cech do rutynowej oceny. Opracowanie metodyki pozwalającej na rozpoczęcie obliczania wartości hodowlanej na podstawie genomu nastąpiło już w 2009 r., a kilka lat później udział buhajów genomowych w unasienianiu przekroczył 50% i szybko wzrastał. Zaprzestano tradycyjnego testowania buhajów, położono większy nacisk na stosowanie biotechnik, takich jak embriotransfer czy zapłodnienie in vitro, i wykorzystanie coraz młodszych buhajów w rozrodzie. To właśnie dzięki temu zaczęto przyspieszać i uzyskano postęp genetyczny, jakiego wcześniej nie obserwowano.
Postęp jest widoczny dla wszystkich cech, ale zwłaszcza dla cech o niskiej odziedziczalności, takich jak płodność czy długowieczność. Wraz z rozwojem wykorzystania buhajów genomowych w Europie i na świecie zwiększała się liczba genotypowanych jałówek. Jest to z jednej strony częścią krajowych programów hodowlanych, a z drugiej strony jednym z najważniejszych narzędzi pomagających w zarządzaniu gospodarstwem.
Znając wartość genomową swojego stada i poszczególnych zwierząt, hodowca może decydować, które krowy czy jałówki inseminować nasieniem najlepszych buhajów, od których krów lub jałówek pozostawić potomstwo na przyszłość, a które powinny zostać pokryte buhajami mięsnymi. Bez tej informacji może się zdarzyć, że na remont pozostaną sztuki pochodzące po krowach o niskich wartościach hodowlanych, co zamiast generować zyski, przynosi wymierne straty.
Metoda oceny wartości hodowlanej na podstawie genomu jest równolegle rozwijana w dwóch konsorcjach: europejskim – EuroGenomics, i amerykańskim – NA Consortium.
Polscy hodowcy dzięki wysiłkom Małopolskiego Centrum Biotechniki, które reprezentuje polskie spółki inseminacyjno-hodowlane w EuroGenomics, mają możliwość korzystania z dorobku konsorcjum europejskiego i mogą wdrażać do swojej codziennej praktyki te same rozwiązania, które wdrażają hodowcy hiszpańscy, francuscy, holenderscy czy niemieccy.
Niestety, pomimo dostępności metody praktycznie nie została ona zaakceptowana przez polskich hodowców i nie została wdrożona według schematów funkcjonujących we wszystkich liczących się pod względem hodowlanym krajach. Można zaryzykować stwierdzenie, że właśnie dlatego polscy hodowcy nie są konkurencyjni w stosunku do swoich zachodnich kolegów i nie uzyskują ze swojej działalności porównywalnej marży.
Poniżej znajduje się tabela prezentująca zakup mikromacierzy przez kraje członkowskie EuroGenomics na przestrzeni lat 2014–2019. Obserwuje się około 34-proc. wzrost każdego roku, co jest związane z genotypowaniem samic. Niestety udział Polski w tych zamówieniach jest szczątkowy.
Temat ten powinien znaleźć się w centrum uwagi wszystkich organizacji hodowlanych, jako priorytetowy dla hodowli i produkcji bydła mlecznego w Polsce.
U nas rocznie genotypuje się 11 tys. samic, pamiętając, że mamy dwumilionową populację krów. W całym konsorcjum zgenotypowano już 500 tys. samic.
– Hodowcy na całym świecie są zainteresowani oceną genomową. A czemu nie w Polsce, skoro z oceny genomowej są korzyści ekonomiczne? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, mimo że pytali mnie o to inni członkowie EuroGenomics – mówił dr Jarosław Jędraszczyk, wiceprezes MCB w Krasnem, podczas II Forum Genetycznego w Piątnicy.
Doktor przedstawił uczestnikom Forum analizę ekonomiczną wykorzystania oceny wartości hodowlanej samic za pomocą genomu na przykładzie spółki Danko, która należy do Skarbu Państwa. – Prosta analiza, wykonana na podstawie OWUB, połączona z wartością genomową samic, pokazuje, że hodowca nie popełnia błędów w selekcji, a zysk z gospodarstwa jest o wiele większy.
Do analizy wykorzystano dane z obory Zakładu Nasienno-Rolnego w Kopaszewie, należącego do tej spółki. Informacje z wyników kontroli użytkowości dotyczyły ponad 80 krów, które ukończyły pełną 305-dniową laktację (pierwsza laktacja została wydzielona). Wynik ekonomiczny grupy krów najlepszych różnił się o +8293 zł od wyniku grupy krów najgorszych, a krowa najlepsza od krowy najgorszej w stadzie – o +12 124 zł. Gdyby zastąpić 25% krów najgorszych tymi najlepszymi, wynik poprawiłby się o 116 102 zł w skali roku. Liczby mówią same za siebie.
Skoro nie można przekonać producentów do zysków, to może warto zastanowić się, jakie błędy popełnią ci, którzy nie będą znali genomowych wartości hodowlanych swoich samic.
Nie znając genomowej wartości hodowlanej lub nie analizując danych z oceny, możemy pozostawić na remont stada sztuki po najsłabszych krowach. Hodowcy tracą, nie inseminując najgorszych sztuk buhajami mięsnymi, na przykład simentalami. Niestety tacy producenci mleka korzystają z postępu genetycznego tylko częściowo, a przecież udowodniono, że wyższe indeksy hodowlane to wyższe przychody. Hodowcy nieznający wartości genomowej swoich jałówek lub krów nie dobierają najbardziej pasującego do nich byka. I w końcu, jeśli nie korzystają z gotowych schematów prowadzenia stada, nie są konkurencyjni w porównaniu do hodowców niemieckich, holenderskich czy francuskich.