Grunt to komfort zwierząt
Jak ważna w hodowli bydła mlecznego jest przestrzeń, a co za tym idzie – dobrostan, nikomu nie trzeba tłumaczyć. Dobrem zwierząt kierowali się państwo Aneta i Krzysztof Maliszewscy z mazowieckich Włodek, którzy planując budowę nowej przestronnej obory, mieli na względzie przede wszystkim zapewnienie stadu właściwych warunków bytowania.
tekst i zdjęcia: Mateusz Uciński, zdjęcia: Michał Rodak
Pan Krzysztof swoją przygodę z hodowlą krów rozpoczął w 2009 r., kiedy rodzice przepisali na niego część majątku. Wtedy hodowca skorzystał z programu „Młody Rolnik” i rozpoczął pracę nad ulepszeniem tego wielopokoleniowego gospodarstwa. Liczy ono około 100 ha gruntów, w większości własnych, a do niedawna utrzymywanych w nim było 57 krów. Tylko na tyle pozwalały warunki w starych budynkach, a także ograniczenia związane z dobrostanem zwierząt.
– Miałem nawet problem, żeby podzielić krowy na grupy – wspomina pan Krzysztof. – Nie było możliwości, aby odpowiednio żywić utrzymywane stado, ani żeby przygotować krowy do laktacji. W miarę rozwoju hodowli oczywiste się stało dla nas, że niezbędna będzie inwestycja w nowy budynek dla zwierząt. Tym bardziej że liczył się fakt, że gdy zwiększymy produkcję mleka, od mleczarni dostaniemy automatycznie 10 gr więcej za surowiec, co stanowiło dodatkową zachętę. Kiedy dodamy do tego wsparcie i doping ze strony żony, a także zaangażowanie firm, z którymi przyszło nam współpracować, to muszę przyznać, że długo się nie zastanawiałem nad podjęciem decyzji o budowie nowej obory.
Najważniejsza jest wizja
Pierwszą przysłowiową łopatę wbito na budowie 15 maja 2019 r., a prace zakończyły się pod koniec listopada, czyli niespełna pół roku później. Jak podkreśla pan Krzysztof, była to jedna z najszybciej zrealizowanych inwestycji budowlanych tego typu w okolicy. Firmy, które ją wykonały, zdecydowanie stanęły na wysokości zadania. Fakt, hodowca miał już wizję, na co chce postawić w swoim stadzie.
– Przyznam się, że w przeciwieństwie do wielu innych hodowców, nie oglądałem wcześniej wielu obór – komentuje pan Maliszewski. – Podobała mi się obora u mojego teścia Tadeusza Stelęgowskiego, dlatego też podjąłem współpracę z działem rozwoju Agra-Matic w firmie De Heus i już ustaliliśmy z nimi wszystkie szczegóły dotyczące tej inwestycji. Bardzo zależało mi, żeby w oborze była duża porodówka, położona blisko hali udojowej. Naturalnie, staraliśmy się zapewnić naszym zwierzętom jak najlepszy dobrostan, ale to się rozumie samo przez się.
Obora, która stanęła we Włodkach, ma 35 m szerokości, 66 m długości, wysokość w kalenicy na prawie 12 m, a wysokość ścian – około 4,5 m. Do tego dochodzi jeszcze budynek socjalny o wymiarach 12 x 10 m. Stół paszowy ma 5,5 m szerokości, co daje duży komfort w przygotowaniu i dystrybucji karmy dla krów. Legowiska, których jest 218, rozmieszczone w sześciu rzędach, w podwójnych boksach mają długość 5 m, a przy ścianach – 2,8 m. Ścielone są słomą z wapnem i dodatkiem wody, ale w przyszłości najprawdopodobniej będzie stosowany separat, ponieważ, zdaniem hodowcy, ma on większy potencjał i jest efektywniejszy. Posadzka w obiekcie jest betonowa, wyposażona w zgarniacze obornika i posiada specjalnie przygotowaną powierzchnię w tzw. jodełkę, polepszającą przyczepność zwierząt.
Pewną nowością jest hala udojowa, usytuowana wewnątrz głównej hali i nieoddzielona od reszty budynku żadnymi ścianami. Z podobnym rozwiązaniem spotkaliśmy się już w hodowli Grzegorza Stryjewskiego z Gruduska.
– Powiem szczerze, o takim rozwiązaniu zadecydowała wielkość działki, na której usytuowana jest obora i która nie pozwoliła na wybudowanie hali gdzieś z boku budynku – opowiada pan Krzysztof. – Dlatego po głębszej analizie zdecydowaliśmy się na to rozwiązanie i teraz już bardzo się do niego przyzwyczailiśmy. Poza tym się sprawdza, pozwala na szybki udój, warunkiem jest jedynie pozostawienie po bokach dużej ilości miejsca dla krów. Hala typu „bok w bok” 2 x 12 firmy Gea ma rozmiar 12 x 13 m i jest wyposażona w szybkie wyjście. Jest to minimum, jakie musi być zachowane, aby osiągała właściwą przepustowość. Stosujemy w niej dipping ręczny. To, co dla mnie jest w niej najważniejsze, to system zarządzania stadem. Kiedy przychodzę do obory z rana, wyświetlają mi się sztuki, które są w rui, które mają słaby pobór paszy, słabe przeżuwanie lub obniżony próg aktywności. Dzięki temu można od razu szybko zareagować i muszę przyznać, że pieniądze zainwestowane w ten system szybko się zwrócą.
Oświetlenie w budynku jest uzależnione od pory dnia. Nocą zapalają się czerwone lampki diodowe, a w dzień i podczas pracy – ledowe. W kalenicy znajduje się ręcznie sterowany świetlik, który w razie opadów jest zamykany automatycznie przez stację pogodową. U góry jest pozostawiana pięciocentymetrowa przestrzeń, która zapewnia wentylację. Przy pełnym otwarciu świetlika jest uzyskiwana przestrzeń o szerokości 1,2 m. W ścianach bocznych znajdują się kurtyny wysokie na 3 m, sterowane stacją pogodową.
Stawiając na dobrostan…
W oborze zainstalowanych jest siedem poideł, usytuowanych tak, aby zwierzęta miały jak najwygodniejszy dostęp do wody, która cyrkuluje i jest podgrzewana w razie spadku temperatury. Dodatkowo w budynku zamontowano cztery czochradła. W najbliższym czasie pojawi się również robot podgarniający paszę na stole paszowym. Oborę wyposażono w zbiornik na mleko o pojemności 6 tys. l, przeniesiony ze starego obiektu. Mleko jest odbierane z gospodarstwa codziennie. Poza budynkiem znajduje się zbiornik na gnojowicę o pojemności 3064 m3.
– W naszej oborze położyliśmy nacisk na poziom dobrostanu – podkreśla dobitnie pan Maliszewski. – Nie zależy nam, żeby była to obora typowo produkcyjna, ale żeby nasze krowy miały zapewniony jak największy komfort. Muszę tu jednocześnie zaznaczyć, że na sukces w realizacji tej inwestycji złożyły się dobra wola i pomoc bardzo wielu osób. Szczególnie jestem wdzięczny naszemu żywieniowcowi, panu Sławomirowi Jaksimowi z firmy Bergophor, który uratował mi skórę, odpowiednio ustawiając dawki dla nowych pierwiastek, którymi była między innymi zasiedlana ta obora.
Wspomniane zasiedlenie nowego obiektu oparte jest na polskiej hodowli i rodzimej genetyce. Zakupione zostały dwa transporty zwierząt: pierwszy z Ośrodka Hodowli Zarodowej w Lubijanie, a drugi ze Stadniny Koni w Dobrzyniewie. Z tej ostatniej planowany jest także kolejny zakup materiału hodowlanego.
– Stawiamy na rodzimą hodowlę, bo, moim zdaniem, jest to najbezpieczniejsze – komentuje pan Krzysztof. – Poza tym sztuki, które kupiliśmy, są bardzo dobrymi zwierzętami i nie różnią się od jałówek sprowadzanych na przykład z Niemiec czy Holandii. Teraz, kiedy dobierzemy kolejnych 30 sztuk z Dobrzyniewa, obora będzie już praktycznie pełna. Zwłaszcza że na wiosnę oczekuję wycieleń jałówek cielnych zakupionych jakiś czas temu w Niemczech.
Skoro mówimy o rozrodzie, należy wspomnieć o ciekawej innowacji w budynku państwa Maliszewskich, a mianowicie o boksach dla cieląt usytuowanych wewnątrz obory.
– Budki dla cielaków wraz z porodówką to był mój pomysł – opowiada hodowca. – Wynikał z tego, że kiedy wcześniej cieliła się krowa na drugim podwórku, to generowało dodatkową pracę, „ganianie” po nocy i szukanie miejsca dla cielaka. Teraz młode przenoszone są po porodzie na drugą stronę korytarza, właśnie do tych budek, gdzie przebywają około tygodnia. Jako że za ścianką jest hala udojowa, kiedy doimy matkę, siara od razu jest przekazywana jej potomstwu. Poza tym boksy mają kółka i są mobilne, co też bardzo usprawnia pracę.
Średnia wydajność w hodowli państwa Maliszewskich wynosi ok. 10 tys. kg mleka od krowy, i chociaż jest zadowalająca, to pan Krzysztof dąży do jej powiększenia. Jesteśmy pewni, że w tak nowoczesnym obiekcie, jak opisywana obora, plany te uda się zrealizować bez żadnych problemów! Gratulujemy udanej inwestycji i kibicujemy rozwojowi hodowli.