Hodowlana pasja Ryszarda Bobera
TEKST I ZDJĘCIA: RYSZARD LESIAKOWSKI
Sukcesy hodowlane nie są zarezerwowane dla tzw. hodowli wielkostadnej – udowodnił to m.in. hodowca z woj. kujawsko-pomorskiego, którego jałówka zajęła pierwsze miejsce w rankingu jałowic wycenionych na podstawie genomu w sezonie 2017.3. Sprawdziliśmy, jak dochodzi się do tak dobrego wyniku.
Najlepiej wyceniona genomowo jałówka GANIE 18 w sezonie 2017.3 uzyskała indeks gPF 142. Obecnie jest to zwierzę w wieku ok. 0,5 roku, wyhodowane w gospodarstwie Ryszarda Bobera z Jabłonowa-Zamku, w powiecie brodnickim. W tym samym rankingu inne jałówki z tej hodowli również uzyskały wysokie lokaty. Jałowica GEANIE 12 z indeksem gPF 139 uplasowała się na 10. pozycji, a jałówka RESI 15 z indeksem gPF 136 zajęła 27. miejsce. Na uwagę zasługuje także pierwsze miejsce stada Ryszarda Bobera w rankingu najlepszych stad opracowanym na bazie indeksów rodowodowych jałówek – średni indeks rPF wyniósł 121,9. Należy wspomnieć, że z tej hodowli pochodzi wiele cennych buhajów, które oferował bydgoski SHiUZ. W ostatnim katalogu spółki (grudzień 2017) dostępne jest nasienie trzech buhajów wyhodowanych przez Ryszarda Bobera. Zainteresowani mogą kupić nasienie dwóch młodych buhajów z wyceną genomową, tj. LE MOND i MERIT, oraz nasienie buhaja SUPERSONIC ET, wycenionego tradycyjnie. Przytoczone fakty dowodzą, że w stadzie jest prowadzona konsekwentna praca hodowlana.
Należy podkreślić, że Ryszard Bober nie tylko profesjonalnie zajmuje się hodowlą bydła mlecznego, ale także angażuje się w działalność społeczną. Od 14 lat jest radnym województwa kujawsko-pomorskiego, a od 4 pełni funkcję przewodniczącego sejmiku w tym województwie. Ponadto od lat wchodzi w skład zarządu PFHBiPM.
Ocena użytkowości prowadzona od ponad 50 lat
Hodowca z Jabłonowa-Zamku użytkuje obecnie 247 ha, na których utrzymuje 129 krów o średniej rocznej wydajności rzędu 10 300 kg mleka. Hodowla bydła w tym gospodarstwie jest rodzinną tradycją. – Tato prowadził ocenę wartości użytkowej pięciu krów od 1963 r. i od tego czasu jest ona kontynuowana bez przerwy do dzisiaj – opowiada Ryszard Bober. Informuje, że po ukończeniu studiów w 1982 r. w ówczesnej Akademii Rolniczo‑Technicznej w Olsztynie prowadził wspólnie z rodzicami 24-hektarowe gospodarstwo. Stado liczyło w tym czasie ok. 17 krów o średniej rocznej wydajności ok. 5 tys. litrów mleka. Produkcja mleka była systematycznie rozwijana, co wymagało rozbudowy i modernizacji obory uwięziowej. W 1996 r. stado liczyło 48 krów. W 2008 hodowca zasiedlił nowo wzniesioną oborę wolnostanowiskową, mieszczącą 110 głębokich boksów legowiskowych wypełnionych piaskiem. Obecnie przebywa w niej 110 krów w okresie laktacji, dojonych w hali udojowej typu „rybia ość” (2×7). 20 krów zasuszonych ma miejsce w oborze uwięziowej, tutaj znajdują się także 3 kojce porodowe. – W 2000 r. wybudowałem jałownik z kojcami grupowymi na głębokiej ściółce i przyległymi do budynku wybiegami. Cztery lata później rozbudowałem go i zmodernizowałem. Dobudowana część jest przeznaczona dla jałówek w wieku 6–12 miesięcy – opowiada hodowca. Powiększaniu stada towarzyszyło sukcesywne zwiększanie areału. Spośród użytkowanych obecnie 247 ha areał własnych gruntów wynosi ok. 147 ha.
1978 r. – w stadzie pierwsza matka buhajów
– Wraz z podjęciem oceny wartości użytkowej można mówić o pracy hodowlanej w stadzie. Uzyskiwana wydajność mleczna była podstawowym kryterium selekcji stada. Ponadto od lat 70. ubiegłego wieku w naszym stadzie prowadzony był, we współpracy ze stacją unasieniania, indywidualny dobór buhajów. Pierwszą matkę buhajów wyłoniono w 1978 r. – wspomina Ryszard Bober. Informuje, że w latach 90. ubiegłego wieku zainteresował się sposobem prowadzenia hodowli bydła mlecznego w krajach Europy Zachodniej, USA i Kanadzie. Zwiedzał ośrodki hodowlane, obserwował przebieg wystaw zwierząt. – Ze zdobytych doświadczeń wyciągnąłem ważny wniosek. Otóż doskonalenie genetyczne stada wymaga inwestowania w dobrą genetykę. Aby mieć efekty, najpierw trzeba ponieść koszty – konkluduje rozmówca.
„Pierwsze koty za płoty”
W 2004 r. hodowca zdecydował się na zakup pierwszych zarodków z USA i Kanady. – Kupiłem wtedy 6 zarodków o nieznanej płci, za każdy zapłaciłem 1350 dolarów USA, łącznie wydałem 8100 dolarów USA. Niestety, z tych zarodków nie udało się uzyskać żadnego cielęcia – wspomina hodowca. Informuje, że niepowodzenie nie ostudziło zapału inwestowania w postęp genetyczny własnego stada. W 2005 r. Ryszard Bober nabył 4 zarodki w cenie 650 dolarów USA za każdy. Z tych zarodków urodził się jeden buhajek i jedna jałóweczka o imieniu Miracle. – Buhajkiem zainteresował się SHiUZ, a jałóweczka została w gospodarstwie i dała początek pierwszej żeńskiej linii hodowlanej w moim stadzie. Jałówka była płukana, udało się pozyskać od niej jeden zarodek, który był skutecznie przełożony – relacjonuje rozmówca. W następnych latach hodowca także inwestował w materiał hodowlany. – W 2007 r. na wystawie zwierząt w Paryżu zakontraktowałem 4 zarodki od prezentowanych cieliczek z wyceną genomową wg indeksu francuskiego. W 2008 kupiłem też zarodki z Holandii, USA i Kanady na podstawie wyceny rodowodowej – informuje hodowca. Wyjaśnia, że sprowadzony z zagranicy materiał hodowlany był podstawą do tworzenia żeńskich linii hodowlanych.
Jądro genetyczne
Aktualnie w stadzie Ryszarda Bobera jest 8 żeńskich linii hodowlanych, tj. GEANIE, AVOCETE, MIRACLE, OPERA, WILLI, SCHACKER, MAGICAN, BLESS. – Nie ma idealnej linii hodowlanej, każda ma zalety i wady – wyjaśnia hodowca. Informuje, że liczebność poszczególnych linii jest zróżnicowana, łącznie jest to ok. 50% stada, czyli ok. 60 krów. Linie hodowlane stanowią tzw. jądro genetyczne, są to zwierzęta o najwyższej wartości hodowlanej. Hodowca wszystkie jałóweczki urodzone w ramach jądra genetycznego poddaje genotypowaniu – ok. 30 młodych zwierząt rocznie. Dotychczas wiązało się to z rocznym wydatkiem rzędu 6900 zł (230 zł na próbę). – Jałóweczki genotypuję od marca 2015 r. – nadmienia rozmówca. Od młodych samic z najwyższymi indeksami gPF hodowca pozyskuje zarodki, aby w ten sposób zwiększyć w stadzie udział zwierząt o wysokiej wartości hodowlanej. Rocznie są one wypłukiwane 5–6 sztuk.
Co daje genotypowanie jałóweczek?
Zdaniem Ryszarda Bobera genotypowanie jałóweczek jest bardzo pomocnym narzędziem w hodowli bydła mlecznego. Hodowca zna przewidywaną wartość hodowlaną młodego zwierzęcia, co umożliwia mu wczesne podjęcie właściwej decyzji o jego przyszłości. Jałóweczka może być przeznaczona do pozyskiwania zarodków lub zostać w przyszłości matką buhajów, albo posłużyć jako biorczyni zarodków czy też być sprzedana lub pokryta buhajem rasy mięsnej.
– Genomowa wartość hodowlana jałówki jest także podstawą precyzyjnego doboru buhajów. Genomowa wartość hodowlana to nie tylko indeks gPF, to także podindeksy, ukazujące cechy, które należałoby poprawić – mówi hodowca. Podkreśla, że dobór buhajów jest jedną z najważniejszych decyzji hodowlanych, decydującą o wartości hodowlanej potomstwa.
Potrzebny łut szczęścia
W pracy hodowlanej Ryszard Bober korzysta przede wszystkim z nasienia buhajów z hodowli USA, Kanady oraz najlepszych hodowli europejskich. Wybierając rozpłodniki, zwraca uwagę na indeks ekonomiczny Net Merit, który umożliwia uzyskanie maksymalnych zysków z postępu genetycznego. – Wprawdzie indeks Net Merit nie przystaje do polskich warunków ekonomicznych, ale zastosowane w nim wagi podkreślają cechy wpływające na rentowną produkcję mleka. Moim zdaniem jest to bardziej racjonalny indeks niż TPI – wyjaśnia hodowca. Zwraca też uwagę, że w doborze buhajów warto uwzględniać także cechy pokroju istotne dla rozrodu. Jedną z nich jest pochylenie zadu, które wpływa na przebieg porodu. Oczywiście ważna jest poprawna budowa wymion i kończyn. Zdaniem hodowcy coraz bardziej powszechne roboty udojowe wymagają zwierząt o właściwym rozstawie strzyków. Producenci mleka będą poszukiwali rozpłodników, które poprawią tę cechę u potomstwa.
W opinii Ryszarda Bobera, aby odnieść sukces w hodowli bydła, oprócz dużej wiedzy i doświadczenia potrzebna jest także odrobina szczęścia. Nie zawsze kojarzenia najlepszych samic z najlepszymi buhajami przynoszą najlepsze efekty. Gdyby tak było, to praca hodowlana byłaby bardzo prosta. – W stadzie są „perełki” o niższym indeksie gPF, ale mają inne cenne walory. Warto takie sztuki rozmnażać w nadziei, że urodzi się coś wyjątkowego. Konieczne są przy tym cierpliwość i konsekwentne działanie – mówi rozmówca z Jabłonowa-Zamku.
Transplantacja zarodków – metoda hodowlana
Postęp w doskonaleniu linii matecznych przyspiesza rozmnażanie samic o wysokiej wartości hodowlanej. W tym celu Ryszard Bober już od 2004 r. praktykuje płukanie zarodków z młodych samic i następnie ich przenoszenie do biorczyń. Część zarodków hodowca zamraża. Jak wspomniano, rocznie w tej hodowli pozyskuje się zarodki od 5 do 6 jałówek z najwyższą wyceną genomową. Według rozmówcy to wiąże się ze sporymi wydatkami. Pozyskanie średnio 6 dobrych zarodków od jednej samicy to wydatek ok. 3 tys. zł. Ich przełożenie do 6 biorczyń kosztuje ok. 600 zł. Aby uzyskać zarodki, jałówkę najpierw trzeba zainseminować, co wiąże się ze zużyciem średnio trzech porcji nasienia, w cenie ok. 400 zł za porcję. Łącznie na nasienie trzeba wydać ok. 1200 zł. Zatem cały zabieg embriotransferu kosztuje ok. 4800 zł (3000 + 600 + 1200). – W tych kosztach SHiUZ w Bydgoszczy partycypuje w wysokości 30%. Dzięki temu zapewnia sobie możliwość zakupu buhajka hodowlanego. Zatem własnych pieniędzy na pozyskanie zarodków od jednej jałówki i ich przełożenie wydaję ok. 3200 zł – wyjaśnia hodowca.
Skuteczność transplantacji zarodków wynosi 50%, co oznacza, że z 6 przełożonych do biorczyń urodzą się 3 cielęta. Zatem jedno cielę urodzone z embriotransferu wiąże się z wydatkiem ok. 1060 zł (3200 na 3 szt.). – Staram się ograniczyć koszty embriotransferu, przeznaczając do płukania jednocześnie dwie samice. Ale jest to duże wyzwanie organizacyjne, ponieważ trzeba przygotować 10–12 biorczyń – wyjaśnia hodowca.
Rocznie na embriotransfer hodowca wykłada ok. 16 tys. zł (5 x 3200). Do kosztów prowadzenia pracy hodowlanej należy doliczyć wydatki na genotypowanie jałówek, tj. ok. 6900 zł na rok. Zatem w postęp hodowlany w swoim stadzie hodowca inwestuje rocznie ok. 23 tys. zł (16 000 + 6900).
Trudny rynek materiału hodowlanego
W opinii Ryszarda Bobera w Polsce praktycznie nie ma rynku na materiał hodowlany, co w konsekwencji sprawia, że zainwestowane w postęp hodowlany pieniądze bardzo trudno odzyskać. – Jest zapotrzebowanie na jałówki cielne, potencjalni kupcy interesują się przede wszystkim ich walorami użytkowymi, czyli jaka była wydajność matki. Natomiast mało kto pyta o wartość hodowlaną jałówek i byłby skłonny za nią zapłacić – relacjonuje hodowca. Jego zdaniem 7–8 tys. zł za cielną jałówkę o dobrych walorach użytkowych jest wysoką ceną, ale nierekompensującą nakładów ponoszonych na pracę hodowlaną.
Hodowca podkreśla, że wydajność mleczna jest ważną cechą, ale nie jedyną wpływającą na ekonomikę produkcji mleka. Informuje, że w jego stadzie, przy obecnie uzyskiwanej wydajności mlecznej rzędu 10 300 kg mleka, krowy charakteryzują się dobrą płodnością. Średni okres międzywycieleniowy wynosi ok. 365 dni, na jedną ciążę zużywa się średnio ok. 2 porcji nasienia. Przeciętny poziom komórek somatycznych w mililitrze mleka wynosi ok. 250 tys. Podczas ostatnio przeprowadzonej korekcji racic (7 lutego 2018 r.) nie założono żadnego opatrunku. Przytoczone wskaźniki z pewnością są pochodną prowadzonej w stadzie od lat pracy hodowlanej i świadczą o wysokiej wartości hodowlanej stada. – Zachęcam producentów mleka, aby kupując jałówki do swojego stada, pytali także o wartość hodowlaną kupowanych zwierząt – radzi Ryszard Bober.
W ostatnim czasie hodowcy buhajków hodowlanych znacząco odczuli wdrożenie w spółkach inseminacyjnych selekcji genowej. – Do 2012 r. SHiUZ kupował do testów wszystkie buhajki urodzone w ramach jądra genetycznego. Ze sprzedaży tych rozpłodników można było finansować postęp hodowlany. Obecnie SHiUZ kupuje rocznie 15–20 buhajków. Za dobry wynik uznaję, gdy spółka zakupi u mnie w roku dwa rozpłodniki – mówi hodowca z Jabłonowa-Zamku. Wyjaśnia, że oferowane ceny za męski materiał hodowlany nie są rewelacyjne.
Sytuację komplikuje brak zainteresowania polskich rolników zarodkami. Najczęściej decydują się na nie duże fermy, którym łatwiej stworzyć warunki do embriotransferu. – Zarodkami z mojej hodowli interesują się zachodnie firmy hodowlane, ale są to kontrakty sporadyczne – mówi rozmówca. Podkreśla, że wyprodukowanych i zamrożonych zarodków nie jest w stanie wykorzystać we własnym stadzie. Pytamy hodowcę z Jabłonowa-Zamku, co wobec tylu przeciwności motywuje go do kontynuowania pracy hodowlanej w swoim stadzie. – Jak każdy hodowca marzę o wyhodowaniu wyjątkowego zwierzęcia, co ułatwia posługiwanie się coraz bardziej precyzyjnymi i nowoczesnymi narzędziami. Rezygnując z inwestowania w postęp hodowlany, na pewno tego celu nie osiągnę – odpowiada Ryszard Bober.
[vls_gf_album id=”226″]