Na wolność przez oborę
Wszyscy wiemy, że krowy są zwierzętami użytecznymi. Jak się okazuje, nie tylko produkują jeden z najzdrowszych płynów na świecie, ale ich obecność i praca z nimi mogą wpływać na szeroko pojętą socjalizację – także w przypadku osób skazanych prawomocnymi wyrokami. Przekonali się o tym Szwedzi, którzy wykorzystali je do ciekawego eksperymentu.
zdjęcia: Mateusz Uciński; Źródło: Inquirer.Net, AFP GMBH
Praca z krowami, mimo że jest ciężka, daje ogromną satysfakcję. Dzieje się tak – co podkreśla wielu hodowców – za sprawą samych zwierząt. Ich łagodne usposobienie i cierpliwość sprawiają ogromną satysfakcję. Terapeuci z Holandii organizują specjalne zajęcia w oborach, gdzie ludzie borykający się ze stresem mogą wejść między zwierzęta i tulić się do nich. Podobno taka terapia przynosi nadspodziewanie dobre efekty. Jak się okazuje, wpływ krowiego towarzystwa oraz praca z tymi zwierzętami służy także resocjalizacji więźniów.
Krowy w służbie prawa
Bardzo ciekawy sposób na przywrócenie osadzonych w więzieniach do życia w społeczeństwie wpadli nasi sąsiedzi zza Bałtyku. Postanowili stworzyć „otwarte więzienia” w formie farm, na których swoje wyroki kończyliby niektórzy z osadzonych. Naturalnie, nie mówimy tu o ciężkich przestępstwach. W tym względzie kwestie więźniów wyglądają podobnie jak u nas.
Szwecja może poszczycić się, że jest krajem z najmniejszą liczbą osób osadzonych w ośrodkach karnych. Na 1000 mieszkańców przypada około 0,5 więźnia, podczas gdy przykładowo we Francji jest to ponad 1 skazany na 1000 obywateli. Trzeba zaznaczyć, że działania wymiaru sprawiedliwości w tym skandynawskim państwie znacznie różnią się od tych, które znamy z rodzimego podwórka. Doskonale wiedzą o tym miłośnicy skandynawskiej literatury kryminalnej, dla których pewne rozwiązania funkcjonujące w krajach za naszym morzem okazały się co najmniej egzotyczne. System penitencjarny w Szwecji preferuje bowiem skazywanie ludzi na prace społeczne lub stosowanie kontroli w formie dozoru elektronicznego, a nie wymierzanie wysokich kar więzienia. Dodatkowo osoby przebywające w więzieniu mają zapewnione kursy językowe i szkolenia zawodowe. Od pewnego czasu pojawiły się tam również tzw. otwarte więzienia, których zadaniem jest przygotowanie więźniów kończących wyroki na powrót do życia w społeczeństwie. Na taki luksus mogą sobie jednak pozwolić jedynie ci, których przewinienia, zdaniem sądu, nie stanowią zagrożenia dla społeczeństwa. Mówimy w tym wypadku o takich wykroczeniach, jak prowadzenie pojazdu bez prawa jazdy czy przestępstwa podatkowe. Tego typu placówek więziennych jest w Szwecji kilkanaście, z czego trzy spośród nich stanowią gospodarstwa rolnicze, gdzie więźniowie pracują przy zwierzętach, a także pomagają w codziennych czynnościach związanych z funkcjonowaniem farmy. Największą placówką o takim charakterze jest Rodjan, położone w oddalonym o 180 km od Sztokholmu mieście Mariestad.
Bez krat, za to w oborze
Na farmie Rodjan przebywa około 60 skazanych, jednak nie ma tam ani krat, ani zasieków. Wystarcza świadomość, że jeżeli więzień nie będzie przestrzegał regulaminu, to wróci do zakładu, tym razem o znacznie ostrzejszym rygorze. Jak się okazuje, taki system odbywania kary sprawdza się bardzo dobrze i zarówno odbywającym karę, jak i zarządzającym farmą bardzo pasuje.
– Nasz system pozwala na dobre przygotowanie ludzi do powrotu do społeczeństwa, więc wielu z nich nie ma już później kłopotów z prawem – mówi Britt-Marie Johansson, szefowa farmy Rodjan. – Swoją drogą, liczymy więźniów rano, w ciągu dnia i wieczorem, i wiemy, gdzie przebywają przez cały czas! – zapewnia.
Co zatem robią sami osadzeni? Wszystko to, co jest do zrobienia w gospodarstwie: dbają o porządek, doglądają upraw, a przede wszystkim zajmują się zwierzętami. Ostatnia czynność dla wielu z nich jest swoistą terapią i – jak podkreśla personel farmy – do pracy swoich podopiecznych nie mogą mieć żadnych zastrzeżeń. Więźniowie uczestniczą w dojach, dbają o zachowanie istotnej podczas wykonywania tej czynności higieny, doglądają krów, a także karmią je i oporządzają. Jak podkreślają zgodnie psychologowie, ma to doskonały wpływ na ich resocjalizację. Czują się znowu potrzebni, a wykonywana praca bardzo pozytywnie wpływa na ich samoocenę. Nie dziwi zatem fakt, że do swoich zadań przykładają się ze szczególną starannością.
– Wielu pracuje niesamowicie dobrze, mimo że nigdy wcześniej tego nie robili. Fascynujące jest obserwowanie ich postawy! – chwali pracę więźniów Michael Henningsohn, kierownik produkcji farmy.
Osadzeni pracują 35 godzin tygodniowo, mają dwa dni wolne i za swoją pracę otrzymują około 13 koron (1,15 dolara) za godzinę. Nie kryją radości, że mogą to robić, zamiast spędzać czas w więziennych murach. Często zdarza się, że już po zakończeniu obowiązkowych zadań nadal doglądają swoich podopiecznych, interesują się, czy ze stadem jest wszystko w porządku i czy planowane wycielenia przebiegły bez komplikacji. Niejednokrotnie, nawet podczas dni wolnych, są aktywni w codziennym życiu farmy, co świadczy o dużym zaangażowaniu w jej funkcjonowanie.
Zdaniem kierownika Henningsohna kluczem do sukcesu funkcjonowania placówki jest ścisła rutyna, niezbędna do prowadzenia gospodarstwa. A to funkcjonuje bez zarzutu, czego dowodem jest nagroda, którą gospodarstwo otrzymało w 2012 roku od szwedzkiego króla Karola XVI Gustawa za jakość produkowanego mleka. Jak to się przyjęło popularnie kwitować: Można? Można!
Ale czy także u nas? Czy biorąc pod uwagę, że w wielu rejonach Polski nadal brakuje rąk do pracy w rolnictwie, takie rozwiązanie odniosłoby podobny skutek? Zwłaszcza że cały czas mówi się o wysokich kosztach utrzymania więźniów. Według WP Finanse utrzymanie jednego więźnia kosztuje 3150 zł miesięcznie. To przeszło 37 800 zł rocznie na każdego spośród ponad 72,6 tys. osadzonych, co z kolei generuje miliardowe wydatki dla budżetu państwa. Dzięki wprowadzonemu programowi „Praca dla więźniów” w czerwcu ubiegłego roku, wg informacji podanej przez „Dziennik Gazetę Prawną”, w Polsce pracowało 35,5 tys. skazanych, co stanowi blisko 53 proc. wszystkich więźniów w kraju, zarówno w przywięziennych warsztatach, jak i w firmach zewnętrznych. Jak widać, praca dla więźniów jest, i korzystają z niej chętnie. Zatem co stoi na przeszkodzie? Otóż to, że nie jesteśmy Szwedami i nie mamy tak wyraźnego rozróżnienia pomiędzy lżejszymi i poważniejszymi osadzonymi, a także istnieje zbyt duże ryzyko, że praca na takich farmach byłaby nęcącą perspektywą do przyspieszenia momentu upragnionej wolności. Jak poinformował sekretarz stanu w ministerstwie sprawiedliwości Michał Wójcik: – „W okresie od dnia 1 kwietnia 2017 r. do dnia 26 lipca 2017 r. 91 skazanych zatrudnionych poza terenem jednostki penitencjarnej w systemie bez konwojenta samowolnie oddaliło się z miejsca pracy”. Jak zatem taka sytuacja wyglądałaby w otwartych gospodarstwach, gdzie od wolności dzieli tak niewiele? I czy jakiekolwiek gospodarstwo hodowlane zgodziłoby się zatrudnić więźniów? Na odpowiedź na to pytanie przyjdzie nam zapewne długo poczekać, ale szwedzkiemu pomysłowi można tylko przyklasnąć. Jak widać, krowy, podobnie jak muzyka, łagodzą obyczaje.