Obora z hali sportowej z dojarnią Swing Over
Wobec systematycznie rosnących kosztów materiałów i usług budowlanych wznoszenie nowych obiektów dla krów mlecznych lub modernizacja już istniejących staje się bardzo dużym obciążeniem finansowym. W tym kontekście każdy sposób na obniżenie nakładów inwestycyjnych nabiera dużego znaczenia – prezentujemy przykład z woj. kujawsko-pomorskiego.
tekst i zdjęcia: RYSZARD LESIAKOWSKI
Od niespełna trzech miesięcy użytkujemy nową oborę wolnostanowiskową dla 98 krów mlecznych, którą wznosiliśmy trzy lata metodą gospodarczą. Oszczędzaliśmy zwłaszcza na robociźnie, ale jednocześnie staraliśmy się stworzyć zwierzętom możliwie najlepsze warunki dobrostanu – relacjonuje Maria Barciszewska, prowadząca wraz z mężem Markiem, synem Maciejem i jego żoną Dorotą 75-hektarowe gospodarstwo w Chełmońcu w powiecie golubsko-dobrzyńskim. Stado liczy obecnie 75 krów o średniej rocznej wydajności mlecznej rzędu 10,3 tys. kg mleka. Jak informuje rozmówczyni, wcześniej krowy były utrzymywane w oborze uwięziowej.
– Produkcją mleka zajmujemy się z mężem od 2002 roku, kiedy to przejęliśmy od rodziców 30-hektarowe gospodarstwo specjalizujące się w produkcji tuczników w cyklu zamkniętym. W tym samym czasie kupiliśmy gospodarstwo z zabudowaniami, w którym była pusta obora uwięziowa na 35 stanowisk. Postanowiliśmy zasiedlić tę oborę i zrezygnować z chowu świń. Budynek był wielokrotnie modernizowany i rozbudowywany, w 2012 roku stado liczyło 60 krów. Trzy lata temu syn zdecydował się na przejęcie gospodarstwa i rozwijanie produkcji mleka, co motywowało nas do budowy nowej obory – opowiada pani Maria Barciszewska.
Konstrukcja nośna z demontażu
Nowy obiekt dla krów mlecznych we wspomnianym gospodarstwie składa się z dwóch budynków połączonych tzw. łącznikiem (schemat). W jednym mieści się 98 boksów legowiskowych dla krów w okresie laktacji, a w drugim znajdują się hala udojowa z poczekalnią, kojce porodowe i separatka oraz pomieszczenie na schładzalnik mleka. Wygospodarowano także miejsce na biuro, tzw. maszynownię i zaplecze socjalne. Krowy zasuszone i młodzież przebywają w innych zabudowaniach.
Nowy budynek dla krów mlecznych posiada ramową konstrukcję nośną, zatem nie ma w nim słupów, co pozwala na dowolne zagospodarowanie wnętrza. Stalowe ramy nośne rozstawione są co 6 m. Dziwić mogą bardzo wysokie ściany podłużne (5,8 m) i łagodne nachylenie połaci dachowych (ok. 20%). Budynek ma szerokość 20,6 m i długość 50 m, a wysokość w kalenicy wynosi 7,8 m. – Konstrukcja naszej obory pochodzi z demontażu hali sportowej w Bawarii, została przywieziona do Chełmońca z Niemiec. Kupiliśmy ją wraz z pokryciem dachowym z płyty warstwowej ocieplonej pianką poliuretanową o grubości 7,5 cm – wyjaśnia Maciej Barciszewski. Jak informuje, za konstrukcją z odzysku przemawiają niższe koszty, jednak problemem jest znalezienie odpowiedniego obiektu przeznaczonego do rozbiórki, który spełniałby wymogi technologii utrzymania krów mlecznych. – W poszukiwaniach bardzo pomocny jest Internet. Ponadto bardzo ważna jest umiejętna rozbiórka obiektu, wykonują ją wyspecjalizowane firmy – nadmienia hodowca.
– Po przywiezieniu do gospodarstwa konstrukcja została poddana piaskowaniu i pomalowana. Punktowe fundamenty, tzw. szklanki, podobnie jak montaż całej konstrukcji nośnej wykonaliśmy metodą gospodarczą. Pracowałem wraz z ojcem oraz pomagało nam czterech znajomych. Do prac montażowych wynajęliśmy dźwig wraz z operatorem – relacjonuje hodowca. Jak informuje, konstrukcja nośna, pokrycie dachowe i transport kosztowały ok. 140 tys. zł. Z relacji rozmówców wynika, że na piaskowanie, malowanie, usługę pracy dźwigu i materiały do wykonania fundamentów wydali ok. 60 tys. zł. Zatem konstrukcja wraz z montażem kosztowały łącznie ok. 200 tys. zł. – Trzy lata temu firmy oferowały stalową konstrukcję obory o podobnych wymiarach za ok. 400 tys. zł – mówi hodowca. Jak wyjaśnia, dla nowej obory został wykonany projekt wykorzystujący zdemontowaną w Niemczech konstrukcję nośną, a stosowne urzędy wydały pozwolenie na budowę i gotowy obiekt został zgłoszony do użytkowania.
Okazuje się, że Barciszewscy mają doświadczenie w sprowadzaniu z zagranicy stalowych konstrukcji hal pochodzących z demontażu. W 2014 roku kupili w Belgii zdemontowaną konstrukcję magazynu na zboże, który zaadaptowali na jałownik.
Komfortowa obora dla krów mlecznych
Trzeba przyznać, że hodowcy z Chełmońca wzorowo zaadaptowali konstrukcję stalową hali sportowej na potrzeby chowu krów mlecznych. Nie można dopatrzyć się kompromisów na rzecz dobrostanu zwierząt i komfortu pracy w tej oborze. Na uwagę zasługują szerokie ciągi technologiczne. Przejazdowy stół paszowy, przebiegający wzdłuż jednej ze ścian podłużnych o szerokości 5 m, umożliwia wygodną dystrybucję TMR-u za pomocą wozu paszowego. Szerokie są także korytarze spacerowe, przylegający do stołu paszowego o szerokości 4 m ułatwia krowom pobieranie paszy. Z kolei zatrzaskowa drabina paszowa wydziela krowom dostęp do stołu paszowego, co umożliwia pobieranie paszy przez sztuki zajmujące niską pozycję w hierarchii stada.
Rozmówcy zadbali także o komfortowe legowiska dla zwierząt. Podwójne boksy legowiskowe o długości 5 m i szerokości 1,2 m zapewniają krowom dużo miejsca do wypoczynku. Natomiast boksy przyścienne o długości 3 m nie krępują ruchów zwierząt podczas kładzenie się i wstawania. Legowiska wyścielone są materacem słomiano-wapiennym. – Ściółkę na legowiskach uzupełniamy raz w tygodniu, mieszaninę słomy, wapna i wody sporządzamy w wozie paszowym – nadmienia hodowca.
Dobry mikroklimat
Duża kubatura budynku wraz ze sprawną wentylacją kalenicową zapewniają dobry mikroklimat. Hodowcy zastosowali ciekawe rozwiązanie szczeliny kalenicowej, która ma szerokość 1,4 m. Zakrywa ją przedłużona z jednej strony płaszczyzna połaci dachowej wykonana z przezroczystych płyt poliwęglanowych. Pas płyt poliwęglanowych ma szerokość 1,8 m, zakrywa szczelinę kalenicową, umożliwiając dostęp naturalnego światła do wnętrza obory. Rozwiązanie to zastępuje powszechnie stosowane dwuspadowe lub półkoliste daszki wykonywane z przezroczystych płyt, zakrywające szczelinę wywiewną w kalenicy.
Świeże powietrze napływa do wnętrza obory przez rzadko stosowaną w naszym kraju konstrukcję ścian podłużnych. W tym budynku mają one łączną wysokość 5,8 m. Do wysokości 1,8 m wykonane są z żelbetu. Powyżej ściana bezpośrednio przylegająca do stołu paszowego ma niezabudowaną przestrzeń o wysokości 2 m, którą w wietrzne dni można zasłonić za pomocą kurtyny. Przestrzeń nad kurtyną do okapu o wysokości 1 m wypełniają deski, zamocowane w odstępach co ok. 4,5 cm. Natomiast druga ściana podłużna, przy której znajdują się boksy legowiskowe, ma nieco inną konstrukcję. Czterometrową powierzchnię między betonową ścianą a okapem zasłaniają ażurowo zamocowane deski.
Budynek jest przewiewny, pełne ściany o wysokości 1,8 m zapobiegają powstawaniu przeciągów w strefie przebywania zwierząt, co, zdaniem rozmówców, zmniejsza ryzyko występowania zapaleń wymienia. Ponadto izolowane pokrycie dachowe ogranicza nagrzewanie się powietrza we wnętrzu budynku, a w okresie zimowym zapobiega skraplaniu się pary wodnej.
Gospodarka nieczystościami
Korytarze spacerowe wykonano jako pełne posadzki betonowe z ryflowaną powierzchnią, co zapewnia zwierzętom pewne stąpanie. Czyszczenie powierzchni spacerowych przebiega automatycznie, za pomocą zgarniaków łańcuchowych typu Delta, które uruchamiają się co godzinę.
Nieczystości zgarniane są na zewnątrz obory do szczeliny zrzutowej, znajdującej się nad zewnętrznym zbiornikiem na gnojowicę o głębokości 1,8 m i objętości 90 m³. W zbiorniku zamontowane jest mieszadło, które uruchamiane automatycznie trzy razy na dobę na 10 minut, zapobiega powstawaniu tzw. kożucha. – Jest to zbiornik pośredni, po jego napełnieniu gnojowica jest pompowana do zewnętrznego zbiornika naziemnego o pojemności 1000 m³ – relacjonuje Maciej Barciszewski. Jak wyjaśnia, ma betonowe dno, a jego boczne ściany są wykonane z nierdzewnych blach stalowych. Żelbetowy fundament pod ten zbiornik hodowcy wykonali we własnym zakresie, a stalowe ściany zamontowała firma Duraumat Polska. – Całość kosztowała nas ok. 200 tys. zł brutto, a zbiornik, wykonany wyłącznie z betonu, o identycznej pojemności profesjonalne firmy oferowały za ok. 246 tys. zł brutto – nadmienia hodowca. Jak informuje, zaletą zbiornika ze stali nierdzewnej jest możliwość jego nadbudowy na tym samym fundamencie i zwiększanie jego objętości do ok. 1450 m³.
Hala udojowa z poczekalnią i porodówką
Krowy dojone są w hali udojowej, oddalonej od obory o ok. 8 m. Dojarnia wraz z poczekalnią, pomieszczeniem na schładzalnik, zapleczem biurowo‑socjalnym oraz porodówką i izolatką mieści się w budynku o wymiarach 26,6 × 13,9 m, wzniesionym na stalowej konstrukcji nośnej, wykonanej według projektu z nowych elementów. – Aby zwiększyć trwałość stalowej konstrukcji tego budynku, zdecydowaliśmy się na jej ocynkowanie. Podobnie jak oborę obiekt ten wznieśliśmy wspólnie z ojcem przy pomocy znajomych – nadmienia hodowca.
Zwierzęta, aby przedostać się z obory do hali udojowej, przechodzą przez tzw. łącznik. Następnie wchodzą do poczekalni przewidzianej dla ok. 50 krów. W łączniku i poczekalni znajduje się betonowa posadzka ażurowa zakrywająca kanały na gnojowicę. W kojcach porodowych i izolatce zwierzęta przebywają na słomie.
Dojarnia MidiLine „rybia ość” 50°
Krowy w nowej oborze Barciszewskich dojone są w rzadko spotykanej w naszym kraju dojarni typu Swing Over. Jest to instalacja, w której jeden aparat udojowy obsługuje obie strony kanału udojowego, co w praktyce oznacza o połowę mniej aparatów udojowych w porównaniu z klasycznymi dojarniami. – Moja hala udojowa Swing Over typu „rybia ość” (2 × 14) wyposażona jest w 14 aparatów udojowych, które zamontowane są nad kanałem udojowym, wzdłuż jego osi, na obrotowych ramionach. Dzięki temu każdy aparat może obsłużyć dwa przeciwlegle stanowiska, czyli łącznie 28. W klasycznej hali udojowej byłoby nie 14 aparatów udojowych, a 28 – wyjaśnia Maciej Barciszewski. Jak informuje, dojarnię wyposażyła firma DeLaval, która dostarczyła urządzenia pod handlową nazwą MidiLine w wersji ML3100. Dojarnia charakteryzuje się wysokim stopniem zautomatyzowania doju. Zintegrowana jest z programem do zarządzania stadem DelPro, obejmującym m.in. wykrywanie rui i monitorowanie zdrowotności wymion na podstawie pomiaru przewodności elektrycznej mleka. Ponadto zapewnia wysoki poziom bezpieczeństwa osobom w niej pracującym. – W większości dojarni typu „rybia ość” aparaty udojowe zakładane są na strzyki z boku wymienia, wtedy krowy ustawione są pod kątem 30° w stosunku do osi podłużnej kanału udojowego. W mojej dojarni kąt ten wynosi 50°, co umożliwia zakładanie aparatów udojowych między tylnymi nogami zwierząt. Jest to znacznie bezpieczniejsze dla dojarza, ponieważ krowy zazwyczaj kopią do przodu – mówi hodowca. W jego opinii istotnym elementem bezpiecznej pracy jest także posadzka w kanale udojowym, która nie może być śliska. W tej dojarni zamocowano na niej gumową matę. Podobnymi matami wyłożone są posadzki na stanowiskach udojowych, co z kolei zapobiega poślizgnięciom zwierząt.
Technika doju w hali udojowej Swing Over
W opinii rozmówców z Chełmońca dojarnia typu Swing Over jest wymagająca pod względem rutyny doju, ale w zamian uzyskuje się wysoką efektywność pracy.
– Aby dój przebiegał płynnie, każdy ruch dojących osób musi być przemyślany. Krowy dojone są grupowo, po 14 sztuk. Mlecznice z poczekalni wchodzą najpierw na stanowiska udojowe z jednej strony kanału udojowego i od pierwszej sztuki w szeregu zaczynam przygotowanie wymienia do doju, czyli nanoszę pianę dezynfekcyjną i wycieram strzyki. Po tych czynnościach zakładam na strzyki aparaty udojowe. Gdy założę aparat udojowy ostatniej krowie w grupie, to podczas trwania doju pierwszej grupy wpuszczam na stanowiska udojowe zwierzęta z drugiej strony kanału i przygotowuję je do doju. Po zakończeniu tej czynności część krów z pierwszej grupy jest już wydojona i aparaty udojowe są automatycznie ściągnięte. Wtedy przekładam je na drugą stronę kanału udojowego i zakładam na strzyki krów w drugiej grupie. Gdy cała druga grupa mlecznic jest dojona, to krowy z pierwszej grupy wypuszczam z dojarni, a na ich miejsce wprowadzam z poczekalni kolejne zwierzęta. Ponownie zaczynam przygotowanie do doju i procedura się powtarza – opowiada Maciej Barciszewski.
Zdaniem hodowcy w dojarniach Swing Over na jedną osobę dojącą powinno przypadać ok. 28 stanowisk udojowych. Wtedy czas pracy dojarza jest efektywnie wykorzystany, dój przebiega płynnie i bez przestojów. – Kolejnym warunkiem sprawnego doju w tym systemie jest stado wyrównane pod względem prędkości oddawania mleka. W naszym stadzie są dwie sztuki, które doją się ok. 20 minut, i trzeba je doić na końcu, aby nie blokowały stanowisk udojowych – relacjonują hodowcy. Jak informują, obecnie 70 krów dwie osoby doją w ciągu 50 minut, ale w razie potrzeby jedna osoba z powodzeniem poradziłaby sobie z wydojeniem tego stada. – W optymalnych warunkach w naszej dojarni jedna osoba może w ciągu godziny wydoić 100 krów – nadmienia Maciej Barciszewski. Jak informuje, od zasiedlania nowej obory minęło zbyt mało czasu, aby krowy przystosowały się do nowych warunków, a najwięcej problemów stwarzają starsze mlecznice.
Pytamy rozmówców z Chełmońca: co przemawia za halą udojową Swing Over? – W mojej dojarni 28 krów doję za pomocą 14 aparatów udojowych, a dojarnię tradycyjną należałoby wyposażyć w 28 aparatów, co wiąże się z wyższymi kosztami ich zakupu o 100%. Tymczasem dój z podwójną liczbą aparatów udojowych jest tylko o 20% bardziej wydajny niż w dojarniach Swing Over. Ale dzięki mniejszej o połowę liczbie aparatów udojowych oszczędzam na kosztach eksploatacji dojarni, ponieważ mniej zużywam wody i środków chemicznych do ich mycia – odpowiada hodowca. Trzeba przyznać, że Barciszewscy przywiązują dużą wagę do ochrony środowiska.
Zagospodarowanie deszczówki i odzysk ciepła
W nowej oborze funkcjonuje energooszczędny system schładzania mleka, połączony z zagospodarowaniem deszczówki zbieranej z dachów obory i dojarni o łącznej powierzchni ok. 1,5 tys. m². Woda z opadów atmosferycznych magazynowa jest w dwóch podziemnych zbiornikach o łącznej objętości 24 m³. – Deszczówkę wykorzystuję do płukania posadzek w hali udojowej oraz do wstępnego schładzania mleka – informuje hodowca. Udojone mleko, zanim trafi do schładzalnika o pojemności 7 tys. litrów, kierowane jest do płytowego wymiennika ciepła, przez który przepływa deszczówka. Ogrzana trafia ponownie do wspomnianego zbiornika podziemnego. Tutaj schładza się i jest ponownie wykorzystywana do wstępnego schładzania mleka. Na tym etapie udojone mleko o temperaturze ok. 36°C uzyskuje temperaturę 12–14°C i wpływa do schładzalnika, w którym schładza się do ok. 4°C. Ciepło z tego etapu schładzania mleka jest także odzyskiwane i służy do ogrzewania ciepłej wody użytkowej, która pożądaną temperaturę uzyskuje w dwóch bojlerach elektrycznych.
Maciej Barciszewski informuje, że nie jest przekonany do wykorzystywania ciepła odzyskanego ze wstępnego schładzania mleka do podgrzewania wody w poidłach dla krów. W jego opinii w okresie letnim ciepła woda w poidłach sprzyja rozwojowi glonów, które obniżają jej jakość. Z tego względu w swoim gospodarstwie nie zastosował tego rozwiązania. W ocenie hodowcy wykorzystanie deszczówki do płukania posadzek w hali udojowej daje roczną oszczędność w zużyciu wody wodociągowej rzędu 365 m³.
Stanowisko dla krowy dojnej za ok. 27,5 tys. zł brutto
Jak informują rozmówcy z Chełmońca, nowa obora przy bardzo dużym wkładzie własnej pracy kosztowała 2,7 mln zł brutto. Kwota ta obejmuje m.in. materiały budowlane, zakup stalowej konstrukcji z demontażu, wyposażenie budynków, zbiorniki na gnojowicę, system zagospodarowania deszczówki oraz utwardzenie drogi dojazdowej do obory. Obiekt jest przewidziany na 98 krów w okresie laktacji, zatem jedno stanowisko kosztowało ok. 27,5 tys. zł (2,7 mln/98). – Szacujemy, że przy obecnych cenach materiałów budowlanych i robocizny należałoby firmie budowlanej zapłacić za wzniesienie tego obiektu ok. 5 mln zł – mówią hodowcy.
Trzeba przyznać, że nowe budynki w gospodarstwie Barciszewskich tworzą przemyślany technologicznie obiekt dla bydła mlecznego. Hodowcy zatroszczyli się o stworzenie zwierzętom bardzo dobrych warunków bytowych, zwracając jednocześnie uwagę na ochronę środowiska. Godne uznania jest zagospodarowanie deszczówki na potrzeby produkcji mleka, co jest bardzo rzadko spotykanym rozwiązaniem nie tylko w naszym kraju. Rozmówcom z Chełmońca trzeba pogratulować bardzo dużej pomysłowości w realizacji tej inwestycji metodą gospodarczą. Wprawdzie budowa trwała około trzech lat, ale efekt jest imponujący. Jakości wykonania całego obiektu nie powstydziłaby się profesjonalna firma budowlana ciesząca się dobrą opinią.