Rozjaśniamy

Tematyka Zielonego Ładu silnie wiąże się z sektorem energetycznym. Proponowane zmiany, szermując argumentem redukcji dwutlenku węgla, ingerują w krajowe systemy energetyczne. O wyzwaniach polskiej energetyki rozmawiamy z profesorem Politechniki Częstochowskiej, dr. hab. Arkadiuszem Szymankiem, który od prawie 30 lat zajmuje się naukowo i praktycznie tym zagadnieniem.

dr Michał Klimaszewski

Panie profesorze, jak dzisiaj wygląda sytuacja energetyczna Polski?
To wbrew pozorom dosyć podchwytliwe pytanie, ponieważ w znacznym stopniu u podstaw takiej oceny leży zaspokojenie oczekiwań konsumentów. Podam dwa przykłady, po wybuchu wojny w Ukrainie w Strasburgu normą dla mieszkańców były planowe nocne wyłączenia instalacji grzewczych, i to w okresie zimowym. We Włoszech w okresie letnim często można spotkać w hotelu informację przepraszającą gości za wyłączenia sieci energetycznej. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że prąd jest na każde zawołanie. Włączamy pstryczek i światło świeci, klimatyzacja działa, lodówka chłodzi. Więc można powiedzieć, że sytuacja jest obiektywnie dobra.

Czyli możemy powiedzieć, że prądu zawsze wystarczy.
Tego nie powiedziałem, ale zachęcam wszystkich czytelników do porównania rachunków za prąd w okresie np. ostatnich 10 lat. I nie chodzi mi o cenę prądu, ale o pobrany wolumen.

Z ogólnie dostępnych statystyk jasno wynika, że obecnie przeciętne gospodarstwo domowe zużywa o 30% więcej energii niż 10 lat temu. Nasz mix energetyczny w dalszym ciągu bazuje na węglu i gazie, a więc na surowcach poddanych silnej presji regulacyjnej ze strony Unii Europejskiej. Co więcej, obserwując aktualne pomysły gospodarcze, dalej idziemy w złym kierunku, ponieważ zamiast szukać rozwiązań ograniczających zużycie energii, cały czas zwiększamy zapotrzebowanie na nią.

Ma Pan na myśli np. samochody elektryczne?
To bardzo dobry przykład wybiórczego myślenia ekologów. Samochody elektryczne mają ograniczać globalną emisję dwutlenku. Ale szczególnie w warunkach polskich będą to, i to jeszcze przez długi czas, samochody napędzane węglem. Mało tego, do produkcji akumulatorów potrzebne są zasoby surowców niedostępnych na szerszą skalę w Europie. Eksploatujemy więc zasoby takich krajów, jak Argentyna, Chile, Zimbabwe czy Egipt, po to żeby Europa była ekologiczna. Jakoś kłóci mi się to z globalnym spojrzeniem na kwestie ochrony klimatu i zasobów. Nie wspominając już o kwestiach utylizacji zużytych akumulatorów. Dodatkowo rodzi się pytanie, jak długo będziemy chcieli czekać na zatankowanie naszego elektrycznego samochodu. Do szybkiego ładowania potrzebny jest prąd o wysokiej gęstości, a tego mogą nie wytrzymać nasze sieci przesyłowe.

Czy rozwiązania problemu można szukać w OZE?
Tylko pozornie. Proszę sobie przeliczyć, roczne zapotrzebowanie na prąd wynosi 8760 godzin. W Polsce tzw. godzin słonecznych mamy ok. tysiąca, a godzin wietrznych, optymistycznie licząc, 1,6 tys. To zaledwie 25% zapotrzebowania, no i musimy pamiętać, że są to źródła energii, które wymagają stałej stabilizacji źródłami konwencjonalnymi, czyli węglem i gazem. Zakłady energetyczne nie są w stanie przyjąć całej nadwyżki energii produkowanej z fotowoltaiki, dlatego tak duży wzrost odmów podłączenia do sieci nowych instalacji. Z danych NIK wynika, że w pierwszej połowie 2022 roku było to ponad 99% zgłoszeń. Jak podają inne źródła, w roku 2023 prawie 8 tys. instalacji dostało decyzję odmowną. Jeżeli wspomnimy, że produkcja czy wiatraków, czy instalacji fotowoltaicznych nie byłaby możliwa bez spalania węgla, a także fakt, że do budowy 13 tys. turbin wiatrowych zużyto ponad 2 mln ton tworzyw sztucznych, to znowu bilans klimatyczny wygląda nieciekawie.

A jak wygląda kwestia utylizacji czy to zużytych wiatraków, czy paneli fotowoltaicznych?
To jest obecnie trochę temat tabu. Ale problem zaczyna być palący. Kraje Unii Europejskiej stoją przed wyzwaniem utylizacji ok. 4 tys. wiatraków rocznie. Dla unaocznienia problemu podam taki przykład: firma zajmująca się zawodowo utylizacją wiatraków była w stanie w pierwszym roku działalności przetworzyć 100 t surowca, czyli mniej więcej pięć łopat wiatraków. Pamiętajmy, że użyte przy budowie plastik i włókna szklane nie ulegają degradacji.

Rozmowa z Panem brzmi coraz mniej optymistycznie, a zatem zapytam, co z wodorem?
Na tym odcinku również brak dobrych wieści. Puszczono w rynek ogromne pieniądze na badania, więc efekt propagandowy był olbrzymi, ale obliczenia naukowe nie podtrzymują optymizmu. Zobrazuję to tak: kilogram wodoru ma w sobie teoretycznie właściwość energetyczną odpowiadającą 33 kWh, ale żeby go wyprodukować w metodzie elektrolizy wody, potrzeba zużyć 55 kWh energii oraz 10 l zdemineralizowanej wody. Wody, która również jest deficytowa na naszej planecie. Natomiast uzyskanie kilograma wodoru metodą reformingu parowego odbywa się przy emisji 9–12 kg CO2, co oznacza, że spalenie węgla dla uzyskania energii elektrycznej emituje dwukrotnie mniejsze zanieczyszczenie, niż spalenie węgla dla uzyskania wodoru do celów energetycznych. Podkreślam, rozważamy te kwestie naukowo, a nie geopolitycznie.

To może atom?
Elektrownie atomowe zaliczamy do najbardziej stabilnych źródeł energii konwencjonalnej. Wiąże się to z dużymi obawami społecznymi, ale najbardziej dotkliwa w tym zakresie katastrofa w Fukushimie spowodowana była działaniem sił natury. Stosowane obecnie technologie gwarantują samowyłączenie generatora na wypadek wystąpienia zagrożenia. Z puntu widzenia Polski atom jest bardzo pożądany, a jedyną wadą jest to, że nie mamy własnych źródeł paliwowych, co skazuje nas na uzależnienie od dostawców. Kiedy rozpoczynałem studia, w podręczniku dotyczącym budowania elektrowni wskazywano, że do jej powstania potrzeba źródła paliwa, wody i wiatru. W warunkach Polski to wciąż węgiel.

Czego zatem potrzebuje polska (europejska) energetyka?
Rzeczowej dyskusji i globalnego spojrzenia na kwestie ochrony klimatu. Wykorzystanie zasobów, emisja zanieczyszczeń nie mogą być badane wybiórczo. Gospodarki światowe muszą konkurować przy podobnych warunkach regulacyjnych. Pozostaje oczywiście olbrzymia praca edukacyjna, żeby propaganda i populizm ustąpiły naukowym argumentom.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Reklama

Nadchodzące wydarzenia