Rutyna: cichy złodziej dobrostanu krów
Wielu hodowców prosi o pomoc, bo krowy doją dużo mniej mleka, niż powinny. Wbrew pozorom bardzo często problem leży u podstaw, tj. zwierzęta mają ograniczony dostęp do świeżej i czystej wody, brakuje dobrej jakości paszy, a w oborze panuje zaduch – mówi Piotr Borkowski, doradca ogólny PFHBiPM.
tekst i zdjęcia: Marcin Jajor
„Najtrudniejszy pierwszy krok, potem łatwo mija rok” – śpiewała Anna Jantar przed laty. Tak pokrótce wygląda droga wielu hodowców bydła mlecznego, którzy – choć dostrzegają potrzebę zmian w zakresie poprawy warunków bytowania krów – bardzo długo z nimi zwlekają ze względu na wysokie koszty inwestycyjne. Z drugiej jednak strony, cytując opinię wielu ekspertów i właścicieli krów mlecznych, którzy postawili wszystko na jedną kartę – stawiając nową oborę czy modernizując starą – każda wydana na poprawę dobrostanu zwierząt złotówka zwraca się z nawiązką. Przeczytaj, gdzie mamy największe rezerwy w dobrostanie. Przed Tobą krótka historia o tym, jak można zrobić pierwszy krok.
Woda, pasza, powietrze i światło
Zacznijmy od dobrostanu. Według Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt (WOAH) zwierzęta powinny być zdrowe, dobrze odżywione, nie cierpieć z powodu bólu czy strachu. Ważna jest też możliwość wyrażania zachowań, ważnych dla stanu fizycznego i psychicznego. Najczęściej jednak dobrostan jest definiowany zgodnie z wytycznymi Rady Dobrostanu Zwierząt Gospodarskich (Farm Animal Welfare Council). Mówią one o tym, by zwierzę było wolne od głodu, pragnienia, dyskomfortu, bólu, urazów oraz chorób, strachu i stresu. Musi też być zdolne do wyrażania normalnego behawioru.
– W moim odczuciu dobrostan krów to nic innego jak dostęp do dobrej jakości i świeżej paszy i wody. Tej ostatniej musi być pod dostatkiem, tj. zawsze, kiedy zwierzę jej potrzebuje. Do tego należy dodać dużo świeżego powietrza, światła i dbanie o zdrowie – podkreśla Piotr Borkowski z PFHBiPM. Nasz rozmówca od wielu lat wspiera hodowców w zakresie poprawy warunków bytowania krów, tworzy m.in. plany poprawy dobrostanu. Jak mówi, najczęściej zgłaszają się do niego hodowcy, u których – nie wiadomo z jakiego powodu – krowy cechują się zbyt niską wydajnością produkcji mleka w stosunku do potencjału genetycznego czy zastosowanej dawki pokarmowej. Pojawia się pytanie, czy przypadkiem problem nie tkwi w niewłaściwych warunkach bytowania krów.
Zaczynam od raportu!
– Moje spotkanie zaczynam zawsze od weryfikacji raportów wynikowych PFHBiPM. To prawdziwa kopalnia wiedzy i podczas gdy hodowcy ograniczają się bardzo często tylko do wybranych informacji, ja – bazując na doświadczeniach z wielu innych obór – staram się dostrzec wszystkie szczegóły i znaleźć sedno problemu. Weryfikuję, czy krowy mają mniejszą wydajność ze względu m.in. na ograniczone pobranie pasz, nieprawidłową strukturę TMR, ograniczony dostęp do wody, a może podwyższoną LKS. Nieodosobnione są też przypadki wydłużonego okresu laktacji – mówi Borkowski. Przykładowo niska zawartość białka, tłuszczu i mocznika w mleku to sygnał, że krowy pobierają zbyt mało suchej masy. To właśnie tu hodowcom najczęściej uciekają złotówki, przez co produkcja mleka staje się mniej opłacalna.
– Trzeba robić wszystko, by krowy jadły jak najwięcej pasz objętościowych, tj. kiszonek z kukurydzy, traw czy lucerny. Jeśli coś jest nie tak, hodowcy upatrują szansy na lepszą wydajność krów w większej dawce pasz treściwych. Niestety, ich zakup wiąże się z dodatkowymi kosztami, a nadmiar w dawce pokarmowej tych komponentów może prowadzić do poważnych problemów metabolicznych – komentuje Borkowski.
Woda: problem numer jeden
Zdaniem doradcy PFHBiPM najwięcej rezerw w poprawie dobrostanu bydła w oborach tkwi w… dostępnie do świeżej i czystej wody. Jeśli jej brakuje, krowy najzwyczajniej w świecie chorują. Pojedyncza krowa potrafi wypić nawet do 100 l wody dziennie. Musi być czysta, zarówno pod względem mechanicznym, biologicznym, jak i chemicznym, co oznacza w praktyce codzienne czyszczenie poideł.
– Brudna woda to poważny problem, bo stanowi idealne środowisko do rozwoju glonów i wielu chorobotwórczych bakterii, które krowy muszą zwalczyć. Niestety, regularne czyszczenie poideł trudno zrealizować w praktyce. Nadal brakuje też świadomości w tym zakresie – mówi nasz rozmówca. Jak wskazuje, kluczowym problemem, szczególnie w oborach uwięziowych z poidłami miskowymi, jest do tego za mało wydajny przepływ wody, tj. 3–4 l na minutę. Prawidłowa wartość to co najmniej 15–20 l na minutę. Najlepiej sprawdza się dostęp do otwartego lustra wody, który w okresie szczególnego ryzyka ze strony stresu cieplnego powinien wynosić nawet 20 cm na krowę.
Włączyć czy nie włączyć?
Kolejnym problemem w oborach jest zbyt mała wymiana powietrza. Jak sygnalizuje doradca PFHBiPM, są hodowcy, którzy wręcz boją się otwierać obory, bo wiąże się to z nasileniem klinicznych przypadków mastitis w stadzie. – Może się tak stać, jeśli obora jest zamknięta całą zimę i hodowca nagle postanawia ją przewietrzyć. Nagły i intensywny ruch powietrza w pomieszczeniu wiosną może się skończyć infekcjami. Receptą na ten problem jest dostęp do świeżego powietrza przez cały rok, a więc optymalna wentylacja niezależnie od pory roku – mówi Borkowski.
Innym zagadnieniem jest wentylacja mechaniczna, ale jak zwraca uwagę nasz specjalista, cóż z tego, że w wielu oborach pracują już wentylatory sufitowe czy osiowe, skoro bardzo często to sam hodowca decyduje o tym, kiedy należy je uruchomić. – Rolnicy nie inwestują w sterowniki, które automatycznie regulują pracę wentylatorów. To zła strategia, bo my odczuwamy dyskomfort cieplny, dopiero gdy linia na termometrze podniesie się do ok. 30oC, podczas gdy o pierwszych skutkach stresu cieplnego u krów można mówić już przy temperaturze ok. 18oC. Zainwestowaliśmy w wentylatory i wydaje nam się, że wszystko jest w porządku, a tymczasem krowy dają mniej mleka – zwraca uwagę przedstawiciel PFHBiPM.
Kolejne zagadnienie to przepełnienie obór. Oczywiście w ogólnym rozrachunku hodowca ma więcej mleka w zbiorniku, ale… w tych warunkach krowy cechują się mniejszą wydajnością mleczną. Zysk zjadają koszty utrzymania zwierząt, ich obsługi, a także negatywne skutki nadmiernej obsady obory. Przykładowo zamiast 40 kg mleka krowy dają tylko 20 kg mleka dziennie. Opłacalność produkcji drastycznie spada.
– Wiele zmian w oborze można wprowadzić niewielkim kosztem. W wielu przypadkach kluczem do sukcesu jest chociażby poprawa struktury dawki pokarmowej albo większa dbałość o higienę na stole paszowym. Hodowcy z braku czasu go nie czyszczą, pasza się zagrzewa i może stanowić źródło wielu problemów. Gubi nas rutyna – podkreśla Piotr Borkowski.
Obora dobra dla krów
Jakie zatem rozwiązania w oborze są najlepsze? Na co postawić podczas projektowania – pytamy doradcę ogólnego PFHBiPM. W opinii Borkowskiego obora powinna zapewniać zwierzętom bardzo dużo przestrzeni, tj. dobrze, żeby na jedną sztukę przeznaczyć co najmniej 5 m2 powierzchni odpasowo-ruchowej. Niezwykle ważna jest też kubatura budynku zgodna z zasadą: im wyższa obora, tym lepiej.
– Postawiłbym też na całkowicie otwarte ściany podłużne, w obrębie których dopływ świeżego powietrza byłby regulowany za pomocą kurtyn, oraz piasek na legowiskach, który uważam za najlepszy materiał dla krów. Do tego automatyzacja, za sprawą której człowiek jak najmniej ingeruje w strefę przeznaczoną dla krów. W oborze powinien być spokój, tak by nie zakłócać naturalnego rytmu dnia zwierząt – kwituje Borkowski.
Trzy litry mleka więcej!
Życie Marcina Gwizdały z Broniewa (woj. kujawsko-pomorskie) zawsze toczyło się wokół produkcji mleka i krów, które – odkąd pamięta – były objęte oceną wartości użytkowej krów mlecznych. Lata swojej młodości przepracował wraz z rodzicami w 25-hektarowym gospodarstwie z – wybudowaną w latach 60. ub.w. – niewielką oborą uwięziową z 18 krowami. Niestety, niski strop i ograniczone miejsce znacznie zwiększały pracochłonność. Warunki nie sprzyjały też pełnemu wykorzystaniu rosnącego potencjału genetycznego zwierząt, które już w latach 90. ub.w. dawały średnio ok. 7 tys. kg mleka.
– Wszystko było robione ręcznie, w tym zadawanie pasz i usuwanie obornika. Utrzymywaliśmy zwierzęta na płytkiej ściółce. Były mokre, brudne i często borykały się z klinicznymi zapaleniami wymienia. Do tego dój dojarką konwiową. Wszystko zajmowało dwóm osobom ok. 8–10 godzin – wspomina Gwizdała. Jak dodaje, po przejęciu gospodarstwa w 2005 r. postawił sobie za cel rozwinięcie hodowli krów. Niestety, modernizacja obory nie miała sensu. Trzeba było postawić na nowy budynek, o czym młody hodowca myślał już podczas nauki w technikum rolniczym. Jak sobie z tym poradził?
Modernizacja obory
Punktem zwrotnym okazała się samonośna stalowa konstrukcja z odzysku o szerokości 16 m, którą nasz rozmówca kupił za pieniądze zarobione podczas sezonowej pracy w Wielkiej Brytanii. Obora ostatecznie stanęła w 2007 r. Budynek jest podzielony centralnie umieszczonym stołem paszowym o szerokości 5,5 m na dwie symetryczne części. W każdej znajduje się: podwójny rząd legowisk (o szerokości 4,4 m), korytarz paszowy (o szerokości 3 m) i korytarz spacerowy (o szerokości 2,6 m). Łącznie w oborze utrzymywanych jest 100 krów dojnych.
– Utrzymywałem nawet 120 krów, ale okazało się, że ich większa liczba wcale nie idzie w parze z wyższą produkcją mleka. Mniej zwierząt to większy komfort, a do tego szansa na lepszą selekcję, w tym w kierunku poprawy budowy wymienia – mówi Gwizdała.
Nowa obora została wpisana w działkę w taki sposób, że jej szczytowa ściana przylega do starego lokum dla krów, w którym hodowca stworzył halę udojową typu rybia ość (2 × 4). Wraz z sukcesywnym powiększeniem stada dój stawał się jednak coraz bardziej uciążliwy, tj. pochłaniał każdorazowo ok. 3,5 godzin (110 krów). – Zimą było zimno, latem gorąco i nie było czym oddychać. To nie były komfortowe warunki zarówno dla nas, jak i dla zwierząt – mówi hodowca. Zapadła decyzja o inwestycji w roboty udojowe GEA, które pracują od 2021 r. Na ich potrzeby obora zyskała 6 m długości. Jej wymiary to 25,5 m szerokości na 50 m długości. Krowy doją się średnio 3,2 razy na dobę.
Zdrowe wymię i racice
Z punktu widzenia dobrostanu bydła warto wspomnieć o zmianie wysokich legowisk na słomiano-wapienne materace. Słoma, woda i wapno mieszane są w proporcji odpowiednio: 150 kg, 100 l i 300 kg. – Materiał zdaje egzamin, bo zdrowotność krów znacznie się poprawiła. Przeciętna LKS w mleku mieści się w granicach 200 tys./ml mleka, a niekiedy nie przekracza 100 tys./ml mleka – cieszy się Gwizdała. Takie wyniki idą w parze ze stosunkowo niewielką liczbą klinicznych przypadków mastitis, tj. średnio ok. 1–2 w miesiącu. Zdecydowanie poprawiła się także zdrowotność racic. Wykorzystywany przez wiele lat ładowacz czołowy hodowca zamienił na dwa roboty Lely Discovery Collector. Urządzenia docierają do każdego miejsca posadzki co dwie godziny.
Większe otwory nawiewne
Hodowca postawił na stosunkowo wysoką kubaturę budynku, tj. 6 m w kalenicy. Niestety, jak się okazało, funkcjonująca w oborze wentylacja grawitacyjna nie zapewniła optymalnego mikroklimatu. Oprócz szczelin wentylacyjnych w dwuspadowym świetliku kalenicowym o szerokości 2 m za wymianę powietrza odpowiadały otwory nawiewne o wysokości 30 cm w podłużnych ścianach budynku. Z czasem okazały się niewystarczające. Tym bardziej że – ze względu na ograniczenie kosztów budowy – pokrycie dachowe stanowi blacha trapezowa, w obrębie której nie zastosowano żadnej warstwy termoizolacyjnej. Wyjątkiem w tym względzie jest zadaszenie we wcześniej wspomnianej (dobudowanej później) części obory, gdzie hodowca postawił na płytę warstwową z izolacją o grubości 6 cm.
– Już wówczas zdawałem sobie sprawę, że pokrycie w postaci blachy daleko odbiega od ideału, ale trzeba było ciąć koszty. Niestety, wystarczy przejść kilka kroków z części, gdzie znajduje się płyta warstwowa, do części z blachą i od razu daje się odczuć zmianę temperatury. Problem narasta szczególnie w upalne dni – zauważa hodowca. Dlatego zdecydował się na powiększenie otworów nawiewnych do 1 m wysokości i regulację dopływu powietrza oknami przesuwnymi z poliwęglanu.
To się opłaca!
Bohater naszego reportażu poszedł jednak o krok dalej i zamontował rękawy wentylacyjne nad legowiskami w obu częściach obory. Świeże powietrze jest wtłaczane z zewnątrz dwoma wentylatorami (każdy o mocy 1,5 kW) i dostaje się punktowo wprost na odpoczywające krowy. Całość kosztowała ok. 35 tys. zł. – Dzięki tej inwestycji zyskałem średnio 3 l mleka dziennie od krowy – wylicza Marcin Gwizdała, który w swojej oborze w 2024 r. uzyskał średnio nieco ponad 14 tys. kg mleka od krowy. Biorąc to pod uwagę, starania o poprawę dobrostanu przyniosły oczekiwane rezultaty.
Budujesz oborę?
Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz – to znane przysłowie bardzo dobrze odzwierciedla modernizację lub budowę nowej obory dla krów mlecznych. To właśnie od jej konstrukcji i zastosowanych rozwiązań technicznych zależy, ile czasu zajmie obsługa zwierząt i jak będzie przebiegała praca, a przede wszystkim – czy w pełni wykorzystasz potencjał produkcyjny krów. Dlatego warto postawić na doświadczenie i niezależną opinię doradców ogólnych PFHBiPM, którzy podpowiedzą, jak poprawić komfort krów i efektywniej produkować mleko. Więcej informacji i kontakt znajdziesz na stronie internetowej pfhb.pl w zakładce „doradztwo ogólne”.