Stokrotka niepozorna, a jaka dojna!
Mieć w swoim gospodarstwie najwydajniejszą krowę rasy holsztyńsko-fryzyjskiej to nie lada wyczyn. Udał się on państwu Barbarze i Wojciechowi Mazurkom z mazowieckiego Kożuchowa, w których oborze mieszka krowa Stokrotka 3 – polska rekordzistka mleczności w roku 2020. Bo trzeba przyznać, że średnia wydajność na poziomie 24 752 kg mleka naprawdę potrafi zaimponować. Z właścicielami tej łaciatej „fabryki mleka” rozmawialiśmy o ubiegłym pandemicznym roku i naturalnie o tym, co robić, aby wyhodować w swoim gospodarstwie tak fantastyczne zwierzę.
tekst i zdjęcia: Mateusz Uciński
Trzeba zaznaczyć, że nie jest to nasza pierwsza redakcyjna wizyta w tym kożuchowskim gospodarstwie. Poprzednio zastanawialiśmy się razem z gospodarzami, czy długowieczność idzie w parze z wydajnością. Warto jednak przypomnieć najważniejsze informacje o tej mazowieckiej hodowli.
Państwo Barbara i Wojciech Mazurkowie prowadzą swoje gospodarstwo od 2012 r., kiedy przejęli je od rodziców pana Wojciecha i razem systematycznie rozwijali. Praktycznie od samego początku postawili na hodowlę bydła mlecznego rasy holsztyńsko-fryzyjskiej i kiedy rozpoczynali wspólną pracę, utrzymywali już około 28 sztuk krów w oborze uwięziowej, pochodzącej z lat 80. ubiegłego stulecia. Budynek wkrótce uległ modyfikacjom. Najpierw w 2006 r. dobudowano prawą – dodatkową część, a następnie w 2014 uzupełniono obiekt o kolejną – lewą, znacznie powiększając przestrzeń dla zwierząt. Umożliwiło to podniesienie potencjału produkcyjnego gospodarstwa i dokupienie kolejnych jałówek do stada, które obecnie liczy ponad 150 sztuk. Trzeba zaznaczyć, że – wbrew obiegowym opiniom – taki typ obory nie wpływa negatywnie na wydajność mleczną zwierząt utrzymywanych w gospodarstwie.
Państwo Mazurkowie stawiają przede wszystkim na wydajność i zdrowotność. Szczególną wagę przykładają do stanu nóg swoich podopiecznych – zdaniem hodowców, jest to kluczowa sprawa w tego typu hodowli, podobnie jak kwestie płodności, stanowiące najczęstszy powód do brakowania sztuk w stadzie. Jak podkreślają, trudno jest ocenić wskaźnik ubycia, ponieważ niektóre sztuki opuszczają oborę już po pierwszej laktacji, za to inne pozostają w Kożuchowie nawet po kilkanaście lat. Zwierzęta są użytkowane średnio przez trzy laktacje, a ich średnia żywotność w gospodarstwie wynosi ponad pięć lat. W związku z takimi wynikami hodowla może się pochwalić własnymi stutysięcznicami. Jedna z nich przekroczyła tę magiczną barierę wydajnościową już w piątej laktacji, co się nie zdarza często. Ilość komórek somatycznych w stadzie plasuje się w okolicach 150 tys., co świadczy o doskonałej jakości mleka pochodzącego z tego gospodarstwa. Jałówki zacielane są nasieniem seksowanym, a pozostałe sztuki – zwykłym. Zwierzęta, które się tu rodzą, na ogół zostają w gospodarstwie, zarówno w celach remontowych, jak i po to, żeby zwiększyć liczbę krów. Hodowcy bardzo chętnie korzystają z oferowanych przez Federację testów cielności i są zadowoleni z efektów tej metody. Podstawą żywienia krów w gospodarstwie są pasze TMR i podawany ręcznie granulat, serwowane zwierzętom trzy razy dziennie.
Rok 2020
Chyba wszyscy przyznamy, że ubiegły rok do najnormalniejszych nie należał. Pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 bardzo dużo zmieniła, także w świecie hodowlanym. A jak wyglądało to u Państwa Mazurków?
– Dla nas ten zeszły rok, nawet pod względem covida, wiele się nie różnił – podkreśla pani Barbara. – Nie robiliśmy żadnych przerw w próbnych udojach, prace w gospodarstwie trwały okrągły rok. Na pewno gorzej go nie oceniamy, chociaż trzeba przyznać, że cena mleka jakoś diametralnie się nie zmieniła, to jednak zaobserwowaliśmy spore podwyżki cen pasz. Porównując chociażby ceny soi, to jest ona w tej chwili o 1000 zł za tonę droższa, czyli jest to potężny wzrost. Podobnie jest z rzepakiem, który podskoczył z kolei o 500 zł. Jak nietrudno się domyślić, za tym nastąpiły podwyżki cen pasz gotowych czy granulatów. Na szczęście witaminy tak nie drożeją. Szczerze? To my na wsiach aż tak mocno tego zawirowania covidowego nie odczuwamy. Owszem, nauczyliśmy się ograniczać wyjazdy do miasta i kontakty z ludźmi do minimum. I tego, trzeba przyznać, bardzo nam brakuje, chyba jak wszystkim. Poza tym przychylam się do opinii jednego z rolników, który na łamach waszego czasopisma powiedział, że rolnik na wsi nie choruje. Taka prawda. Zbyt duże ryzyko przestoju w gospodarstwie.
Tym, co się zmieniło w ubiegłym roku w gospodarstwie państwa Mazurków, były kompozycje pasz. Wynikało to z mocno skrobiowego charakteru TMR-u, który wybitnie nie pasował utrzymywanym krowom. Po ograniczeniu dodatków skrobiowych w paszowozie, na szczęście, apetyt i pobieranie paszy wróciły do normy. Hodowlę zasiliły także cztery jałówki pochodzenia duńskiego. Trzeba przyznać, że zwierzętom hodowanym w Kożuchowie zapewniono odpowiedni dobrostan, gospodarze traktują je z ogromną czułością, nawet obsługujący hodowlę pracownicy PFHBiPM śmieją się, że zwierzęta są wręcz rozpieszczane.
Problemem, z którym borykają się ostatnio państwo Mazurkowie w swoim stadzie, jest puchnięcie stawów u niektórych sztuk wracających po wycieleniu z głębokiej ściółki na stanowiska. Może to być również spowodowane ilością skrobi w dawce żywieniowej. Rozród cały czas wspierany jest tu przez stosowanie testów cielności PAG, które hodowcy bardzo sobie chwalą.
– Pierwszy raz sztukę bada tylko lekarz, koło 35. dnia – opowiada pani Barbara. – Za drugim razem, po 70. dniu, i przed zasuszeniem stosujemy już testy PAG. Dla nas jest to rewelacyjna sprawa, robimy to od czasu, kiedy tylko te testy zostały wprowadzone, i możemy je wszystkim polecać. Zwłaszcza że i dla krowy to o wiele mniejszy stres niż w przypadku badań USG.
W zeszłym roku w gospodarstwie pojawiła się nowa dojarka, podłączona do istniejącej instalacji rurociągowej, co usprawniło proces doju.
Należy zaznaczyć, że państwo Mazurkowie bardzo aktywnie korzystają z raportów wynikowych z próbnego udoju, w czym specjalistą jest wspomniany wcześniej syn Kuba, który – jak zaznaczają rodzice – staje się prawdziwym pasjonatem hodowli krów. Hodowcy z Kożuchowa bardzo pozytywnie oceniają modyfikacje poczynione w dokumentach i uważają, że dzięki tym zmianom stały się one o wiele czytelniejsze i bardziej intuicyjne.
Stokrotka 3 – najwydajniejsza krowa Polski
Jak wspomnieliśmy na wstępie, posiadanie w swojej hodowli takiej sztuki to ogromna nobilitacja dla całej hodowli. Stokrotka 3, urodzona w 2015 r., pochodzi po buhaju Hobbit, w 2020 była w trzeciej laktacji. Należy do rasy holsztyńsko-fryzyjskiej odmiany czarno-białej. Jej średnia roczna wydajność za ubiegły rok to niebagatelne 24 752 kg mleka, o parametrach 2,5% tłuszczu i 2,9 % białka. O to, co warunkuje posiadanie w gospodarstwie tak wydajnego zwierzęcia, spytaliśmy jej właścicieli.
– Stokrotka zawsze była „żerną” krową! – podkreśla pan Wojciech Mazurek – i dawała bardzo dużo mleka, jednak z hodowlą bydła mlecznego jest tak, że trafi się sztuka, która odda średnio 9 tys. kg mleka, ale i są takie, jak nasza, które oddają ponad 20 tys. Wszystko jest kwestią genetyki, tak mi się wydaje. Stokrotka urodziła się w naszym gospodarstwie i muszę przyznać, że już jak była jałówką, to pchała się do jedzenia, co zapowiadało, że może być bardzo mleczną sztuką. Nie mieliśmy z nią żadnych problemów, z tego co pamiętam, to raz nam poważniej zachorowała, a tak nie było z nią żadnych kłopotów. Nawet zapalenia wymion nie miała ani razu.
– Jedyną przygodą zdrowotną, jaką z nią mieliśmy – wspomina pani Barbara – był dość poważny stan zapalny pęcherza. Udało się nam w porę go opanować, chociaż już był widoczny dość znaczny spadek mleczności. Mieliśmy wtedy problem, żeby się zorientować, co się z nią dzieje, bo krowa nadal jadła, nadal się doiła i w sumie przez przypadek odkryliśmy, że coś jest nie w porządku. Wystąpiły problemy z rozrodem, zdziwiła nas pojawiająca się krew i to, że przecież nie jest możliwa owulacja co dwa dni. Na szczęście szybko podjęliśmy leczenie, które trwało długo, bo prawie 30 dni na antybiotyku bezkarencyjnym. Chodziło głównie o przefiltrowanie nerek i pęcherza, co dało bardzo dobre efekty. Teraz bardzo byśmy chcieli, aby utrzymała ciąże, bo zwierzę jest już troszkę wyeksploatowane. Musimy też zaznaczyć, że już we wcześniejszych laktacjach było całkiem nieźle z wydajnościami, bo bodajże 12 i 14 tys. Aczkolwiek obecny wynik jest dla nas sporym zaskoczeniem. Z własnej praktyki wiemy, że jeżeli krowa w pierwszej laktacji doi się rewelacyjnie, to już druga jest słabsza. Jeżeli mam wskazać jej wady, to jedynie to, że ma spore wymię i jest niska, przez co czasem trudno jest ją podłączać do instalacji udojowej, szczególnie w okresie powycieleniowym. Teraz chcielibyśmy, żeby dała nam jałówkę, bo warto by było podtrzymać taką linię, zwłaszcza że staramy się pokrywać nasze sztuki nasieniem od bardzo dobrych buhajów.
Gospodarze podkreślają dobitnie, że o posiadaniu takich zwierząt w dużej mierze decyduje zapewniony w stadzie dobrostan. Jeżeli się nie zadba o krowę, na czas nie nakarmi, nie dopilnuje, nie sprawdzi się monitoringu, tak jak to robią państwo Mazurkowie, to trudno oczekiwać efektów.
– Czasem nawet w nocy sprawdzamy, czy nasze zwierzęta leżą odpowiednio, czy nie ułożyły się na rusztach i nie odgniatają sobie wymion – podkreśla hodowczyni. – Zwierzę to jest żywy organizm i jest z nim trochę tak, jak z dbaniem o własne dziecko. A jak się zadba już od maleńkości, od cielęcia, to potem to bardzo procentuje w przyszłości. To nieprawda, że to jest tylko cielę. To jest już cielę! Przyszła krowa. Trzeba zapewnić jej najlepszą paszę, witaminy czy soję, bo tylko tak zbuduje się przyszłą wydajność. Kluczowa jest systematyczność w tym, co się robi. My ogromną wagę przykładamy do świeżości pasz, bo przecież jeżeli krowa zje paszę, nie daj Boże, z toksynami, to potem musi ją zwalczyć. A to generuje koszty i bardzo dużo nerwów…
Przyjemnie się słucha takich hodowców, i coś nam podpowiada, że hodowla państwa Barbary i Wojciecha Mazurków jeszcze nieraz nas pozytywnie zaskoczy. Zwłaszcza że rośnie godny następca w osobie syna Kuby, który mimo młodego wieku, już wykazuje się prawdziwą hodowlaną pasją. Gratulujemy z całego serca!