Zielony Ład rodzi zbyt dużo obaw

Podczas tegorocznych Targów Ferma w Bydgoszczy odbyła się prelekcja połączona z debatą na temat Zielonego Ładu, czyli zmian w rolnictwie promowanych przez Komisję Rolnictwa Unii Europejskiej. Nad tym, co mogą one przynieść zarówno rodzimym, jak i zachodnim gospodarstwom, dyskutowali przedstawiciele różnych środowisk związanych z rolnictwem.

Prelegentem i jednocześnie moderatorem debaty był Martin Ziaja, prezes Okręgowego Związku Hodowców Bydła w Opolu, członek Zarządu Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka, zasiadający także w Radzie Głównej DLG, ale przede wszystkim hodowca, utrzymujący stado 160 sztuk bydła mlecznego. Prowadzenie gospodarstwa i baczna obserwacja rynku pozwoliły mu na własną, wspartą przykładami, analizę tego, co obecnie dzieje się w rolnictwie.

We wstępie do swojego wystąpienia Martin Ziaja wskazał, na przykładzie własnego gospodarstwa, różnice kosztów produkcji przed pandemią i obecnie, które znacząco wzrosły. Zauważył także, że średnia cena mleka w styczniu bieżącego roku wynosiła 2,05 zł za litr, a cena skupu tego surowca w Polsce w grudniu 2021 r. oscylowała w granicach 1,40–2,70 za litr. Jednocześnie zaznaczył, że rosnące koszty produkcji prowadzą do redukcji zysku na jednym litrze mleka.

Idą nowe czasy

Prelegent zauważył, że jeszcze 18 lat temu (wstąpienie Polski do UE) równowartość miesięcznego wynagrodzenia stanowił dochód z 10 krów o wydajności 6 tys. litrów mleka. Dzisiaj, aby uzyskać równowartość miesięcznego średniego wynagrodzenia, trzeba doić ok. 30 krów, i to z wydajnością 8 tys., a nie 6 tys. litrów. Martin Ziaja wskazał na konieczność zmiany struktury hodowli bydła mlecznego. Wynika to chociażby z tego, że 18 lat temu polski konsument musiał poświęcać 12 minut pracy, aby zarobić na litr mleka, a dzisiaj jest to tylko 5 minut. Dodatkowo zupełnie zmieniła się struktura wydatków przeciętnego Kowalskiego, który w latach 50. ubiegłego wieku na produkty spożywcze przeznaczał ponad 2/3 swojego uposażenia, a tylko małą jego część na tzw. artykuły dobrobytu. Z biegiem lat ta proporcja się zmieniała, w latach 80. na pożywienie wydawano ponad połowę dochodów, a obecnie żywność stanowi ok. 1/4 budżetu.

Co zatem czeka produkcję mleka w przyszłości? Martin Ziaja przewiduje, że liczba gospodarstw mlecznych znacząco się zredukuje, chociaż pogłowie krów pozostanie na podobnym poziomie, za to produkcja mleka wzrośnie, aczkolwiek do pewnego czasu. Trzeba tu jednocześnie zaznaczyć, że spożycie mleka na jednego mieszkańca w Polsce (bez masła) znacząco wzrosło: w 2005 r. wynosiło 173 kg, a w 2018 r. już 226 kg.

Prowadzący wykład podkreślił, że Europa posiada jeszcze olbrzymi potencjał produkcji mleka, ale rynek europejski jest nasycony. Do tego pojawia się coraz więcej produktów mlekozastępczych, których producentami, o dziwo, są również mleczarnie – spółdzielnie należące do rolników, które będą wprowadzać takie towary do obrotu, by móc dostawcom mleka płacić godziwą cenę za ich surowiec. Chociaż zakrawa to na żart, to jednak tak się dzieje. Sytuacji nie poprawia także presja społeczna i aktywność organizacji zajmujących się obroną praw zwierząt, a także coraz surowsze przepisy ochrony środowiska w produkcji zwierzęcej. Jak zaradzić tej sytuacji?

Czas zmienić strategię

Zdaniem prelegenta receptą jest stworzenie pozytywnego wizerunku rolnictwa, czego można się uczyć, obserwując sposoby promowania wyrobów przez poszczególne sektory przemysłu, zwracając szczególną uwagę na to, jakie treści i zdjęcia docierają do opinii publicznej.

Prelegent zwrócił uwagę, że odpowiednia wiedza i celna riposta mogą wiele zdziałać w sytuacji różnorakich oskarżeń.
– Jesteśmy bezradni kiedy klimatolodzy, obrońcy praw zwierząt, weganie obwiniają nas, hodowców, za to, że nasze gospodarstwa produkują ok.  87 mln ton metanu rocznie – mówił Martin Ziaja. – Dla porównania, same tereny bagienne produkują 170 mln ton tego gazu w skali roku. Zawodowy kierowca Lewis Hamilton twierdzi, że tylko weganizm jest jedyną drogą, by uratować świat. Trzeba przyznać, że to dziwne słowa z ust kogoś, kto na torze wyścigowym w jedną godzinę spala 100 l paliwa.
Prelegent zwrócił jednocześnie uwagę na to, że kiedy mówimy o emisji gazów cieplarnianych, trzeba mieć na uwadze pewne fakty, takie jak ten, że 1 ha kukurydzy absorbuje do 40 t dwutlenku węgla rocznie, w przeciwieństwie do obiegu zamkniętego w wydobyciu paliw kopalnych. Duże obawy, jego zdaniem, wzbudza wśród hodowców promowany przez Unię Europejską Zielony Ład, w którym nowoczesne, duże fermy, z wysoką wydajnością mogą mieć duże problemy, a także spotykać się z brakiem akceptacji społeczeństwa, niskim wsparciem ze strony państwa i wrogością środowisk wege, eko i animals. W nowej rzeczywistości promowane mają być małe gospodarstwa ekologiczne, bez wyśrubowanej wydajności, które już zyskały przychylność w rodzimym Polskim Ładzie.

– Tutaj pojawia się pewien paradoks – zwrócił uwagę Martin Ziaja. – Emisja metanu w większych stadach, czyli przy średniej wydajności mlecznej powyżej 10 tys. litrów, to ok. 12 g na litr surowca. W małych tzw. ekologicznych gospodarstwach o średniej wydajności 4–5 tys. litrów emisja metanu wynosi już 23 g na litr mleka. Wniosek nasuwa się sam: biorąc pod uwagę polską produkcję mleka w ilości 14 mld litrów rocznie, to produkcja uzyskana w całości od krów o średniej wydajności 10 tys. litrów obciąży atmosferę ok. 168 tys. ton metanu. Z kolei gdyby przełożyła się na małe gospodarstwa o średniej wydajności 4,5 tys. litrów, to wygenerowałaby już 322 tys. ton metanu, czyli prawie dwukrotnie więcej. Zatem małe gospodarstwa generują o wiele większe skażenie atmosfery niż duże hodowle. Warto zwrócić uwagę na fakt, że również kukurydza absorbuje dwutlenek węgla z atmosfery, dzięki czemu wpływa na zmniejszenie globalnego ocieplenia. A nasze mleko jest produkowane przez zwierzęta żywione kukurydzą, czyli dzięki wzrostowi wydajności życiowej krów redukujemy emisję metanu do atmosfery i wytwarzamy mleko klimatycznie przyjazne.

Jak zatem będzie wyglądać rolnictwo i hodowla bydła po wprowadzeniu Zielonego Ładu? Jak twierdzi Martin Ziaja, można mówić zarówno o zagrożeniach, jak i o szansach. Zagrożeniami są na pewno wysokie koszty produkcji, brak siły roboczej, problem z akceptacją społeczeństwa, przepisy dotyczące środowiska, weganizm, produkty mlekozastępcze, a także mogące się pojawiać niedobory wody. Szans z kolei należy upatrywać w stale rosnącej i wymagającej wyżywienia populacji ludzi na świecie, wysokiej jakości produktów mlecznych, paszach objętościowych z roślin przyjaznych klimatowi, panującym w Polsce umiarkowanym klimacie (sprzyjającym produkcji mleka) oraz w wysokim spożyciu własnym i eksporcie. Warto również zwrócić uwagę na politykę w kraju, która może stanowić zagrożenie dla produkcji mleka lub jej sprzyjać.

Porozmawiajmy o przyszłości

Po wykładzie odbyła się debata, w której udział wzięli: Małgorzata Bojańczyk z Polskiego Stowarzyszenia Rolnictwa Zrównoważonego ASAP, attache ds. rolnictwa ambasady Niemiec w Polsce Friedemann Kraft, główny hodowca w Ośrodku Hodowli Zarodowej w Dębołęce i sekretarz Zarządu Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka Dariusz Piątek oraz wielkopolski hodowca bydła mlecznego Jacek Kalak, utrzymujący stado 200 krów mlecznych. Moderatorem panelu był Martin Ziaja, który pierwsze pytanie o to, czym jest tak naprawdę zrównoważone rolnictwo, zadał właśnie przedstawicielce ASAP.
– Rolnictwo zrównoważone to tak naprawdę kompromis pomiędzy rolnictwem konwencjonalnym i ekologicznym – odpowiedziała Małgorzata Bojańczyk. – Łączy najrozsądniejsze aspekty rolnictwa konwencjonalnego, np. w zakresie stosowania środków ochrony roślin, które w rolnictwie zrównoważonym mogą być stosowane, z różnymi praktykami ochrony środowiska z rolnictwa ekologicznego. Rolnictwo zrównoważone musi spełniać wymogi w trzech aspektach: środowiskowo-klimatycznym, społecznym oraz długoterminowej opłacalności produkcji rolniczej. Do tego dochodzi aspekt społeczny, co zostało przedstawione we wcześniejszej prezentacji, czyli kontrolowanie i dbanie o przekaz, jaki trafia do społeczeństwa.

Małgorzata Bojańczyk zasygnalizowała, że mówiąc o europejskim Zielonym Ładzie, należy zwracać uwagę na wytyczne indywidualnie ustalane dla poszczególnych państw, gdyż przewidywane normy lub limity nie muszą być tak dotkliwe, jak mogłoby się wydawać. Podkreśliła jednocześnie, że przysłowiowy diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach i warto się w nich orientować.

Następnie o ideę Zielonego Ładu zapytano Friedemanna Krafta, pochodzącego z kraju, który może poszczycić się największą produkcją mleka w Unii Europejskiej.
– Niemieccy rolnicy generalnie popierają Zielony Ład, chociaż pytają, kto za to zapłaci – podkreślił attache ds. rolnictwa ambasady Niemiec w Polsce. Wszystkie organizacje rolnicze mają świadomość, że społeczeństwo tego oczekuje, ale ostatnio toczy się wiele dyskusji, żeby od strony naukowej sprawdzić możliwości i zagrożenia. Pozostaje pytanie, kto sfinansuje te wielkie zmiany i tę redukcję produkcji. Wiele się słyszy, że te koszty w dużej mierze będzie musiał ponieść finalnie konsument. Do tego zmianom w rolnictwie sprzyjają rządzący wywodzący się z partii Zielonych i otwarcie sprzyjający wszystkim ekologicznym inicjatywom. Krótko mówiąc – zrobimy wszystko to, czego będzie od nas wymagała Unia Europejska odnośnie Zielonego Ładu. Wszystkie organizacje rolnicze w Niemczech mają świadomość, że społeczeństwo tego oczekuje, jednak pojawia się jednocześnie bardzo dużo głosów, aby od strony naukowej dokładnie sprawdzić, co jest możliwe do realizacji, a co nam zagraża w związku z nowym prawodawstwem.
Jak będzie wyglądał Zielony Ład w dużych państwowych gospodarstwach? Czy wzrosną koszty prowadzenia takich hodowli? Te pytania skierowane zostały do Dariusza Piątka z OHZ Dębołęka.
– Jako hodowca przewiduję, że Zielony Ład niesie ze sobą wiele zagrożeń – przekonywał Dariusz Piątek. – Koszty produkcji znacząco wzrosną, za co pewnie zapłaci konsument. Ale trzeba na to spojrzeć też z hodowlanego punktu widzenia. Jak wszyscy wiemy, w założeniach Zielonego Ładu przewidywane jest m.in. zmniejszenie zużycia herbicydów czy nawozów, a przecież my te krowy HF musimy jakoś wyżywić, podczas gdy one mają bardzo duże wymagania pokarmowe, szczególnie jeśli chodzi o energię. Nie wyobrażam sobie, żebym miał oszczędzać na nawozach pod kukurydzę czy inne rośliny objętościowe, ponieważ odbije się to na zdrowiu tej krowy. Nasze zwierzęta są szczęśliwe i produkują świetnej jakości mleko, więc konsumenci powinni być zadowoleni i popierać nas, hodowców, w tym, że te nowe unijne założenia spowodują jednak jakieś zło. Ten sam apel kieruję do ekologów, o obiektywne i rozważne podejście do kwestii hodowlanych, a nie uleganie histeriom.

Środowisko rolników indywidualnych podczas debaty reprezentował Jacek Kalak, młody hodowca z miejscowości Gorzupia w woj. wielkopolskim. Jego zdaniem jednym z największych zagrożeń związanych z Zielonym Ładem może być utrata możliwości konkurowania na globalnym rynku mlecznym.
– Kiedy myślę o Zielonym Ładzie, to uważam, że powinniśmy patrzeć na kulę ziemską jako na globalny rynek – argumentował hodowca. – Obawiam się, że skutkiem nowego prawa będzie to, że równorzędne konkurowanie z innymi państwami może zostać zaburzone. Byłaby to zmarnowana szansa na rozwój całego sektora. Przecież zdajemy sobie sprawę, że cały czas wraz ze wzrostem standardu życia ludzi na Ziemi rośnie spożycie nabiału na osobę, mamy więc duże pole do popisu. Mamy rozwiniętą produkcję i to my moglibyśmy uzupełnić brakujące litry mleka w tym spożyciu, jednak Zielony Ład nas zablokuje i pozwoli na rozwój mleczarstwa w innych częściach świata, podczas gdy nasze mleczarstwo może zostać zredukowane. Do tego hodowcy nie mają możliwości uciec z produkcją z Europy, na co będą mogły sobie pozwolić jedynie duże korporacje.

Zagadnienia związane z Zielonym Ładem sprowokowały do dyskusji również słuchaczy debaty. Zwracali oni uwagę na szereg kwestii, które ich zdaniem mogą poważnie rzutować na przyszłość mleczarstwa. Obawiają się m.in. tego, że rolnicy mogą być oskarżani o spowodowany Zielonym Ładem wzrost cen produktów mleczarskich w sklepach. To z kolei może się przekładać na i tak cały czas pogarszający się stosunek społeczny do mleczarstwa i hodowli bydła. Bardzo prawdopodobne jest, że konsumenci w pierwszym odruchu obwinią branżę mleczarską, a nie władze, które wprowadzają ograniczenia.

Zwracano także uwagę na fakt, że obostrzenia proponowane przez Unię Europejską niejednokrotnie mają się nijak do realiów panujących w rolnictwie. Brakuje obiektywnej oceny warunków zapewnionych zwierzętom w oborach, a także nie zostały oszacowane liczne zmiany, takie jak np. nakaz pastwiskowania, który może przynieść więcej szkód niż pożytku, szczególnie w okresie letnim, gdy krowy, zamiast przebywać w oborze wyposażonej w wentylatory i zraszacze, będą musiały wyjść na pastwisko, co świadczy o dużej nielogiczności nowych przepisów.

Zdaniem Małgorzaty Bojańczyk musimy pogodzić się z faktem, że w przyszłości rolnictwo będzie musiało być konkurencyjne klimatycznie, i to nie tylko na poziomie dużych firm, ale także samych rolników.

Friedemann Kraft mocno zaakcentował, że niezwykle istotne znaczenie może mieć odpowiednie i przemyślane ukierunkowanie polityki handlowej, z logicznym wyskalowaniem stosunku importu żywności do jej eksportu. Poinformował jednocześnie, że pojawiła się propozycja tzw. lustrzanego odbicia, zgodnie z którą produkty importowane musiałyby spełniać standardy produkcji unijnej. Uczestnicy debaty wskazywali najczęściej na to, że wprowadzenie Zielonego Ładu jest zbyt pochopne i powinno zostać ponownie przedyskutowane i odłożone do czasu wyrównania standardów produkcyjnych, zwłaszcza że wiąże się z koniecznością zabezpieczenia w UE samowystarczalności żywnościowej w obliczu sytuacji na wschodzie. 

Nadchodzące wydarzenia