Sektor mleczarski
Nowej Zelandii rozpaczliwie potrzebuje pracowników
Nie od dzisiaj wiadomo, że nowozelandzcy hodowcy produkują surowiec o bardzo dobrych parametrach jakościowych. Uzyskiwany poziom wydajności wynika z optymalizacji kosztów produkcji mleka na pastwisku. Niskiej wydajności mlecznej towarzyszą niewielkie nakłady kapitału i pracy. Żywieniu pastwiskowemu podporządkowana jest praca hodowlana i technologia produkcji. W większości stad pastwisko jest jedynym źródłem paszy przez 9–10 miesięcy. Produkcja mleka jest sezonowa, krowy cielą się pod koniec okresu zimowego, aby szczyt laktacji przypadał na sezon pastwiskowy. Pod koniec sezonu wegetacyjnego z reguły występują susze, co wiąże się ze spadkiem wydajności. Wtedy krowy są zasuszane, laktacje trwają 220–240 dni. Przyjęta przez hodowców nowozelandzkich strategia sprawdza się, czego dowodem jest znaczący udział Nowej Zelandii w międzynarodowym obrocie produktami mlecznymi. Aby to wszystko działało bez zarzutu, niezbędny jest czynnik ludzki – wykwalifikowani pracownicy, a z tym w ostatnim czasie zaczyna być krucho…
tekst: Mateusz Uciński, na podstawie Dairy New Zeland
Praca szuka człowieka
Rekordowo niskie bezrobocie w połączeniu z przedłużającym się zamknięciem granic przyczyniły się do niedoboru (szacowanego na 4–6 tys.) pracowników na farmach mlecznych w Nowej Zelandii. Większa liczba międzynarodowych pracowników ma kluczowe znaczenie dla utrzymania funkcjonowania gospodarstw. Ostatnio udało się pozyskać 500 kolejnych zagranicznych pracowników do pomocy, jednak wprowadzone przez rząd zmiany w zakresie polityki granicznej wciąż nie są wystarczające i nie rozwiązują problemu ogromnego niedoboru rąk do pracy w sektorze.
Na razie wiadomo, że do Nowej Zelandii będzie mogło wjechać 800 międzynarodowych pracowników, aby wesprzeć farmy mleczne. Jednocześnie ograniczona liczba pracowników branży mleczarskiej może kwalifikować się do wjazdu na terytorium tego kraju na podstawie innych kryteriów. Dyrektor Dairy New Zeland (DairyNZ – organizacja zrzeszająca wszystkich hodowców bydła mlecznego w tym kraju), dr Tim Mackle, podkreśla, że rolnicy pozostają pod ogromną presją z powodu niedoboru siły roboczej.
– Nasza organizacja zakontraktowała 1,5 tys. pracowników z całego świata do kraju przed sezonem mleczarskim 2022 w dniu 1 czerwca – informuje Mackle. – Daliśmy jasno do zrozumienia rządowi, że 300 wcześniej zatwierdzonych pracowników nie było wystarczającą liczbą, aby sprostać wymaganiom w gospodarstwach i zmniejszyć obecny wysoki poziom stresu rolników. Decyzja rządu o zwiększeniu liczby pracowników międzynarodowych o 500 to krok we właściwym kierunku, aby zmniejszyć presję na zespoły rolnicze. Będziemy nadal opowiadać się za wpuszczeniem jak największej liczby osób do Nowej Zelandii, aby pomóc w rozwiązaniu znacznego niedoboru personelu.
Wsparcie w konsumentach
Jednocześnie DairyNZ uruchomił kampanię mającą na celu współpracę hodowców bydła mlecznego i Nowozelandczyków. Celem jest zaproszenie obywateli tego państwa do pracy w przemyśle mlecznym. Rolnicy i hodowcy podejmują szereg kroków, aby uczynić hodowlę bydła mlecznego bardziej atrakcyjną dla personelu. Jednak na tak ciasnym rynku pracy wkład międzynarodowych pracowników ma kluczowe znaczenie w utrzymaniu gospodarstw rolnych.
Należy zaznaczyć, że w Nowej Zelandii panowało bardzo niskie bezrobocie i nie jest łatwo przekonać ludzi, żeby przenieśli się do sektora mleczarskiego. Rolnik Mike Butterick z miejscowości z Wairarap powiedział lokalnym mediom, że chociaż pomysł zatrudnienia dodatkowych pracowników w rolnictwie jest pozytywną zmianą, to wciąż jest ich za mało i kontraktowani są zdecydowanie za późno. Tymczasem hodowcy bydła są już mocno zdesperowani.
Dyrektor generalny bankowości wiejskiej ASB Ben Speedy podkreśla, że otwarcie granic dla większej liczby pracowników nastąpiło zbyt późno.
– Niedawno rozmawiałem z hodowcą bydła mlecznego w Horowhenua – opowiadał Speedy. – Skomentował, że biorąc pod uwagę problemy związane z pracą na fermie, zastanawia się, czy rozwijać gospodarstwo, czy przyspieszyć spłatę długów, aby mieć lepszą pozycję do zarabiania na przyszłych inwestycjach poza gospodarstwem. To są teraz codzienne dylematy.
Rzecznik ds. imigracji z ramienia hodowców Chris Lewis twierdzi, że wiele gospodarstw mlecznych desperacko dąży do wzmocnienia zespołów przed okresem wycieleń. Nawiązano nawet współpracę z Ministerstwem Rozwoju Społecznego, aby w jak najkrótszym czasie przyciągnąć ponad 525 osób z Nowej Zelandii do pracy w sektorze. Jak podkreśla Lewis – ważne jest, aby mieszkańcy Nowej Zelandii widzieli atrakcyjną przyszłość w branży i z czasem zastąpili obecnych pracowników sektora mleczarskiego, zwłaszcza że hodowcy, podobnie jak inni pracodawcy, chcą zaoferować korzystny grafik pracy i więcej dni wolnych, ale bez wystarczającej liczby pracowników nie jest to możliwe. Najnowsze badanie społeczne, zlecone przez Federated Farmers, wskazuje, że walka sektora o wypełnienie luk w sile roboczej jest poważnym problemem, przy czym prawie połowa respondentów stwierdziła, że trudniej jest zatrudnić wykwalifikowanych i zmotywowanych pracowników.
Według analityków banku ANZ prowadzenie farmy mlecznej w Nowej Zelandii staje się coraz bardziej złożone i skomplikowane. Przepisy są zaostrzane, a ich wykonalność staje się coraz bardziej wielowymiarowa i czasochłonna. Rosną również koszty. Brak wspominanych wcześniej rąk do pracy tylko pogarsza sytuację w nowozelandzkim mleczarstwie, któremu warunki naturalne mogą już niedługo nie wystarczyć, by utrzymać konkurencyjność na światowym rynku.