Kim był Szwajcar w gospodarstwie? – garść ciekawostek z hodowli bydła
Nasz kraj ma przebogatą historię hodowli bydła mlecznego, posiada własne rasy, a także rodzimą tradycję utrzymywania tych zwierząt. Doktor Jerzy Żółkowski ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie postanowił przybliżyć naszym czytelnikom kilka wspomnień, a także mało znanych faktów z przeszłości, w których nie tylko same krowy, ale i świadomość, a także obyczaje grały ogromną rolę.
tekst: Dr Jerzy Żółkowski, SGGW, Mateusz Uciński
– Dlaczego oborowego nazywano Szwajcarem, jak to było w większości terenów Polski? – pyta dr Żółkowski i od razu odpowiada. – Dlatego, że importując bydło ze Szwajcarii na ok. 1–2 lata przyjeżdżał z krowami Szwajcar, który uczył, jak należy hodować to bydło. Najwięcej importowano ze Szwajcarii bydła rasy simentalskiej, głównie na tereny byłego zaboru austriackiego oraz do leżącej w województwie lubelskim ordynacji Zamoyskiej, gdzie król Kazimierz Wielki namawiał ordynata Zamoyskiego do sprowadzenia z Bawarii osadników, by uczyli naszych chłopów, którzy hodowali bydło simentalerskie. Wspomnieć trzeba, że w Szczebrzeszynie do lat 50. XX wieku odbywały się wystawy simentalerów. Importowano je także do dóbr królewskich w guberni grodzieńskiej. Czym one były? Otóż Jan Tyzenhaus w 1832 roku wybudował 120 km Kanału Augustowskiego, osuszył kilka tysięcy hektarów bagien i na tych terenach powstały dobra królewskie. Majątek ten znajdował się także pod Łomżą, w Turośli, gdzie do 1915 roku zbierano siano dla tzw. koni w wojsku.
Wracając jednak do zagranicznych wpływów w polskiej hodowli bydła, trzeba powiedzieć, że w latach 1920–1925 tereny wspomnianych majątków podzielono na około sześćdziesiąt gospodarstw i ofiarowano je żołnierzom legionowym. W latach 1985–1992 przybyli ze swojego kraju Holendrzy, którzy zorganizowali tam szesnaście wzorcowych gospodarstw hodowli bydła. Zbudowali szesnaście obór rusztowych po pięćdziesiąt krów i domy mieszkalne. Żywienie miało się opierać tylko na sianokiszonkach. Postawiono też Dom Farmera, w którym odbywały się wykłady. W późniejszych latach wprowadzono także uprawę kukurydzy i dofinansowano rozbudowę mleczarni. W Piątnicy hodowcy z Holandii pokazali lokalnym mleczarzom kilka własnych patentów na przetwory mleczne, np. na serek wiejski. Można nawet przyjąć, że właśnie tak rozpoczął się boom hodowlany na Podlasiu, gdzie produkowano już prawie 25% mleka w kraju. Powstały tu dwie wielkie spółdzielnie mleczarskie: „Mlekpol” w Grajewie i „Mlekovita” w Wysokim Mazowieckim, które obecnie mają liczne oddziały na terenie całej Polski.
Podobny projekt na wzór holenderski zaproponowali Kanadyjczycy na terenie powiatów sokołowskiego, węgrowskiego i siedleckiego. Było to zaplecze surowcowe dla mleczarni w Węgrowie, wykupionej przez Niemców. Na tym terenie kilka lat pracował doradca z Kanady, Bruce Jonson. Powstało w tym rejonie ponad sto wzorcowych obór. Kanada ofiarowała też kilka jałowic panu Wąsowskiemu w Suchodole. Dar wręczyła pani ambasador. Byłem na tej uroczystości.
Sama nazwa „Szwajcar” przyjęła się też na innych terenach – wspomina dr Jerzy Ziółkowski. – Na przykład w Regułach, Łękach Kościelnych, gdzie instruktorzy pochodzili z Holandii. W gospodarstwie moich rodziców też był Szwajcar – Polak o nazwisku Karubin. W tamtych czasach „godziło” się Szwajcara, który też godził dojarki i pastucha. Szwajcar otrzymywał pewien procent od sprzedanego mleka i to on wypłacał wynagrodzenie dojarkom i pastuchom. Większość mleka w XIX wieku i w początkach XX wieku kupowali pachciarze. Dopiero po II wojnie światowej zaczęły powstawać spółdzielnie mleczarskie polskie, a na terenie Galicji – ukraińskie. Do Warszawy codziennie dostarczano mleko z kilku gospodarstw „Agrilu”, Reguł, Pilaszków oraz z Seroczyna koło Mińska Mazowieckiego. Przywożono je zaprzęgiem konnym, jechało pół nocy. W sklepach rozlewano je klientom z baniek do naczyń, które ze sobą przynosili. Wiem, że podobnie było w województwie poznańskim. Szwajcarowi przydzielano czasem do pomocy pomocnika, ale nie fornala, a pracownika z tzw. posyłki. Każdy fornal był do tego zobowiązany.
Do obowiązków Szwajcara należało także schładzanie mleka, opieka nad stadnikiem, odbieranie porodów i zadawanie indywidualnie osypki pasz treściwych. Podczas mojej praktyki w 1947 roku w Chodowie do moich obowiązków należało dozorowanie doju o godz. 4.00 rano. Kiedyś administrator, pan Złotkowski, przyłapał mnie śpiącego w sianie, zamiast pilnującego doju.
Wspomnieć należy, że w tamtych czasach zupełnie inaczej podchodzono do obyczajowości, co także przekładało się na pracę w stadzie hodowlanym. Jako przykład podam pewną ciekawostkę z mojej pracy w Związku Hodowców Bydła Simentalskiego w Szwajcarii. Pojechałem wtedy w wysokie Alpy, do kantonu St. Gallen, i tam namawiałem pewnego rolnika (hodowcę), aby stosował sztuczne inseminacje. Po mojej długiej narracji spytał mnie, czy jestem katolikiem. Potwierdziłem, na co odrzekł: „I ty namawiasz mnie do takich brudnych rzeczy”. Krowa też musi mieć przyjemność. Zaskoczyła mnie też inna sprawa. Zaproszono mnie na niedzielny obiad. Składał się z mięsa na zimno i szarlotki. Dowiedziałem się, że w domach protestantów kobieta powinna mieć wolną niedzielę, w myśl przykazania: „Pamiętaj abyś dzień święty święcił”. Ciekawe było wtedy także podejście do ekonomii. Kiedy byłem na wystawie bydła w Zug, w środkowej Szwajcarii, jej zwycięzcą został buhaj pana Zempa. Lokalny Zakład Inseminacji proponował hodowcy za zwierzę bardzo dobrą cenę. Ten jednak kategorycznie odmówił. Kiedy zapytałem go dlaczego, odpowiedział, że umie liczyć i sprzeda buhaja dopiero po tym, gdy sprzeda jego dziesięciu synów.
Doktor Jerzy Żółkowski urodził się 19 sierpnia 1928 roku w Grodzisku (powiat sokołowski), w rodzinie ziemiańskiej. W 1949 ukończył studia na Wydziale Rolniczym Wyższej Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Łodzi, uzyskując dyplom inżyniera rolnictwa, a w 1950 rozpoczął studia magisterskie na Wydziale Rolniczym SGGW w Warszawie, które ukończył w 1951 roku i rozpoczął pracę na stanowisku asystenta w Katedrze Szczegółowej Hodowli i Żywienia Zwierząt. Za osiągnięcia naukowo-organizacyjne w 1957 został nagrodzony praktyką zawodową w Szwecji, co zaowocowało uzyskaniem stypendium naukowego Króla Szwecji. W 1964 wrócił do pracy w SGGW i pod kierunkiem prof. Jerzego Hersego organizował Ośrodek Upowszechniania Wiedzy Rolniczej. Następnie, w 1977 roku, został zatrudniony w Zakładzie Hodowli Bydła na Wydziale Zootechnicznym SGGW na etacie pracownika naukowo-dydaktycznego. W 1981 obronił pracę doktorską, uzyskując stopień doktora nauk rolniczych i stanowisko adiunkta. Jest autorem około pięciuset artykułów naukowych i popularnonaukowych, dwóch poradników dla hodowców, norm dobrostanu zwierząt. Pod jego kierunkiem popełniono osiemdziesiąt sześć prac inżynierskich i magisterskich. Odbył wiele staży, m.in. w Szwecji, Szwajcarii, USA, Holandii, we Włoszech, na Węgrzech, w Kazachstanie, Nepalu. W Szwajcarii pracował w Związku Hodowców Bydła Rasy Brown Swiss i Simental jako doradca hodowlany i prowadził badania dotyczące łatwości oddawania mleka i indeksu wymienia. W Nepalu był ekspertem FAO. Brał udział w badaniach dotyczących wpływu warunków transportu kolejowego i morskiego bydła opasowego i cieląt (do Grecji, Włoch, Turcji, na Wyspy Kanaryjskie) na ich kondycję i zdrowie. Był doradcą w wielu wiodących przedsiębiorstwach rolnych, m.in. w Instytucie Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach, w Zakładzie Doświadczalnym Instytucie Zootechniki w Kołbaczu, Stadninie Koni Nowe Jankowice. Pełnił wiele funkcji, m.in. był członkiem zarządu Polskiego Towarzystwa Zootechnicznego i jego przedstawicielem w Europejskiej Federacji Zootechnicznej, członkiem zarządu Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Rolnictwa. W uznaniu zasług dla rozwoju rolnictwa, nauki i dydaktyki otrzymał liczne odznaczenia i nagrody: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Krzyż Zasługi, Zasłużony Pracownik Rolnictwa, Dyplom uznania NOT czy Medal Jubileuszowy 50-lecia Wydziału Nauk o Zwierzętach.