Hodowcy mówią: wystawy wymagają wytrwałej pracy
Gospodarstwo rodzinne państwa Iwony i Artura Marka Klupsiów z Pępowa (Wielkopolska) jest pod oceną od 1946 roku. Wśród pamiątek rodzinnych przechowywane są rejestry hodowlane, prowadzone od samego początku, gdy powstało stado. Przerzucając kartki rejestru, pan Artur już zaczyna snuć wspomnienia: które krowy pamięta jeszcze z dzieciństwa, a które już sam doił, jako młodzieniec, pomagając ojcu. W1988 roku przejął gospodarstwo od rodziców, a od 1993 prowadzi je wspólnie z żoną Iwoną. Obecnie w oborze wolnostanowiskowej z halą udojową typu „rybia ość”, zmodernizowanej w 2005 roku, utrzymywanych jest 45 krów dojnych. Gospodarstwo razem z dzierżawami ma 25 hektarów, całość areału jest podporządkowana hodowli bydła. Państwo Klupsiowie są w dobrej sytuacji, bo mają następców: syna Darka i córkę Anię, którzy podzielają zainteresowania rodziców i kształcą się w dziedzinie rolnictwa. O wystawowych sukcesach udało mi się porozmawiać z panem Arturem, jego żoną Iwoną i synem Darkiem.
tekst i zdjęcia: Anna Siekierska
Jak tylko rozpoczęłam pracę w OSHZ, a więc ponad 20 lat temu, zawsze pamiętam Pana z wystaw. Teraz już syn Darek przejął po Panu pałeczkę. Czy to Pan zaraził syna wystawami, czy to głębsza tradycja rodzinna?
Artur Klupś: Z wystawami mam kontakt i doświadczenie już od wielu lat. Wcześniej pradziadek i dziadek Darka – mój ojciec, brali udział w wystawach. W gospodarstwie wówczas były konie, i z nimi też się jeździło na wystawy. Pamiętam jeszcze z lat 80. ubiegłego wieku regionalne wystawy w Poznaniu, w Naramowicach. Służewca raczej nie pamiętam, ale jak „krajówkę” przeniesiono do Poznania na targi, to z czasem zaczęliśmy jeździć na wystawy krajowe. Zresztą kiedyś sprzedaż materiału hodowlanego odbywała się tylko przez aukcję, a wtedy trzeba było zwierzęta odpowiednio przygotować i pokazać, aby się sprzedały. Musiały być oprowadzone. Darek jest więc czwartym pokoleniem, które uczestniczy w wystawach. Miał 9 lat, gdy poprowadził jałówkę na wystawie. Nasz pierwszy sukces odnieśliśmy w 1998 roku – na drugiej wystawie w Pudliszkach, kiedy to moja jałówka została superczempionem. Otrzymaliśmy wtedy jako nagrodę dwa zarodki z hodowli pawłowickiej. Z obu były ciąże: urodziły się jedna jałówka i jeden byczek. Później, przez kilka lat uczestnicząc w wystawach, uczyliśmy się i z pokorą przyglądaliśmy się lepszym od nas.
Mówi Pan, że nastąpił okres pokory i nauki. W takim razie, jakie znaczenie mają dla Państwa wystawy?
Darek Klupś: Najważniejsze to, biorąc udział w wystawie, obserwujemy, czy ze swoją hodowlą idziemy w dobrym kierunku. Jest też chęć pokazania naszych wyników pracy hodowlanej i współzawodnictwa. Porównujemy się na tle innych gospodarstw, te duże gospodarstwa są dla nas wykładnią. Bacznie przyglądałem się, jakie zwierzęta prezentują i jak są przygotowane. Wtedy wystawialiśmy się już nie tylko w Pudliszkach, ale też w Sielinku. Wydawało mi się, że moim jałówkom niczego nie brakuje, jeśli chodzi o budowę, ale odstawały z pielęgnacją.
Już od ponad dziesięciu lat w Polsce trochę „nowocześniej” przygotowujemy bydło mleczne do wystaw. Gdzie Państwo się tego nauczyli?
Darek Klupś: Od dawna dobrze współpracowaliśmy z WCHiRZ, i to jednemu z organizatorów rozrodu zawdzięczam moje początki nauki pielęgnacji. Pan Irek zajął się nami bardziej, pomagał nam przygotować jałówki na wystawę i do zdjęć i pokazał mi, czego się nauczył w Europejskiej Szkole Młodych Hodowców w Belgii. Bardzo się tym interesowałem, wręcz pochłaniałem to, co mi pokazywał pan Irek. Od niego nauczyłem się zasad oprowadzania i pielęgnacji. Stopniowo uczyłem się podejścia do zwierząt, wiedząc, że za pierwszym razem może nie wszystko mi się udać. Właśnie to Tato miał na myśli, mówiąc, że musi być okres pokory i nauki. Już teraz wiem, że jałówka raz przygotowana na wystawę pamięta dużo i inaczej się z nią pracuje na kolejnej wystawie, jest spokojniejsza i lepiej się prezentuje na ringu.
Ważna też jest umiejętność nawiązania kontaktu z tą jałówką lub krową i zrozumienie, jak to zwierzę odczuwa, bo wtedy wszystkie przygotowania idą łatwiej.
Iwona Klupś: Darek ma taki dar, on potrafi wykazać tyle cierpliwości, ile tylko potrzeba. Jest spokojny, nie denerwuje się, gdy mu coś nie wychodzi, i zwierzęta to wyczuwają. Ma taki naturalny talent, a przy tym jest perfekcyjny i się nie zraża. Teraz to on pomaga w przygotowaniach innym hodowcom, robi na innych wrażenie, skoro powierzają mu swoje zwierzęta pod opiekę. Gdyby nie Darek, pewnie nie moglibyśmy tak się angażować w wystawy, bo przecież w gospodarstwie wszystko musi być zrobione, my nie mamy zatrudnionych pracowników, całą pracę w oborze wykonujemy sami.
Na wystawach prezentowany jest dorobek hodowlany, do którego dochodzi się latami. Czym kierujecie się Państwo w swojej pracy hodowlanej?
Artur Klupś: Korzystamy z najlepszej genetyki, jaką nam oferuje stacja inseminacyjna. Używamy czołowych polskich i francuskich buhajów, ale też nie stronimy od genetyki amerykańskiej i kanadyjskiej. Zwracamy uwagę na to, żeby buhaj był jak najbardziej kompletny, miał dobrą płodność i dawał długowieczne córki. W czasie gdy prowadzę oborę, dochowałem się już dwóch krów z życiową wydajnością ponad 100 tys. kg mleka. Obie te krowy były bardzo pięknie zbudowane, więc uważam, że to nie jest przypadek, że zwierzęta dobre pokrojowo żyją długo i produkują dużo. Wydajność ponad 10 tys. kg mleka średnio od krowy przekroczyliśmy w 2009 roku, mając 30 krów, i od tego czasu stale rośnie – w 2018 roku od 45 sztuk osiągnęliśmy 11 635 kg mleka o zawartości 3,87% tłuszczu i 3,27% białka. Nie zamierzamy z tego wyniku schodzić, więc musimy pracować nad genetyką. Teraz stosujemy też buhaje genomowe, ale buhaje wycenione na córkach nadal są używane w naszym stadzie. Genotypujemy też najlepsze jałówki, więc generalnie nowoczesnym technologiom nie mówimy „nie”.
Wracając do dorobku hodowlanego: kiedy przyszedł po 1998 roku kolejny sukces na wystawie?
Darek Klupś: Od 2009 roku uczestniczymy w wystawach ogólnopolskich i krajowych, a co roku, od 1998 – w wystawach regionalnych. Przełomowym rokiem okazał się 2011, kiedy to na wystawie w Sielinku wystawiliśmy trzy jałówki, i wszystkie uzyskały tytuły czempionów, a jedna została superczempionem wśród jałówek. Wszystkie były córkami buhajów z oferty WCHiRZ. Nawet Mama wtedy prowadziła sztukę, zresztą pierwszy raz. To był dla nas sygnał, że pracując wytrwale, nieduże gospodarstwo może z powodzeniem walczyć z „zarodówkami”. To znaczy konkurować na ringu, bo poza ringiem się integrujemy, i nie ma znaczenia, czy ktoś jest z państwowej firmy, czy z gospodarstwa. To też jest piękne na wystawach. Jeden drugiemu pomaga i nie myśli tylko o sobie. Po zejściu z ringu już nie ma rywalizacji. Można wymienić doświadczenia, i to jest kolejny powód, żeby uczestniczyć w wystawach. Sporo się można od innych dowiedzieć. Wystawa to też możliwość, aby się oderwać od pracy i trochę poświętować, bo takich okazji wiele nie mamy. Jest więc adrenalina, ale też relaks.
A jeśli chodzi o dalsze konsekwencje wystawy, czy one mają miejsce?
Darek Klupś: Teraz robimy tak, że jeśli nasza jałówka zwycięża na wystawie, to bierzemy to pod uwagę w kojarzeniach. Aby „pociągnąć” dalej sprawy pokroju, dobieramy buhaja z bardzo dobrą budową. Zresztą da się zauważyć, że mamy w oborze takie rodziny pokrojowe, z których jałówki się wyróżniają budową, trzeba to tylko wychwycić w odpowiednim czasie. Jeśli to jest możliwe, jałówkom poświęcamy więcej uwagi, stosujemy nasienie seksowane, w miarę możliwości najlepszych dostępnych dla nas „pokrojowców”. Mamy takie doświadczenie, że nasze dobre krowy rodzą przeważnie byczki i trudno się od nich dorobić żeńskiego potomstwa. Chociaż są wyjątki, ale to chyba inny temat. Bardzo mi się podoba taki system, jaki mają we Włoszech albo w Niemczech, gdzie czempionka jest płukana i zarodki od tych nagrodzonych sztuk można kupić. Takie przełożenie sukcesu wystawowego na komercję u nas jeszcze nie istnieje.
Przeglądając skoroszyt z pieczołowicie gromadzonymi przez Panią Iwonę wycinkami z miejscowej i branżowej prasy, niejako dokumentującymi Państwa osiągnięcia na wystawach, jestem pod wielkim wrażeniem. Jest tych sukcesów w ostatnich latach sporo: Dolana, Okęda, Dana, Diora – to imiona tylko niektórych zwycięskich jałówek, z których wyrosły piękne krowy, produkujące mleko w stadzie. Na Narodową Wystawę Zwierząt Hodowlanych Darek przygotował pięć jałówek w różnych kategoriach wiekowych. Minister rolnictwa uhonorował dotychczasowy dorobek i osiągnięcia hodowlane Państwa Klupsiów specjalną nagrodą. Na regał w pokoju dziennym, uginający się od pucharów i trofeów, trafiła niezwykle prestiżowa pamiątka. Pięknie dziękując za rozmowę, życzę Państwu dalszych wspaniałych rezultatów hodowlanych, wszelkiej pomyślności i dużo zdrowia.