Duże dzieci – czyli krótki traktat o psuciu i wychowaniu
Psucie – w tym towarzyszącym od zarania dziejów procederze przodują oczywiście dzieci. Lalka, samochodzik, kolejka elektryczna, wózek, rowerek, książka – niemal wszystko, co wpadnie w ręce naszych milusińskich, w szybkim czasie okazuje się niezdatne do użytku, po prostu popsute. Ze zrozumieniem kiwamy głową: cóż, to tylko dzieci, kiedyś z tego wyrosną.
Potem pociecha osiąga upragnioną 18 i mówi: tato, mamo, już jestem dorosły, a my wzdychamy
i mówimy: synu, co najwyżej jesteś pełnoletni, bo do dorosłości trzeba czegoś więcej niż tylko określonej daty w kalendarzu. Tym czymś jest na przykład wyrośnięcie z nawyku psucia innych rzeczy.
Mikołaj Kopernik, którego 550. rocznicę urodzin obchodzimy w tym roku, udowodnił, że zepsuć można nawet pieniądz, bo jak stwierdził, zły pieniądz wypiera lepszy. Ktoś zapyta: jak to, pieniądz może być zły? Odpowiadam. W czasach Kopernika o wartości pieniądza decydowała ilość użytego kruszcu. Jeżeli ktoś chciał zepsuć pieniądz, to nielegalnie obniżał zawartość szlachetnego kruszcu
w monecie, przez co zmniejszał jej ciężar. Praktyki sprzed prawie sześciu stuleci pokazują nam, że zepsuć można dosłownie wszystko. Jeżeli Szanowny Czytelnik pozwoli, przytoczę kolejny przykład, bliski naszej współczesności. Dzieci chcą zepsuć Federację. Czyje? W jaki sposób? Wyjaśniam. Grupkę dzieci łatwo można odnaleźć w mediach społecznościowych, nie zabłysnęły jeszcze geniuszem hodowlanym, nie cieszą się powszechnym uznaniem kolegów, ale – jak to zwykle dzieci mają w zwyczaju – krzyczą, obrażają, troszkę zełgają, popłaczą, zamiotą coś pod dywan, zwalą winę na innych i nigdy, ale to przenigdy nie przyznają się do błędu. Najgorsze w tym jest to, że w duchu zachwycają się swoim sprytem, a my dorośli już nie ze zrozumieniem, a politowaniem kiwamy głową i myślimy – czas dorosnąć. Ale tu pojawia się przestroga – dzieciom nie można pobłażać. A my, dorośli, w imię naszego spokoju (bo nie świętego), czasami im ulegamy. Non possumus – jak powiedział błogosławiony kardynał Stefan Wyszyński – bo z Waszego dzieła, jakim jest Federacja, zostaną zgliszcza.
Garść szczegółów. Po ostatnim felietonie jedno z dzieci, przyrównując mnie w publicznym poście do męskiego przyrodzenia, kazało mi przeczytać statut ich związku. Usprawiedliwiało to, w jego ocenie, nagły przyrost członków. Abstrahuję od języka tej debaty – widocznie dziecię nie zna innego słownika – ale pociecha wyraźnie zapomniała, że Federacja to nie stowarzyszenie miłośników kanarków, ale podmiot, który odpowiada za ważne sprawy hodowlane, któremu określona grupa ludzi zawierzyła powodzenie swojego interesu gospodarczego, czasem nawet powodzenie całych rodzin. O kim to źle świadczy, jeżeli hodowcy oddają bydło pod ocenę, nie chcąc być jednocześnie członkami związku branżowego, który działa na ich terenie. Ta refleksja nie przyjdzie, lepiej przyjąć żony, sąsiadki, to statystyka jest najważniejsza.
Dalej dzieci oskarżyły Wielkopolski Związek Hodowców o zawyżenie liczby członków, zażądały przeprowadzenia lustracji, którą przeprowadzą … oni sami. To prawie odrobinę lepiej niż inkwizycja.
Wreszcie ostatnim sukcesem dzieci, w myśl politycznej dewizy „panowie policzmy szable”, było wycięcie delegatów na planowany walny zjazd delegatów z tych kół hodowców, które były podejrzane o najwyższą hodowlaną zbrodnię, jaką obecnie jest wyrażanie poparcia dla prezydenta Leszka Hądzlika. W efekcie połowa kół na Podlasiu (i nie tylko tam) nie ma swoich delegatów. Delegatem nie został nawet prezes zarządu związku. To o czymś świadczy. Dzieci potraktowały demokrację nie jako najwyższy wymiar odpowiedzialności za dobro wspólne, ale jako zabawkę, którą właśnie udało się popsuć. Dzieci zapomniały, że w różny sposób można obrazić i zniechęcić ludzi do współpracy z nimi. Zapomniały, że w ten sposób rozpoczęły psucie tego, co z niemałym trudem udało się zbudować przez 28 lat.
Szanowni dorośli, czas wziąć się za wychowanie dzieci. Niech udowodnią swoją pozycję w hodowli, niech nabiorą ogłady i obycia, niech pracują na szacunek i docenienie ze strony starszych, bardziej doświadczonych hodowców. Niech w końcu zrozumieją, że dorosłość równa się odpowiedzialność.
Rozbudzony do końca z zimowego snu.
Jerzy Jeżyk