Gotowi na 55?

Poniższym artykułem inicjujemy rozważania na temat polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Chcemy, aby eksperci, fachowcy, ludzie nauki i praktycy przedstawili założenia, cele, narzędzia wdrożenia i skutki dla polskiego rolnictwa i hodowli związane z pakietem Fit for 55. Postaramy się w sposób obiektywny wskazać wszystkie wymiary tego zamierzenia. Czekamy na Państwa uwagi i pytania.

tekst: Michał Klimaszewski, zdjęcia: Warmińsko-Mazurski Związek Hodowców Bydła Mlecznego

„Zielony (nie)ład” „Zielony ład = głód” – to tylko przykłady haseł, jakie wywiesili rolnicy na transparentach. Fala rolniczych protestów, jaka przelała się przez zachodnią Europę, dotarła także do Polski. Główną osią sporu są zapowiedzi zmian w polityce klimatycznej UE. Redukcja emisji dwutlenku węgla, wymuszająca zmiany technologiczne, powoduje zwiększenie kosztów produkcji, prowadząc ją na granicę opłacalności. Hasła ochrony klimatu, globalnego ocieplenia, zagłady świata na skutek globalnej ekokatastrofy, które zdominowały przestrzeń publiczną, wywołują w nas mieszane uczucia. Zastanawiamy się, czy zagrożenie jest realne, a proponowane środki redukcji adekwatne. Rok 2023 okazał się rokiem największej emisji CO2 do atmosfery. Chiny, USA, Rosja i Indie odpowiadają za ponad 50% światowej emisji. W krajach tych wzrost gospodarczy, uzależniony od cen energii, dominuje nad kwestiami ekologii. Kraje Unii Europejskiej odpowiadają za ok. 7% światowej emisji CO2.

Statystycznie w tej grupie największym trucicielem są Niemcy, a Polska nie łapie się na tzw. podium. Polityka ograniczenia emisji związana jest z wysokością opłat za certyfikaty CO2. Ich cena osiąga 90 euro za tonę, co według wyliczeń przekłada się na 60% ceny energii. W tym samym schemacie marża sprzedawcy sięga 1%. Wyobrażacie sobie, Szanowni Czytelnicy, że wasz rachunek za energię spada o 60%, niechby nawet tylko o połowę. Jak poprawia się opłacalność produkcji? Polska jest w trudnym położeniu, mając energetykę opartą na węglu i mocno wyeksploatowane systemy przesyłowe. Pomimo tego w 2022 roku była europejskim liderem w zakresie redukcji emisji dwutlenku węgla. 60% redukcji Unii Europejskiej było wypracowane przez Polskę.

Jednak w tej beczce miodu pojawia się łyżka dziegciu, i to niejedna. Po pierwsze, czy nasze wysiłki, ponoszone koszty i wyrzeczenia przełożą się na efekt globalny? Po drugie, jak wskazują eksperci, część redukcji nie wynika z trwałych zmian technologicznych, lecz jest wynikiem zaprzestania produkcji. A zatem pojawia się widmo recesji związane z wysokimi cenami energii. I tu dochodzimy do kolejnej odsłony problemu. Jako mieszkańcy byłego bloku wschodniego pamiętamy całą gamę produktów (lodówki, zamrażarki, pralki, samochody), które służyły naszym dziadkom i rodzicom po 30 lat. Dzisiaj większość tego rodzaju sprzętów po 5–6 latach w zasadzie nadaje się do wymiany, bo koszty naprawy są zbliżone do cen nowych produktów. Nie naprawiamy butów u szewca, nie zwężamy garniturów u krawca. Po prostu wyrzucamy i kupujemy nowe. Spójrzmy, jak często ulegamy zachciance zakupu nowego telefonu, nowego tabletu czy telewizora, chociaż dotychczasowy pozostaje sprawny. Albo spróbujmy nakłonić współczesne mamy, aby odrzuciły pieluchy jednorazowe i wróciły do poczciwej tetry. To chyba nierealne.

Jednak łatwo można dostrzec, że w kwestii troski o środowisko istotnym elementem dyskusji powinna być zmiana naszych przyzwyczajeń konsumenckich. Jeżeli ta zmiana odbywa się w drodze konsensusu, jest efektem edukacji społeczeństwa oraz dostarczenia właściwych narzędzi technicznych, to proces ten ma szanse przebiec łagodnie. Jeżeli jednak jest rezultatem rozwiązań narzuconych odgórnie przez określone grupy wpływów, to fala protestów będzie narastać, a im bliżej wyznaczonych terminów zmian, tym bardziej eskalacja niezadowolenia może niemiło zaskoczyć wszystkich. Zwłaszcza że – co tu dużo ukrywać – my sami nie jesteśmy przekonani do konieczności tych zmian, a nawet czasami widzimy ich bezsensowność.

Może garść przykładów. Pamiętacie Państwo pluskwę milenijną? Według „ekspertów” (celowo dodaję cudzysłów) groziła nam globalna katastrofa – 1 stycznia 2000 roku systemy informatyczne miały odmówić współpracy ze względu na to, że ich dotychczasowy format daty 31.12.99 miał nie poradzić sobie ze zmianą na 01.01.00. Tylko nieliczni twierdzili, że problem jest, ale nie takiej skali, jak rozdmuchały go media i środowiska lobbystów. Polski też nie ominęła ta panika. Powoływano zespoły rządowe, wydano znaczne środki budżetowe, a przeciętny obywatel obudził się 1 stycznia 2000 roku z delikatnie szumiącą głową po wypitym szampanie, nie dostrzegając żadnych zmian. Telefony działały, komputery też, a pieniądze zgromadzone na kontach bankowych nie zniknęły. Groźne zapowiedzi to jedno, rzeczywistość to drugie. Inny przykład – zapowiedź wprowadzenia stref czystego powietrza w miastach i parcie na zakup samochodu elektrycznego jako ekologicznego. Podczas gdy w Polsce wielu opowiada się za jak najszerszym wprowadzeniem tego typu stref, niektóre miasta niemieckie wycofały się z podobnego pomysłu.

Zakochani w zeroemisyjności niech odpowiedzą na pytanie: z czego pochodzi energia, która napędza te samochody? Odpowiedź w przypadku Polski jest oczywista – z węgla. A zatem im więcej elektryków, tym więcej emisji CO2. Absurd? Paradoks? Nie, po prostu suchy fakt. Auta elektryczne, ze względu na koszt wytworzenia, nie wytrzymują konkurencji rynkowej z autami napędzanymi konwencjonalnie. Sprzedaż elektryków załamuje się w tych krajach, które rezygnują z systemów dotacyjnych dla nabywców. I tu dochodzimy do kolejnej odsłony problemu, czyli pieniędzy.

Każda transformacja kosztuje – im szybciej wykonywana, tym droższa. Kto wymusza tę zmianę? Z jednej strony europejskie elity polityczne, z drugiej międzynarodowe środowisko finansowe. W Polsce miał być zrealizowany pomysł wyodrębnienia wszystkich aktywów węglowych do jednej spółki. Zapytacie Państwo dlaczego? Bo banki nie chcą angażować swoich środków w tych przedsiębiorców, którzy posiadają brudną (czytaj: węglową) energię. Bez dostępu do kapitału żaden przedsiębiorca nie może się rozwinąć, a Polska, pomimo dużego skoku cywilizacyjnego, wciąż jest na drodze dogonienia gospodarek i zamożności członków tzw. starej Unii.

Kiedy spojrzymy na wszystkie aspekty problemu, zobaczymy, że ekologia może być nie tyle celem, ile elementem współczesnej rywalizacji gospodarczej – żeby nie powiedzieć „wojny ekonomicznej”. Nie lekceważąc troski o środowisko naturalne, postanowiliśmy na łamach „Hodowli i Chowu Bydła” podyskutować z ekspertami z dziedziny prawa, energetyki i ochrony środowiska, żeby podzielili się z naszymi Czytelnikami uwagami i opiniami dotyczącymi polityki klimatycznej UE. Chcemy, żeby na tę istotną kwestię popatrzeć nie przez pryzmat emocji, lecz posługując się argumentami, gdyż wierzymy, że w rezultacie to one powinny decydować. 

Reklama

Nadchodzące wydarzenia