Kolorowa prawda o rozrodzie
Ci z państwa, którzy zechcieli przeczytać artykuł „Białe kłamstwa czy kolorowa prawda”, zamieszczony w poprzednim numerze HiChB, wiedzą, skąd się wziął powyższy tytuł. W środkach masowego przekazu, a zwłaszcza w mediach społecznościowych, obwinia się hodowców o bezlitosną eksploatację zwierząt gospodarskich w ogóle, a krów mlecznych w szczególności. Przedmiotem takich zarzutów są – między innymi – metody rozrodu stosowane w nowoczesnym chowie bydła mlecznego, nazywanym (lub raczej przezywanym) chowem przemysłowym. A gdzie jest prawda?
Zarzutów pod adresem rozrodu bydła mlecznego jest wiele, ale sprowadzają się one do dwóch głównych. Pierwszym z nich jest powszechne stosowanie sztucznej inseminacji. Drugim jest dążenie do tego, aby krowa co roku rodziła cielę, co zdaniem krytyków jest nienaturalne i wynika z dążenia do wspomnianej już bezlitosnej eksploatacji. Przyjrzyjmy się kolejno argumentom za i przeciw.
Dlaczego sztuczna inseminacja?
Trochę mi niezręcznie pisać oczywistości w czasopiśmie skierowanym do ludzi, którzy z inseminacją mają do czynienia na co dzień, a i z kryciem naturalnym też miewają do czynienia od czasu do czasu. Ale a nuż ten tekst przeczyta ktoś, kto nie jest z branży, a chciałby się czegoś (nowego dla siebie) dowiedzieć? Zatem wyjaśniam, że sztuczna inseminacja u bydła polega na tym, że niewielka porcja nasienia buhaja jest umieszczana u wejścia do macicy (w tak zwanej szyjce macicy) krowy lub jałówki. Zabieg wykonywany jest za pomocą długiej, cienkiej rurki stalowej, która wprowadzana jest przez srom i pochwę samicy. Rurka jest naprawdę cienka (cieńsza od wkładu do długopisu). Sam zabieg, jeśli jest poprawnie przeprowadzony, jest mało uciążliwy dla krowy, a na pewno bardziej higieniczny, niż ma to miejsce w przypadku krycia.
Naturalnym sposobem dostarczenia nasienia do macicy samicy jest kopulacja, przez hodowców zwierząt gospodarskich (i nie tylko) zwana kryciem. Buhaj wspina się, opierając mostkiem na zadzie krowy, wprowadza prącie do pochwy, po czym następuje ejakulacja. W jej wyniku nasienie zostaje zdeponowane w górnej części pochwy – blisko wcześniej wspomnianej szyjki macicy. Stamtąd plemniki już o własnych siłach dostają się do tejże szyjki. Dalej proces przebiega identycznie, niezależnie od sposobu, w jaki nasienie znalazło się w macicy. Plemniki wędrują do jajowodów, gdzie napotykają komórkę jajową i gdzie (jeśli wszystko pójdzie gładko) jeden z nich ją zapłodni.
Co do kopulacji, to trwa ona u bydła bardzo krótko – ejakulacja następuje praktycznie zaraz po wprowadzeniu prącia do pochwy, a potem zwierzęta natychmiast się rozłączają. Kopulacja jest możliwa tylko w okresie tak zwanej rui, kiedy samica wykazuje odruch tolerancji, to znaczy pozwala buhajowi (ale także innej krowie) wskoczyć na swój grzbiet. Ruja też trwa krótko – od kilku do kilkunastu godzin. Romantyczne zaloty i długie miłosne seanse zdecydowanie nie są spotykane u bydła.
Pewna pani, przedstawiająca się jako obrończyni zwierząt hodowlanych, napisała na swoim blogu: „Sztuczna inseminacja nie jest niczym naturalnym, jak sama nazwa wskazuje, nie rozumiem też, dlaczego jest czynem dozwolonym” [1]. Opinia ta jest częściowo prawdziwa. Nie ma dwóch zdań – inseminacja nie jest naturalną metodą rozrodu. W drugiej części zacytowana wypowiedź zdradza przekonanie, że jeśli coś nie jest naturalne, to nie powinno być dozwolone. Przekonanie co najmniej naiwne. To, że ludzie unoszą się w powietrzu, też nie jest niczym naturalnym. Mimo to lotnictwo nie jest (jeszcze) zabronione.
Spróbujmy jednak odpowiedzieć tej pani (i wielu innym ludziom, którzy z bydłem nie mają zbyt wiele do czynienia), dlaczego hodowcy zdecydowali się na stosowanie inseminacji (co wymaga wielu zabiegów, kosztów i nakładów pracy), zamiast powierzyć wprowadzanie nasienia do dróg rodnych krowy buhajowi (który oddaje się temu zajęciu z dużym zapałem). Samozwańczy obrońcy krów sugerują zwykle, że powodem jest chęć zmuszenia samicy do zajścia w ciążę. Jak to ujęła pani Sylwia Spurek w swojej szeroko komentowanej wypowiedzi: „krowy są gwałcone, żeby zostać zapłodnione, żeby mogły urodzić, żeby mogły dawać mleko” [2]. A jak jest naprawdę?
Prawda jest tak stara (biotechnika ta rozpowszechniła się w odniesieniu do bydła w pierwszej połowie ubiegłego wieku), że już nawet niektórzy młodzi hodowcy krów mlecznych nie pamiętają, dlaczego wprowadzono inseminację bydła. A celem sztucznej inseminacji u jej zarania była ochrona krów i jałówek przed tak zwanymi chorobami z krycia, czyli chorobami przenoszonymi z buhaja na krowę (i na odwrót) w trakcie wspomnianej kopulacji [3]. Bydło nie jest (ani w naturze, ani po udomowieniu) gatunkiem monogamicznym. Przeciwnie, ambicją każdego buhaja jest pokryć tyle samic, ile zdoła (a także przeszkadzać innym buhajom w kryciu „swoich” samic). Samice też nie czują się zobowiązane do wierności jednemu rozpłodnikowi. W rezultacie choroby wynikające z krycia szerzyły się w populacjach bydła domowego z zastraszającą skutecznością.
Wprowadzenie inseminacji miało zatem na celu poprawienie dobrostanu krów i jałowic oraz rodzonych przez nie cieląt. Bo zdrowie jest warunkiem dobrostanu, a „wolność od cierpienia i chorób” jest jedną z podstawowych tzw. pięciu wolności, jakie powinny przysługiwać zwierzętom gospodarskim. Cel ten został osiągnięty! „Kosztem” opisanej poprawy dobrostanu jest uniemożliwienie krowom i buhajom realizowania naturalnego popędu, jakim jest popęd płciowy. Biorąc pod uwagę fakt, że popęd ten występuje u samic tylko okresowo i trwa bardzo krótko, trudno uznać to za wygórowaną cenę. Trudno też powiedzieć, czy brak kopulacji ma w ogóle jakieś znaczenie dla „szczęścia” krów. Krowy i buhaje nie tworzą trwałych związków. Trudno też stwierdzić, czy kilkusekundowy akt płciowy sprawia samicom bydła jakąś szczególną przyjemność. One go raczej tolerują, niż przeżywają.
Przeciwnicy stosowania inseminacji bydła chwytają się czasem argumentów tyleż emocjonalnych, co dyskusyjnych. Jednym z nich jest stwierdzenie, że inseminacja oznacza „przedmiotowe traktowanie krów” [4]. Przyznam, że nie bardzo rozumiem, na czym miałoby tu polegać uprzedmiotowienie. Jeśli krowę podda się inseminacji, to jest ona traktowana przedmiotowo, a jeśli doprowadzi się ją do buhaja (także bez pytania o zdanie ani jej, ani jego), to zostaje potraktowana podmiotowo? Moim zdaniem ludzie hodujący zwierzęta (nieważne, krowy mleczne czy chomiki syryjskie) sprawują nad nimi opiekę, a to oznacza też, że podejmują istotne dla ich bytu decyzje. Dlaczego człowiek, który podjął decyzję o utrzymywaniu swojego psa na dziesiątym piętrze wysokościowca (z pewnością uczynił to bez konsultacji z czworonogiem), nie jest oskarżany o jego przedmiotowe traktowanie, a hodowca, który uznał, że inseminacja będzie dla krowy lepsza, to ją uprzedmiotowił?
Czy krowa powinna się cielić co roku?
Hodowcy bydła dążą do tego, aby posiadane przez nich krowy cieliły się co roku. Powody są co najmniej dwa. Po pierwsze, poród rozpoczyna laktację. W trakcie tejże laktacji krowa przez kilka tygodni zwiększa produkcję mleka, ale później jej wydajność stopniowo się obniża. Kwestia, jaka długość okresu między kolejnymi wycieleniami jest optymalna (z punktu widzenia ekonomiki chowu), pozostaje od lat tematem dyskusji, ale zwykle przyjmuje się, że powinno to być między 12 a 16 miesięcy. Drugim powodem, dla którego hodowcom zależy na regularnych wycieleniach krów, są cielęta. Przede wszystkim jałówki, które można przeznaczyć do dalszego chowu.
Opisane dążenie hodowców jest przedstawiane jako przykład „nadmiernej eksploatacji”. No bo kto to widział, żeby krowa cieliła się co roku? Tymczasem nie trzeba długo szukać, aby się przekonać, że coroczne wycielenia to typowy rytm praktycznie dla wszystkich gatunków dzikiego bydła. Dla przykładu przytoczę wyniki obserwacji przeprowadzonych na żubrach, obserwowanych w warunkach wolnego chowu w Polsce [5]. Okazuje się, że przeciętna długość okresu między kolejnymi wycieleniami wynosiła dla żubrzyc 14,4 miesiąca (około 437 dni). Była więc niemal identyczna ze średnim okresem międzywycieleniowym, jaki obserwuje się obecnie w populacji bydła mlecznego w Polsce. W 2021 roku wynosił on 426 dni [6]. Biorąc pod uwagę, że ciąża u żubra trwa przeciętnie 270 dni, wspomniany okres międzywycieleniowy koresponduje z obserwacjami poczynionymi przez Jaczewskiego (1958), który stwierdził, że samice tego gatunku najczęściej zachodzą w ciążę w okresie między 40. a 80. dniem po wycieleniu [7]. A przecież żubrzyc nikt do rozrodu nie zmusza! Skąd zatem oburzenie na hodowców, którzy przyjmują, że pierwsze krycie krowy powinno się odbyć 6–8 tygodni po wycieleniu? Zasada: co roku cielę, której trzymają się hodowcy, jest też najwyraźniej zasadą, której hołduje matka natura.
Mamy demokrację, wolność słowa i gospodarkę rynkową. Każdy może (jeśli ma takie głębokie przekonanie) zrezygnować z utrzymywania jakichkolwiek zwierząt, zarówno gospodarskich, jak i domowych. Może powstrzymywać się od spożywania produktów zwierzęcych. Może też przekonywać innych ludzi do swojej postawy w tym względzie. Ale, chyba nie tylko moim zdaniem, nie wypada czynić tego za pomocą argumentów, które są jawnie fałszywe. Dlatego wolę kolorową prawdę (nawet wtedy, gdy nie zawsze są to jasne barwy) od białych kłamstw.
- A. Olszak, 2019, Krowy nie są tym, czym się wydają, blog Hodowla słów, hodowlaslow.pl/krowy-nie-sa-tym-czym-sie-wydaja/
- S. Spurek, 2019, wywiad telewizyjny, wmeritum.pl/spurek-pyta-pl-krowy-sa-gwalcone/295471
- Timothy J. Parkinson, Jane M. Morrell J. M., Artificial Insemination [w:] Veterinary Reproduction and Obstetrics. Elsevier, 2018.
- Szczęśliwe krowy: Mit a rzeczywistość, prezentacja na stronie internetowej, www.humanemyth.org/downloads/happycows_polish.pdf
- Z. Krasiński, J. Raczyński, 1967, The reproduction biology of European bison living in reserves and in freedom, „Acta Theriologica”, 29: 407-444, rcin.org.pl/ibs/publication/24616
- Ocena i hodowla bydła. Dane za rok 2021, Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka, 2022, pfhb.pl/ocena/publikacje
- Z. Jaczewski, 1958, Rozród żubra, Bison bonasus, w warunkach rezerwatowych, „Acta Theriologica”, 9: 333-376, rcin.org.pl/ibs/publication/2778