Od miliona do dwustu!
Przed spotkaniem ze mną hodowcy nie są świadomi, jak duże ponoszą straty przez wysoką liczbę komórek somatycznych (LKS) w mleku – mówi Monika Konieczna, doradczyni Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Na co zwrócić szczególną uwagę, żeby poprawić zdrowotność stada?
autor: Marcin Jajor
Liczba komórek somatycznych w mleku stanowi jeden z podstawowych wskaźników zdrowotności stada krów mlecznych i przekłada się wprost na wydajność mleczną i efekty ekonomiczne gospodarstwa. Zgodnie z najnowszymi wynikami oceny wartości użytkowej krów mlecznych hodowcy przywiązują coraz większą wagę do jakości mleka – w 2023 roku 66% ocenianych w Polsce krów produkowało mleko z przeciętną LKS poniżej 200 tys./ml mleka. To o 3% lepszy wynik niż w 2022 roku. Sukcesywnie zmniejsza się też procentowy udział krów z LKS w przedziale 201–400 tys./ml i powyżej 400 tys./ml odpowiednio o 1% i 2% w relacji rocznej. Niestety, nadal 22% krów pod oceną produkuje mleko, które przekracza normę 400 tys. komórek somatycznych na mililitr mleka (wg PFHBiPM, dane z 2023 r.).
Praca u podstaw
Współpraca z doradcą PFHBiPM, której celem jest zmniejszenie LKS w stadzie, może mieć dwojaki charakter. Pierwsza opcja to jednorazowa wizyta, w trakcie której przeprowadzany jest audyt, który diagnozuje przyczynę problemu i proponuje plan naprawczy, ale – jak zwraca uwagę Monika Konieczna – zdecydowana większość hodowców decyduje się na pakiet Somatyka Plus. Tu hodowca może liczyć na stałą współpracę w celu poprawy zdrowotności stada, podczas której doradcę obowiązują cztery wizyty, w tym podczas doju.
– Jeśli hodowca sam dostrzega problem, to jest to bardzo dobry sygnał, bo zapewne zrobi wszystko, żeby poprawić status zdrowotny krów – mówi Konieczna. W jej opinii podwyższona LKS najczęściej wynika z nieprawidłowej rutyny doju. Problemem numer dwa jest niesprawny i źle wyregulowany sprzęt udojowy. Jak zwraca uwagę doradczyni, już pierwsze spojrzenie na oborę nakreśla obraz sytuacji. Brudne i mokre legowiska, zalegające nieczystości na korytarzach spacerowych i stołach paszowych, nieprawidłowa wentylacja, brak podstawowego dobrostanu to idealne warunki do rozwoju patogenów atakujących wymię. Niebagatelne znaczenie ma również jakość paszy. Bardzo często wiele do życzenia pozostawia dój, gdzie w wielu przypadkach nie obowiązuje żadna rutyna doju, a hodowcy nie prowadzą dezynfekcji ani przed tym procesem, ani po nim.
– Przed spotkaniem ze mną hodowcy bardzo często nie są świadomi, jak duże ponoszą straty. Oczy otwierają, dopiero gdy po zmianach redukujemy LKS do średnio 200–250 tys. i spada liczba klinicznych przypadków mastitis, zużycie antybiotyków, a w portfelu zostaje więcej pieniędzy z mleka – mówi Konieczna. Wszystko dzięki temu, że jednocześnie rośnie wydajność mleczna krów, zgodnie z zasadą, że każdy wzrost LKS o 100 tys. ponad liczbę 200 tys. komórek w 1 ml mleka powoduje obniżenie wydajności krowy o 2,5% w ciągu laktacji!
Rutyna doju
– Proces oddawania mleka oraz wszystkie czynności, które w jego ramach wykonują hodowcy, to prawdziwa skarbnica wiedzy. Mamy tu obraz tego, jak wygląda rutyna pracy, higiena i czy nie występuje zjawisko pustodoju. Możemy też wiele powiedzieć o sprzęcie udojowym – mówi doradczyni PFHBiPM, dodając, że bardzo często szwankuje etap stosowania dezynfekcji przedudojowej.
– Jestem zwolenniczką piany, która skutecznie rozpuszcza brud i dezynfekuje strzyki przed dojem. Niestety, hodowcy bardzo często stosują ją tak, że nakładają, a następnie od razu ją wycierają. Tymczasem czas kontaktu piany ze strzykiem powinien wynosić co najmniej 30–60 s, pamiętając przy tym, że przy prawidłowej stymulacji doju od pierwszego kontaktu do założenia aparatu udojowego powinno minąć ok. 60–90 s. Ta zasada ogranicza pustodój przed dojem – uważa Konieczna.
Z tego samego powodu bardzo ważny jest też właściwy moment ściągania aparatu udojowego. Jeśli krowy doimy zbyt długo, dochodzi do mikrourazów, uszkodzeń tkanki strzyków czy wynicowania kanałów strzykowych. To prosta droga do wzrostu LKS w mleku.
Przyczyną problemów bardzo często jest dezynfekcja poudojowa. Preparat powinien pokryć co najmniej 2/3 strzyka, a kubek, w którym się znajduje, musi być zawsze czysty.
– Hodowca powinien mieć go zawsze pod ręką i przeprowadzać dezynfekcję zaraz po zdjęciu kubków udojowych, a nie po 10–15 minutach. Środki działają, ale trzeba ich używać we właściwy sposób i dokładnie przeczytać zalecenia producenta – stwierdza Konieczna. Ważna jest również substancja czynna stosowanego preparatu.
Nie każdy przypadek jest jednak oczywisty. Nasza rozmówczyni spotkała się ze stadem, w którym bardzo dbano o dobrostan krów i higienę. Rolnicy stosowali też odpowiednią rutynę doju, dbając o wszystkie procedury dezynfekcji przed- i poudojowej. Mimo to LKS nadal była na wysokim poziomie.
– Zauważyłam, że krowy, w tym młode pierwiastki, miały wynicowany kanał strzykowy. To wskazywało na problem z nieprawidłowym podciśnieniem w instalacji udojowej. I rzeczywiście – wynosiło 50 kPa, podczas gdy prawidłowa wartość to 42 kPa. Krowy były tak dojone kilka lat i nikt nie zwrócił na to uwagi! – zaznacza doradczyni PFHBiPM.
Tu tracisz pieniądze!
Jednym z podstawowych elementów, od których specjalistka zaczyna pracę nad poprawą stanu zdrowia krów w stadzie, jest rozpoznanie patogenów atakujących stado.
– To zdecydowanie ułatwia walkę z mastitis, bo wiemy, jaką przyjąć strategię. Choć w większości przypadków przyczyną problemów są bakterie środowiskowe, nie ma gotowej recepty na małą LKS w mleku. Jako doradca nie mam złotej różdżki ani magicznego proszku, który sprawi, że krowy będą zdrowe! – mówi Konieczna i zwraca uwagę, że wszystko jest w rękach hodowcy – im bardziej skrupulatnie przyłoży się do zaleceń, tym szybszych i lepszych efektów może oczekiwać. Główną barierę stanowią zakorzenione i utarte przez lata schematy pracy: bo szybko, bo łatwiej…
– Koszty wprowadzenia profilaktyki i zmian w stadzie, w tym analizy mikrobiologicznej mleka, stanowią tylko ułamek tego, ile można zyskać, poprawiając stan zdrowotny krów. Żeby sobie to uzmysłowić, warto sięgnąć do raportu RW-1, gdzie znajdziemy informację o szacowanych stratach mleka w stadzie, które są wyrażone w kg/dzień – mówi przedstawicielka PFHBiPM. W raporcie mamy konkretną liczbę (wyrażoną w kg/dzień), która pomnożona przez cały miesiąc i cenę mleka, nierzadko daje kilkaset złotych straty.
– Jedną z najtrudniejszych decyzji jest eliminacja problematycznej krowy lub krów. Jeśli w ich przypadku mamy do czynienia z nawracającym zapaleniem wymienia, a LKS w mleku kilka razy w laktacji podchodzi pod milion – leczenie nie ma sensu. Jest kosztowne, a patogen dalej rozprzestrzenia się w stadzie. Co gorsza, stanowi zagrożenie dla pierwiastek, które od samego początku skazujemy na problemy – podkreśla Konieczna.
Zasuszenie krów
W wielu oborach do nieakceptowalnego poziomu LKS w mleku przyczyniają się także problemy z dobrostanem krów. Według naszej rozmówczyni problemem numer jeden w wielu stadach jest zbyt duża obsada zwierząt, co wiąże się z większym ryzykiem uszkodzenia strzyków czy zbyt małą powierzchnią stołu paszowego na jedną krowę. Do tego dochodzą stres cieplny i problemy z racicami. Z kolei znaczna część przypadków zapalenia po wycieleniu ma swoje podłoże w okresie zasuszenia.
– Bardzo często przyczyną są złe warunki środowiskowe. Hodowcy przypominają sobie o tych zwierzętach, dopiero gdy mają się cielić. W wielu przypadkach źródłem problemu jest czystość dojarek konwiowych, którymi hodowcy doją jednocześnie krowy świeżo wycielone i chore – mówi Konieczna. Dodaje, że jest zwolenniczką selektywnej metody zasuszania krów, czyli stosowania antybiotyków tylko, jeśli są konieczne. Jak zaznacza, jeśli raport wynikowy nie wskazuje na problem, krowa była zdrowa przez całą laktację, a w oborze są dobre warunki higieniczne i dobrostanowe, wystarczy zweryfikować daną krowę, wykonując badanie TOK, i w przypadku zdrowych ćwiartek zamknąć kanał strzykowy czopem keratynowym. Ale uwaga: trzeba tu zachować szczególne procedury higieny!
Hubert Juskowiak
Na pakiet Somatyka Plus zdecydował się Hubert Juskowiak z miejscowości Czachorowo (woj. wielkopolskie). Dotąd nastawione na produkcję trzody chlewnej 45-hektarowe gospodarstwo przejął po rodzicach w 2016 roku. Zmodernizował oborę uwięziową, która zyskała przejazdowy stół paszowy, i powiększył stado z 5 do 30 krów (dodatkowo utrzymuje 70 szt. bydła opasowego). W tym samym czasie objął stado oceną wartości użytkowej krów mlecznych.
Efektem tych zmian była poprawa wydajności krów z 6 tys. do 10 tys. kilogramów mleka na krowę rocznie. Niestety, pojawił się problem podwyższonej LKS, która przekraczała 800 tys./ml mleka nawet u ok. 30% krów. Hodowca zgłosił się do Moniki Koniecznej z PFHBiPM. Pierwszym krokiem była sprzedaż mocno problematycznych krów, potem pojawiły się zmiany w rutynie doju.
– Wdrożenie wszystkich zaleceń od razu nie było łatwe, ale stopniowo zmienialiśmy nawyki i okazało się, że są efekty. Dzisiaj zwracamy większą uwagę na dezynfekcję przed- i poudojową strzyków. Piana jest nakładana na ok. 30 s, a dipping zaraz po doju – mówi Juskowiak. Jak dodaje, co prawda zmiany pociągnęły za sobą wydłużenie doju (trwa ok. 50 minut – przyp. red.), ale z drugiej strony zdecydowanie spadła liczba klinicznych przypadków mastitis w stadzie, więc w ostatecznym rozrachunku – czasu jest więcej. Teraz średnia LKS wynosi ok. 230 tys./ml mleka, a w ciągu ostatnich czterech miesięcy z klinicznym zapaleniem wymienia borykała się jedna krowa.
Masz problem z wysoką LKS w mleku?
Zgłoś się do doradcy ogólnego PFHBiPM. Więcej informacji na pfhb.pl