Piętnastka w piętnastkę
Nazywam się Marcin Gościniak. Jestem hodowcą bydła mlecznego. Współpraca z Polską Federacją Hodowców Bydła i Producentów Mleka jest dla mnie bardzo intratnym biznesem, a to za sprawą wiedzy, która – jak mówił filmowy Pawlak – jest „droższa od pieniędzy”.
tekst: Marcin Gościniak, zdjęcia: Marcin Wąż
Zanim zacznę moją opowieść, pozwolę sobie na kilka słów o mnie, mojej rodzinie i gospodarstwie. Mieszkam i gospodaruję w Zalesiu. Nazwa pewnie wam nic nie powie, bo takich Zalesi jest w Polsce tyle samo ile nazwisk Kowalski. Dodam więc, że jest to wieś leżąca w Wielkopolsce, niedaleko Jarocina, stolicy polskiego rocka. Po I wojnie światowej na te tereny przybył mój pradziad. I tak już od ponad stu lat kolejne pokolenia mojej rodziny są związane z tym miejscem.
Kiedy zacząłem przeglądać różnego rodzaju dokumenty, aby przygotować się do napisania tego artykułu, zdałem sobie sprawę, że moje życie hodowlane jest ściśle związane z jubileuszem Federacji. W czasie kiedy Federacja przejmowała zadania związane z oceną wartości użytkowej bydła, ja zostałem właścicielem stada (dokładnie 1 lipca 2006 r.), które przekazał mi mój ojciec Grzegorz. Niestety w tym samym roku zachorował, i tak stałem się hodowcą krów mlecznych.
Ponieważ ojciec preferował hodowlę trzody chlewnej i uprawę ziemniaków, nasze gospodarstwo – jak większość ówczesnych gospodarstw – nastawione było na produkcję wielobranżową. Po przejęciu sterów postawiłem na jeden kierunek produkcji. Wybór padł na mleko. We wszystkich inicjatywach i działaniach mocno wspierają mnie moja mama Ela i żona Lidka (obecnie nauczycielka w stanie spoczynku). Żywię ogromną nadzieję, że za jakiś czas moje trzy latorośle: Hania (12 lat), Gabrysia (9 lat) i Dorotka (3 lata), również włączą się aktywnie w naszą rodzinną działalność.
Jak pamiętam, w 1979 r. zaczynaliśmy od 13 krów. Później przez długi czas w gospodarstwie było ich ok. 25–30, a od 2013 r., kiedy uruchomiliśmy oborę wolnostanowiskową, liczba ta stopniowo rosła, aż finalnie osiągnęliśmy obsadę ponad 80 sztuk mlecznic. Obecnie gospodaruję na 80 ha (53 ha stanowią grunty orne i 27 ha trwałe użytki zielone). Przy tej obsadzie krów wszystko jest podporządkowane bydłu mlecznemu. Śmieję się, że kukurydza to mój drugi obiekt zainteresowania. Nie mogę sobie pozwolić na żadne błędy w uprawie i zakiszaniu. W tym roku zasiałem jej 30 ha.
Tyle tytułem wstępu. Wracamy do meritum, czyli współpracy z Federacją. Ocena w moim stadzie, w porównaniu z innymi hodowlami, prowadzona jest stosunkowo krótko. W tym roku minęło 20 lat od rozpoczęcia współpracy w zakresie oceny krów mlecznych. A wszystko zaczęło się właściwie od mojej mamy, która – jak sama mówi – lubi mieć porządek w papierach i wszystko poukładane. To od niej wyszła inicjatywa objęcia stada oceną. Życie pokazało, że pomysł był strzałem w dziesiątkę.
Wejście pod ocenę stało się bodźcem do rozpoczęcia prawdziwej hodowli bydła. Dostęp do istotnych informacji hodowlanych ułatwił nam selekcję i właściwe ustawienie żywienia stada – jak zapewne sami wiecie, to jest podstawa. Ogólne informacje pozyskiwane z mleczarni to nie to samo, co wiedza na temat poszczególnych krów, którą uzyskaliśmy dzięki narzędziom udostępnionym przez Federację. Analiza pasz i doradztwo żywieniowe, oferowane w ramach tej współpracy, pomogły stosunkowo szybko uporać się z problemem błędnie ustawionych dawek pokarmowych. Jeśli dla kogoś hodowla krów jest pasją, pierwsze sukcesy przychodzą szybko i są zauważalne gołym okiem, to analiza i monitoring stada szybko wciągają i stają się motorem napędowym do dalszych działań.
Kolejnym etapem w rozwoju naszej hodowli była „walka” z rozrodem. W tamtym czasie nasze gospodarstwo obsługiwał bardzo dobry inseminator i technik weterynarii. Niestety, okazało się, że nie wszystkie krycia były zarejestrowane w systemie. To mnie zmotywowało do zrobienia kursu inseminatora. Poszło całkiem nieźle. I tak od prawie 10 lat sam inseminuję krowy w naszym stadzie.
Jak doskonale wiecie, nie ma lepszej motywacji w pracy niż efektywność działań. Oczywiście w życiu nie zawsze jest różowo, ale zgodnie z zasadą: co cię nie zabije, to cię wzmocni, trzeba każdą porażkę przekuć w sukces. Rolnictwo jest generalnie warsztatem pracy pod chmurką i tak naprawdę to natura decyduje o powodzeniu upraw polowych. Przez te wszystkie lata nie zawsze udawało się zorganizować bazę paszową na odpowiednim poziomie. Susza i podtopienia, niestety, nie były rzadkością. I oczywiście cena mleka, jako podstawowy czynnik ekonomiczny w stadzie. Ale jest jeszcze coś – według mnie ważniejszego – pasja. Pasja do tego, co się robi. Pamiętam, zdarzały się takie chwile, gdy odejmowałem z domowego budżetu i rezygnowałem ze swoich marzeń, aby krowom zapewnić dobrostan. I wiecie co? Te działania zawsze mi się zwracały, jeśli nie w danym roku, to w następnym.
Gdy dobrostan krów jest utrzymywany na wysokim poziomie, pora wziąć się za genetykę. Pamiętajcie – nigdy odwrotnie, bo to strata pieniędzy. I tu również przyszła mi z pomocą Federacja, która zaoferowała program do kojarzeń DoKo. Korzystam z tej profesjonalnej usługi praktycznie od początku jej funkcjonowania. W przypadku mojego stada, w którym sam inseminuję, produkt ten sprawdza się idealnie pod względem praktycznym. Zamawiam nasienie buhajów pasujące do danego doboru i nie muszę się martwić, czy inseminator obsługujący moje gospodarstwo zamówi na czas nasienie wskazanych buhajów – a wiem, że jest to dość częsty problem. Tutaj konsekwencja działań jest niezbędna. Zgodnie z głównymi założeniami genetycznymi postawiłem – oczywiście po konsultacjach z selekcjonerem Federacji – na długowieczność, kilogramy białka i rozród. Okazało się, że przy wydajności ponad 11 tys. kg od krowy nie jest to takie łatwe. Ale lubię wyzwania i myślę, że za 2–3 pokolenia krów osiągnę założone cele. Tym bardziej że w procesie przyspieszenia postępu genetycznego wykorzystuję genomowanie zwierząt. Co ważne, dzięki zastosowaniu genomiki już na etapie cielęcia mogę selekcjonować odpowiednie osobniki do remontu stada. Wiem, że tematem genomowania zwierząt zainteresowały się również niektóre mleczarnie i chcą partycypować w kosztach usługi, którą oferuje Federacja. Moim zdaniem jest to ruch w bardzo dobrym kierunku.
Z dużym zainteresowaniem śledzę stronę www.pfhb.pl. Nieustannie czekam na nowości w ofercie Federacji. Kiedy pojawił się program do zarządzania stadem SOL, nie miałem żadnych wątpliwości, że muszę go wypróbować. Okazało się, że to kolejna usługa, która znacznie ułatwiła mi zarządzanie stadem oraz jego monitoring. W programie istnieje możliwość bezpośredniego wprowadzania pokryć do systemu i zgłaszania urodzeń do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. SOL cały czas jest udoskonalany i modernizowany zgodnie z potrzebami hodowców.
Wiem, że tak wysoka wydajność, jaką uzyskuję w stadzie (ponad 11 tys. od krowy), może budzić wątpliwości. Dlatego od początku współpracy z Federacją korzystam z metody A4 i aby poddać się głębszej weryfikacji, wyraziłem zgodę na tzw. mleko skupowe, czyli porównanie ilości mleka odstawianego do mleczarni z kilogramami mleka oszacowanymi w wyniku próbnych dojów.
Jeśli rozród – to, wiadomo, skuteczne zacielenie, okresy międzyciążowy i międzywycieleniowy… Mój Tato zawsze mawiał „nie ma cielaka, nie ma mleka”. Czasami proste myśli najszybciej kiełkują w głowie. Obecnie hodowcy chcą jak szybciej wiedzieć o skutecznej ciąży, dlatego Federacja zaoferowała nam badanie na cielność z mleka za pomocą testów PAG. Dzięki tej usłudze już 28 dni po zacieleniu można zweryfikować skuteczność inseminacji. Wiadomo, pewnych kwestii fizjologicznych nie da się przeskoczyć, ale sama metoda mieści się w bardzo dobrych parametrach czasowych, i – co najważniejsze – jest bardzo skuteczna. Wiem coś na ten temat, bo odkąd zacząłem ją stosować, zrobiłem już ponad 150 analiz. Co istotne, a dla niektórych najistotniejsze, metoda jest całkowicie nieinwazyjna i nie absorbuje ludzi i czasu. Po prostu wystarczy próbka mleka (często pobierana w trakcie próbnego doju) i już!
Przykładem dynamiki rozwoju narzędzi hodowlanych oferowanych przez Federację jest szeroki wachlarz raportów wynikowych. W porównaniu z poprzednią wersją tych dokumentów nastąpił duży skok w ilości i jakości udostępnianych informacji. Można powiedzieć, że wiedza o każdej krowie i każdym stadzie dorównuje wiedzy niejednej agencji wywiadowczej. Pół żartem, pół serio – niczego, co jest związane z hodowlą bydła, nie da się ukryć przed Federacją. Ciśnie mi się na usta truizm „kopalnia wiedzy”, ale to fakt, z którym nie sposób dyskutować. Każdy z nas, jeśli tylko zechce, znajdzie w nich przyczynę problemów występujących w stadzie. Wystarczy dobrze się wczytać i analizować dostarczone informacje. Jeśli nie jesteś do końca pewny, zawsze możesz się skonsultować z zootechnikiem oceny lub innym pracownikiem Federacji. Nie wstydź się pytać, bo jeśli nie zapytasz, będziesz żył w niewiedzy całe życie.
Dla naszego Jubilata bardzo ważna jest kwestia ochrony środowiska. Zamiast wersji papierowej raportów czy faktur, dostaję wersję elektroniczną. Taka forma komunikacji, oprócz zrównoważonego oddziaływania na środowisko, w znaczący sposób przyspiesza przepływ informacji zwrotnej. Jest tylko jeden papierowy dokument, z którego nie chcę zrezygnować – to Karta Jałówki Krowy. Korzystam z programu SOL i zdaję sobie sprawę, że jest możliwość wgrania zdjęcia zwierzęcia do systemu i korzystania z elektronicznej wersji karty, jednak nie na wszystko mam czas. A tak w przypadku zgubienia kolczyków przez jałówkę mogę zidentyfikować sztukę na podstawie konturów. Karta, o której wspomniałem, to swoisty dowód osobisty krowy czy jałówki.
Stado objęte oceną daje o wiele bardziej realne profity z obrotu młodzieżą hodowlaną czy krowami sprzedawanymi do dalszej hodowli. Wbrew opinii niektórych ludzi – wiedza to pieniądz.
Wiadomo, że sprzedaż materiału żeńskiego jest uzależniona od ceny mleka. Bywają miesiące, ba, nawet lata, że w tej kwestii występują praktycznie martwe sezony. Ale kiedy mleko jest w cenie i w gospodarstwie jest nadmiar młodzieży, to jałówka pochodząca ze stada ocenianego ma znacznie wyższą wartość rynkową niż zwykła użytkowa sztuka. W naszym środowisku się przyjmuje, że różnica ta wynosi przynajmniej 30%.
I tak minęło 15 lat współpracy z Federacją. Z okazji tego wyjątkowego jubileuszu postanowiłem wystawić kolorową (jak nowe raporty wynikowe) laurkę Jubilatowi, bo naprawdę zasłużył. Przez te wszystkie lata współpracy nauczyłem się jednego – postęp jest kołem zamachowym gospodarstwa. Rozwój to wiedza – wynikająca z lat praktyki, przekazywana z pokolenia na pokolenie i ta, którą dzielą się z nami Ci, którzy chcą być obok nas na dobre i na złe. Na kalendarzu wydanym przez Federację na bieżący rok w związku z akcją promocyjną „Dziękujemy, że pijecie mleko” widnieje pytanie: „Co stoi za polskim mlekiem?”. Obok jest odpowiedź: „Ludzie, praca, serce”. Nic dodać, nic ująć. Pamiętajmy tylko o jednym – te trzy argumenty muszą być po obydwu stronach współpracy. Jeśli tak jest, to sukces murowany. Moja hodowla jest potwierdzeniem tego faktu. Jak mówią, w dobrym małżeństwie nie ma wyłącznie dobrych dni, ale jeśli jest ich zdecydowanie więcej, to te gorsze idą w zapomnienie. W hodowli krów trzeba wybiegać w przyszłość i układać plany już rano podczas doju, a na efekty pracy czasami czekać latami, zwłaszcza w obszarze genetyki. Zatem ilekroć przechodzę przez biuro przy oborze, utrwalam sobie sentencję wielkiego Polaka Jana Pawła II, która widnieje na moim kubku: „Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro…”. Hodowla bydła mlecznego to ciężki kawałek chleba. Rolnicy często mówią o „uwiązaniu w życiu”. Człowiek dostał wolną wolę. Ja wybrałem to, co sprawia mi satysfakcję i przynosi wymierne korzyści ekonomiczne, bo tylko w tej kolejności ma to sens. Życzę Polskiej Federacji, i sobie jako współobchodzącemu, kolejnych wspaniałych jubileuszy i aby nasza współpraca przynosiła obustronne korzyści, tak jak do tej pory.
Na koniec, tradycyjnie i po polsku, gromkie sto lat!