Systematycznie i do przodu!
Sprawowanie pieczy nad dużym stadem krów to nie przelewki, zwłaszcza nad takim, które liczy ponad 500 sztuk. Doskonale radzi sobie z tym pan Adam Kołodziejski, kierownik produkcji zwierzęcej w przedsiębiorstwie rolnym Agro-Pool Prima, zawiadujący fermą bydła w pomorskich Rykach. Odwiedziliśmy tę hodowlę, byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni tym, że z dawnego PGR-u można zrobić tak fantastycznie prosperujące gospodarstwo.
tekst i zdjęcia: Mateusz Uciński
Gospodarstwo w Rykach w obecnej formie funkcjonuje od 2010 r. Wtedy właśnie zapadła decyzja zarządu spółki Agro-Pool Prima, aby z innych należących do niej hodowli zwieźć całe bydło mleczne w jedno miejsce. Początkowo borykano się z problemem powiększenia stada, które liczyło ok. 300 sztuk – wcześniej zwierzęta bytowały w różnych systemach utrzymania i musiały się dostosować do nowych warunków. Spółka istnieje od 1993 r. i zajmuje się szeroko pojętą działalnością rolną. Użytkuje łącznie 4,5 tys. ha ziemi. Produkcja zwierzęca prowadzona jest w dwóch gospodarstwach: w Gozdawie, gdzie utrzymywane są jałówki (ok. 600 szt.), i w Rykach, gdzie skoncentrowano się na produkcji mlecznej, i do tych potrzeb dostosowano zabudowania dawnego PGR-u.
Aby zapewnić krowom odpowiednie warunki, wyburzono wnętrza starych budynków, a ich szkielety połączono dachami, tworząc przestronne obory w typie wolnostanowiskowym. Sam stół paszowy liczy ok. 9 m szerokości! Pokrycie dachowe zbudowano z ekofal, które, jak przyznają pracujący w gospodarstwie, nie są zbyt dobrym materiałem, gdyż nie posiadają izolacji termicznej, dlatego latem w oborze bywa gorąco. Aby temu zaradzić, w budynkach zamontowano ponad 30 wentylatorów i towarzyszące im zraszacze wody – to bardzo dobre rozwiązanie, gdyż w upalne dni nie zaobserwowano żadnych spadków produkcji mlecznej. Kolejnym etapem modernizacji była budowa hali udojowej typu „rybia ość”, w której są cztery rzędy stanowisk (dla dziewięciu sztuk każdy), co sprawia wrażenie funkcjonowania dwóch oddzielnych hal, z których każda ma własną pompę i oprzyrządowanie, przydatne w przypadku wystąpienia awarii. Dzięki takiemu rozwiązaniu jeszcze nie było sytuacji, żeby nie można było wydoić krów. W tej chwili stado utrzymywane w gospodarstwie w Rykach liczy łącznie ok. 530 sztuk, z czego 470 dojnych. Ich średnia wydajność laktacyjna wynosi 9,6 tys. kg mleka.
Zwierzętami opiekuje się pan Adam Kołodziejski, który jest absolwentem technikum weterynaryjnego, ukończył studia na kierunku technologia żywności, a zanim rozpoczął pracę w Rykach, zajmował się aktywnie korekcją racic. W pracach ze stadem pomaga mu trzech zootechników oraz trzynastu pracowników, pomiędzy których rozdzielono prace w gospodarstwie.
Odpowiednio zadbać o stado
Baza paszowa nie stanowi żadnego problemu dla hodowli w Rykach, z racji ilości gruntów, jakimi dysponuje spółka Agro-Pool Prima. Na przykład zasiewy kukurydzy zwykle są przygotowywane z zapasem, ponieważ gospodarstwo prowadzi także sprzedaż na ziarno. Trawy wysiewa się w okolicach Ryk na powierzchni 100 ha, w okolicach Gozdawy 150 ha zajmują nieużytki zielone i 50 ha lucerna. W tym roku skoszono ok. 150 ha kukurydzy na kiszonkę. Pan Kołodziejski zaznacza, że w gospodarstwie używa się dużo ziarna kiszonego, którego w dawce pokarmowej stosuje się nawet do 6 kg.
Podstawę żywienia stanowi TMR, składający się głównie z kiszonki z kukurydzy. Co istotne, pasza ta jest „mokra” i zawiera 39–40% suchej masy, uniemożliwia to krowom jej segregację. Do tego, aby poprawić strukturę, dodaje się trawę (15 kg), słomę lub siano. Wszystko to przygotowywane jest w wozie paszowym.
– Nie okłamujmy się, jakość mleka to przede wszystkim koryto – śmieje się pan Kołodziejski. – Przetestowaliśmy to w naszym gospodarstwie na przykładzie podawania krowom paszy w upały. Od pewnego czasu zaczynamy karmić nasze zwierzęta o 12, a kończymy o 20. Krowy dojne – obojętnie, czy to jest lato, czy zima – otrzymują paszę dwukrotnie. Wracając do cieplejszych dni, karmimy po południu dlatego, że gdy przychodzi lato i nakarmimy krowy rano, to one potem w ciągu dnia nie pobierają tej paszy, bo jest im po prostu za gorąco, a co dopiero jeść i produkować mleko. Zauważyliśmy, że za to w nocy jest największy pobór paszy. Przy tradycyjnym żywieniu byłaby już zagrzana i nieapetyczna, stąd podajemy TMR po 12, bo kiedy krowy nabiorą apetytu, pasza zwykle jest jeszcze chłodna i apetyczna. Dzięki temu nie widzimy u zwierząt w tym okresie praktycznie żadnych problemów ani z mlecznością, ani ze zdrowotnością.
Skoro mówimy o zdrowiu, warto podkreślić, że jeżeli w stadzie zdarzają się jakieś problemy na tej płaszczyźnie, to hodowcy przede wszystkim koncentrują się na zdiagnozowaniu, dlaczego trzeba leczyć. Przed jakąkolwiek terapią antybiotykową pobierane są próbki, które gdy leczenie nie działa, co widać po pierwszych 12 godzinach, wysyłane są do laboratorium w Gietrzwałdzie. Na podstawie wyników leczenie jest korygowane. Kilka razy do roku w stadzie robiony jest antybiogram. Podobne postępowanie przeprowadza się względem cielaków. To niezwykle ważne, gdyż zbyt pochopne szafowanie antybiotykami w tym okresie życia dodatkowo osłabia i wyjaławia młode zwierzęta. Pan Kołodziejski zaznacza, że w stadzie nie występują większe problemy ze zdrowiem. Świadczy o tym chociażby mała ilość komplikacji powycieleniowych – chyba najlepszy wskaźnik kondycji stada. Podobnie jest z liczbą komórek somatycznych, których poziom jest co najmniej zadowalający.
– U nas praktycznie nie istnieją jakieś szczególne procedury doju – podkreśla kierownik gospodarstwa. – Dipping stosujemy tylko latem, a higienę doju utrzymujemy przy pomocy jednorazowych ściereczek, mimo to liczbę komórek somatycznych mamy poniżej 200 tys. Na pewno ma na to wpływ nasza hala udojowa, która jest troszkę „twarda”, co również zapobiega zakażeniom wynikającym chociażby z pustodojów. Co do samego zdrowia w stadzie, to mamy pewien paradoks: wszyscy wiedzą, że lepiej zapobiegać, niż leczyć, a niestety robią odwrotnie.
Rozród musi hulać!
Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że w każdym gospodarstwie mlecznym, zwłaszcza w takim, które utrzymuje dużo krów, niezwykle istotny jest rozród. Jak zatem wygląda on w stadzie w Rykach?
– W naszym stadzie przede wszystkim staramy się, aby średni dzień laktacji skrócony był do minimum – opowiada pan Kołodziejski. – U nas jest to w okolicach, ze względu na sezonowość wycieleń, 160–170 dni. Jest to spowodowane bardzo prostą procedurą krycia, jakiej się trzymamy. Otóż inseminator ma dwie szanse na pokrycie, jeżeli mu się uda, no to świetnie, jeśli nie, niezacielona krowa idzie na grupę, gdzie chodzą dwa byki. Czyli stosujemy krycie haremowe. Dzięki temu zaoszczędzamy masę pieniędzy, to po pierwsze, a po drugie, patrząc statystycznie, to w gospodarstwie tylko ok. 20% krów cieli się po byku. Reszta pokryć to wynik inseminacji albo nasieniem seksowanym, albo pochodzącym od buhajów mięsnych. Robimy tak z tego powodu, że sprzedajemy byczki i gdy przyjeżdża ktoś zainteresowany takim zakupem i widzi same holsztyno-fryzy, to cena jest automatycznie niższa. Ale jak w stadzie dziesięciu byczków zobaczy dwa mieszańce HF z limousine, czy z blonde d’aquitinne, jego zainteresowanie od razu rośnie. Poza tym w każdym stadzie, tak jak i u nas, są krowy mniej produkcyjne. Nie produkują 10–12 tys. kg mleka, tylko 8 tys., ale są jeszcze w kondycji, dlatego warto je kryć właśnie nasieniem mięsnym, żeby ich potomstwo, że tak powiem, z automatu nam nie weszło do stada. To taka forma selekcji, zwłaszcza że mamy ok. 60 porodów miesięcznie, która umożliwia nam pozbycie się słabszej genetyki w taki właśnie sposób. A dodatkowo mamy jeszcze z tego pieniądze ze sprzedaży cielaków.
Wspomniany powyżej sposób użytkowania nasienia seksowanego i od buhajów mięsnych pozwala na ciągłe powiększanie stada i prowadzenie na bieżąco jego remontu. Inseminacją zajmuje się jeden z zootechników, który dobiera nasienie od kilku firm, zgodnie z aktualnymi potrzebami stada. W gospodarstwie zwraca się uwagę na skuteczność zacielania i łatwość porodów. Co ciekawe, byki do krycia haremowego kupowane są z sąsiedniej hodowli jako cielaki i wychowywane w gospodarstwie, żeby się przyzwyczaiły.
– Moim zdaniem kluczem do braku kłopotów z krowami jest dobrze „hulający” rozród! – akcentuje z mocą pan Adam. – To jest podstawa! Jeżeli to nie będzie grało, to wszystko inne też. W naszym gospodarstwie okres międzywycieleniowy to ok. 400 dni, ale muszę zaznaczyć, że my podchodzimy do tego troszkę inaczej. Szybciej reagujemy, kiedy są krowy nie do inseminacji. Przykładowo, gdy widzimy krowę o wymieniu, które w przyszłej laktacji może już być dość problematyczne dla dojarzy, to wpisujemy ją jako nie do inseminacji, i takie sztuki nam trochę ten okres wydłużają. Takie krowy, które całkiem nieźle się doją, są potem odsprzedawane innym rolnikom, którzy bardzo często je dalej inseminują.
Średnia długość użytkowania zwierząt w stadzie jest bardzo mała, bo wynosi tylko dwie laktacje. Jednak taka sytuacja wcale nie wynika z drastycznego kurczenia się stada, tylko z faktu, że całkiem niedawno wprowadzono do niego bardzo wiele pierwiastek, które automatycznie zaburzyły tę statystykę. Obecnie na 472 krowy w doju jest 170 pierwiastek, po 150 krów w drugiej i trzeciej laktacji i w wyższych laktacjach. Czyli taka niska długość użytkowania w tym przypadku wynika z procesu rozwoju stada. Planuje się stopniową selekcję użyteczności krów, które wchodzą w trzecią, a na pewno w czwartą laktację.
Gospodarstwo, w którym gościliśmy, wyróżnia sezonowość wycieleń – dokłada się tu jak najwięcej starań, aby w miesiącach letnich (lipiec i sierpień) cieliło się jak najmniej krów. Wynika to z faktu, że w tym okresie, na skutek wysokich temperatur, występuje większy stres, a także brakowanie zwierząt z powodu przemieszczeń trawieńca. Naturalnie, nie dotyczy to jałówek, które w Rykach cielą się przez cały rok. Dlatego kiedy przychodzi wrzesień, następuje przerwa w kryciu krów trwająca do początku grudnia. W gospodarstwie działa system wykrywania rui, sprzężony z halą udojową.
Rozród wspomagany jest tu także hormonalnie, za pomocą testów cielności opartych na glikoproteinach PAG.
– Testy cielności zaczęliśmy stosować w naszym stadzie praktycznie od razu, jak pojawiły się one na polskim rynku za sprawą Federacji – wspomina pan Kołodziejski. – Czyli od początku 2019 r. Sprawdzamy nimi wszystkie krowy przed okresem zasuszenia, załóżmy, dwa, trzy miesiące przed, aby mieć pewność, że ta krowa na pewno jest cielna. My podchodzimy do tematu w ten sposób, że krycie to nie jest zablokowanie krowy na 20 dni, tylko tak naprawdę na 60. Wynika to z tego, że jak pokryje się krowę, zanim się ją zbada, a można nie zauważyć kolejnej rui, to mija 40 dni, dalej jest niecielna, więc dochodzi kolejne 20 dni, co w sumie daje wspomniane 60. Czyli biorąc pod uwagę, że niektórzy zaczynają kryć od 60. dnia, to kolejna próba jest w 120 dni, następna szansa to już prawie 200 dni… U nas inseminator ma na pokrycie krowy 100 dni, jeżeli mu się uda w tym czasie to zrobić, to super! Jeżeli nie, trafia ona do haremu. W gospodarstwie ciąże są diagnozowane palpacyjnie przez lekarza weterynarii w okolicach 40. dnia. W naszym przypadku pierwsze krycie jest w okolicy 30., 40. dnia po wycieleniu. Łapiemy pierwszą ruję, czyli dobrej jakości komórki jajowe wytworzone w okresie zasuszenia, bo im później byśmy to robili, tym istnieje większe ryzyko wejścia w ujemny bilans energetyczny, w którym jakość tych komórek może być niższa. Chociaż muszę zaznaczyć, że bardzo się staramy, aby tego bilansu ujemnego nie było, bo w grupie fresh naprawdę dostarczamy mnóstwa energii. Podsumowując, u nas testy cielności z mleka PAG stosujemy przed zasuszeniem krów, daje nam to pewność (przed zasuszeniem), że krowa jest cielna. Zasuszenie niecielnej oznacza jej wybrakowanie. Czy warto zapłacić za test? To chyba oczywiste. W mniejszych hodowlach, gdzie nie ma tak częstych wizyt weterynaryjnych, na pewno sprawdzą się w jeszcze większym stopniu na początku ciąży.
Jak widać, hodowla krów w Rykach, należąca do spółki Agro-Pool Prima, zarządzana jest z głową i bardzo sprawnie, co niewątpliwie jest zasługą pana Adama Kołodziejskiego i jego załogi. Hodowcy nie zamierzają spocząć na laurach. W planach jest dalsze powiększanie stada, aż do osiągnięcia 700 sztuk krów, z których 600 będzie dojnych, a także kolejne modernizacje budynków gospodarskich. Patrząc na dotychczasowe osiągnięcia tej hodowli, jesteśmy pewni, że wszystko, co zostało zamierzone, uda się zrealizować bez problemu.