Szczepienia są bardzo precyzyjną bronią, ale…
Zdrowe krowy w dużym stadzie to marzenie każdego hodowcy. Jak nietrudno się domyślić, rola szczepień w osiągnięciu takiego stanu jest ogromna, jednak trzeba pamiętać także o innych towarzyszących temu procesowi aspektach. Opowiedział nam o tym Karol Wierciński, lekarz weterynarii, pełniący jednocześnie funkcję głównego hodowcy w gospodarstwie Polhoz sp. z o.o.
rozmawiał i zrobił zdjęcia: Mateusz Uciński
Panie Karolu, zarządza Pan dużym mlecznym stadem bydła. Jakie znaczenie w Pańskiej pracy mają szczepienia profilaktyczne utrzymywanych zwierząt?
Trudno utrzymywać się z chowu chorych zwierząt, niezależnie od gatunku, jaki utrzymujemy. Od osiągnięcia dobrego statusu zdrowotnego przechodzimy do opracowywania strategii na zysk. Natomiast zarządzanie zdrowiem zaczyna się od środowiska, w którym zwierzęta przebywają. Takie czynniki, jak wilgotność, stężenie szkodliwych gazów, stopień zapylenia, obieg powietrza, temperatura, jakość posadzki, obecność stresora czy stopień odżywienia, w sposób bezpośredni wpływają na odporność nieswoistą zwierzęcia, czyli na zwykłą odporność na przeziębienia i choroby. Odporność ta odpowiada przede wszystkim za to, żeby nie wpuścić zarazków do wnętrza organizmu przez mury obronne, jakimi są zdrowa skóra czy błony śluzowe, czy żeby organizm miał siłę zwalczyć infekcje, póki zarazki występują w małej ilości.
Dopiero po osiągnięciu dobrego poziomu odporności nieswoistej, kiedy mamy silne i odporne zwierzę, opracowujemy plan na odporność swoistą, czyli celowaną, przeciwko drobnoustrojom, które w warunkach naszej fermy powodują problemy – i za ten odcinek odpowiadają szczepienia. Szczepienia mają „przetrenować” nasze silne, zdrowe zwierzaki, jak szybko i sprawnie poradzić sobie z konkretnym zarazkiem, powodującym konkretną chorobę. Zaznaczam znaczenie słów „silne, zdrowe zwierzęta”, bo same szczepienia, z pominięciem ogólnej odporności, również nie przyniosą spodziewanego rezultatu i nie rozwiążą problemu, a także same nie naprawią środowiska odpowiedzialnego za niską odporność zwierząt. Podsumowując, szczepienia są bardzo potrzebne w mojej pracy, ale w połączeniu z „czapką i szalikiem”.
Na jakie choroby najczęściej szczepicie?
Nasze noworodki zabezpieczamy, szczepiąc matki przed wycieleniem w kierunku patogenów odpowiedzialnych za biegunki cieląt, takich jak rota- i koronawirusy oraz E. coli. Siara od szczepionych matek jest bogata w przeciwciała, które chronią nasze cielęta przed biegunkami. Nasze stada szczepimy obecnie w kierunku drobnoustrojów odpowiedzialnych za występujący u cieląt syndrom oddechowy bydła, czyli syncytialny wirus dróg oddechowych, wirus parainfluenzy (typ 3) oraz Mannheimia haemolytica. Cielęta i krowy szczepimy również w kierunku IBR.
Czy widzicie lub widzieliście w Waszym stadzie rezultaty takich działań?
Odpowiem przewrotnie, a mianowicie – nie widzimy… Nie widzimy objawów chorób albo widzimy je dużo, dużo rzadziej niż przed wprowadzeniem szczepień, a nawet jak wystąpią, to leczą się dużo łatwiej i szybciej i rzadko kończą się upadkiem. Kiedyś, przed ustabilizowaniem programu szczepień, mieliśmy sporo biegunek cieląt pochodzenia koronawirusowego oraz wiosenno-jesienne wybuchy chorób układu oddechowego cieląt. Na początku swojej kariery zawodowej przeżyłem również wybuch IBR w naszym stadzie. Do stada zostały wprowadzone jałowice zakażone IBR zakupione w Holandii. Jako że wcześniej stado nie miało kontaktu z tym zarazkiem oraz ze szczepieniem przeciwko niemu, choroba miała pełny kliniczny przebieg, z objawami ze strony układu oddechowego oraz poronieniami. Padło kilka krów i cieląt, a mleko spadło średnio o 5 litrów na sztukę. Nie życzę tego nikomu.
Jak odniósłby się Pan do ekonomicznych kwestii szczepień? Nie należą one do najtańszych, ale leczenie stada również jest kosztowne.
Kwestie ekonomiczne są zawsze kluczowe. Szczepienia naszego stada stanowią 17% kosztów wszystkich materiałów weterynaryjnych (leków), co stanowi 0,0075 zł na litr, czyli mniej niż grosz na litr. Ogólnie koszt weterynaryjnych materiałów profilaktycznych stanowi ok. 34% kosztów materiałów weterynaryjnych, a poza szczepionkami są to leki do terapii gruczołu mlekowego w zasuszeniu, leki do profilaktyki kryptosporydiozy cieląt oraz leki do odrobaczania. Jeśli nie stosujemy profilaktyki, musimy liczyć się z podwyższonymi kosztami leczenia, z kosztem upadków, zmniejszonym potencjałem produkcyjnym zwierząt po przechorowaniu oraz ze zwiększonymi kosztami pracowniczymi, związanymi z opieką nad chorymi zwierzętami. Nie jestem w stanie wyliczyć sumy kosztów związanych z nieszczepieniem, ale jestem przekonany, że chorymi zwierzętami nie wyprodukuję więcej zysku, nawet jeśli zaoszczędzę na szczepieniach. Koszt antybiotyków stanowi 27% sumy kosztów materiałów weterynaryjnych, czyli mniej niż koszt profilaktyki, i obserwuję trend spadkowy. Z mojego punktu widzenia działania profilaktyczne są również łatwiejsze pod względem organizacyjnym, ponieważ ode mnie zależy, kiedy w tygodniu przeprowadzę szczepienia, natomiast gdy zwierzęta chorują, niespecjalnie chcą się wpasować w nasz grafik.
Szczepienia szczepieniami, ale wydaje mi się, że równie ważne jest przeprowadzanie badań pozwalających na usunięcie ze stada osobników trwale zakażonych (PI).
Tak, badania są bardzo ważne, i to w przynajmniej dwóch aspektach. Po pierwsze, dostarczają informacji o patogenach powodujących stany chorobowe w stadzie, przeciwko którym musimy przygotować szczepienia. Szczepienia są bardzo precyzyjną bronią. Jeśli w punkt dobierzemy szczepionkę, to bezpośrednio zadziałamy na atakujący patogen. Jeśli natomiast szczepionkę dobierzemy bez badań (na oko), to może się okazać, że problem powoduje inny patogen niż ten, przeciwko któremu szczepimy, i nie zaobserwujemy poprawy sytuacji zdrowotnej. Co gorsza, niepotrzebnie obciążymy układ odpornościowy zwierząt „treningiem”, czym go chwilowo osłabimy. Nie wspominając, że są to zmarnowane pieniądze.
Drugi aspekt badań laboratoryjnych to pomoc w zwalczaniu choroby BVD. W przypadku tej podstępnej choroby same szczepienia to za mało. Zgodnie ze sztuką przed zaszczepieniem zwierząt powinniśmy usunąć zwierzęta trwale zakażone wirusem BHV, powodującym BVD, a następnie przez okres mniej więcej roku badać noworodki w poszukiwaniu zwierząt PI, ponieważ takie zwierzęta mogą się jeszcze rodzić, co wynika z biologii wirusa.
Jest Pan również lekarzem weterynarii, dlatego chciałbym zapytać, jak ocenia Pan szanse na to, aby w Polsce wprowadzono programy uwalniania stad od chorób zakaźnych. Jakie, Pana zdaniem, choroby powinny być brane przede wszystkim pod uwagę?
Z tego co się orientuję, budżet państwa nie jest w najlepszej kondycji ze względu na pandemię SARS-CoV-2. Poza tym zmagamy się z grypą ptaków, ASF u świń, zaczynają o sobie przypominać wścieklizna i gruźlica. Nie sądzę, żeby państwo polskie miało ochotę brać na siebie ciężar zwalczania IBR czy BVD. Aktualnie prowadzony jest państwowy program zwalczania IBR i BVD, jednak jest on dobrowolny i finansowany przez hodowcę. Jest to szansa dla hodowców na uzyskanie państwowego certyfikatu stada wolnego od tych chorób, co przy sprzedaży zwierząt może przynosić dodatkową wartość.
Jak zachęciłby Pan innych hodowców do wprowadzenia szczepień w swoich stadach?
Myślę, że istnieje sporo kalkulatorów branżowych, z których można skorzystać, które pomogą wyliczyć, o ile zwiększy się produkcja czy jak się zwiększą zyski po wyeliminowaniu konkretnego problemu zdrowotnego. Niemniej, z praktycznego punktu widzenia, chore zwierzę to problem. Oznacza koszt leczenia, stratę produkcyjności, czasami upadek, stratę czasu, a dodatkowo coś, co jest najbardziej dokuczliwe, mianowicie zamieszanie. Choroba nigdy nie jest planowana, zawsze przychodzi nie w porę, zawsze psuje plany. Trzeba zorganizować pomoc, czekać aż przyjedzie, pamiętać, żeby podać leki. Dodatkowo chore zwierzę wpływa na nasze samopoczucie negatywnie. Nieważne, z której strony spojrzymy na problem, zdrowie zawsze wygrywa – a zdrowie to profilaktyka.