W Polanicy-Zdroju o przyszłości rozrodu –transfer zarodków na pierwszym planie

Transfer zarodków nie służy poprawie rozrodu, lecz jego wspomaganiu. Jego głównym celem jest poprawa postępu hodowlanego w stadzie – podkreślali eksperci podczas tegorocznej konferencji w Polanicy-Zdroju.

tekst i zdjęcia: Izabela Jannasz
zdjęcia: Zofia Borowska-Dobrowolska

W Polanicy-Zdroju (woj. dolnośląskie) odbyła się XXVII Międzynarodowa Konferencja Naukowa „Nowoczesne metody wspomagania rozrodu oraz produkcji mleka”, zorganizowana przez Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu we współpracy z PFHBiPM, odbyła się w dniach 11–13 czerwca br. i składała się z części warsztatowej oraz obrad plenarnych. Te pierwsze odbyły się w Katedrze Rozrodu Zwierząt UP we Wrocławiu i oborze dydaktycznej w Swojczycach. Dotyczyły m.in. praktycznego wymiaru transferu zarodków metodą OPU (pobieranie oocytów, hodowla oocytów in vitro i zapłodnienie in vitro, a następnie przeniesienie zarodków do biorczyń) oraz metodą klasyczną (płukanie zarodków). Zagadnienia te zostały rozwinięte podczas wykładów.

– W ciągu ostatnich dekad hodowla i chów krów mlecznych w Polsce i na świecie ulega dynamicznym zmianom, jakimi są intensywna selekcja genetyczna, wzrost wydajności mlecznej oraz wdrażanie nowych systemów żywienia i utrzymania zwierząt. Niestety zmianom tym towarzyszą negatywne zjawiska, m.in. wzmożone występowanie chorób i znacznie obniżona płodność. Na przestrzeni ostatnich 30 lat sumaryczny wskaźnik płodności, czyli odsetek zacieleń po pierwszej inseminacji, obniżył się z 60–70% do 30–40% – zaznaczał prof. Wojciech Barański z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie podczas swojego wystąpienia w Polanicy-Zdroju (woj. dolnośląskie).

Na czym polega embriotransfer?

Transfer zarodków (ang. embryo transfer) to jedno z najważniejszych narzędzi nowoczesnej hodowli bydła, umożliwiające maksymalizację wykorzystania potencjału genetycznego najlepszych osobników. O metodzie tej opowiadała m.in. prof. Izabela Wocławek-Potocka z InLife Instytutu Rozrodu Zwierząt i Badań Żywości PAN w Olsztynie.

Embriotransfer polega na przenoszeniu zarodków z jednej samicy (dawczyni) do drugiej (biorczyni), co pozwala na szybkie zwielokrotnienie liczby potomstwa od wybranych par rodzicielskich. Według ekspertki skuteczność tej technologii zależy w dużym stopniu od trafnego doboru zarówno dawczyń, jak i biorczyń. Klasyczna metoda ET u bydła opiera się na technice MOET (ang. multiple ovulation and embryo transfer), czyli wypłukiwaniu zarodków. Ostatnio popularność zyskuje też hodowla zarodków in vitro (IVF).

W ostatnich latach w Polsce można zaobserwować wzrost zainteresowania hodowców i lekarzy weterynarii zastosowaniem w praktyce techniki ET. Powodem jest prawdopodobnie wprowadzenie na szerszą skalę selekcji genomowej buhajów i krów. Niewątpliwą zaletą ET jest znaczące przyśpieszenie postępu genetycznego, a także możliwość uzyskania potomstwa od samic mających problem z płodnością, niedojrzałych płciowo, cielnych czy terminalnie chorych.

Co ważne, obydwie techniki – MOET i IVF – choć znacznie różniące się od siebie, mogą doskonale ze sobą współpracować i się uzupełniać, szczególnie w odniesieniu do różnych modeli zarządzania rozrodem oraz różnych potrzeb i zainteresowań hodowców. Kluczowa zatem wydaje się współpraca lekarzy weterynarii, hodowców oraz naukowców w dążeniu do osiągnięcia wspólnego celu – urodzenia wyselekcjonowanych genetycznie, zdrowych cieląt o pożądanej płci.

Dlaczego nie stawiamy na ET?

– Przy trzeciej wielkości populacji bydła mlecznego w Europie, tj. nieco ponad 2 miliony sztuk, wypłukiwanie 276 samic w 2023 r. to zdecydowanie za mało – podkreślał w swojej prezentacji podczas konferencji prof. Jędrzej Jaśkowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dla porównania u naszych południowych sąsiadów, tj. Czechów, przy liczbie bydła mlecznego wynoszącego niespełna 400 tys. sztuk wypłukuje się 334 samice. Co będzie dalej z ET w Polsce, trudno stwierdzić ze względu na szereg czynników zewnętrznych i wewnętrznych. Jako ograniczenia będące przyczyną wciąż małego zainteresowania ET prof. Jaśkowski wskazywał m.in.:

  • zbyt małą liczbę genotypowych zwierząt;
  • zbyt duże rozdrobnienie rolnictwa;
  • opinię o zbyt dużych kosztach ET;
  • wysoki średni wiek rolników i ograniczoną sukcesję gospodarstw, a co za tym idzie – niechęć do zmian;
  • nadal zbyt niski poziom wiedzy i świadomości.

Według eksperta najbliższa przyszłość upłynie na poszukiwaniu rozwiązań z jednej strony zmniejszających koszt całej procedury ET, a z drugiej obniżającej jej czasochłonność.

Pryszczyca: aktualny stan

Na konferencji nie zabrakło prezentacji na temat pryszczycy. O jej etiologii, zwalczaniu oraz działaniach prewencyjnych, w tym u naszych zachodnich i południowych sąsiadów, opowiedział Zdzisław Król, dolnośląski wojewódzki lekarz weterynarii. Zaznaczał, że pryszczyca jest jedną z najgroźniejszych chorób, na którą podatne są zwierzęta parzystokopytne – zarówno te utrzymywane przez człowieka (bydło, świnie, owce, kozy), jak i dzikie (np. sarny, jelenie, łosie, żubry). Wywołujący ją wirus Picornavirus aphtae wykazuje bardzo wysoką zakaźność, a jednocześnie jest odporny na działanie warunków atmosferycznych. To sprawia, że może się szybko przenosić na znaczne odległości, tj. w sprzyjających okolicznościach nawet do 250 km w sposób bierny i czynny. Wirus przenosi się zarówno przez wydzieliny chorych zwierząt (np.ślina, krew, kał, mocz), w produktach uzyskiwanych z tych zwierząt (mięso, tłuszcz, skóra), a także w wydychanym powietrzu.

Zdzisław Król przypominał, że w styczniu br. w Niemczech stwierdzono pryszczycę u trzech bawołów domowych. Działania tamtejszych służb okazały się jednak skuteczne i doprowadziły już w marcu do odzyskania przez ten kraj statusu wolnego od pryszczycy.

Z kolei na początku marca br. na terenie Węgier stwierdzono pryszczycę w dużym gospodarstwie utrzymującym ponad 1000 sztuk bydła. W następnych tygodniach na terenie Węgier wyznaczono kolejne 4 ogniska pryszczycy, przy czym ostatnie 14 kwietnia br. Natomiast w sąsiedniej Słowacji, w pobliżu granicy z Węgrami, (między 21 marca a 4 kwietnia br.) wyznaczono 6 ognisk pryszczycy w gospodarstwach utrzymujących łącznie ponad 7000 sztuk bydła. W obu krajach podjęto stosowne działania, m.in.: ustanowienie obszarów zapowietrzonych i zagrożonych, natychmiastowy zakaz przemieszczania się zwierząt na terenie obydwu krajów, zakaz organizowania wystaw, uśmiercanie zwierząt, unieszkodliwianie zwłok czy obowiązek mycia i dezynfekcji.

W reakcji na niekorzystny rozwój sytuacji epizootycznej na terenie Węgier i Słowacji – Polska również wprowadziła działania prewencyjne, m.in.: kontrole przesyłek zwierząt i produktów pochodzenia zwierzęcego, dezynfekcję pojazdów ze zwierzętami wrażliwymi na przejściach drogowych czy akcje informacyjne. W opinii dolnośląskiego wojewódzkiego lekarza weterynarii obecnie sytuacja zarówno na Węgrzech, jak i na Słowacji stabilizuje się, bo prowadzone działania (wynikające z wprowadzonych procedur) nie potwierdziły rozszerzania się choroby.

Pregnancy rate w SOL-u

Podczas konferencji nie zabrakło też wkładu PFHBiPM, a była nim prelekcja dr inż. Agnieszki Antczak. Tematem jej wystąpienia była nowa dostępna w SOL-u funkcjonalność, którą jest analiza „Tempa zacielania” (ang. pregnancy rate). Termin pregnancy rate był znany w hodowli bydła już od lat 70. XX wieku, jednak dopiero w latach 90. został dokładnie i jednoznacznie zdefiniowany. Przyjmuje się, że określany tą nazwą wskaźnik jest najlepszym wskaźnikiem oceny wydajności reprodukcyjnej stada. Niestety, w Polsce nadal pozostaje mało znany. „Tempo zacielania” to wskaźnik określający odsetek krów, które zaszły w ciążę w okresie jednego cyklu rujowego – czyli 21 dni. Dzięki temu wskaźnikowi hodowca może dowiedzieć się, jak szybko krowy zacielają się po okresie przestoju poporodowego. Wartość TZ powyżej 20% uważa się za dobrą, chociaż powyżej 25% jest jeszcze lepsza. Nie stwierdzono natomiast żadnych korzyści ekonomicznych ze zwiększenia tempa zacielania powyżej 45%. Podczas wykładu dr Antczak przedstawiła sposób wyliczania i interpretacji TZ przyjęte w SOL-u, oraz pokazała, jak wskaźnik ten znaleźć w programie.

Konieczny kompromis

Bardzo ważny temat poruszył prof. Marcin Gołębiewski z SGGW w Warszawie, który mówił o perspektywach w hodowli bydła. Według niego sektor hodowli bydła stoi teraz na rozdrożu i należy poważnie zastanowić się nad kierunkiem dalszego rozwoju. Z jednej strony możliwe jest dalsze zwiększanie produkcji i eksportu, z drugiej rosną oczekiwania wobec zrównoważonego chowu, opartego na dobrostanie i niskim śladzie środowiskowym. Na świecie kierunki rozwoju będą zależały od zdolności dostosowania się do wymogów klimatycznych (Fit for 55, Zielony Ład), postępu technologicznego i zmian konsumpcyjnych. Przyszłość hodowli bydła wymaga kompromisów – między opłacalnością a ekologią, między dobrostanem a produktywnością oraz między tradycją a innowacją. Rozwój tego sektora będzie zależał od współpracy wszystkich: producentów, konsumentów, naukowców i polityków, a wspólnym celem musi być produkcja żywności, która będzie zarówno bezpieczna, jak i akceptowalna społecznie oraz odpowiedzialna środowiskowo.

Nie tylko macica i jajniki

Na koniec należy podkreślić, że poprawa rozrodu na drodze fizjologicznej jest bardzo czasochłonna, wymaga wiele pracy, systematyczności i poświecenia. Eksperci i praktycy zgromadzeni na konferencji w Polanicy-Zdroju byli zgodni – ET nie służy poprawie rozrodu, lecz jedynie jego wspomaganiu. Jego główną ideą jest poprawa postępu hodowlanego w stadzie i nie można w technice tej upatrywać panaceum na całe zło. A zatem w dobie produkcji mleka – zgodnie z hasłem „szybciej, więcej, bardziej”, które narzucają coraz to nowe wymagania i ograniczanie kosztów produkcji – może warto spojrzeć na krowę holistycznie? 