Jesteśmy gospodarstwem wielorodzinnym
Panuje opinia, że dawne Państwowe Gospodarstwa Rolne nie poradziły sobie z przemianą ustrojową z początku lat 90. ubiegłego wieku. Nie do końca jest to prawda. Tezie tej przeczy Pracownicza Spółka „Agrofarm” z pomorskich Jurkowic, gdzie doskonale wykorzystano popegeerowski dobytek dzięki umiejętnemu inwestowaniu w rozwój gospodarstwa ukierunkowanego na produkcję bydła mlecznego.
Na początku nie było łatwo – wspomina prezes spółki Stanisław Grzegorzewski, który z gospodarstwem w Jurkowicach związany jest od 1981 roku, kiedy należało ono jeszcze do Kombinatu Państwowych Gospodarstw Rolnych Powiśle w Czerninie, w którym nasz rozmówca był dyrektorem. – W kwietniu 1993 roku powołaliśmy spółkę pracowniczą „Agrofarm”, w której skład weszło 23 pracowników spośród 36 zatrudnionych w gospodarstwie. Pół roku później, w listopadzie, nasza spółka wygrała przetarg zorganizowany przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa na dzierżawę gospodarstwa w Jurkowicach Pierwszych, leżącego w powiecie sztumskim, w gminie Stary Targ.
Od PGR-u do mlecznej farmy
Wygrany przetarg był tylko początkiem w nowej historii tego pomorskiego gospodarstwa. Już trzy lata później, w 1996 roku, spółka zakupiła od państwa 500 ha przeliczeniowych gruntu, a następnie dokupiła jeszcze 80 ha. Obecnie gospodaruje na 825 ha, z których dzierżawionych jest 347 ha. Uprawiane są nich pszenica ozima (420 ha), kukurydza (150 ha), buraki cukrowe (120 ha), lucerna (35 ha), rzepak ozimy (50 ha), resztę stanowią pszenica jara i łąki torfowe.
Trzeba pamiętać, że w 1993 „Agrofarm” przejął gospodarstwo z całym dobrodziejstwem poprzednich właścicieli, czyli produkcją roślinną i zwierzęcą, na którą składało się stado bydła obejmujące 140 krów dojnych i trzoda chlewna licząca 60 loch. Te ostatnie szybko zostały sprzedane i w Jurkowicach skoncentrowano się wyłącznie na bydle mlecznym, co z racji rychłego przystąpienia Polski do Unii Europejskiej wymagało dostosowania warunków hodowli do nowych przepisów dotyczących dobrostanu zwierząt. Postanowiono zatem zainwestować w budowę nowej obory. W 2008 roku oddano do użytku obiekt na 320 stanowisk dla krów, który został wybudowany z elementów obory zdemontowanej w innym gospodarstwie i przeniesionej do Jurkowic. W myśl tego projektu połączono dwa obiekty w jeden, gdzie łącznikiem został korytarz paszowy pokryty poliwęglanem. Nowy budynek został wyposażony w uchylne kurtyny boczne, świetliki kalenicowe, wentylatory, a także w system monitoringu umożliwiający zarządzanie rozrodem. Obok niego wybudowano cielętnik i halę udojową na 16 stanowisk oraz zbiornik na gnojowicę typu „delta”. Znajdują się tam również: porodówka, sala zabiegowa, chłodnia, magazyn mleka i część socjalna. Obiekt zasiedlono jałowicami własnymi oraz sztukami sprowadzonymi ze Szwecji. Rok później nastąpiła modernizacja starych XIX-wiecznych obór, które przeznaczono dla cieląt, jałówek i krów zasuszanych. Odnowiono ich wnętrza, a za budynkami wybudowano płyty gnojowe.
Kolejne radykalne zmiany przyniósł rok 2017, kiedy to wybudowano nową oborę z przeznaczeniem dla krów zasuszonych i młodzieży. Obecnie cała hodowla w Jurkowicach liczy ok. 770 szt. bydła, z czego 360 szt. stanowią krowy dojne. Stado może się pochwalić średnią wydajnością za 2018 rok wynoszącą 11 253 kg mleka o 3,9% zawartości tłuszczu i 3,38% zawartości białka. Sprzedaż mleka kształtuje się na poziomie 11 086 kg od krowy. W gospodarstwie na stałe pracuje 36 osób.
Hodowla dobrze prowadzona
Przytoczone powyżej wyniki to nie przypadek, tylko rezultat wieloletnich starań całego zespołu pracowników zarządzających jurkowickim stadem.
– Naszym głównym celem jest produkcja mleka – podkreśla prezes Grzegorzewski – więc nie dziwi fakt, że stawiamy na wydajność, ale także na to, aby krowy były dobrze zbudowane i zdrowe. Zwracamy uwagę na mocne zdrowe nogi, zwłaszcza przy betonowych posadzkach, które mamy w oborach. Dbamy też o stan wymion i prawidłowy odchów młodzieży. Przyznam, że udało się nam poprawić zdrowotność nóg, od kiedy korekcja racic prowadzona jest przez pana Jarocha, poza tym wszystko, co się dzieje w hodowli, rejestrujemy w programie Stado OnLine. Nie możemy także narzekać na stan rozrodu. Przy 360 krowach w stadzie notujemy rocznie około 380 urodzeń cieląt. Inseminujemy przez cztery ruje, a jeśli nie ma rezultatu, to w piątej rui stosujemy krycie naturalne buhajem lub inseminujemy nasieniem buhaja mięsnego rasy limousine. W kwestii jałówek przyjęliśmy zasadę, że w pierwszej i drugiej rui stosujemy nasienie seksowane, a przy trzeciej – krycie naturalne. W gospodarstwie mamy dwa buhaje – jednego przy krowach, drugiego przy jałówkach.
Średnia użytkowania zwierząt w jurkowickiej hodowli wynosi 3,2 laktacji. Dzięki temu możliwa jest sprzedaż jałówek cielnych z gospodarstwa, na które – jak przyznaje pan Grzegorzewski – jest duży popyt. Biorąc pod uwagę, że w tym roku będzie o wiele mniejsza wymiana stada, możliwa jest sprzedaż ok. 100 jałowic.
Żywienie w gospodarstwie odbywa się przy pomocy wozu paszowego. Zwierzęta są karmione paszami typu TMR. Dotyczy to zarówno krów produkcyjnych, zasuszonych, jak i młodzieży do 8.–9. miesiąca życia. Młode jałówki następnie są karmione sianokiszonkami z traw, aż do sześciu tygodni przed wycieleniem, kiedy przechodzą na okres przygotowawczy.
W gospodarstwie opracowano także własną metodę karmienia krów, opartą na burakach cukrowych, które są rozdrabniane i zakiszane z mokrymi prasowanymi wysłodkami, w proporcji ¾ buraków i ¼ wysłodków. Zakiszanie następuje w silosie, w rękawach. Kiszonki są porcjowane po 5 kg dziennie na krowę. Zwierzętom utrzymywanym w gospodarstwie nowa pasza bardzo smakuje, jej sława dotarła także poza granice gospodarstwa i po buraczaną kiszonkę przyjeżdżają także rolnicy z okolicznych hodowli.
W jurkowickim gospodarstwie nie spoczywa się jednak na laurach. Mimo niewątpliwych sukcesów cały czas trwają starania, aby hodowla się rozwijała i funkcjonowała jeszcze lepiej.
– Cały czas pracujemy nad poprawieniem genetyki w naszym stadzie – deklaruje prezes Grzegorzewski. – Stosujemy takie buhaje, które poprawią ogólną budowę naszych zwierząt, ze szczególnym uwzględnieniem wymienia i nóg. Zależy nam także na poprawie składu mleka, wydajności i – co jest równie ważne – długowieczności utrzymywanych sztuk. Dobierając buhaje do kojarzeń, nie mamy konkretnych preferencji dotyczących pochodzenia dawcy. Jak dla mnie, to jest już jedna genetyka. Mimo że jej matecznikami są USA i Kanada, to jednak dzieci buhajów pochodzących stamtąd są wszędzie. Pojawia się zatem problem systematycznego zawężania się puli genowej, mimo prób wyszukiwania nowych linii do kojarzeń. Miejmy nadzieję, że zostanie to jakoś rozwiązane.
Cele i plany
Stanisław Grzegorzewski, który z hodowlą bydła jest związany od ponad 40 lat, uważa, że aby się tym zajmować, trzeba to lubić. Innego wyjścia nie ma. Zwłaszcza że na efekty pracy hodowlanej czeka się niekiedy bardzo długo. Chociaż w ostatnim okresie, dzięki rozwojowi genomiki, proces ten znacznie przyspieszył. Z jednej strony to bardzo cieszy prezesa „Agrofarm” w Jurkowicach, z drugiej jednak ubolewa nad tym, że jako hodowca nie może określić indeksu hodowlanego PF odchowanego w gospodarstwie buhajka, pochodzącego od własnej krowy i z własnego doboru. Pan Grzegorzewski uważa, że to bardzo ogranicza polskich hodowców, zwłaszcza że na świecie metoda ta jest powszechnie stosowana, podczas gdy w Polsce przyzwolenie na jej stosowanie mają tylko spółki inseminacyjne.
– Jest to paradoksalne, bo te firmy w dużej mierze bazują na naszych stadach – zaznacza prezes Grzegorzewski. – Poza tym jesteśmy traktowani jak konkurencja dla tych firm i nawet ciężko jest zakupić od nich dobrego buhaja na własny użytek. Z doświadczenia wiem, że jeżeli chodzi o jakość, to genetyka w moim stadzie i w spółkach jest podobna. A niestety jest tak, że potomstwo od buhajów niemających określonego indeksu PF, też go nie posiada. Mimo że się mówi, że ocena genomowa jest dla hodowcy, mimo że kończyliśmy te same uczelnie, żyjemy blisko krów i z nich się utrzymujemy, staramy się hodować je na jak najwyższym poziomie – to niestety wychodzi na to, że jesteśmy gorsi. Jeżeli w moim stadzie rodzą się jałówki, które jako młode są oceniane na 139 czy 140 PF, to analogicznie rodzą się także byczki o podobnych parametrach! Od tych samych krów, po tych samych ojcach!
Gdy prowadzi się tak duże gospodarstwo, jak „Agrofarm” w Jurkowicach, niebagatelną rolę odgrywają także ekonomia i rozsądne planowanie wydatków. Zdaniem prezesa spółki klucz do sukcesu stanowi produkcja bardzo dobrych pasz u siebie w gospodarstwie. Potem pozostaje już tylko dobrze negocjować przy zakupie komponentów i dodatków paszowych, a także jak najlepiej spieniężyć uzyskany produkt, czyli mleko. Chociaż – jak podkreśla Stanisław Grzegorzewski – tu ceny dyktuje rynek, czyli odbiorcy.
„Agrofarm” w Jurkowicach śmiało można nazwać gospodarstwem wielorodzinnym. Pracuje w nim 36 pracowników, których prezes spółki również uważa za rolników i hodowców. Mimo zatrudnienia w gospodarstwie – jego zdaniem – niczym się nie różnią od pracowników w spółdzielni produkcyjnej, która to forma działalności jest obecnie promowana. Cieniem na przyszłości tej doskonale funkcjonującej hodowli kładzie się kwestia dzierżaw pozostających w gestii dyrektora generalnego KOWR.
– Tak naprawdę nie wiadomo, co z tym będzie dalej – rozkłada ręce prezes Grzegorzewski. – Minister Rolnictwa optuje za rozdzieleniem ziemi, która jest w dzierżawach w dużych gospodarstwach, aby zasilić nią te mniejsze. Jednak trzeba pamiętać, że ludzie pracujący w gospodarstwach takich jak nasze to też są rolnicy. Jeśli więc odbierze się nam te 347 ha, które dzierżawimy, to część z tych ludzi wypadnie z pracy na roli. Uważam, że spółki takie jak nasza, które przejęły majątki i ziemię po państwowych gospodarstwach rolnych i nadal prowadzą produkcję, dają zatrudnienie, nie pozwoliły na degenerację pozostałości ubiegłego systemu i stanowią obecnie mocny punkt rodzimego rolnictwa i hodowli, teraz nie ulegną podobnej jak niegdyś parcelacji. To nie będzie dobre dla nikogo. Nie po to włożono bardzo dużo pracy w te gospodarstwa, żeby teraz to – mówiąc brutalnie – przekreślić!
Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie, a „Agrofarm” w Jurkowicach będzie nadal funkcjonował i rozwijał się tak dynamicznie, jak robi to do tej pory. Z całego serca życzymy tego jurkowickiej hodowli, panu Grzegorzewskiemu i jego pracownikom, o których faktycznie czas zacząć myśleć jako o rolnikach i hodowcach. Przecież to ich wieloletnia praca pozwoliła na to, aby dawny PGR przekształcił się w wysokowydajną mleczną farmę.