Ojciec, syn i wnuk: trzy pokolenia z raportami PFHBiPM
– Bez tych informacji błądzilibyśmy we mgle – mówi Maciej Jankowski, który z oceny wartości użytkowej krów mlecznych korzysta od prawie 30 lat. Jaki wpływ na rozwój jego gospodarstwa miała współpraca z PFHBiPM?
tekst i zdjęcia: Marcin Jajor
–Krowy były u nas od zawsze. Hodowali je najpierw dziadkowie, następnie rodzice, a teraz ja – mówi Maciej Jankowski z miejscowości Zamość (woj. wielkopolskie). Przez wiele lat pracował wraz z rodzicami w oborze uwięziowej starego typu, która została wybudowana w latach 70. ubiegłego wieku. Praca była bardzo uciążliwa, bo wszystko trzeba było zrobić ręcznie. Dotyczyło to zarówno zadania pasz taczką, usuwania nieczystości z obory czy doju za pomocą dojarki konwiowej. Obsługa ok. 7 krów zajmowała ponad 8–9 godzin dziennie.
– Nigdy nie miałem dylematu, czy zostać w gospodarstwie, bo było to dla mnie oczywiste. Zawsze starałem się jednak szukać możliwości poprawy warunków pracy i jej usprawnienia, a przy tym zwiększania produkcji mleka. Nie chciałem wegetować, tylko iść do przodu – wspomina tamte czasy hodowca.
Zaczęło się od niewielkiej modernizacji obory, w której w miejsce kojców dla macior pojawiły się nowe stanowiska dla krów, i stado udało się powiększyć do 17 mlecznic. Jedną z pierwszych decyzji po tym, jak bohater naszego reportażu przejął gospodarstwo w 1996 r., było też kupno pierwszego schładzalnika do mleka, który mógł pomieścić 320 l białego surowca. – Wówczas była to dla nas ogromna pojemność i napełnienie zbiornika do końca wydawało nam się szczytem możliwości – mówi Jankowski.
Mam narzędzia i wiedzę
Jak wspomina nasz rozmówca, punktem zwrotnym było objęcie stada (wówczas ok. 12 krów) w 1998 r. oceną wartości użytkowej krów mlecznych. – Stwierdziliśmy, że jak mamy coś robić, to trzeba to robić dobrze, a bez wiedzy o stadzie rozwój nie był możliwy. Chcieliśmy wiedzieć, jakie produkujemy mleko, gdzie mamy problemy, tak by można je było wyeliminować – zwraca uwagę hodowca. Jak zaznacza, w tym czasie odbiorcy mleka w Polsce zaczęli zwracać dużo większą uwagę niż kiedyś na skład i jakość mleka, co przekładało się na możliwość zwiększenia stawki za odstawiany do skupu surowiec. Konieczny był więc stały monitoring zdrowia i żywienia krów.
– Dawniej zadawaliśmy krowom wszystkiego po trochu, tak jak uważaliśmy, i co prawda mleko było, ale daleko odbiegaliśmy od dzisiejszych standardów. Pamiętam, że poprosiłem pierwszego zootechnika oceny o obliczenie dawki pokarmowej. Liczył dwa dni, bazując na jednostkach owsianych. Takie były wówczas narzędzia – mówi Jankowski. Wspomina też wizytę jednego z zootechników oceny, z rozmowy z którym wynikło, że u innego hodowcy pierwiastki zakończyły laktację z wynikiem 9000 kg od sztuki na rok. – Pierwsza myśl: nie, to przecież nie jest możliwe, a z drugiej strony, jeśli komuś się to udało, to czemu ja nie mogę uzyskać takiego rezultatu? Trzeba zrobić wszystko, żeby to osiągnąć. Tym bardziej że posiadam potrzebne do tego narzędzia – podkreśla Jankowski. Dzięki informacjom i bieżącej analizie mleka z wykorzystaniem raportów wynikowych PFHBiPM, szybko okazało się, że taką przeciętną wydajność krów w stadzie jak najbardziej da się osiągnąć.
Dawka pokarmowa pod kontrolą
– Zaczęliśmy precyzyjnie bilansować dawki pokarmowe. Sztuką nie było jednak uzyskanie bardzo dużej skali produkcji mleka. Kluczowe było też to, żeby krowy były zdrowe, regularnie się zacielały i dawały zdrowe cielaki. Tak jest do dzisiaj – zwraca uwagę bohater naszego reportażu. Sporo wysiłku pochłonęło też zapewnienie dobrej bazy paszowej zwierzętom. Hodowca wraz ze swoim ojcem byli jednymi z pierwszych w okolicy, którzy zaczęli zakiszać trawę na potrzeby krów. Następnie przyszła kiszonka z kukurydzy, która zrewolucjonizowała żywienie mlecznic w Polsce. Ostatecznie pasza zadawana w oborze wyparła zielonkę pastwiskową, której skarmienie w okresie letnim znacznie ograniczało produkcję mleka.
– Informacje z oceny trafiają bezpośrednio do mojego doradcy żywieniowego. Jeśli coś jest nie tak, jak powinno, natychmiast interweniujemy i korygujemy dawkę pokarmową. To doradca dba o to, żeby stado było dobrze żywione, i dane z raportów wynikowych PFHBiPM w dużym stopniu to ułatwiają – zaznacza nasz rozmówca. Efekt? W 2011 r. udało się przekroczyć – pozostającą kiedyś w sferze marzeń – barierę 10 000 kg mleka od krowy na rok! Z takim wynikiem dalsza poprawa wydajności mlecznej zwierząt nie jest już priorytetem.
Podejmuję właściwe decyzje
Do uzyskania tak dobrego rezultatu niewątpliwie przyczyniła się dobra genetyka, w którą hodowca inwestował od samego początku. Jego zdaniem to nieprawda, że wysoka wydajność nie idzie w parze z dobrymi wskaźnikami rozrodu. Można pogodzić oba elementy, jeśli stado jest dobrze zarządzane i ma odpowiednie środowisko bytowania. O ile jednak dawniej w doborze buhajów nasz rozmówca stawiał głównie na poprawę efektów produkcyjnych, o tyle od ponad pięciu lat doskonali zwierzęta przede wszystkim w kierunku poprawy cech użytkowych.
– Naszym celem na 2025 r. jest instalacja w istniejącej oborze robota udojowego. Pod tym kątem prowadzona jest selekcja stada związana m.in. z budową wymienia czy długością strzyków – mówi hodowca i zaraz potem zaznacza, że w codziennej pracy hodowlanej od wielu lat pomagają mu doradcy hodowlani PFHBiPM. Dziś, dzięki genotypowaniu zwierząt, ma wiedzę o tym, że znakomita większość młodzieży w stadzie posiada kombinację genów beta-kazeinowych A2/A2, i dąży do tego, żeby wszystkie krowy produkowały mleko A2A2. Ten plan prawdopodobnie uda się zrealizować za dwa lata. – Dzięki genomowaniu mam też pogląd na potencjał genetyczny moich zwierząt, co ułatwia ich selekcję. Wiem, które sprzedać, a które zostawić w stadzie do dalszej hodowli. To zdecydowanie pomaga podejmować strategiczne decyzje – mówi Jankowski.
Pomoc z zewnątrz
Jednym z elementów, na który nasz rozmówca zwraca szczególną uwagę, jest dobra zdrowotność wymienia. Dlatego pod koniec 2024 r. zdecydował się na oferowany przez PFHBiPM pakiet Somatyka PLUS.
– Okazało się, że są rzeczy, które można zrobić lepiej. Specjalistka z PFHBiPM zwróciła uwagę m.in. na rutynę i higienę doju. Dotąd używaliśmy wody do mycia strzyków, która rozpryskując się o posadzkę, zwiększała ryzyko przenoszenia chorobotwórczych drobnoustrojów z krowy na krowę. Dlatego przeszliśmy na pianę – mówi hodowca, po czym dodaje, że ważną wskazówką było również zwrócenie większej uwagi na komfort zwierząt na legowiskach. Kluczowe znaczenie ma tu położenie rury karkowej, które w przypadku niektórych sztuk o większych gabarytach było nieprawidłowe. Zwierzęta, nie mając właściwych warunków do leżenia w wyznaczonych do tego miejscach, kładły się wprost na korytarzach spacerowych. Ważnym elementem, który mógłby poprawić zdrowotność zwierząt, wydaje się też nieco lepsza wymiana powietrza w oborze.
– Na tamte czasy nasz budynek był bardzo nowoczesny, ale dziś zmieniły się standardy, klimat i krowy. Większym zagrożeniem jest ciepło i upalne dni niż siarczyste mrozy – zaznacza hodowca. Podkreśla, że taki stan rzeczy zapoczątkował inwestycje w dodatkowe wentylatory mechaniczne oraz w – wykonany własnym sumptem – system zraszaczy. Bohater naszego reportażu nie wyklucza także dalszych zmian konstrukcyjnych w oborze, których celem będzie zwiększenie otworów nawiewnych, ale niestety będzie się to wiązało ze znacznymi kosztami. Kluczowe znaczenie ma dla niego też lepsza organizacja stada – stąd plany wprowadzenia automatycznego systemu doju.
– Trzeba świadomie podchodzić do tego, co się robi. Na wszystkie wyniki trzeba pracować od pola i od małego cielaka. Zdrowe stado i optymalne parametry rozwoju przełożą się także na zwiększoną produkcję mleka, a co za tym idzie – na pieniądze. Nie ma innej opcji – mówi Jankowski. Jak wspomina, w minionych latach zawsze miał szczęście do zootechników PFHBiPM, którzy wykonywali swoją pracę rzetelnie, i nigdy nie było żadnych nieporozumień. Zawsze można było też wymienić informacje i porozmawiać o doświadczeniach innych hodowców. Jednym z zasłyszanych patentów, który okazał się strzałem w dziesiątkę, była wymiana smoczków wykorzystywanych podczas odpajania cieląt. – Nowe pozwalają naturalnie ssać mleko. Do tego bardzo dbam o higienę i od tej pory praktycznie wyeliminowaliśmy większość problemów zdrowotnych z cielakami – cieszy się Jankowski.
Podsumowanie
– W gospodarstwie pracuje już trzecie pokolenie. Mój ojciec zainicjował ocenę i korzystał z ręcznych zapisków, ja analizuję wersję papierową raportów, a mój syn korzysta na co dzień z programu SOL – podkreśla Maciej Jankowski. Od początków współpracy z PFHBiPM wydajność mleczna krów wzrosła z niespełna 6000 do ponad 11 000 kg mleka od krowy na rok. Hodowca wybudował nową oborę z halą udojową typu „rybia ość” 2 × 4. W budynku utrzymuje ok. 54 krów dojnych. Zgenotypował też całe stado i produkuje mleko A2A2, które trafia do zbiornika na mleko o pojemności 4200 l.
Obraz całego stada
Wygląd i zakres informacji w raportach wynikowych przeszły prawdziwą rewolucję. Podczas naszej wizyty w gospodarstwie okazało się, że bohater naszego reportażu przechowuje bogate archiwa dokumentów związanych z hodowlą krów, w tym stare raporty wynikowe PFHBiPM. Jak zaznacza, zaczęło się od ograniczonego zakresu informacji, które obejmowały wydajność krów oraz procentową zawartość tłuszczu i białka. Początkowo zapisywano je długopisem. Potem pojawiły się obszerne wydruki i coraz więcej informacji, aż do dzisiejszych analiz, których zakres jest bardzo rozbudowany.
Dzisiaj hodowca korzysta z większości oferowanych przez PFHBiPM raportów wynikowych. Oprócz RW1 i RW-2 zdecydował się również m.in. na RW-6 z podziałem zwierząt na grupy: do zasuszenia, do wycielenia i do krycia, RW-8 z analizą liczby komórek somatycznych w mleku, RW-11 służący do kontroli żywienia zwierząt i monitorowania chorób metabolicznych oraz RW Indeksy stanowiący precyzyjne narzędzie zarządzania selekcją w stadzie. Zwraca uwagę, że inwestycja ta jest opłacalna, bo w stosunku do korzyści, jakie przynoszą, ich koszty są relatywnie niewielkie.
– Bardzo ważna jest dla mnie m.in. rubryka „Dzień laktacji (średnia)” z aktualną liczbą dni po wycieleniu, która jest wyliczona dla krów dojonych. To daje obraz całego stada. Zawsze interesuje mnie też wydajność życiowa zwierząt. Mogę się porównać i wiem, na jakim etapie jest moje stado. Bardzo pomocne są też wszystkie oznaczenia kolorystyczne. Jedno spojrzenie i wiem, na co zwrócić uwagę – wymienia Jankowski. Jak wspomina, dawniej na kopertę z wynikami, którą przynosił listonosz, trzeba było czekać co najmniej tydzień. Teraz informacje przychodzą w ciągu 1–3 dni e-mailem. To ogromny postęp.