Solidna oleska marka
Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Oleśnie może do największych nie należy, ale trzeba przyznać, że doskonale odnalazła się na współczesnym rynku mleczarskim i, co ważniejsze, zachowuje stabilność. Bazuje na sprawdzonych, tradycyjnych recepturach i samodzielnie buduje sieć odbiorców, dzięki czemu na brak zamówień nie może narzekać. Zwłaszcza że ma dodatkowego asa w rękawie – doskonałą i jedyną w Polsce mleczną nalewkę o nazwie Śmietankówka Oleska!
TEKST i ZDJĘCIA: Mateusz Uciński
Przyjęło się mówić, że duży może więcej. Tak, to prawda, jednak od tej reguły są wyjątki. Kiedy prześledzimy historię OSM w Oleśnie, sposób zarządzania nią i priorytety w produkcji, zauważymy, jak zaskakujący jest wachlarz możliwości dla funkcjonowania takiego zakładu. Jak się okazuje, można obejść się bez wsparcia sieci handlowych, a swoją markę konsekwentnie wypracować na własnym terenie, w taki sposób, aby konsumenci przede wszystkim sięgali właśnie po oleskie produkty. Naszym przewodnikiem po dziejach spółdzielni, zaczynając od jej początków, a kończąc na współczesności, jest pan Wilhelm Beker – prezes zarządu OSM w Oleśnie, pracujący w zakładzie od lat 80. ubiegłego stulecia.
110 lat tradycji
– Pierwsze wzmianki o naszym zakładzie pochodzą z 1907 roku – rozpoczyna swoją opowieść pan Beker. – Wtedy został wybudowany i rozpoczął produkcję. W tamtym czasie były to tereny niemieckie i w 1945 roku, kiedy nastała władza ludowa, niestety, cała dokumentacja dotycząca większości receptur została spalona. Potem, kiedy mleczarnia została wcielona do Powiatowych Zakładów Mleczarskich, długo starano się odtworzyć oryginalne przepisy, jednak nie do końca się to udało. W latach 50. zakładem zarządzał były oficer Ludowego Wojska Polskiego, towarzysz generała Świerczewskiego, który okazał się całkiem dobrym – jakbyśmy to dzisiaj nazwali – menadżerem, i mleczarni udało się dźwignąć po wojennych przemianach. Kiedy 4 maja 1957 roku państwo oddało ten zakład rolnikom, godząc się na założenie spółdzielni, działał on pełną parą. Od tego czasu dysponujemy też kompletną dokumentacją zakładu. Do roku 1989, czyli zmiany systemu politycznego, mleczarnia funkcjonowała, dostosowując się do zmian w prawie spółdzielczym i warunków ówczesnego rynku. Nowe realia, a zwłaszcza zbliżająca się data przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, postawiły pod znakiem zapytania dalsze istnienie mleczarni. Miałem jednak to szczęście, że dzięki izbom rolniczym udało mi się wyjechać na Zachód i zobaczyć, jak tam funkcjonują tego typu firmy. Musieliśmy wtedy zadecydować, czy zamykamy zakład, czy jednak staramy się dostosować go do nowych warunków. Udało się przekonać członków Rady, że stać nas na modernizację, i tak też zrobiliśmy. Przed akcesją spełnialiśmy wszystkie wymagania pozwalające nam handlować na terenie całej UE. Obawialiśmy się zalewu produktów z krajów unijnych i chcieliśmy na to w jakiś sposób odpowiedzieć. W czasach PRL-u mieliśmy małe możliwości własnej produkcji, bo mleko przekazywaliśmy dalej, do większych zakładów. Te braki także musieliśmy nadrobić. Wtedy wydarzyło się coś, co bardzo nam pomogło w tamtych czasach. Będąc za granicą, spotkałem znajomego, notabene urodzonego na tych terenach, który potem mieszkał w NRD i też pracował w branży mleczarskiej. Po zjednoczeniu Niemiec, kiedy w dawnych wschodnich landach mleczarnie bankrutowały jedne po drugich, mój znajomy ze swoimi przyjaciółmi założył firmę handlującą mlekiem i jego przetworami w Hamburgu. W tej chwili mają 12 mleczarń w Niemczech i handlują z całym światem. Wtedy doszliśmy do porozumienia, i zaczęli kupować nasze mleko i jego przetwory, które okazały się bardzo pożądane na tamtym rynku i porównywalne jakościowo do produktów holenderskich i irlandzkich. Nasze mleko kupowała na przykład Humana, lider odżywek dla dzieci. Dzięki temu pieniądze zainwestowane w modernizację bardzo szybko się zwróciły, a nam udało się wejść na tamte rynki, zanim cała Polska ruszyła na Zachód ze swoimi produktami. Ciekawostką jest to, że przed akcesją media zachodnie pokazywały zacofanie krajów byłego bloku wschodniego i, paradoksalnie, obraz ten bardzo nam się przysłużył, ponieważ nasze produkty odbierane były jako bardzo ekologiczne i zdrowe. Wrócę jednak do Polski tamtych lat. Otóż mimo że sprzedawaliśmy, i nadal sprzedajemy, mleko do tamtej niemieckiej firmy, to musieliśmy znaleźć pomysł na nasz rynek. Pamiętałem, że podczas podróży po Europie widziałem podobne, a nawet mniejsze zakłady od naszego, które doskonale odnalazły się w handlu dzięki specjalizacji. Pomyśleliśmy, że jest to jakieś wyjście – postawić na konkretne produkty, sprawdzone i lubiane przez konsumentów. I był to chyba dobry wybór – kwituje z uśmiechem prezes OSM w Oleśnie.
Własna inicjatywa
Obecnie mleczarnia w Oleśnie posiada około 100 stałych dostawców mleka. Co ciekawe, ta liczba nie zmienia się praktycznie od lat 90., kiedy OSM aktywnie uczestniczyła w akcji dostarczania hodowcom schładzalników na mleko, które w tamtych czasach dopiero wchodziły na polski rynek.
– Wiedzieliśmy, że są na to chętni, więc udało się nam porozumieć z lokalnym dostawcą takich urządzeń, a następnie z bankami w sprawie preferencyjnych kredytów dla hodowców. Ba, nawet nasi pracownicy pomagali przygotowywać wnioski, które potem rolnicy musieli tylko podpisać – wspomina prezes Beker. – Rolnicy raty tych kredytów, poręczonych zresztą przez mleczarnię, spłacali potem w dostawach mleka. Ci, którzy wtedy na to się zdecydowali, współpracują z nami do dzisiaj. Pozostali, niestety, polikwidowali swoje hodowle, ponieważ z roku na rok przepaść pomiędzy nimi a właścicielami schładzalników bardzo się pogłębiała.
Jak zaznacza nasz rozmówca, wpłynęło to bardzo na rozwój hodowli w gospodarstwach dostawców. Obecnie w strukturze dostawców przeważają ci, którzy odstawiają do zakładu około 2,5 tys. litrów mleka dziennie. Średnio do mleczarni trafia w ciągu doby około 30 tys. litrów mleka, przy czym praktycznie nie zauważa się sezonowości jego dostaw. W zależności od zapotrzebowania zakładu surowiec jest także dokupywany lub odsprzedawany.
– Mamy dobre mleko, nauczyliśmy się go nie psuć, potrafimy odpowiednio przygotować je do transportu i w postaci surowca możemy nim obracać, eksportując go dalej. Nie posiadamy proszkowni, jesteśmy na to za małym zakładem – kwituje prezes OSM.
W czym zatem tkwi tajemnica działania oleskiego zakładu? Jak się okazuje, w bardzo dobrym zaplanowaniu produkcji i odpowiednim rynku zbytu. Mleczarnia w Oleśnie słynie przede wszystkim z doskonałego masła i świetnych twarogów, i chociaż ma w swojej ofercie inne produkty, to właśnie na wspomnianych oparła swoją działalność. Bazujące na tradycyjnej recepturze wyroby zyskały bardzo duże uznanie na lokalnym rynku, który jest punktem docelowym dla spółdzielni.
– Cała produkcja w naszej mleczarni jest przygotowywana pod konkretne zamówienia – zaznacza Wilhelm Beker. – To, co wyprodukujemy, od razu jest dostarczane do sklepów. Praktycznie nie mamy magazynów, nadwyżki surowca odsprzedajemy dalej, samodzielnie lub przez pośredników. Masło, którego produkujemy około jednej tony dziennie, rzadko kiedy jest dłużej niż jeden dzień w magazynie, bo bardzo szybko musi trafić do klienta. Staramy się trzymać tradycyjnej metody jego wyrobu, czyli jeżeli dziś wydoimy krowę, to jutro będzie śmietana, a z niej pojutrze masło, które trafi do klientów. Nasze produkty dostarczamy do ponad 400 sklepów, z tego do 70 w Opolu. Mamy odbiorców w całym województwie opolskim, ale zahaczamy również o dolnośląskie i śląskie. Korzystamy z usług tylko trzech hurtowni, resztę rozwozimy sami. Nasi pracownicy, kiedy dostarczają towar, jednocześnie zbierają zamówienia na kolejne dni i sprawdzają stan naszych produktów na półkach. Oprócz tego mamy swój przyzakładowy sklep, gdzie można nabyć cały nasz asortyment. Towar rozwozi pięć samochodów należących do mleczarni, a przy transporcie surowca korzystamy z usług zewnętrznych przewoźników.
Co ciekawe, Okręgowa Mleczarnia w Oleśnie nie współpracuje z sieciami handlowymi, a nawet unika ich usług jak ognia. Kiedyś tego spróbowała, ale po trzech miesiącach rozwiązała umowę i wycofała swoje produkty z oferty hipermarketu.
– Wszystkie sieci zwracały się do nas z propozycjami współpracy – zaznacza prezes OSM. – Z wszystkimi rozmawialiśmy, bo trzeba rozmawiać, ale żadna z nich nie spełniła naszych warunków. Nas cieszą klienci, którzy bardzo często stoją rano pod sklepami i czekają na naszą dostawę, bo wiedzą, że to są towary o krótkiej dacie ważności. Pomysł na własną sieć lokalnej dystrybucji pojawił się właśnie dlatego, że nie wyobrażaliśmy sobie, żeby nasze wyroby o określonej dacie spożycia jechały gdzieś pod Warszawę, do centrum dystrybucyjnego, a dopiero potem były transportowane dalej.
Trzeba także zaznaczyć, że OSM w Oleśnie aktywnie zaangażowała się w inicjatywę o nazwie „Oleski Koszyk”. Zrzesza ona lokalnych producentów żywności, wspieranych przez samorząd powiatowy, którzy pod wspólną marką postanowili promować produkty o niepowtarzalnych walorach kulinarnych, opartych na tradycyjnych recepturach i naturalnych składnikach. Po 5 latach działania tego stowarzyszenia można z dumą stwierdzić, że oferowane przez nie produkty gwarantują naprawdę wysoką jakość, a wśród nich nie mogło zabraknąć twarogów i masła z oleskiej mleczarni.
Mlecznie i z procentami
Dla wielu ludzi łączenie mleka z alkoholem jest dość egzotyczne i jednoznacznie kojarzy się z pochodzącym z Azji kumysem. Na szczęście produkowana w mleczarni Śmietankówka Oleska nie ma nic wspólnego ze sfermentowanym mlekiem, chociaż trzeba przyznać, że jej historia jest bardzo tajemnicza.
– Jedna z legend mówi, że 4 lata po wybudowaniu naszej mleczarni, to jest w 1911 roku, tuż obok otworzono gorzelnię – śmieje się pan Beker. – Jak się okazało, na pomysłowość i kooperację pracowników obydwu firm nie trzeba było długo czekać, i tak powstała nasza Śmietankówka. Trzeba przyznać, że jej receptura, z nieznacznymi zmianami, przetrwała ponad 100 lat i jest regionalnym przysmakiem. Naturalnie, produkowano ją nielegalnie i rozpowszechniano w dość wąskim gronie. Bardziej publicznie pokazaliśmy ją kilka lat temu, zapraszając do degustacji podczas lokalnych uroczystości. Ale wtedy nie było mowy o tym, żeby ją oficjalnie produkować czy sprzedawać. Dopiero w zeszłym roku, 15 października, podczas uroczystości 110-lecia mleczarni, Śmietankówka miała swoją uroczystą, w pełni usankcjonowaną prawnie premierę.
Zanim jednak doszło do uruchomienia produkcji, mleczarnia napotkała wiele przeszkód, wynikających ze skomplikowanego prawa monopolowego. Okazało się, że o ile Śmietankówce nie można przypiąć etykietki produktu nabiałowego, co logicznie odpowiadałoby najbardziej charakterowi napoju, o tyle jako produkt spirytusowy mogła zaistnieć na rynku. Ostatecznie uzyskano pozwolenie na jej produkcję, z tym zastrzeżeniem, że wyroby mleczarskie nadzoruje inspekcja weterynaryjna, a produkcję nalewki – sanepid.
Powodzenie nalewki przeszło wszelkie oczekiwania, i w ciągu pierwszego roku wyprodukowano jej ponad 70 tys. litrów. Początkowo przygotowywana w dwóch małych pomieszczeniach, doczekała się własnej 100-metrowej hali produkcyjnej, w której można produkować nawet do 3000 litrów, czyli 6 tysięcy butelek na dobę! Należy także wspomnieć, że jej sława przekroczyła granice naszego kraju, dzięki pośrednikom trafiła nawet na stoły w Chinach i Kazachstanie, gdzie zyskała bardzo dobrą renomę. Obecnie OSM w Oleśnie poważnie zastanawia się nad certyfikatem na teren Stanów Zjednoczonych, ponieważ pojawił się poważny kontrahent zainteresowany wprowadzeniem nalewki na tamten rynek.
– Śmietankówka stała się bardzo modnym pomysłem na prezent. Są dni, gdy schodzi całymi kartonami. Zwłaszcza panie w niej zasmakowały. Ale zdarzył się przypadek, że jeden z klientów został wysłany do nas przez żonę, aby powiedzieć, że to nie ona wypija takie ilości naszej nalewki, tylko mąż jej dzielnie sekunduje – śmieje się Wilhelm Beker.
Czy oryginalna i naprawdę doskonała w smaku Śmietankówka Oleska stanie się flagowym produktem tej małej, ale bardzo zaradnej spółdzielni mleczarskiej – czas pokaże. Pewne jest jednak to, że z takim podejściem, organizacją pracy i własną inicjatywą Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Oleśnie może spokojnie i śmiało patrzeć w przyszłość. A tego, co – jak zapewnia prezes Wilhelm Beker – jest kluczem do jej sukcesu, czyli doskonale zgranej załogi i wzajemnego zrozumienia, można tylko zazdrościć i stawiać za wzór. Jak widać, nie tylko duzi mogą więcej. Wystarczy chcieć i mieć pomysł. A chęci, pomysłowości i zaradności w Oleśnie nie brakuje. Tak trzymać!