Z wydajnością jest jak ze sportem
Najlepsi na Mazowszu, jedni z najlepszych w kraju. Tak ze spokojem ducha można powiedzieć o Andrzeju i Katarzynie Mórawskich, których hodowla z roku na rok osiąga coraz lepsze wyniki. Co zatem stoi za tym sukcesem? Aby odpowiedzieć na to pytanie, odwiedziliśmy hodowców w ich gospodarstwie w Golanach.
tekst i zdjęcia: MATEUSZ UCIŃSKI
Osiągnięcie średniej wydajności rzędu 13 919 kg mleka to nie lada wyczyn. Zwłaszcza w roku, kiedy Polskę dotknęła dotkliwa susza, która była powodem problemów z uzyskaniem odpowiedniej jakości paszy dla krów. Jak się jednak okazuje, dla chcącego nic trudnego – chociaż okupić to trzeba było solidną dawką hodowlanej pracy, której hodowcy z Golan zdecydowanie się nie boją.
Hodowla państwa Mórawskich powstała w roku 1992, kiedy rodzice pana Andrzeja przekazali mu gospodarstwo wraz z 25 ha ziemi. Obecnie zajmuje ono już 62 ha, z czego 4 są dzierżawione. Na tych gruntach uprawiane są głównie buraki, kukurydza i pszenica. W obejściu hodowanych jest 70 sztuk bydła, z czego 40 to krowy dojne, resztę stada stanowi młodzież. Zwierzęta utrzymywane są w oborze wolnostanowiskowej, na głębokiej ściółce, przy stole paszowym z rusztami, a dojone w hali udojowej typu „rybia ość” (2×5). Trzeba zaznaczyć, że w gospodarstwie ocena wartości użytkowej prowadzona jest od prawie 60 lat.
Wyczucie w hodowli
Remont stada w pełni opiera się na sztukach wyhodowanych we własnej hodowli. Jak zaznacza pan Andrzej, tylko to gwarantuje odpowiednią jakość zwierząt, ponieważ rzadko kiedy udaje się kupić wartościową sztukę od kogoś – takie krowy na ogół zostają w hodowlach. Dlatego hodowcy z Golan bazują przede wszystkim na materiale genetycznym importowanym ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, stawiając na buhaje o najwyższych indeksach. W dużej mierze jest to nasienie seksowane, a średnie zużycie porcji nasienia wynosi 1,5–2 słomek na stado. Brakowanie kształtuje się na poziomie ok. 20%. Trzeba także przyznać, że w hodowli państwa Mórawskich krowy pozostają na dłużej.
– Wszystko zależy od tego, jak sztuka przejdzie pierwszą laktację – podkreśla pan Andrzej. – Jeżeli pomyślnie i jesteśmy zadowoleni, to zostaje u nas na przeciętnie 5–7 laktacji. Chociaż w stadzie mamy też sztuki z 2005 roku. Dochowaliśmy się również krów „stutysięcznic”! Uważamy, że jeżeli krowa funkcjonuje dobrze, to po co ją likwidować? Jeżeli już musimy pozbyć się sztuki ze stada, musi być konkretny powód, taki jak jałowość, problemy z wymieniem czy z nogami.
Jak już wspominaliśmy, państwo Mórawscy zwracają ogromną uwagę na to, po jakich buhajach są sztuki w ich gospodarstwie, i celują zdecydowanie w czołówkę hodowlanej stawki. Ostatnio w hodowli pojawiło się kilka samic po duńskich buhajach, które charakteryzuje szczególna zdrowotność. Cechami zdecydowanie zwracającymi uwagę są zdrowe nogi i dobre wymię. Kwestie produkcyjne, zdaniem hodowcy, są regulowane odpowiednim i zbilansowanym żywieniem. W zarządzaniu rozrodem w swoim stadzie gospodarze kierują się przede wszystkim intuicją i wieloletnim doświadczeniem.
– Zwykle wiem, co da połączenie ze sobą linii rodzicielskich – podkreśla z dumą pan Andrzej. – Orientuję się, jakie są możliwości krzyżowań w moim stadzie. I w dużej mierze dzięki temu mam bardzo niski współczynnik inbredu. Kiedy wchodzę do swojej obory, doskonale wiem, która sztuka jakim buhajem została pokryta. Korzystam także z genotypowania jałówek, nawet ostatnio badana sztuka została matką buhajów. Wiele buhajków z mojego gospodarstwa po otrzymaniu metryki zostało odsprzedanych innym hodowcom. Oprócz tego współpracuję z MCHiRZ w Łowiczu. Myślę, że średni indeks PF w moim stadzie wynosi ok. 105–110.
Własne pasze to podstawa
W golańskiej hodowli niebagatelne, by nie powiedzieć kluczowe, znaczenie ma sposób komponowania i zadawania pasz utrzymywanym zwierzętom. Są one podzielone na dwie podstawowe grupy żywieniowe – krowy zasuszone i krowy wycielone, czyli laktacyjne. Te ostatnie oprócz pasz ze stacji dostają także dodatki z tłuszczem chronionym. Hodowca przyznaje, że bardzo dużą poprawę w stadzie przyniosło wprowadzenie produktów ekstrudowanych – lnu i rzepaku. Akcentuje również, że aby zagwarantować sobie doskonałe wyniki produkcyjne, trzeba mieć pasze bardzo wysokiej jakości.
– Należy przede wszystkim zadbać o swoją bazę paszową – podkreśla pan Andrzej – o własne łąki i pastwiska. Siana nie powinniśmy sypać z woreczka, tylko posiadać własny, sprawdzony skład traw, o jak największych walorach odżywczych, z których przygotujemy dobrą, wartościową sianokiszonkę. To przecież ona jest podstawą, i tylko w ten sposób możemy być pewni prawidłowego żywienia we własnym stadzie.
Trzeba przyznać, że pan Mórawski bardzo docenia wkład pracy jego żony Katarzyny w rodzinną hodowlę. Jak żartuje, niebagatelny wpływ na rozwój hodowli ma właśnie jej „bystre oko”.
– Naprawdę, czasami wystarczy jej jedno spojrzenie na krowę i od razu wie, czy nic jej nie dolega, czy zaczynają się problemy, jest doskonałą obserwatorką – akcentuje hodowca. A wracając jeszcze do żywienia, zastosowaliśmy w naszej oborze bufor i zwierzęta same pobierają tyle paszy, ile chcą, i ma to ogromne znaczenie dla zdrowotności krów. Zdarza się, że pasza z wozu paszowego wyjdzie za miałka lub coś z nią jest nie tak, to od razu pobranie sody gwałtownie wzrasta, co też jest jakimś czynnikiem alarmującym. Reasumując, żywienie w naszym stadzie odbywa się z wozu paszowego i ze stacji, a dla tych najwybitniejszych krów podsypujemy jeszcze paszę z szufelki.
W stadzie zwraca się dużą uwagę na ogólną kondycję krów i chociaż, jak informuje hodowca, średni wskaźnik BCS oscyluje w okolicach 4, to pani Katarzyna zaczyna zastanawiać się nad zmianami w żywieniu, ponieważ krowy zaczynają mieć tendencję do otłuszczania. Bardzo ważny jest także fakt, że państwo Mórawscy dysponują zdrowym stadem, które zostało niedawno przebadane pod kątem IBR i BVD. Co prawda pojawiają się problemy z mastitis, ale to typowe przy utrzymywaniu zwierząt na głębokiej ściółce.
Rozród pod kontrolą
Wykrywanie rui odbywa się na podstawie obserwacji, w stadzie nie ma synchronizacji, a także nie używa się hormonów, mimo że w ostatnim okresie pojawia się wiele ciąż bliźniaczych. Krowy na ogół badane są przez weterynarza w 30. dniu po zacieleniu, także na wypadek występowania cyst lub komplikacji ciąży. Kryte są około 90. dnia po wycieleniu, a wiek pierwszego inseminowania jałówek wynosi 14 miesięcy, chociaż są one obserwowane już miesiąc wcześniej, żeby sprawdzić, czy spełniają wszystkie wymagane warunki do pokrycia. Okres międzywycieleniowy w hodowli państwa Mórawskich wynosi 400–405 dni.
– Wbrew opiniom, że im większe wydajności, tym większe problemy z rozrodem, u nas tego nie ma – podkreśla pan Andrzej. – To kwestia zdrowotności całego stada. Im jest ona większa, tym większe będą wydajności w stadzie. To trochę jak w sporcie: wysportowany i zdrowy zawodnik osiągnie więcej. O zdrowie w hodowli trzeba dbać praktycznie od poczęcia, czyli także o matkę. Dlatego przygotowujemy własną specjalistyczną paszę, bazującą na premiksie. Używamy zwiększonej ilości tłuszczu chronionego oraz lnu zawierającego kwas omega-3, który bardzo dobrze wpływa na nowo urodzone cielęta. Takie specjalne żywienie wycielonej sztuki stosujemy przez ok. 3 tygodnie po porodzie, bazując na takich produktach, jak tłuszcze i prefiksy.
Hodowcy myślą o wybudowaniu cielętnika, w którym hodowlana młodzież miałaby jak najlepsze warunki. Państwo Mórawscy są na etapie starania się o odpowiednie pozwolenia, bo, niestety, trochę ograniczają ich problemy z miejscem. Jednak, jak przyznają, budowa nowego pomieszczenia dla cieląt jest niezbędna, bo obecnie przebywają one w prowizorycznej szopce. Zwłaszcza że hodowcy podkreślają, że prawidłowy odchów młodych sztuk to niebagatelny element dobrze prosperującej hodowli.
– Kiedy krowa się wycieli, to pozostaje cały dzień na porodówce razem z cielakiem – opowiada pan Andrzej. – Krowy, naturalnie, się nie doi, a młode albo samo ssie, albo mu się pomaga i przychodzi do niego 3–4 razy dziennie, aby przyjęło jak największą ilość siary. Nie stosujemy preparatów siarozastępczych, chociaż mamy zamrożoną siarę od innych krów, na wypadek sytuacji awaryjnej. Na szczęście takie nie zdarzają się praktycznie wcale. Cielęta karmimy najpierw mlekiem, a nie preparatem mlekozastępczym, potem stosujemy starter dla cieląt i kukurydzę.
W hodowli państwa Mórawskich najważniejszym narzędziem są zdecydowanie raporty wynikowe z oceny wartości użytkowej bydła, które są szczegółowo analizowane i stanowią podstawę do kontroli zdrowotności stada i zastosowanego w nim żywienia.
Mleko z gospodarstwa oddawane jest do mleczarni Mlekoma w Przasnyszu. Ceny za surowiec, jak zaznacza hodowca, są na poziomie średniej krajowej. Koszty produkcji mleka w dużej mierze stanowią produkcja własnych pasz i wydatki na zakup dodatków paszowych, takich jak tłuszcze czy premiksy. Efektem tych wszystkich zabiegów w gospodarstwie są wysokie wydajności mleczne. Pojawia się zatem pytanie, czy biorąc pod uwagę ponoszone koszty, opłaca się mieć tak wysokie wydajności?
– Co do opłacalności, to nie ukrywajmy, że wszystko zależy od ceny mleka – odpowiada pan Mórawski. – Obecnie cena jest dobra, ok. 1,52 zł za litr, więc wysoka wydajność w stadzie przekłada się na zyski. Gorzej, kiedy są gorsze okresy w koniunkturze na rynku mleka. Poza tym nieprawdą jest to, co się mówi o „żyłowaniu krów” przy wysokich wydajnościach. Moim zdaniem krowa, która nie daje określonej ilości mleka, jest chora. Naturalnie, przy wysokich wydajnościach potrzebne są wiedza i doświadczenie, które pozwolą osiągnąć wysoką mleczność, bez jednoczesnego wyciskania z krowy wszystkiego. Wystarczy spojrzeć na nasze stado, które jest w bardzo dobrej kondycji. Zwierzęta są zdrowe, zacielają się bez problemów, nie są zamęczone taką produkcją.
Hodowcy zgodnie dodają, że oprócz jakości pożywienia, zwłaszcza sianokiszonki, oraz dyscypliny w prowadzeniu swojej hodowli zwierzętom, które przebywają w gospodarstwie, należy zapewnić jak największy dobrostan, tak aby mogły w spokoju produkować. Przykładowo, w oborze państwa Mórawskich niedawno zainstalowano system do zraszania krów ograniczający stres cieplny w czasie upałów.
– Nie można po prostu zadać paszy, wydoić, i to wszystko – podkreśla pani Katarzyna. – Trzeba naprawdę bacznie obserwować, co się dzieje w stadzie. Nam to się udaje, nauczyliśmy się tego, mamy swoje sposoby na dobrze funkcjonującą hodowlę. Wrażliwość na to, co się dzieje z naszymi zwierzętami. A to jest bardzo ważne.