Otwórzmy swoje stada na przychody z genetyki

Od czasu wprowadzenia w 2008 r. przełomowej technologii genomowej sytuacja w dziedzinie hodowli całkowicie się zmieniła. Spójrzmy na to oczami amerykańskiego producenta mleka, który wskaże nam alternatywne ścieżki pozyskiwania dochodu z genetyki i nowe możliwości, jakie pojawiły się dzięki selekcji genomowej. Być może te sugestie zainspirują także naszych hodowców.

tekst: Anna Siekierska

Globalizacja hodowli bydła holsztyńsko-fryzyjskiego powoduje, że właściciele krów tej rasy na całym świecie mają w zasadzie takie same możliwości rozwoju swojego warsztatu pracy. Jedną z możliwych dróg jest dbałość o permanentny przyrost wartości hodowlanej stada na drodze genetycznego doskonalenia, czyli o stały postęp hodowlany w stadzie. Jednak wielu właścicieli krów tego nie robi lub szybko się do tego zniechęca. Zapytajmy więc, dlaczego tracą zainteresowanie genetyką. Przecież prawdopodobnie już zainwestowali w nią jakieś pieniądze. Czy ich krowy nie oddały włożonych w nie środków i nie są warte tego, żeby w nie dalej inwestować? A może hodowcy uważają, że wyhodowanie specjalnej rodziny krów nie tworzy w ich stadzie żadnej wartości dodanej? Albo może jest im obojętne, jakich buhajów używają? Może, kupując nasienie u dealera, biorą kilka buhajów w pakiecie, niespecjalnie je selekcjonując pod względem ich przydatności do posiadanych krów, i nie analizują, czy nowe pokolenie będzie lepsze. Często małe fermy nie bardzo są pewne swojej roli w branży genetycznej. Nie należąc do kategorii aktywnych uczestników programu hodowlanego dostarczających do podmiotów inseminacyjnych buhaje, od których nasienie jest sprzedawane innym hodowcom, nie widzą dla siebie innego pożytku, jaki może im przynieść aktywny udział w tworzeniu postępu hodowlanego. Ograniczają się do pozycji konsumenta – nabywcy nasienia. Nawet nie przypuszczają, że w tym łańcuchu zależności także właścicielowi niedużego stada może przypaść część zysku z pracy genetycznej.

Gdyby nad tym problemem się zastanowić, to dotychczas za taki podział ról, a co za tym idzie – zysków, właściwie nie są odpowiedzialne ani stacje inseminacyjne, skoncentrowane na własnej polityce rynkowej i produktowej, ani hodowcy – właściciele krów, którzy codziennie ciężko pracują w swoich stadach. Ale czasy się zmieniają! Potrzeby ewoluują. W jaki więc sposób wielu ciężko pracujących hodowców wciąż znajduje sens tej pracy i swoje miejsce w branży produkcji mleka?

Trzeba sobie uświadomić, że każda zmiana przynosi nowe możliwości. Te nowe możliwości są zróżnicowane, mogą wymagać nowych umiejętności lub nawet być nieco ryzykowne. Warto zauważyć, że systemy i sposoby sprzedaży, które zawsze się sprawdzały w przeszłości, obecnie już nie wystarczają, aby dobrze prosperować na rynku. Dziś każdy hodowca musi „włączyć” kreatywne myślenie, nie powinien kurczowo trzymać się starych sposobów działania, tylko otwierać się na proponowane nowe rozwiązania lub tych rozwiązań sam poszukiwać.

W takim właśnie duchu, nie od razu negując: „e tam, to nie dla mnie”, zapoznajmy się z pomysłami producenta mleka zza oceanu. Pewne są przeznaczone dla mniejszych stad, natomiast inne są bardziej realne do zastosowania w stadach większych.

Celem hodowlanym w dużym stadzie powinno być świadome i zamierzone użycie do krycia samic określonych rozpłodników, np. buhajów wycenionych na córkach

Opcje dla stad o wielkości od 1 do 200 krów

Gdy w 2005 r. z grupą polskich hodowców i selekcjonerów byłam w Kanadzie, jedna z wizyt zawiodła nas do obory liczącej 40 krów. Była to obora uwięziowa, krowy stały do siebie zadami, jednak nigdy wcześniej nie widziałam tak przygotowanych stanowisk. Były one długie i wygodne dla zwierząt, ale podwyższone w stosunku do podłogi ganku gnojowego o ok. 40 cm. Gdy przyjmujący naszą grupę właściciel opowiedział, jaki jest profil jego stada, wszystko stało się jasne. Otóż znaleźliśmy się w oborze nastawionej na produkcję zarodków (dosłownie!), a konstrukcja stanowisk była zabiegiem komercyjnym. Chodziło bowiem o to, aby potencjalni klienci odwiedzający oborę optycznie odbierali stojące w niej krowy za jeszcze bardziej kalibrowe, niż były w rzeczywistości. Na świecie znane jest zamiłowanie Kanadyjczyków do dużego kalibru krów, więc wiadomo, o czym mówię. Zresztą do dziś pamiętam, jakież tam stały krowy: przepiękne pokrojowo, z głębokim tułowiem, szerokimi zadami i kapitalnymi wymionami, a skrócone rodowody, wypisane na wiszącej nad każdą krową tablicy, przyprawiały o prawdziwy zawrót głowy. Każda z tych 40 krów była dawczynią zarodków, więc tylko można sobie wyobrazić, jaką stanowiła wartość. Dlaczego to wspominam? Bo to był przykład obory, gdzie dochód główny był czerpany ze sprzedaży „produktu genetycznego” – zarodków. Hodowca będący właścicielem tej obory cały swój wysiłek koncentrował na zabiegach ET i opowiadał, że zapotrzebowanie na efekty jego pracy w tamtym czasie było tak duże, że zamówienia na konkretne zarodki, od konkretnych par rodzicielskich, oczekiwały w kolejce.
W Polsce taki model funkcjonowania obory jest chyba mało realny do powszechnego polecenia, ale być może godne uwagi mogłyby być pewne formy współpracy hodowców związane właśnie z zabiegami embriotransferów. O nich mówi amerykański farmer – producent mleka.

Jedną z możliwości do rozważenia jest zakup dawczyni i wykonywanie zabiegów wypłukiwania zarodków oraz odchowu urodzonych z ET cieląt w ramach czasowego kontraktu zawartego przez kilku hodowców. Początkowy koszt zakupu dobrej dawczyni byłby podzielony między uczestników kontraktu i zrekompensowany przez uzyskane cielęta. Założeniem tego wariantu kontraktu jest jego czasowe trwanie, tj. dopóki dawczyni nie zostałaby odsprzedana do dalszej hodowli. Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że taki rodzaj kooperacji, np. między sąsiadami, w Polsce się nie przyjął, ale sam pomysł jest ciekawy.

Nieco inna jest propozycja dla stad, w których znajdują się krowy z bardzo wysokimi wartościami hodowlanymi. Takim hodowcom zaleca się, aby kryli nieograniczoną liczbę samic nasieniem seksowanym bardzo wysokiej jakości. Ktoś może się obawiać nadmiaru materiału remontowego, z pewnością jednak nie będzie problemu z intratną sprzedażą jałówek, które będą w czołówce krajowego rankingu młodzieży. W tej wersji ważne jest, aby używać do krycia nasienia seksowanego różnych buhajów i większej ich liczby, gdyż każda kombinacja rodziców zwiększa szanse na urodziny wyjątkowego pod względem indeksu cielęcia, które poddane zostanie ocenie genomowej. Ten model uzyskania dochodu z „produktu genetycznego” – jałówki po ojcach z nasienia seksowanego, jest tańszy od wcześniej opisanego, bo nie ma tu kosztów związanych z przygotowaniem dawczyni i biorczyń do ET oraz wykonaniem samego zabiegu. Być może znajdzie się także stały klient – inny hodowca, zainteresowany dłuższą współpracą z takim stadem, a więc regularnym zakupem bardzo dobrych genetycznie młodych jałówek. W naszych warunkach jest praktykowane, że gdy jałówki zakupione w jednym stadzie się sprawdzają, to taki zakup jest powtarzany, czasem nawet kilkakrotnie. W proponowanym wariancie zmieniłoby się jedynie podejście sprzedającego, bo zazwyczaj na sprzedaż są przeznaczane jałówki niespełniające oczekiwań właściciela pod względem parametrów hodowlanych. Mówi się, że prawdziwy hodowca nie sprzedaje najlepszych sztuk. Tu jednak z założenia właśnie te najlepsze jałówki byłyby przedmiotem transakcji sprzedaż-kupno. Oczywiście, za tym pójdą cena i zysk dla sprzedającego.

Jeszcze inna, ale niemniej interesująca, jest alternatywa dla niedużych stad, wymagająca dobrej współpracy z najbliższą stacją inseminacyjną. Polega ona na tym, że dla takiego stada wyłącznym celem byłoby produkowanie dla stacji buhajów specjalnej jakości, np. o umaszczeniu czerwono-białym, bezrożnych lub pochodzących po parze rodziców zupełnie ze sobą niespokrewnionych (tzw. kojarzenie outcross). Oczywiście do tego jest potrzebna bardzo dobra umowa między stadem a stacją inseminacyjną. Głównym powodem do takiej współpracy mogą być obopólne zyski partnerów: dla stacji wyhodowanie buhajów o specjalnych parametrach genetycznych jest kosztowne, więc znalezienie stada, które koncentrowałoby się na takiej działalności, musiałoby przynosić korzyści zarówno hodowcy, jak i producentowi nasienia.

Opcje dla większych stad (pow. 200 krów)

Duże stada dysponują zazwyczaj większą liczbą jałówek w przybliżonym wieku, co od razu daje im przewagę wobec stad mniejszych. W takim wypadku można rozważyć, aby dużemu przedsiębiorstwu hodowlanemu lub stacji inseminacyjnej udostępnić swoje jałówki jako biorczynie zarodków. Oczywiście, mając po sąsiedzku elitarne, nieduże stado zajmujące się embriotransferem. Właściciel dużej partii jałówek w wieku odpowiednim do zacielenia byłby też z pewnością atrakcyjnym partnerem biznesowym dla takiego hodowcy. Środki, które musiałby zaangażować na przygotowanie biorczyń, byłyby zależne od przyjętej strategii prowadzenia tej działalności, gdy cielność jest uzyskiwana z pokrycia nieinseminacyjnego (czyli z przeniesienia zarodków).

Inną możliwą propozycją w tej kategorii wielkości stad jest produkowanie dużej liczby jałówek lub, ogólnie mówiąc, potomstwa po buhajach o określonej jakości. Biorąc pod uwagę, że rokrocznie w obrót wchodzą tysiące młodych zwierząt, dlaczego nie zrobić z tego celowo wartości dodanej, a nie proponować tylko zwykły, surowy towar? Jak to można osiągnąć? Generalnie celem takiej pracy jest świadome i zamierzone użycie do krycia samic określonych rozpłodników, np. buhajów wycenionych na córkach. Nadal w społeczności hodowców znajdują się zwolennicy konwencjonalnej wyceny, którzy w swoich stadach chcą się opierać na potomstwie starszych, sprawdzonych buhajów. Albo inna alternatywa to celowe stosowanie buhajów, u których określone cechy zostały oszacowane na wyjątkowo wysokim poziomie. Takich zadaniowych buhajów lepiej jest poszukać między bardzo dobrymi konwencjonalnie ocenionymi rozpłodnikami niż między młodymi buhajami ze średniej półki. W dobie coraz bardziej powszechnego stosowania genomiki ta propozycja może zostać rozszerzona o specjalne cechy uwarunkowane genetycznie, jak np. bezrożność lub beta-kazeina A2A2, czy też dla stad oddających mleko do mleczarń produkujących sery – warianty kappa-kazeiny. Już także w Polsce, nie tylko na Zachodzie czy za oceanem, część hodowców decyduje się na produkcję mleka specjalnej jakości, upatrując w tym szansy dla ekonomiki swojego stada. Dlaczego więc nie stać się regularnym dostawcą samic posiadających te specjalne genetyczne cechy i czerpać z takiej sprzedaży dodatkowy zysk?

Jeszcze jeden ciekawy pomysł pojawił się przy rozważaniach o możliwości uzyskania dodatkowego dochodu z genetyki. Załóżmy taką sytuację: hodowca ogłasza chęć sprzedaży pewnej większej partii jałówek, a zgłasza się do niego chętny zakupić tylko kilka z nich, ale za to najlepszych pod względem genetycznym. Można wtedy zaproponować mu sfinansowanie zgenotypowania całej partii samic w zamian za możliwość wyboru tych kilku z najlepszymi indeksami i oddać je nowemu nabywcy. Oczywiście wszystko musi być oparte na porządnie sformułowanej umowie, zgodnie z zasadą win-win, tak aby zarówno sprzedający, jak i kupujący odnieśli odpowiednie korzyści. Sprzedający – bo odstępując kilka najlepszych jałówek, otrzymałby wiarygodne informacje o wszystkich pozostałych, co daje mu znowu dodatkowe możliwości, a kupujący – bo zgodnie ze swoim planem, nie kupiłby kota w worku. I wtedy każda ze stron wyszłaby z transakcji z zyskiem.

Nowe technologie tworzą nowe możliwości

Właściwie powyższe rozważania pokazują tylko możliwości uzyskania dodatkowego dochodu z działań opartych na marketingu genetycznym, wykorzystaniu metod biotechnologii i nowej dziedziny, jaką jest genomika. Ale trzeba pamiętać, że dochód z hodowli powinien pochodzić z ciągłego ulepszania stada poprzez genetykę, a więc prawidłowo prowadzoną selekcję i właściwy dobór par do kojarzeń. Jednak przyznać trzeba, że niektóre z przedstawionych pomysłów mogą być inspirujące, choć na pierwszy rzut oka wydają się mocno ryzykowne lub prawie niemożliwe do zrealizowania – może jeszcze nie dzisiaj, ale w przyszłości. W każdym razie przed hodowcami i producentami mleka także w naszym kraju stale pojawiają się nowe wyzwania i możliwości poszukiwania nowych rozwiązań. I choć głównym produktem uzyskiwanym od krów nadal jest mleko, to nie tylko ono może być źródłem dochodów z utrzymywania stada.

Na podstawie artykułu Genetic income opportunities zamieszczonego w czasopiśmie „HoIstein International” 3/2021

Nadchodzące wydarzenia